sailorwolf sailorwolf
1713
BLOG

Europa - Wybrzeże Kości Słoniowej - Buenos Aires

sailorwolf sailorwolf Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Private Loobook

    CSAV Manzanillo

Aug.15th2004 – Dec.22nd2004

17 sierpnia 2004, w drodze z Antwerpii (1/559) do Abidjanu (2/560) na statku CSAV Manzanillo

Zrobiło się już 10 sierpnia, a jestem na wyskości Gibraltaru, jadę do Abidjanu na Wybrzeżu Kości Słoniowej czyli Ivory Coast. Zmiennik w trzy godziny przekazał mi statek bardzo pobieżnie, więc właściwie przekopuję się sam. Na dokładkę padł mi silnik w Kanale La Manche i sześć godzin dryfowałem zanim zreperowali. Potem pojawił się dość silny SW sztorm, który nas opóźnił, ale pozwolił ukryć te sześć godzin przed czarterującym. Mój statek(budowa Szczecin) ma 184 m długośći, wypiera 30.835 ton wody, silnik ma 18 115 KM, jedzie koło 20 węzłów i zabiera 1730 TEU.

21 sierpnia 2004

O szóstej trzydzieści minąłem prawą burtą Grand Canarię, jestem na kursie SSW. Prędkość 19-20 węzłów.

Dziś sobota, a więc zwyczajowe alarmy ćwiczebne : pożarowy, opuszczenia statku, oraz ISPS (poszukiwanie bomby).

Niedziela , 22 sierpnia 2004

Tydzień następny mojego życia upłynął zmarnowany daleko od rodziny i świata.

Na siostrzanym statku, który pływa ze wschodniego na zachodnie wybrzeże Ameryki Południowej, przez Cieśninę Magellana jest dowódcą mój kolega ze szkoły morskiej Maciek Eckert. Oprócz tego jest tam mój stary przyjeciel chief engineer Krzysiek Leszczyński i drugi oficer Kaczmarczyk. Obaj zdeklarowali się do mnie zamustrować nawet przed świętami.

Jadę wzdłuż wybrzeży Mauretanii z prędkością 20 węzłów. Czasami udaje się nam złapać kawałki olimpiady w telewizji. Wiemy tylko na pewno,że w żeglarstwie w klasie Finn wygrał Kuśmierewicz.

Mój syn Kacper wrócił podobno do domu z hordą dziewczyn i oświadczyl mamie, że robi „imprę”. Mama oczywiście się nie zgodziła, więc ja „rzucił” i wrócił późnym wieczorem. Jak na 9 lat to ma fantazję.

Jutro pójdę do cooka i mu powiem: Żdnych frytek, placków, naleśników, lodów i ciastek. Zawsze tak mówię kucharzom, a co.

W tym Abidjanie to ja już byłem na Boringii (EAC) i na Elisabeth Oldendorff po drewno teakowe. Mam złe doświadczenia z tego portu, mieliśmy stmtąd mnóstwo stowawaysów. Wyciągnęliśmy siedmiu czy ośmiu, a i tak jeszcze dwóch zostało na później. Wyszli jeden przed Capetown, drugi przed Bombajem.

Abidjan (2/560), 26 sierpnia 2004

Wszystko się zmieniło; pilota dostałem już 1515, a przy kei nr.12 lewą burtą byłem już 1624. Potem przyszły odprawy uszczuplając mój slop. Najważniejsi byli przedstwiciele tzw. kwarantanny. W tym celu mieli na sobie białe fartuszki.

27 sierpnia 2004

Jest ósma rano, załadunek kontenerów zakończono o siódmej i zaczęto przeszukiwanie statku. Jak dotąd znaleziono 5 stowawaysów, z czego trzech wyskoczyło za burtę i popłynęło w stronę dżungli, a dwóch policja skuła i zabrała na ląd. Mówili po angielsku więc z Nigerii, albo Ghany. Wybrzeżanie Kościosłoniowi mówią po francusku.

Aj natomiast kilkaset mil od lądu jestem w końcu szczęśliwy. Rio de Janeiro osiągnę drugiego września.

Niedziela 29 sierpnia 2004

Wczoraj o 2000 przecięliśmy równik. Niezauważalnie, bo na pokładzie było akurat BBQ.

Pracowitość jest w zasadzie cechą dodatnią i pożądaną. Są jednak wyjątki. Takim przykładem jest tu mój chief oficer. Jest bardzo dobrym oficerem, ale oprócz tego uważa się za dobrego kucharza. Przywiózł na statek prawdziwe flaki i maszynke do robienia kiełbasy. O tej kielbasie przy najlepszej woli można powiedzieć, że jest bez smaku, niestety wytwórca robi tę kielbasę z taką pasją i zacięciem, że nikt nie ma odwagi mu tego powiedzieć. Niestety samych flaków ma 25 kg.

- Będzie na długo – cieszy się – wie pan co? Nigdy nie próbuję podczas roboty-

- Może powinieneś – sugeruję nieśmiało.

-Nie! Nie muszę! Zawsze wychodzi wspaniała –ucina stanowczo.

I niestety jest tak pracowity, że spieprzył już gołąbki, zupę i galaretkę z kurczaka. Na szczęście schodzi w Rio. Wtedy wszystko wywalimy za burtę.

0930

Za dobrze by było, żeby tak było. Chief engineer zadzwonił, że maszyna padła. Zwolniliśmy i poszedłem do maszyny. Bolt długości półtora metra, średnicy ze 2 cm, od wtryskiwacza czwartego układu pękł. Odłamany kawałem razem z nakrętka leżał obok. Jak to sie mogło stać? Wygladało, że nakrętka była krzywo nakręcona. Ale to nie wina mechaników-nakręcaczy, tylko widocznie miała krzywy gwint i zamiast trzymać całym gwintem trzymała jednym punktem i bolt nie wytrzymał. Bolt zespawaliśmy. Może część nieoryginalna -to się zdarza ale winni ci z lądu.

Teraz albo jechać do Rio de Janeiro 11 węzłów i być 10 września, albo coś wykombinować. Poradziłem chiefowi, żeby wykorzystać pomysł elektryka, który pływał na grekach.


image








image

Dwie stalówki trzymają na chainblockach,( po polsku flaszencugach).

Chief mechanik tak się rozbisurmanił, że podkręcił do 17 węzłów i będę w Rio 3 września. Dzwoniłem do naszego sperintendenta, a on, że już wysyłają bolt do Buenos Aires.

-Nie, nie! – krzyknąłem - Buenos kancelowane, ze względu na spóźnienie!-

Więc wyślą do Rio.

31 sierpnia 2004

Wszystkie obliczenia na koniec miesiąca mam już gotowe, ale nie mogę płacić ludziom, bo zabiurkowcy na lądzie jeszcze nie sprawdzili.

1 wzrześnia 2004

Niejaka Marlies sprawdziła i oficerom już mogę wypłacić. Załodze jeszcze nie.

Rano pękł znów ten sam bolt. Znów zmarowaliśmy godzinę na powtórne spawanie. Dzwonił agent z Rio de Janeiro i pyta co się dzieje? Ja mu na to, że pogoda, swell, prądy i w ogóle, że życie jest ciężkie. A ona na to,że i tak idziemy na kotwicę a cumujemy w sobotę rano.

Trzeba przebukować loty schodzących z 2 na 4 września.

4 września 2004, reda Rio de Janeiro (3/562)

Jak zwykle niezgodnie z przepisami do zatoki wchodzi sie samemu mijając fort Santa Cruz na kablu i dopiero wewnątrz „wkracza” pilot. Wkracza, bo zamiast zadowolić się sztormtrapem, żąda opuszczenia gangwaya. Szkoda, że nie żąda windy albo balonu. Mój pilot nie był zbyt bystry, kotwicę rzucaliśmy dwa razy, bo pierwszy raz wycelował w jakiś podwodny kabel. Stracił głowę.

- Capatain, dragujemy 3 węzły, co robić? – pyta.

Rzuciliśmy jeszcze raz i byczymy się. Zawołała nas Madeleine Rickmers. Okazuje sie cumuje na mojej kei i o 17 wychodzą. Więc o 17 podnoszę kotwicę.

O 19 dostaliśmy pilota, ale nawaliła jedna z pomp steru, a potem pilot stracił łączność z holownikiem, który zamiast nas pchać, ciagnął.

Ochrzaniłem za tę pompę w Rio chiefa i elektryka-robili do piątej rano, ale zrobili.

Wczoraj dałem ETA na Rio Grande na 1500, a tu jak mnie prądy i wiatry nie popchną – od razy sie zrobiło 18 węzłów na tym moim zepsutym silniku. Strach pomyśleć, co będzie jak zmienią ten bolt! Planer z Rio, Ursulini kazał mi tylko napisać raport za spóźnienie dla Charteru w Chile. W Ogóle CSAV znaczy Compania Sud Americana De Vapores S.A. Valparaiso.

Po Rio Grande (4/563), 8 września 2004

W Rio Grande Zacumowałem rano, jak Bóg przykazał, natomiast schody zaczęły się przy załadunku.

Otóż 20 sierpnia dostałem instrucje od armatora, żeby nie ładować Calcium Carbide, (czyli karbidu po prostu) chyba, że charter uprzedzi armatora, a i w tym wypadku tylko małe ilości.

I nagle chief mi melduje, że mamy ładować 31 kontenerów tego świństwa, razem 782 tony. Złapałem za telefon i dzwonię do Operations do Hamburga, a oni mówią, żeby nie ładować.

- Nie ładujemy – mówię więc.

A oni na to, że w takim razie armator zapłaci koszty składowania i transportu.Wysłałem to wszystko do Hamburga i czekam. W razie odrobiny wilgoci choćby z kondensacji i wydziela sie acetylen (C2H2). Teraz tylko iskra, choćby od włączenia światła i lecimy w powietrze.

Na dojeździe do Santos (5/5640), 10 września 2004

Jak sprawdzilem w Charter Party klauzulę nr 30, to mówia tam o Calcium Hypochlorite, ale oprócz tego ma wyraźnie napisane od OPR Hamburg: Calcium Carbide IMO Class 4 UN 1402. Ursulino dopomina się ode mnie pisemnego potwierdzenia, że odmówiłem załadunku.

Po Santos

No i Insurance z Hamburga przysłało, że dobrze zrobiłem, że odmówiłem załadunku tych 31 kontenerów karbidu. W takich sytuacjach musi być specjalna zgoda. Zadowolony, zaraz poleciałem do miasta i kupiłem magnetowid do mojej kabiny, żeby w końcu obejrzeć nagrane w domu filmy.

11 września 2004

 Idę kursem NE, niestety wbrew wiatrowi i prądowi równikowemu tylko 17 węzłów, choć dwa nowe bolty już wmontowane w Santos i mam 107 rpm. Będę w Rotterdamie koło 23 września.

Dziś 13, na moje 54 urodziny. 35 z tych 54 lat spedzilem na morzu, z przerwami na urlopy oczywiście. Będzie BBQ i puszczą mi stare piosenki Beatlesów, co je jeszcze starsi członkowie załogi pamiętają. W związku z tym wiekiem; idę dziś do pralni, a tam jakieś ciuchy się piorą. Pytam więc oficerów kto pierze? Nikt. Co do q..y nędzy, czyje ciuchy się kręcą?

Zatrzymałem w końcu pralkę, patrzę, a to moje ciuchy wrzuciłem wczoraj wieczorem i zapomniałem.

Dziś w pozycji S19 08 i W38 38 napotkaliśmy stada wielorybów.Najpierw zobaczyliśmy fontanny wody, a potem potężne grzbiety, jak 40 stopowe kontenery. Jest tych zwierząt jeszcze wiele i w zasadzie wszędzie.

Jeszcze na lotnisku w Gdańsku kupiłem butelkę Żubrowki. Będzie na święta, myślałem. Butelka była piękna, rzeźbiona z gorzelni w Białymstoku, a trawka pachniała przez szkło. Dziś rano zaglądam do lodówki-butelka wypita, trawka wyssana. Lecę na mostek, patrzę, a tu właśnie równik przeszlony (przeszęty).

Sa rzeczy, o których nie śniło sie filozofom jak mówił Emmanuel Kant, albo Leszek Miller. Do takich samych wniosków dochodziły wiejskie, wystraszone baby, kiedy przechodziły nocą przez las. Nie były wprawdzie wybitnymi filozofami, nie pisały książek, więc nie przeszły do historii. Za to na pewno lepiej gotowaly i były przeciwnej płci, wolę więc już te baby.

W Gdańsku, tuz przed odlotem, w znanym w sklepie Baltony

Kupiłem flaszkę wódki, co była i „good quality”

Złotówki zapłaciłem (a kiedyś tylko bony)

Rzeźbiona pozłacana, pyszna jak mówią mity


W białostockiej gorzelni butelkę napełniono

„Będę mial na wigilię”przebiegle sobie myśłę

Kolorek, trawka, korek wsio „pro publico bono”

Mechanika do kotła po zaworówe wyślę


Zmrożoną tą zielenią kielichy napełnimy

I chłodny, boski balsam w żołądki nasze spłynie

Z butelki oszronionej, jak szyby w środku zimy

Napełnią nas radością i kontrakt szybko minie


Wsadziłem więc z celebrą butelkę do lodówki

Niech czeka do świąt flacha w lodówce niech się chłodzi

W papierek owinałem, by nie uszkodzić główki

Niech na choinkę czeka, niech myśl o świętach słodzi


I wczoraj, tak przypadkiem, lodówkę mą odmykam,

Patrzę butelka sucha, nawet wyssana trawka

Wódka jest nieobecna, na glebę z tego fikam

Cholera – myślę mściwie – czyja to brudna sprawka?


Wczoraj, po urodzinach, wróciłem do kabiny

Udałem się do koi, mimo wczesnej godziny

Są cuda na tym świecie, zrozumieć je nie sposób

Filozofom się nie śnią - tak mówi wiele osób.


Więc za jedynie słuszne, uważam tak sam sobie

Wczoraj mój statek dzielny przeciął linię równika

Żubrówka znikła sama i chyba w tym sposobie

Że w takich sytuacjach wódka czasami znika!


17 września 2004

Minąłem Wyspy Zielonego Przylądka.

20 września 2004

Idę wbrew NNW wiatrowi, ale swellu nie ma idę więc ponad 20 w. Mam być 23 w Rotterdamie, Antwerpii niestety nie kancelowali, za to kancelowali Le Havre. Przerobię więc Tilbury port of London & śluzy Antwerpii i niestety tym razem Buenos Aires, też mnie to nie minie. Podobno mój statek ostatnim razem w Buenos Aires zawisł na mieliźnie.

Westhinder Anchorage, 26 września 2004 po Rotterdamie (6/565) i Tilbury (7/566), ale za to przed Antwerpią.

Rotterdam pilot – Tilbury pilot to tylko 4 godziny w poprzek kanału La Manche, z powrotem do Antwerpii tez 4 godziny across. Wczoraj w nocy walnąłem anchor na redzie i wyspałem się, a dziś niedziela – cudny dzień-chłodno i słonecznie. Żona wysłała mi koncert ku czci Niemena – różni śpiewali Czesia piosenki. Nie da się tego tego zrobić. Niemen to była złota kula wystrzelona ze srebrej lufy. Tu natomiast tytuł bym dał „Piosenki Niemena w wykonaniu Myszki Miki”.

Po Antwerpii (8/567) 29 września 2004

No i zamknąłem jedno kółeczko. Nie jest źle. W Rotterdamie wymienili pękniętą antenę radaru – nic więcej statkowi nie dolegało.

3 października 2004

Udało mi się przeskoczyć Biscay – cały czas wiatry nordowe.

6 października 2004

Wygląda na to, że będę w Abidjanie jutro kolo 1500.

7 października 2004 Abidjan (9/568)

Na mocno przy kei byłem o 1700

Zdążyłem przełknąć obiad i zaczęly się odprawy. Na wyjątkowych urzędników trafiłem tym razem. Znaleźli w deklaracji paliwa dwa błędy. Zamiast 0.208 cbm oleju jakiegośtam, było 208 cbm i zamiast 47.7 cbm było lubricating oil było 47.7 ltrs. Szef celników zaczął pisać protokół i straszyć, że to będzie kosztowało 112 tysięcy dolarów.

Co było robić? Stargowałem na 600 dolarów i 50 kartonów papierosów.

Oczywiście wszystko odbywało się o dziesiątej wieczór czasu hamburskiego, więc nie mogłem nawet zapytać Hamburga o pozwolenie. Wysłałem tylko do Hamburga raport.

Abidjan to duże miasto -5 mln ludzi. Ostatnio jednak muzułmańska północ walczy z chrześcijańskim południem. Ciekawe, kiedy się zacznie wojna domowa we Francji i w Niemczech.

11 października 2004

Jadę dalej 19 – 20 węzłów

13 października 2004

No i odechciało mi się wymyślania śmiesznych wierszyków. Wczoraj o 1320 starszy marynarz Pepito usłyszał stukanie z zejściówki ładowni nr 1.Otworzył i na pokład wyszło dwóch blindziarzy. Mówili tylko po francusku. Jeden z Ivory Coast, drugi z Kongo Brasaville. Jechali schowani 4 dni. Mieli na sobie szmaty, jeden miał japonki, drugi jeden japonek.

Kazałem w jedynej dwuosobowej kabinie wspawać w okna kraty, otwieraną kratę założyć na drzwi i tam ich zamknąłem. Nie mogę ryzykować, że uciekną i schowają się gdzieś na statku. Kupę papierkowej roboty już zrobiłem zgodnie z ISM i zostaje mi czekać, co na to władze brazylijskie. Każą mi z nimi jechać w kółko do Abidjanu, czy też się zlitują i pozwolą im zostać w Brazylii?

Po Rio Grande (10/369), 17 października 2004

Przesłuchałem moich uciekinierów, choć trudno tu mówić o przesłuchaniu, jeśli ja do nich po angielsku, a oni tylko po francusku.

W ogóle się nie znali, a jednej ładowni znaleźli się przypadkiem. Jeden z nich upiera się, że wlazł na statek po trapie, razem z robotnikami. Niestety to moja wina. Wachtowy nie wpisał do książki trapowej ani nazwisk, ani nawet ilości stewedorów (pomimo wyraźnych rozkazów).

Potem wlazł pod pokrywę lukową na „półce” grubej tej pokrywy leżał dwa dni, pijąc zabraną ze sobą wodę i jedząc glukozę, w którą się również wcześniej zaopatrzył. Potem dźwig zakrył ładownie pokrywą i zbieg już był w ładowni.

Drugi z nich natomiast wskoczył do pustego kontenera. Plomba na zamku drzwi była, ale drzwi były uchylone. Nie wiadomo, czy to nie była zaplanowana akcja. Dźwig podniósł kontener, a on trzymał drzwi od wewmątrz, żeby się przypadkiem nie otworzyły. Kiedy dźwig spuszczano do ładowni wyskoczył na jeden z półtweendecków. Jakby nie zdążył wyskoczyć i pozostał w kontenerze, nie wytrzymałby żywy w kontenerze cały przelot. Kontener ten stał na tanktopie, czyli dnie ładowni, a na nim załadowano jeszcze wiele innych. Nikt by go nie usłyszał, a kontener jechał aż do Santos.

W tym „więzieniu” dowiozłem moich stowawaysów do Brazylii. Trzeba przyznać,że P&I ładnie się spisali. Po południu zrobili odprawę z Policia Federal i Immigration, wyrazili podziw dla naszego „więzienia” i zabrali ich do hotelu PARIS. Mój agent + P&I pojechali ze mną jeszcze do Harbour Master, przełożyliśmy wszystko z angielskiego na portugalski i wróciłem na statek.

image


To dwuteownik w konstrukcji pokrywy lukowej. Na tej półce zbieg ukrywał się dwa dni. Plastikowa torebka po jego aprowizacji – glukozie.



image

Widok z góry na uchylone drzwi kontenera, do którego wskoczył drugi zbieg

Ile to będzie kosztować diabli wiedzą. Za tego w kontenerze zapłaci charter, bo tak stoi w Charter Party, natomiast za drugiego armator.

P&I (Protection & Indemnity) powiedział, że kiedyś odsyłali do Lagos kilku stowawaysów. Byli skuci, bo się awanturowali i nie można ich było odesłać cywilnym samolotem. Wyczarterowanie samolotu z Brazylii do Afryki kosztowało $150,000.

 STOWAWAYS RAP         by Capt.Piotr Trzebuchowski

When Ship has dropped at last last line

Leaving Abijan nobody mind

Bows heading South West, Brazil is point

Crew happy waiting girls soon to joint


Christa is sailing so full ahead

Four times I'm putting/getting from bed

Two thousand sea miles Africa coast

When panic peoples they saw a ghost


AB Pepito’s shoutnig from fore

He saw black peoples one, two or more

He is not lying, his story true

Two black men climbing the manhole through


Young, poor and hungry, ready to die

Looking and crying, and they don’t lie

-We beg you captain don’t throw us over

We hid last four days under hatch cover


No eat no drinking, sitting like mice

Each had one bottle water and rice-

I am from Congo, he’s from Ivory

That is true story that’s not for glory


In our Countries is cruel war

We want to survive no less no more.

I’ve checked pockets, no knives no guns

Only few papers rustling in fans


ID and passport, few pictures old

Everything looks like, that they’re truth told

First I ordered them to take shower

Shave, brush and feed them (got sweet and sour)


Interrogation questions few branch

Pain in my arms got(spoke only French)

So should I put them prison or jail?

Despite theirs weapon is only nail?


Weld bars in window weld bars in door?

What to do with them I’m looking for

I didn’t want to carry them round

I wanted leave them somewhere on ground


Sent application my to Brazil

Maybe they agree make with me deal

Take them together, look after them

Look after peoples is never shame


And few days later, in good condition

With French translator in coalition

My two passengers got place to live in

With all convenience, restaurant within


In Rio Grande city in sunshine

To wait and behave and little bit maintain

First guy from Congo second – Ivory

But that is, let say another story.


 CSAV Manzanillo ( M/V Christa Rickmers) South Atlantic,November 2004

Po Santos (11/570) 19 października 2004

W Santos udało mi się wyrwać na dwie godziny na zakupy. Kupiłem parę koszul, bo mi się wydarły i parę innych drobiazgów. Wydałem $200, ale chyba już nic nie będę potrzebował do końca kontraktu.

Kazali nam jechać dodatkowo do Salvador. Nie miałem map Admiralicji Brytyjskiej, ale dali mi brazylijskie. Będę tam w czwartek 21 października rano.

Po Salvador (12/571) 22 października 2004

Byłem w mieście. Fajne miasto, mnóstwo różnokolorowych ludzi na ulicach, z ogromną przewagą kobiet. Agent był już żonaty 3 razy, a pilot 2 razy, chociaż obaj przed trzydziestką. Miasto chyba jedno z ładniejszych w Brazylii. Mają 365 starych kościołów, tyle co dni w roku. Szkoda, że nie było czasu, żeby to wszystko zobaczyć. Tak to już jest na kontenerowcach. Mam za to do Rotterdamu 100 kontenerów z winogronami.

27 października 2004

Jestem na wysokości Senegalu. Jak na razie pogoda dobra. Mój chief officer będzie mnie zmieniał, mam nadzieję, że się nic nie zmieni i będę na śwęta w domu.

28 października 2004

Minąłem La Palmę, jestem w Europie.

30 października 2004

Na północ od Kanarów jednak trochę powiało, wiec musiałem przyhamować, żeby statku nie rozwalić.

W Rotterdamie (13/572) noc 2 listopada 2004

Jadąc w środku portu dojechałem niemal do Alexander Haven, skręciłem w kanał Femhaven, w prawo, szedłem około 5 węzłów, z jednym holownikiem na rufie, kiedy o godzinie 0106 miał miejsce blackout. Zawołałem drugi holownik, który na szczęście dostałem już po 20 minutach i o godzinie 0212 zacumowałem bez maszyn.

Po Tilbury (14/573) i Antwerpii (15/574) 5 listopada 2004

Nic się nie wydarzyło – zmustrowałem chiefa Engineera Rumuna i zamustrowałem na jego miejsce Polaka Szrejdera.

Nie dotknąłem stopą Europy i jadę do mojego ukochanego Abidjanu, gdzie oczekują mnie ukochani celnicy.

7 listopada 2004

Udało mi się złapać chwilkę portugalskiej telewizji i z tego co zrozumialem w Ivory Coast wojna domowa i nawet Abidjan zbombardowali. Mam nadzieje,że załoga tego nie widziała, nie chcę paniki.

10 listopada 2004

Wprawdzie niewiele wiem o wojnie w Ivory Coast, ale w hiszpańskiej telewizji widziałem trumny z zabitymi żołnierzami francuskimi. Dziś rano natomiast byłem na mostku i słyszałem w radio nawołujące się francuskie okręty wojenne. Mam nadzieję, że nie będziemy przedzierać się przez linię frontu.

 Na dokładkę mam na pokładzie 70 kontenerów z ładunkiem niebezpiecznym.

11 listopada 2004 (Święto Niepodłegłości)

Dziś zadzwoniłem do mojego agenta Josepha w Abidjanie, bo nie odpowiadał na e-maile. Siedział w domu, a nie w biurze i powiedział, że Abidjan nie pracuje od wtorku, bo walczą z francuską armią.

12 listopada 2004

Wczoraj dostałem mail od charteru z pytaniem, ile czasu zajęłoby mi dotarcie do Temy w Ghanie. Byłbym tam w niedzielę, wczesnym popołudniem, ale nie mam map podejściowych. Powiedzieli, że dostarczą je holownikiem. Sprawdziłem w locjach, to całkiem duży port. Maksymalne zanurzenie 9.7 m przyjmują statki do 200 m. długości i mają cztery mocne holowniki. Chętnie bym zamienił Abidjan na zawsze.

13 listopada 2004

Jadę na wschód wzdłuż wybrzeży Afryki, konkretnie Zatoki Gwinejskiej. Mam kilkanaście godzin do Abidjanu, ale wciąż nie mam pewności dokąd jadę. Mam się dowiedzieć koło 1500. Agent Joseph z Abidjanu mówi, że port dalej nie pracuje.

W Abidjanie (16/575), 14 listopada 2004

Zacumowałem w Abidjanie, jestem tu jedynym kontenerowcem. Francuz, Jean załatwił robotników do przeładunku. Powiedział mi, że jak sytuacja stanie się niebezpieczna, natychmiast dostanę holownik i pilota. Na dokładkę cuda się zdarzają; strajkują celnicy i nie wolno mi dawać nikomu żadnych prezentów, pod groźbą aresztowania statku. Ale co tu robi francuska Legia Cudzoziemska?

15 Nov. 2004

Wiadomości nie są dobre. Podobno mordują Europejczyków. Wszyscy biali wieją samolotami.

A nam powiedzieli, żeby ładować ile się da załadowanych i pustych kontenerów i wychodzimy jutro rano.

Przygotowany jestem – jak walki sie zaczną na terenie portu, podnosze trap, obcinam cumy i wychodzę w morze bez pilota i holownika. Powinno się udać.

17 listopad 2004 ( Mój syn Kacper kończy 10 lat)


image


Szczęśliwie opuściliśmy Abidjan bez strat. Zgarnęliśmy wszystkie puste kontenery należące do CSAV, wyglądało to raczej na ewakuację niż załadunek. Wyjście było w nocy. Chief zameldował mi, że wokół statku czai się pełno ludzi z plecakami, a od strony wody również wielu na pirogach. Ogłosiłem „All hands on deck” Obstawiliśmy cały pokład wzdłuż od forecastle do poopdecku, windy i kluzy kotwiczne. Ludzie chwycili latarki i węże strażackie. Pilot przyszedł po godzinie i szczęśliwie odcumowaliśmy, trzymając all hands on deck aż do wyjścia w morze z kanału czyli 2 mile morskie.

Wysłałem raport do Hamburga co tu się dzieje i odpowiedzieli, że zaraz skontaktują się z charterem co robić, bo nie mogą narażać statków i załóg. Ale ja to już będę oglądał w telewizji.

19 listopada 2004

Wczoraj, w końcu przyszły dobre wiadomości. Capt. Moisa zmienia mnie w Anwerpii prawdopodobnie, więc na święta będę w domu. Zaraz potem dostałem „Tentative coastal schedule” według którego statek ma być w Rio de Janeiro 23-25, w Buenos Aires 27-1, Rio Grande 2-4, Santos 5-6 grudnia. Na dokładkę boją się puścić świeżego kapitana przez Rotterdam i Londyn i Antwerpię, więc zmiennik zmieni mnie dopiero na wyjściu z Antwerpii. Więc czy będę na święta w domu zależy od pogody na Atlantyku Północnym. Najlepszy byłby dla mnie południowo-zachodni sztorm. Taki by mnie dobrze popchnął. Myślę, że Wyspy Zielonego Przylądka minę przy dobrej pogodzie, natomiast schody się zaczna na północ od Kanarów.

22 listopada 2004

Nic się nie zdarzyło, oprócz tego, że z nowym chiefem mechanikiem złoiliśmy tyłek w brydża drugiemu mechanikowi i elektrykowi.

Rio de Janeiro (17/576) 24 listopada 2004

Poprzedni kapitan na moim statku na wyjściu z Buenos Aires z zanurzeniem 8.55 m. wjechał na mieliznę przy boi nr 10. Sprawdziłem jego protest morski i zapisy telegrafu maszynowego. Głębokość była podobno 9.30 m., ale on szedl na obrotach morskich 109 rpm więc musiał mieć 12 -15 węzłów. „Squad” czyli osiadanie przy tej prędkości musiał mieć 86-126 cm, przy czym piloci powinni zakładać squad 2 razy większy, więc zanurzenia miał nie 8.55 cm, tylko ponad 10 metrów. Na dokładkę wykonywał akurat zwrot, żeby minąć inny statek, więc zanurzenie jeszcze wzrosło.

26 listopada 2004

W nocy mam być na kotwicowisku, parę mil na południe od Montevideo. Jest to również kotwicowisko dla statków idących do Buenos Aires. Nazywa się Recolada. Tam mam się dyndać 2 dni, aż dostanę pilota i pójdę w górę La Plata ładnych kilkadziesiąt mil.

Reda La Plata, 28 listopada 2004

Na Recoladzie dostałem w nocy pilota i jechałem ponad 100 mil w górę rzeki La Plata.

Nie mialem racji. Poprzedni kapitan nie jechał wcale 109 rpm. Tylko tak jak ja, około 70 rpm, tylko rejestrator manewrów zapisuje 30 obrotów za dużo. Na dokładkę na sterze, w położeniu „non follow up” po puszczeniu joysticka ster leci sam w lewo. Wystawiłem zaraz NCR (Non Conformity Report), ale mechanicy jak dotąd nie są w stanie nic zrobić. Właściwie nie powinienem dalej płynąć, tylko czekać na serwis z Polski z Hydrosteru. Nawet tak nie myślę. Będę jechał z duszą na ramieniu. Jeszcze Buenos, Rio Grande, Santos i może w Rotterdamie dostanę serwis, a może nawet dopiero w Hamburgu, Londynie, czy Le Havre.

29 listopada 2004, dalej reda La Plata

Dziś rano dokonałem zdumiewającego odkrycia. Przez zapomnienie nie wypilem wczoraj wieczorem szklaneczki whisky i dzisiaj rano nie bolała mnie wątroba (albo coś innego z prawej strony).

Mój statek dwa lata temu, jak mi tu opowiadają miał na Pacyfiku ciężka pogodę, fala zniszczyła breakwater na baku i ster strumieniowy. Statek wysłali wtedy na dok w Yokohamie i wszystko pospawali, tym bardziej, że przedtem jeszcze w Busan statek z pilotem przyrżnął dziobem w keję robiąc z dziobu harmonijkę.



image

Buenos Aires(18/577), 30 listopada 2004

Wczoraj na podejściu , 2 mile od falochronu, ster zaciął mi się w pozycji lewo 10. Statek zjechał z toru i przejechał się po boi. Kazalem chiefowi włączyc thruster, a sam zacząłem przełączać pompy. Prawa nr 1 działała, lew nr 2 nie. Zacumowałem z dwoma holownikami.

Cały pobyt w tym pięknym mieście zamieszkałym przez przyjaznych ludzi zepsuł mi ster. Wyszedłem tylko na godzinę kupić tytoń do fajki.

Na wyjście zamówiłem dwa holowniki. Odcumowałem o 1700 i do piątej rano, czyli 12 godzin trzymałem dwóch mechaników w Control Roomie, a bosmana na baku na stand by przy kotwicach. Ale tym razem ster się nie zaciął i szczęśliwie zdałem, pilota na Recoladzie przy Montevideo.

Rio Grande 19/578), 4 grudnia 2004

Udało mi się zacumować bez problemów ze sterem.

Oprócz tego widziałem kolejny idiotyczny film amerykański o kolejnym zwycięstwie mądrych kobiet nad głupimi mężczyznami. Na dokładkę grała Julia Roberts, która według mnie ma uśmiech wyglądający jak rozdeptana dżdżownica.

Po Santos (20/579). 8 grudnia 2004

Oczywiście wszystko się opóźniło, wyszedłem w morze o północy i teraz walczę, żeby być w Rotterdamie 20 grudnia. Jak mi się tak uda, to w Hamburgu będę 22 grudnia i przyzwoicie, przed wigilia zawitam w domu. Jak pójdę średnią 17.5 węzła to się uda. Przede mną ponad 5 tysięcy mil. Może po północy zrobi sie zydwest?

10 grudnia 2004

Wczoraj chciałem nauczyć cooka robić barszcz i pierogi z kapustą i z grzybami. Barszcz zrobiłem w zasadzie sam, natomiast pierogi po ugotowaniu kazałem mu odsmażyć na kolację. Nie przewidziałem co on przez to rozumie. A on wrzucił na głęboki tłuszcz i zrobił faworki!

Na trawersie Wysp Zielonego Przylądka, 10 grudnia 2004

Charter przysłał : „Vessel phasing out” i :

Rotterdam

Panama Canal

San Vincente (Chile)

San Antonio

Buenaventura (Colombia)

Cartagena

Kingston (Jamaica)

Rio Haina (Dominicana)

Rotterdam

Bremerhaven,

Charleston (USA)

Jak wrócę na ten statek to tak będę pływał.

16 grudnia 2004

Dojeżdżamy do najbardziej południowej wyspy Kanaryjskiej, a tu nagle alarm pożarowy i na panelu wskazuje pożar na dziobie w magazynku bosmańskim. Chwyciłem ukefkę i lecę na dziób. Po drodze (184 m) kazałem rozwijać węże pożarowe.

Weszliśmy do środka, bo dym trochę zrzedł Kazałem wyłączyć napięcie, bo w magazyku koło szaf rozdzielczych było po kostki słonej wody. I z jednej z szaf rodzielczych szedł dym, choć płomienia nie było.

Okazało się, że pękła rura doprowadzająca wodę do kluzy łańcucha kotwicznego, do płukania łańcucha podczas wybierania kotwicy i ta woda spowodowała krótkie spięcie.

18 grudnia 2004

Schodzę w Rotterdamie (21/580) 21 grudnia albo w Tilbury 22 grudnia. Przejechałem na tym statku 43 tysiące mil, zawinięć miałem tylko 21 i zarobiłem trzydzieści parę tysięcy dolarów dla siebie.

God, be good to me, Thy Sea is so wide and my ship is so small.


sailorwolf
O mnie sailorwolf

Jestem emerytowanym marynarzem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości