Zawsze opanowany, roztropny, zwarty i gotowy! Raz, wda, trzy, lewa! Wojsko śpiewa! A gdy nam wojnę, wypowie Ghana...
Zawsze opanowany, roztropny, zwarty i gotowy! Raz, wda, trzy, lewa! Wojsko śpiewa! A gdy nam wojnę, wypowie Ghana...
echo24 echo24
1011
BLOG

Marszałek profesor Terlecki, jak zawsze opanowany, roztropny, zwarty i gotowy!

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 38

Portal internetowy TVN24 – vide: https://tvn24.pl/polska/bialorus-wybory-prezydenckie-2020-ryszard-terlecki-o-reakcji-polskich-wladz-czy-pani-mysli-ze-najedziemy-bialorus-albo-wyslemy-tam-czolgi-4661422  informuje:

"Niewiele możemy zrobić dla Białorusi poza oświadczeniem prezydenta i apelami o nieużywanie przemocy. W tej chwili w Mińsku jest spokojnie, nie ma żadnych demonstracji, zobaczymy, co będzie pod koniec dnia - powiedział szef klubu PiS Ryszard Terlecki. Zapytany przez reporterkę TVN24, czy będzie bardziej zdecydowana reakcja polskich władz, odpowiedział: - Ale co pani myśli, że najedziemy Białoruś albo wyślemy tam czołgi?...

Mój Komentarz:

Bodaj po raz pierwszy muszę się z marszałkiem profesorem Terleckim w całej rozciągłości zgodzić.

Dlaczego?

Wystarczy rzucić okiem na zdjęcie tytułowe, które pozwoliłem sobie opatrzyć tytułem:

                                           "Zawsze opanowany, roztropny, zwarty i gotowy"

Żeby wszystko było jasne, - ręczę moją siwą głową, że ta fotka nie jest fotomontażem.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

Post Scriptum

Nie wiem, jakiego stopnia wojskowego dochrapał się marszałek profesor Terlecki. Zaryzykuję jednak w ciemno tezę, że jego kariera wojskowa mogła być podobna do mojej. A dlaczego tak myślę wyjaśni Państwu następująca opowieść.

W roku 1962 ubiegłego wieku, w ramach studenckiego szkolenia wojskowego wcielono mnie do artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś pułkownik Winek szkolił nas w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm. Do dziś śni mi się po nocach obliczanie poprawki na wiatr oraz wzór na widły boczne, od czego zależało trafienie w cel. 

Przez cztery lata, w każdą środę, o godzinie szóstej rano budziłem sąsiadów waleniem w schody podbitymi ćwiekami wojskowymi buciorami, a na ulicy wprowadzałem w zdumienie przechodniów na widok długowłosego młodzieńca odzianego w wojskowy mundur, a dokładniej mówiąc, wpadającą na oczy furażerkę i wlokący się po ziemi o kilka numerów za duży szynel z rękawami do połowy łydek, gdyż mundury wydawano nam bez przymiarki. 

Pan pułkownik Winek uczył nas mozolnie kunsztu artyleryjskiego przez osiem semestrów, a ja co semestr, celem zdobycia zaliczenia pisałem odręczne oświadczenie: "Ja, niżej podpisany kanonier Krzysztof Pasierbiewicz zobowiązuję się, że w przyszłym semestrze będę uczęszczał na wszystkie zajęcia i nadrobię wszystkie zaległości".

Aż nadszedł dzień egzaminu praktycznego, kiedy miałem oddać pierwszy, i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z armaty na poligonie wojskowym nomen omen w tym samym Orzyszu.  Sądnego dnia, gdy na horyzoncie pojawiło się ciągnięte na linach tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek z marsową miną wydał rozkaz: „Żołnierze! Zza zalesionego wzgórza - koduję „ogórek” - naciera na nas pluton czołgów piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!!”

I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra. Bo choć nam mówiono, że to działo głośno strzela nie mieliśmy pojęcia, że do tego stopnia i jak ta armata przepraszam za wyrażenie pierdyknęła, byłem święcie przekonany, że mi wybuchł w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem trzymałem oburącz w pozycji klęczącej. Bałem się otworzyć oczu. A jak się w końcu odważyłem, zobaczyłem coś, czego do grobowej deski nie zapomnę.  Podmuch wystrzału porozrzucał załogę mojego działonu w promieniu kilkunastu metrów. Celowniczy leżał w trawie z rozkwaszonym łukiem brwiowym, z którego sikała krew jak z fontanny, gdyż z wrażenia zapomniał o odrzucie i nie cofnął głowy. Parę metrów dalej kiwał się w pozycji siedzącej przypominający żydowskiego płaczka kompletnie oszołomiony zamkowy. Zaś amunicyjny pierwszy, któremu krew ciekła z ucha, bo zapomniał o otwartych ustach biegał w pokracznych podskokach wokół działa wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki. A spanikowany dowódca działonu wczołgał się ze strachu pod stojący opodal gąsienicowy wóz bojowy.

A niczym niezrażony pan pułkownik Winek z ukontentowaną miną obwieścił tubalnym barytonem: „Zadanie wykonane! Nieprzyjacielski czołg trafiony i zniszczony! Gratuluję wam żołnierze! Od tej chwili jesteście podoficerami artylerii przeciwpancernej!...”  A teraz wojsko śpiewa dodał. A my, świeżo upieczeni obrońcy Ojczyzny zaśpiewaliśmy gromko naszą ulubioną piosenkę wojskową: „A gdy nam wojnę, wypowie Ghana, my jej powiemy, ty w d…ę j...na. O k...wa mać ” - przez wzgląd na szarmancką formułę mojego blogu nie mogę zacytować w całości tej pieśni bojowej…”.

Na tych studenckich ćwiczeniach polowych znęcał się nad nami pewien zwyrodnialec, - kapral o nazwisku Strumidło, który jak tylko zaczynał padać deszcz wyganiał nas na okoliczne manowce i kazał się czołgać po łanach wrzosowych przypominających nasączony wodą materac. Aż pewnego razu się w – q – rwiłem i odmówiłem rozkazu czołgania, za co sąd polowy skazał mnie na dwa tygodnie aresztu wojskowego. Ale regulamin wojskowy przewiduje, że na poligonie nie można aresztanta osadzić, a do ciupy można go wsadzić dopiero po powrocie do koszar. A tenże sam debilny regulamin nakazuje również, że aresztant w czasie transportu musi mieć osobny wagon. I tak, gdy wracaliśmy do koszar moi koledzy musieli jechać przez dwa dni w bydlęcych wagonach stłoczeni, jak śledzie w puszce (ponad tysiąc chłopa), a ja miałem osobny wagon areszt pilnowany przez czterech wartowników.

Nigdy nie zapomnę sceny, jak nasz eszelon toczył się z wolna w krwawym blasku słońca zachodzącego nad łanami wrzosowymi, a mój kumpel z działonu wlazł na dach wagonu i ryknął: A teraz dla kanoniera Pasierbiewicza "criminal tango"!!! I ponad tysiąc chłopa w rytm toczącego z wolna się po szynach eszelonu zaśpiewało basem modną wtenczas piosenkę Freda Buscaglione pt. "Kriminal Tango" - https://www.youtube.com/watch?v=wqVYp6lEEes 

Regulamin mówił dalej, że po powrocie do koszar skazanego do aresztu odprowadza żołnierz pełniący aktualnie wartę. I tak się złożyło, że na warcie stał akurat mój kolega z grupy studenckiej Wydziału Geologii Mojej Almae Matris Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie o nazwisku Kurdziel, a mówiąc dokładniej największa grupowa zakała pomiatana przez kolegów. Jak szkoleni wojskowo wiedzą, wartownik pełniący wartę posiada broń maszynową z ostrymi nabojami. I proszę sobie wyobrazić, że ten mój kolega z grupy, łajza nad łajzami, kiedy mu nakazano odprowadzenie mnie do aresztu wymierzył mi w plecy naładowanego kałacha i nieswoim głosem ryknął: „Aresztant Psierbiewicz! Trzy kroki przede mną, do aresztu najprzód marsz! ”. Więc odwróciłem się przez ramię i powiedziałem do Kurdziela:
"Kurdziel! Przestań mi mierzyć w plecy, bo ci zaraz przypierdolę! ". A Kurdziel na to: „Niech aresztant nie rozmawia w czasie wykonywania czynności służbowych wartownika! Bo w przeciwnym razie oddam strzał ostrzegawczy! ". A ja sobie uświadomiłem, że ten kretyn jest gotów to zrobić. Tak właśnie zachowują się ciecie, którzy dostają do rąk prawdziwy karabin.

Ale zamiast dwu tygodni, w areszcie siedziałem tylko dwa dni, bo oficer zajmujący się aresztem studiował zaocznie psychologię i poprosił mnie czy bym mu nie napisał referatu na zajęcia, co też zrobiłem, a w nagrodę rzeczony oficer mi obiecał, że wystawi mi takie papiery, żeby mnie po ukończeniu studiów nigdy na zajęcia rezerwistów nie powołano. I dotrzymał słowa, bo moi koledzy ze studiów byli wielokrotnie powoływani na ćwiczenia polowe podoficerów rezerwy, a mnie ani razu na taki poligon nie wezwano, - co sobie poczytuję za powód do dumy, gdyż jestem pacyfistą z urodzenia, a wojsko uważam za jedną z najgłupszych instytucji, jakie stworzył człowiek.

Jak Państwo widzicie trzeba umieć sobie w życiu radzić, o czym, jak przypuszczam wie także marszałek profesor Terlecki. I to nas ze sobą łączy, wszakże z tą różnicą, że ja do dnia dzisiejszego hołduję swoim zasadom, które nie pozwoliłyby mi za żadną cenę sprzedać swej wolności Jarosławowi Kaczyńskiemu i użytecznego idioty z siebie zrobić.

A tu fotka mojego plutonu zrobiona na poligonie w Orzyszu - vide: https://m.salon24.pl/11a2700cfa9eb8d8854ca2d1938fdb5f,860,0,0,0.jpg (autor notki - drugi z lewej stojący w górnym rzędzie)


Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka