Takimi Citroenami nazywanymi „cytrynkami” we wczesnych latach 50. ubiegłego wieku jeździła w Polsce ubecja, która zadręczyła na śmierć  mojego Ojca Akowca
Takimi Citroenami nazywanymi „cytrynkami” we wczesnych latach 50. ubiegłego wieku jeździła w Polsce ubecja, która zadręczyła na śmierć mojego Ojca Akowca
echo24 echo24
3676
BLOG

Upokorzenie pisowską metodą zniewolenia niepokornej części społeczeństwa

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 99

                                Dedykowane panu ministrowi edukacji i nauki Przemysławowi Czarnkowi

Motto:
Upokorzenie wpisuje się często w system władzy, w proces jej sprawowania przez jednych ludzi nad drugimi. Upokorzenie przez jednostkę lub grupę wiąże się z poczuciem bezsilności i niemocy ofiar. Pojawia się w sytuacji lekceważenia, wyśmiewania, czy pogardzania, a zatem dyskredytacji jakiejś osoby, którym to działaniom osoba ta nie ma możliwości się przeciwstawić.
(Donald Klein)

Ilustracja muzyczna -  https://www.youtube.com/watch?v=wTjLZwpmufw  ( ustawcie proszę dźwięk na pełny regulator, a może nareszcie usłyszą?  )

A teraz do rzeczy.

Odkąd sięgam pamięcią, a urodziłem się pod koniec wojny, - byłem we własnej Ojczyźnie upokarzany przez władzę, - ale najgłębiej zapadły mi w pamięć policzki, jakie wymierzyli mi sługusi „władzy ludowej” w czasie, kiedy chodziłem do podstawówki.

Gdy nam w roku 1952 ubecja wykończyła Ojca za to, że ujawnił swą niepodległościową działalność akowską – vide: https://katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/143605 , - byłem ośmioletnim chłopcem.  Już wtedy po raz pierwszy władza mnie zaszczuła, bo jak jeszcze żył Tata, w naszym krakowskim mieszkaniu zawsze panował półmrok od zaciągniętych zasłon, a domownicy mówili półszeptem w ciągłym strachu, czy znów nam zrobią rewizję i kiedy ubecja ponownie przyjedzie po Tatę, by go zabrać na kolejne z niepoliczonych przesłuchań.  Rodzice wiecznie mnie ostrzegali, żebym w szkole lub w czasie zabaw z kolegami nie wygadał się czasem, że mama z tatą słuchają radia Wolna Europa, żebym nikomu nie mówił, kto u nas bywa i czym się rozmawia, a jakby mnie ktoś zaczepił na ulicy mam natychmiast uciekać. Do dziś mam w uszach charakterystyczny warkot silnika Citroena, nazywanego wtedy „cytrynką”, – patrz zdjęcie tytułowe, jakim ubecja przyjeżdżała po Ojca. Tak, więc od małego dziecka w duszę wryło mi się poczucie bezustannego lęku przed władzą oraz rozpaczy powodowanej naszą bezsilnością wobec dziejącego się zła.

A jak Tata umarł po jednym z kolejnych przesłuchań, władza ludowa dokwaterowała nam ubeka do środkowego pokoju naszego amfiladowego trzech pokojowego krakowskiego mieszkania przy ulicy Zamkowej 10.

Zrozpaczona Matka, która została sama z dwojgiem dorastających synów harowała od rana do nocy, ale w domu bieda wyglądała z każdego kąta. Mimo tego, honorna Mama zabroniła synom przyjmowania cukierków od tego ubeka twierdząc, że jakbyśmy coś od niego wzięli, to Tata by się w grobie przewrócił.

Układ mieszkania był taki, że chcąc skorzystać z łazienki i toalety trzeba było przechodzić przez pokój zajmowany przez rzeczonego szpicla.

Ale wredny ubek postanowił mnie upokorzyć i każdorazowo wychodząc do pracy, zostawiał w zajmowanym przez niego pokoju na stole opakowane w celofan prasowane kandyzowane owoce. Pamiętam, że za każdym razem idąc do toalety walczyłem z pokusą by, choć pokosztować tego smakołyku. Przez wiele dni walczyłem, aż pewnego razu, kiedy mamie na jedzenie brakło i nie dała nam śniadania, byłem tak straszliwie głodny, że przechodząc przez pokój ubeka nie wytrzymałem, rozpakowałem w pośpiechu sprasowane owoce, ugryzłem kawałeczek i owocowy baton ponownie zawinąłem w celofan.

Zżerały mnie jednak palący i niedający spać po nocach wstyd i wyrzuty sumienia, że nie posłuchałem Mamy i Tata się pewnie w grobie przewraca. 

Następnego dnia przechodząc przez pokój ubeka zoczyłem, że obok batonu kandyzowanych owoców ten drań zostawił kartkę, na której było napisane wielkimi literami:

Jak już wyżerasz paniczyku moje słodycze, to nie zostawiaj śladów po ząbkach!

Do śmierci nie zapomnę palącego wstydu, jaki mnie wtedy przeszył, a ta gorzka pigułka śniła mi się po nocach.

To straszliwe upokorzenie pozostawiło w mojej duszy straszliwą traumę, - i pamiętam, że przychodziły mi wtedy do głowy myśli, czy nie skoczyć z mostu Dębnickiego do Wisły, gdyż oskarżałem się o to, że zdradziłem swoich Rodziców.

Drugim traumatycznym upokorzeniem, jakiego doznałem od „władzy ludowej” była równie traumatyczna tragedia mojego starszego brata Jacka. Koledzy ojca z RAF–u pomagali matce i od czasu do czasu przysyłali paczki z UNRY. W jednej z nich przyszły modne wtedy na Zachodzie owerole, jakich używali do ćwiczeń angielscy piloci. Nie przeczuwając skutków, brat poszedł w tym stroju do szkoły.

Jacek, który był wtedy uczniem renomowanego krakowskiego liceum wrócił po lekcjach do domu, blady i jakoś dziwnie zmięty.
– Czy stało się coś złego? – zapytała mama podnosząc głowę znad maszyny do pisania.
Brat nic nie odpowiadał.
– No mówże! Jacuś! Przecież widzę!
Zgnębiony chłopak w końcu zebrał się w sobie i odezwał się nieswoim głosem:
– Mamo! Ja już nigdy więcej nie pójdę do szkoły!
– Co takiego?! – krzyknęła przerażona matka.
– O nic więcej nie pytaj! – odparł.
– Chryste Panie! Mów natychmiast, co się stało!
Po dłuższym milczeniu, Jacek się w końcu przemógł:
– Dobrze! Powiem! Ale decyzji nie zmienię!
I wyrzucił z siebie:
– Na lekcję wychowawczą przyszła pani dyrektorka, wiesz Bergerowa, ta partyjna aktywistka.
– I co? – pytała niecierpliwie mama.
– Jak mnie zobaczyła w tym angielskim dresie okropnie się wściekła i powiedziała mi przy całej klasie...
Walczył ze sobą, żeby się nie rozpłakać.
– Co ci powiedziała? – pytała matka przeczuwając najgorsze.
Jacek długo nie mógł się opanować, aż w końcu wykrztusił łamiącym się głosem:
– Powiedziała mi:

Jak ty wyglądasz, błaźnie! Od dawna mówiłam, że takie szczeniaki akowskie trzeba było topić w wiadrze, zanim otworzą oczy ”.

A to wredna suka! – zaperzyła się mama, która nigdy nie używała takiego słownictwa.
– Cała klasa się ze mnie śmiała! – chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz nie mógł powstrzymać łez, i zamknął się w łazience.

Niestety brat słowa dotrzymał. Do szkoły nie wrócił, ku rozpaczy matki, która nie umiała się pogodzić z myślą, że jej syn nie chce się kształcić. Matka dosłownie stawała na głowie, by go odwieść od tego zamiaru, lecz była bezradna. Rana zadana przez czerwoną aktywistkę była zbyt głęboka. Matka rozpaczała przez kilka lat, aż jej pękło serce.

Pytacie Państwo, dlaczego opowiedziałem te dwie historie?

Otóż zrobiłem to z tej przyczyny, że pisowska władza „dobrej” zmiany, celem złamania Polaków inaczej od niej myślących, - sięgnęła właśnie na naszych oczach po najpaskudniejsze narzędzie łamania ludzkich charakterów, jakim jest upokorzenie niepokornych.

Konkretnie mam na myśli namaszczenie przez Jarosława Kaczyńskiego na stanowisko ministra edukacji i nauki bezwzględnego egzekutora woli prezesa PiS niejakiego Przemysława Czarnka, który już jawnie dąży do tego, żeby pisowska szkoła mogła bezkarnie upokarzać nauczycieli i podporządkowywać sobie funkcjonowanie każdej polskiej szkoły poprzez upokarzanie kadry nauczycielskiej groźbami więzienia dla dyrektorów oraz przemiany kuratorów oświaty w prokuratorów i konfidentów.

Gorzej.

Podług tego, co zapowiada min. Czarnek, szkoła ma uczyć polskie dzieci bezwzględnego podporządkowywania się władzy. Ma tak wychowywać uczniów, żeby tak, jak za komuny, nie mieli własnego zdania, a co za tym idzie bezkrytycznie przyjmowali ideologię polityczną partii rządzącej, w czym mają znacząco pomagać doktrynerzy polskiego Kościoła Katolickiego, którym przewodzi walczący z "tęczową zarazą" obłąkany z nienawiści abp Marek Jędraszewski . Zaś narracja i język, jakiego używa rzeczony minister to mowa nienawiści w modelowej postaci służąca szczuciu polskich dzieci przeciw polskim dzieciom, - słowem mamy do czynienia z rodzajem wynaturzonej nienawiści do inaczej niż pisowcy myślącym skutkującej tym, że, co bardziej wrażliwi dyskryminowani uczniowie coraz częściej popełniają samobójstwa i dokonują samookaleczeń.

Pragnę tedy, jako ojciec i nauczyciel akademicki z czterdziestoletnim stażem kategorycznie oświadczyć, że min. Czarnek nie ma uprawomocnień, ani kompetencji, do odmawiania uczniom konstytucyjnego prawa do wyrażania własnych myśli i poglądów. Nie jest także uprawniony do lekceważenia, publicznego wyśmiewania, pogardzania, a co za tym idzie dyskredytacji setek tysięcy młodych ludzi, którzy chcą żyć inaczej, niżby pan minister Czarnek sobie życzył, - co rzeczony minister demonstruje publicznie przy każdej nadarzającej się okazji.

A prawda jest taka proszę Państwa, że to, co wyczynia obecnie min. Przemysław Czarnek jest nie tylko krytycznie sprzeczne ze standardami demokratycznych państw Unii Europejskiej, lecz także jota w jotę przypomina mi opisany w notce traumatyczny koszmar mojego dzieciństwa, które przypadło na czasy stalinowskie.

W pracy z dziećmi i młodzieżą trzeba się szczególnie liczyć ze słowami, bo to najwrażliwsza narodowa tkanka, którą jednym nieodpowiedzialnym ruchem można nieodwracalnie i na zawsze zniszczyć.

Zaś notkę tę napisałem powodując się blogerskim obowiązkiem obywatelskim do ostrzeżenia Polaków przed z gruntu szkodliwą działalnością społeczną ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, która może skutkować w przyszłości polexitem i wykluczeniem Polski z grona cywilizowanych państw europejskich. 

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

Post Scriptum

I jeszcze prośba do Adminów salonu24. Nie chowajcie, proszę tej notki pod dywan, jeśli macie Boga w sercu.

Post Post Scriptum

Najcelniejszy komentarz:
@skamander [25 czerwca 2021, 16:26]

Upokarzanie swoich przeciwników, lub ludzi odchodzących z tej stajni Augiasza jaką dzisiaj jest Zjednoczona Prawica, jest nagminne i stosowane w każdym przypadku w odniesieniu do przeciwników. Dzisiaj taki przykład dała pani rzecznik Czerwińska, określając przyczyny odejścia z klubu PiS troje posłów z panem Girzyńskim na czele. Otóż ta pani na samym początku swojego wystąpienia zasugerowała, że to nie przyczyny stricte polityczne miały miejsce, ale sprawy kryminalne i powiedziała, że coś wiąże pana Giżyńskiego ze sprawą pana Hofmana, bo przecież są dobrymi znajomymi. Co ma piernik do wiatraka? Jeśli pan Hofman, jego firma R4S, od sześciu lat ma prowadzone dochodzenie w sprawie państwowych Azotów, to co ma z tym wspólnego pan Girzyński już pani Rzecznik nie powiedziała. Czyli ot tak sobie rzuciła domniemanie jakiejś afery, by dalej już tego nie uzasadniać, ale owo goebbelsowskie błoto zostało rzucone. Podobnie wypowiedziała się w sprawie drugiego posła, pana Czartoryskiego, który też odszedł z klubu PiS-u, że też ma coś na sumieniu, ale znowu nie raczyła tego swojego zarzutu uściślić. Mamy więc do czynienia ze zwykłymi oszczerstwami nie popartymi żadnymi argumentami, ale w świat poszła wieść, że ci, co odeszli, to jacyś szemrani osobnicy. Czy tak ma wyglądać prawo i sprawiedliwość w rozumieniu partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwość? Znając metody działania PiS-u i ciągłą obronę swoich akolitów przed stosowaniem względem nich prawa, to można śmiało wysnuć tezę, że ci posłowie, gdyby mieli faktycznie coś na sumieniu, to nie uciekaliby z klubu PiS, bo to zapewniałoby im pełną ochronę przed wymiarem sprawiedliwości. Czyli coś nie jest tak, jak chciała przekazać Polkom i Polakom pani Czerwińska. Jak widać to niespodziewany cios od środka zjednoczonej Prawicy tak mocno zdenerwował pisowców, że już zaczęto odchodzących posłów oczerniać. To typowe dla ludzi związanych z panem Kaczyńskim i już to mają we krwi.


Zobacz galerię zdjęć:

Przemysław Czarnek, (Sic!) minister edukacji i nauki
Przemysław Czarnek, (Sic!) minister edukacji i nauki
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka