echo24 echo24
963
BLOG

Komentarz do tekstu redaktora Łukasza Warzechy, - przerażonego polityką PiS

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 36

Motto I: Dzisiejszą Polskę dałoby się porównać do rzeki, która, owszem, gdzieś płynie, ale powoli, niechętnie, a jej meandryczny nurt wciąż tworzy jakieś zatoki, rozlewiska, martwe wody - i nie może popłynąć do przodu, nie może, wśród rozlewisk, znaleźć swojej drogi, doliny, którą popłynie w przyszłość (Jarosław Rymkiewicz)

Motto II: Po to ma się dorobek, czy to naukowy, czy to artystyczny, czy to publicystyczny, czy to blogerski, - żeby z niego w stosownych momentach korzystać (Krzysztof Pasierbiewicz, Echo24)

A teraz do rzeczy.

Portal internetowy Salon24, - vide: https://www.salon24.pl/newsroom/1166663,warzecha-sledze-polityke-i-gospodarke-od-lat-po-raz-pierwszy-jestem-naprawde-przerazony informuje:

Obserwuję polską politykę i gospodarkę od wielu lat. I powiem szczerze, że pierwszy raz – i nie ma tu przesady – jestem autentycznie przerażony perspektywą najbliższych kilku lat. Sygnałów alarmowych jest bardzo wiele. I wygląda to tak, że one dzwonią, a my sobie płyniemy jakby się nic nie działo – mówi Salonowi24 Łukasz Warzecha, publicysta „Do Rzeczy” i Onet.pl. …

Mój komentarz:

W ramach komentarza do słów redaktora Warzechy, który moim zdaniem nieco za późno się obudził, przypomnę Państwu, co między innymi, już blisko dwa lata temu pisałem w notce pt. „WIELKI PRZEGRANY ”, vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/1014719,wielki-przegrany , za co mnie wtedy pisowscy ortodoksi dosłownie zlinczowali  w komentarzach, nazywając mnie zdrajcą narodowym, płatnym trollem, siedzącym okrakiem na barykadzie agentem Platformy Obywatelskiej, alkoholikiem, renegatem, psycholem…, - innych epitetów nie wymieniam, bo się wstydzę.

Oto, co między innymi już wtedy pisałem.

Paradoksalnie, Jarosław Kaczyński najsilniejszy był wtedy, kiedy Polską zarządzała Platforma Obywatelska oraz jej butni politycy i politrucy. Wtenczas siłą Jarosława była walka oko za oko ząb za ząb dziennikarskimi wygami: Olejnik, Kolendą-Zaleską, Lisem, Żakowskim, Wołkiem, Szostkiewiczem, Paradowską, Kuczyńskim… Jego waleczność objawiała się wtedy w boju polemicznym z lizusami z tytułami profesora: Kuźniarem, Markowskim, Krzemińskim, Czapińskim, Śpiewakiem, Nałęczem…  Jego fighterski charakter uwidaczniał się także w politycznej bijatyce z wojownikami Platformy: Tuskiem, Palikotem, Niesiołowskim, Nowakiem, Sikorskim, Grupińskim, Olszewskim... To był prawdziwy Kaczyński, pełen żaru i chęci do walki, który raz tylko się zachwiał, jak na niego spadła seria brudnych ciosów w splot słoneczny od tandemu do mokrej roboty Miller – Anodina.

Gazeta Wyborcza wybijała wtenczas tłustą czcionką nagłówki: „Już nigdy nie wróci na deski”. „Kaczyński na zawsze skończony”.  A ten znienawidzony przez post-komunistów „kurdupel z wiecznie rozwiązaną sznurówką” odradzał się każdorazowo jak Feniks z popiołów w pełni gotowy do walki. To wtedy zrodziło się porywające lud pisowski hasło: „Ja-ros-ław! Pol-skę zbaw!”.

Wówczas wielu Polakom się zdało, iż narodził nowy Piłsudski, albo jak mówią słowa kolędy: „zbawiciel i polskiej duszy pocieszyciel”, a ów mit konsekwentnie wszczepiali w polskie mózgi purpuraci skupieni wokół toruńskiego redemptorysty.

Dlaczego mit?

Bo, jak pokazało życie, niezniszczalność naczelnika Jarosława wynikała nie tyle z jego „boskiej strony mocy”, co ze słabości rządzącej wtenczas „Platformy Obywatelskiej”, która tak się rozdokazywała, iż zaczęła zwijać państwo, - a jesienią 2015 zdegustowani renegacką postawą Platformy Polacy powierzyli władzę Prawu i Sprawiedliwości, na domiar złego z przewagą sejmową.

Dlaczego na domiar złego?

Bo ta przewaga sejmowa Prawa i Sprawiedliwości odebrała Jarosławowi Kaczyńskiemu zdolność racjonalnego postrzegania rzeczywistości do tego stopnia, iż w walce o polskie dusze postawił nierozważnie na dwie zgubne dla niego karty.

Pierwszą z nich był nie do końca zrównoważony polski Robespierre niejaki Antoni Macierewicz, który tragedię smoleńską rozegrał w możliwie najgorszy sposób, gdyż wraz ze swoją dyletancką Komisją Smoleńską tę narodową apokalipsę doszczętnie ośmieszył, zaś nieodpowiedzialną amatorszczyznę tej Komisji dostrzegli nawet najzagorzalsi pisowscy ortodoksi. Na domiar złego Jarosław Kaczyński dał się panu Antoniemu wpuścić w tragifarsę coraz bardziej żałosnych miesięcznic smoleńskich. A kiedy Jarosław się zorientował, iż te miesięcznice zaczynają przypominać demonstracje Aborygenów australijskich i zakończył te siupy, - było już za późno, bo od PiS-u odwróciła się pierwsza fala Polaków racjonalnie myślących.

Drugą feralną kartą pana Prezesa był polski Rasputin vel Butapren, - patrz zdjęcie tytułowe, czyli bawiący się Polakami i Polską, w każdym calu anty-medialny i strusiowato nielotny satyr marszałek profesor Terlecki, który swą bezczelną butą skutecznie od PiS-u odstraszył resztę rozsądnie myślących Polaków, stając się pośmiewiskiem kręgów dziennikarskich.

A jakby jeszcze tego było mało, pan Jarosław nie miał odwagi sprzeciwić się gusłom abpa Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie ”, a także szatańskim bluźnierstwom lokalnych proboszczów, że: „dzieci z in vitro nie mają duszy ”, co oburzyło do żywego nawet elektorat pisowski. O tym, co wygadywał ksiądz profesor Oko nawet nie wspominam.

Na to nałożyło się uświadomienie sobie przez pana Prezesa, że koalicyjnym ministrom: Ziobrze i Gowinowi za wysoko nie podskoczy, zaś namaszczony przez niego Prezydent też mu się nie do końca udał, bo gdzie się ruszył to wpadka.

Miałem tedy nadzieję, że Jarosław Kaczyński pójdzie po rozum do głowy i się z ustawy kagańcowej wycofa.

Lecz nic z tego. Spanikowany Jarosław zrezygnował z inteligencji i postawił na dyktaturę proletariatu, który uwiódł głoszoną ustami premiera Morawieckiego wizją „wielkiej Polski będącej sercem Europy ”, - i na melodię nie najlepiej się kojarzącej pieśni „tomorrow belongs to me ” począł lud pisowski kusić, dopieszczać, kokietować, schlebiać mu i stawiać go wyżej od gorszej reszty utwierdzając go jednocześnie w przekonaniu, iż tylko ów lud stanowi prawdziwą polską elitę patriotyczną. Gorzej. Pod wpływem krakowskiego zgrywusa o ksywie Butapren pan Prezes tak się rozbrykał, iż zamachnął się na Sąd Najwyższy, - wepchnąwszy uprzednio do Trybunału Konstytucyjnego pod osłoną nocy prokuratora stanu wojennego i pezetpeerowskiego kacyka Stanisława Piotrowicza…

Ale najgorsze cechy charakteru Jarosława Kaczyńskiego wyszły na jaw dopiero w czasie, kiedy Polskę ogarnęła śmiercionośna pandemia kororawirusa, a Polacy musieli się zmierzyć z narodową tragedią o skali porównywalnej, ba! – stokrotnie przewyższającej skutki katastrofy smoleńskiej, - bo pod Smoleńskiem zginęło kilkadziesiąt ważnych w państwie osób, zaś koronawirus zabijał tysiące Polaków. A jednak, czego mu nigdy nie wybaczę, mimo śmiertelnego zagrożenia zdrowia i życia rodaków Jarosław Kaczyński celem utrzymania władzy swojej partii zaczął forsować majowy termin wyborów prezydenckich, - choć wiedział, że minister zdrowia przestrzega, iż właśnie na ten okres przypadnie w Polsce apogeum morowej zarazy koronawirusa.

Więc  chyba wszyscy rozsądnie myślący Polacy przyznają mi rację, że tylko szaleniec bez sumienia i serca może myśleć o wyborach w czasie, kiedy umierają jego rodacy, a szalejąca z coraz większą siłą współczesna dżuma może mieć dla Polski i Polaków apokaliptycznie tragiczne skutki.

Dlaczego to zrobił?

Moim zdaniem był to gest bezsilnej desperacji człowieka o wodzowskich aspiracjach, do którego dotarło, że przegrał walkę o pisowską Polskę, bo Bruksela i polscy sędziowie nie odpuszczą. Innego wytłumaczenia tego karkołomnie irracjonalnego wybryku nie widzę. Tak postępują tylko ludzie nieumiejący przegrywać.

I choć był wtedy Wielki Tydzień, zgodnie z wolą Jarosława Kaczyńskiego Sejm nie debatował nad zagrożonym epidemią zdrowiem i życiem Polaków, lecz priorytetowo zajął się głosowaniem metodą „aż do skutku ” ustawy sankcjonującej majowe wybory prezydenckie. Sorry, ale jak żyję, nie widziałem czegoś tak zawstydzającego w polskim Sejmie, choć pamiętam wszystkie rządy poczynając od Bolesława Bieruta.

Oglądałem te obrady na żywo. Kamera cały czas trzymała w obiektywie zbliżenie Jarosława Kaczyńskiego, a mnie na zawsze wrył się w pamięć obraz siedzącego samotnie w ławach poselskich człowieka, na którego twarzy malowały się…, -  sami sobie Państwo dobierzcie stosowne określniki patrząc na fotografię pod notką.

Dlaczego tak myślę?

Bo obserwuję Jarosława Kaczyńskiego od lat i być może się mylę, lecz już w czasie jego wizyty w Starachowicach, z jego zmęczonej twarzy i słabnącego tembru głosu wniosłem, że onegdaj niezniszczalny Jarosław utracił bezpowrotnie niegdysiejszy power i już nie wierzy własnym słowom mówiąc, że: "PiS sobie ze wszystkim sam poradzi, - z zamachem na naszą suwerenność włącznie ". Tak. Tak. Życie pokazało, że siłą Jarosława Kaczyńskiego jest wojna, a nie pokój. A patrząc na jego posępne oblicze przypomniał mi się film pt. „Samotność długodystansowca”, opowiadający o zakompleksiałym chłopcu, który z chęci zemsty na dyrektorze swojej szkoły przegrywa celowo międzyszkolny wyścig.

I to, już przed dwoma laty mnie martwiło, w przeciwieństwie do red. Warzechy, który dopiero teraz się obudził. A martwiło mnie już od  dawna, gdyż już wtenczas było widać gołym okiem, że przegrany Kaczyński idzie na czołowe zderzenie z demokratyczną Polską i Unią Europejską na zasadzie: "po mnie choćby potop , - a to szaleństwo może się bardzo tragicznie dla Polski skończyć.

To już wtedy ostatecznie utwierdziłem się w przekonaniu, że Jarosław Kaczyński to niezastąpiony fighter tylko w czasie, kiedy jego partia jest w opozycji, natomiast kompletnie sobie nie radzi w roli przywódcy partii rządzącej, co potwierdzają także nieudolne rządy PiS w okresie 2005 – 2007, - kiedy premierem był Jarosław Kaczyński.

A teraz, zwracam się do pisowskich ortodoksów, nie mówcie, że znów powtarzam swoje teksty metodą „kopiuj – wklej”, bo przypomniałem je w nadziei, że może tym razem coś z tego, o czym wielokroć pisałem, - w końcu do Was dotrze.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka