echo24 echo24
3009
BLOG

Czyżby Jarosław Kaczyński też miał swego Wachowskiego?

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 65

Pod koniec czerwca 2014 jeden z wolontariuszy pracujących na rzecz Prawa i Sprawiedliwości napisał do mnie następujący list:

Szanowny Panie Doktorze!

Jestem pod ogromnym wrażeniem trafności Pańskich analiz. Zapoznałem się ostatnio z dwoma Pańskimi wpisami na salonie24. Pierwszym „Co oni zrobili z tą Polską" -vide: ” http://salonowcy.salon24.pl/590994,moj-boze-co-oni-zrobili-z-tej-polski i drugim „Słowo do SZAMANKI w sprawie urodzin śp. Lecha Kaczyńskiego”  - vide: http://salonowcy.salon24.pl/591606,slowo-do-szamanki-w-sprawie-urodzin-sp-lecha-kaczynskiego  będącym Pana odpowiedzią na komentarz tej Pani do pierwszego tekstu.

To wszystko, co napisał Pan do Pani Stefani, ja doświadczyłem na własnej skórze właśnie 18 czerwca 2014 roku. Brałem udział w popołudniowych uroczystościach na Wawelu związanych z kolejną rocznicą urodzin śp. Lecha Kaczyńskiego. Uroczości te współorganizowałem. Dumnie więc spacerowałem po wawelskim dziedzińcu z plakietką ORGANIZATOR i udzielałem przybyłym niezbędnych informacji. Było mnóstwo gości spoza Krakowa, w tym z Tarnowa, Rzeszowa, Brzozowa, Gliwic, Tychów, Raciborza, Nowego Targu, Warszawy…

Po mszy świętej, gdy premier Kaczyński wszedł do krypty od strony katedry, przy wyjściu czekało już na niego grono fotoreporterów i prominentnych polityków oraz „działaczy” PIS z Krakowa. Każdy z nich miał tylko jeden cel. Zmieścić się w jednym kadrze z premierem. Jako młody człowiek do teraz dziwię się tym osobom, ponieważ w większości byli to ludzie o ugruntowanej pozycji społecznej i partyjnej. To był jednak tylko początek, takie przedbiegi. Po złożeniu kwiatów pod pomnikiem św. Jana Pawła II wraz z premierem Kaczyńskim ruszyliśmy w kierunku bramy przy bernardyńskiej. Szliśmy dość liczną, około 30-40 osobową grupą. Przed nami kilkunastu fotoreporterów, którzy „trzaskali” nieskończenie wiele zdjęć. Nas czterdziestu, a Kaczyński jeden. Może więc Pan doktor sobie wyobrazić, jaka była konkurencja o tę jedną wspólną fotkę. 

Nie ukrywam, że jako młody człowiek chciałem iść jak najbliżej premiera, bardzo to wszystko przeżywałem. Na początku myślałem, że te emocje udzielają się tylko mnie, ze względu na moje niedoświadczenie, rzadkość widywania i towarzyszenia premierowi. Wkrótce się jednak okazało, że nie. Że ci starzy (w sensie doświadczenia i wieku również) działacze, przeżywają to jeszcze bardziej. Powiem więcej, ledwie uszedłem z życiem. Jeden mnie podeptał, drugi (…) przywalił łokciem, nagle ktoś od tyłu o mały włos nie zdarł mi buta nadepnąwszy mi na piętę. Potem zostałem zepchnięty z krawężnika, a za moment nie wiele brakowało, a mój spacer z premierem zakończyłby się na masce zaparkowanego obok samochodu. Do tego wrogie spojrzenia niemal wszystkich kroczących wraz ze mną polityków i działaczy.   

Dopiero, gdy dotarliśmy pod Krzyż Katyński i zgromadzeni licznie, normalni ludzie, z uśmiechem na twarzach przywitali nas brawami, odetchnąłem z ulgą. Teraz już wiedziałem, że będę żył. I na koniec dodam. To nie żart.

Czy nie sądzi Pan doktor, iż fakt, że premierowi Kaczyńskiemu towarzyszą młode osoby jest wizerunkowo pożądany tak dla niego jak i dla całej partii? To, że nowe twarze towarzyszą Kaczyńskiemu jest chyba lepsze, wzbudza zainteresowanie i pokazuje, że młodzi, nowi ludzie lgną do Kaczyńskiego i jego partii. Jak wytłumaczyć to tym, którzy otoczyli ścisłym kordonem premiera i nie pozwalają mu się odwrócić, aby mógł tych z tyłu zauważyć? Jestem przekonany, że Jarosław Kaczyński z chęcią zamieniłby ze mną kilka słów, przyjął urodzinowe życzenia. Niestety, został zakładnikiem starców, którzy nie muszą na rzecz publicznego dobra pracować, bo nazwiska „pracują” za nich. Serdecznie pozdrawiam …”,koniec cytatu. Podpisu Autora listu nie ujawniam ze względów oczywistych.

Do żywego poruszony tym listem w pierwszym odruchu chciałem o tym napisać notkę, ale przemyślałem sprawę i zadzwoniłem do tego chłopaka, że lepiej o tym nie pisać, bo to będzie koniec jego kariery politycznej, o której jak łatwo wyczuć marzył. Wytłumaczyłem mu, że taka notka sprawi, że zostanie na niego wydany wyrok ostracyzmu i zmowy milczenia środowiska pisowskiego. A wiedziałem to z własnego doświadczenia, bo jak napisałem serię tekstów o tym, że Prawo i Sprawiedliwość musi się otworzyć na ludzi młodych, a szczególnie po moim spotkaniu z posłem Terleckim w sprawie proponowanego mi przez Jarosława Kaczyńskiego kandydowania do Sejmu z list PIS-u w roku 2011, rzeczony poseł postanowił wyeliminować ewentualnego konkurenta i na swoim blogu w notce pt. „„Polityczni wizjonerzy i jesienna gorączka” – vide: http://ryszardterlecki.salon24.pl/461368,polityczni-wizjonerzy-i-jesienna-goraczka zrobił mi koło pióra, cytuję:

"Oto sfrustrowany bloger, którego tekstów nie chce zamieszczać żadna gazeta, publikuje manifest wzywający do gruntownej dekomunizacji, szczególnie tych, którzy nie chcą dostrzec jego publicystycznego talentu i tak dalej...”, koniec cytatu. Słowem poseł profesor mimo tego, że mu powiedziałem, że nigdy do PIS-u nie wstąpię, bo mnie nie interesuje kariera polityczna, na wszelki wypadek dał mi tak zwany szlaban, także u pana Prezesa, a ja zrozumiałem, że im lepiej będę pisał, tym będą mniejsze szanse by media prawicowe przedrukowały choćby jeden z moich tekstów.

Zaś pewnego dnia w trakcie południowej kawy w mieście opowiedziałem o liście tego młodego wolontariusza jednemu z byłych krakowskich radnych PIS-u, a on aż podskoczył na krześle i powiedział, cytuję z pamięci: „Panie kochany! Jestem gotów się założyć o tysiąc złotych, że ten, co temu chłopakowi przywalił łokciem to Terlecki, bo z PIS-u wystąpiłem po tym, jak, gdy chciałem wejść na obrady Rady Miasta i powiedzieć parę słów prawdy o tym, co się dzieje w krakowskim PIS-ie, ten ch… Terlecki wziął mnie za frak i urwawszy mi kołnierzyk od koszuli wyrzucił mnie za drzwi”, koniec cytatu.

I jeszcze jedna opowiastka. Kilka dni po tym, jak w notce pt. „Ciemna strona mocy posła profesora” – vide: http://salonowcy.salon24.pl/461802,ciemna-strona-mocy-posla-profesora napisałem kilka ostrych słów o pośle profesorze Terleckim miałem składać kwiaty na pewnej uroczystości, gdzie mieli być prawie sami krakowscy pisowcy. Idąc na Wawel byłem przekonany, że obecni tam działacze rozszarpią mnie na strzępy. Jak dochodziłem do Katedry Wawelskiej kilka pań zaczęło biec w moją stronę. No, to się zaczęło, pomyślałem. I jakież było moje zdziwienie, gdy te panie mnie wycałowały i ze łzami w oczach dziękowały mi za notkę i za to, że się w końcu ktoś odważył napisać kilka słów prawdy o Terleckim. Wniosek. Pan prezes prawdopodobnie coraz mniej wie, co na dole słychać. A to już jest mało obiecujące.

Tyle opowieści, a teraz do rzeczy.

Jako sprzyjający PIS-owi ale rzetelnie obiektywny bloger oglądam telewizję na różnych kanałach, od prawa, przez środek do lewa i kiedykolwiek pokazują Jarosława Kaczyńskiego, w odległości nie większej niż pół metra od pana Prezesa widzę zawsze posła profesora Terleckiego, czy to w sejmie, na spacerze, na oficjalnych uroczystościach, miesięcznicach itd. Tak jakby innych tego wartych w PIS-ie nie było. Nawet poseł minister Macierewicz nie ma takich forów. Myślę, że Państwo to również zauważyliście, bo tego nie da się nie zauważyć.

A jak wspomniałem o tym wczoraj w odpowiedzi na komentarz internauty piszącego pod nickiem @WICHREN, ów bystry bloger napisał mi, cytuję:

Ciekawe rzeczy Pan napisał, w nienajlepszym świetle pokazując postać posła profesora. W polityce bardzo często mamy sytuację, że obok króla lub wybitnego przywódcy tworzy się dwór, który na śmierć i życie konkuruje o względy najważniejszej osoby. Walka o pozycję na dworze bywa często bardzo bezwzględna a postacie nieciekawe. Król lub przywódca jest odcinany od rzeczywistości. Ładnie to opisał inny Ryszard Kapuściński w książce "Cesarz”…, koniec cytatu.

I żeby nie przeciągać powiem Państwu jeszcze tylko, że niedawno zadzwonił do mnie jeden z gorąco sympatyzujących z PIS-em profesorów starszej generacji Akademii Górniczo-Hutniczej i prosto z mostu huknął, cytuję z pamięci:

Panie Krzysztofie, bardzo pana proszę, bo już dłużej tego nie zniosę i zmienię zdanie o Kaczyńskim, więc niechże pan napisze na tym swoim blogu, co trzeba o tym Terleckim. Ja już nie mogę patrzeć jak się wlecze jak cień za panem Jarosławem Kaczyńskim ani na krok go nie odstępując. A w TVN24 chyba już tysiąc razy pokazywali migawkę, jak Terlecki, było nie było gość z tytułem profesorskim w uniżonych ukłonach otwiera drzwi do jakiejś Sali sejmowej przed panem Prezesem, jak jakiś lokaj, albo sługus. Niech pan zapyta na tym swoim blogu, czy Jarosław Kaczyński naprawdę nie widzi, jaki to zawstydzający obciach niszczący wizerunek Prawa i Sprawiedliwości? Przecież to uwłacza nie tylko dumnemu etosowi naki polskiej, ale przede wszystkim powadze Jarosława Kaczyńskiego. A ten Terlecki, co się odezwie na wizji to po prostu jak mówią studenci masakra. Już kilku naszych mi to samo mówiło…, koniec cytatu.

Więc odpowiedziałem panu profesorowi, że wielokroć pisałem, że Jarosław Kaczyński to polityczny geniusz, który jednak nie ma ręki do ludzi, których nie wyczuwa. Parę razy się poparzył, co sprytnie wykorzystał szanowny poseł profesor zarażając pana Prezesa chorobliwą nieufnością w stosunku do wszystkich, których wskaże poseł profesor Terlecki.

A tę przyznaję kontrowersyjną notkę napisałem, dlatego, że mi bardzo zależy, by Polsce się udał projekt o nazwie "Jarosław Kaczyński”. Bo jak się nie uda, a do władzy wróci ta banda, przepraszam totalna opozycja i to już będzie ostateczny koniec wolnej Polski.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki)

Post Scriptum
A tak naprawdę, to notkę tę napisałem, dlatego, że parafrazując Jarosława Marka Rymkiewicza chciałem "ugryźć Jarosława Kaczyńskiego w dupę" i proszę się nie oburzać, bo celem wyjaśnienia zacytuję teraz Państwu fragment wywiadu, jakiego w sierpniu 2007 udzielił w Rzeczpospolitej Joannie Lichockiej pan Rymkiewicz, który powiedział między innymi, cytuję:

Teraz wytłumaczę, dlaczego wszystko, co zrobił i jeszcze zrobi Jarosław Kaczyński, jest dobre dla Polski. Przypomnijmy sobie, jak to było w stanie wojennym i po stanie wojennym - Polska zapadła wtedy w głęboki sen. To było nawet coś więcej niż sen - rodzaj jakiegoś półomdlenia, półśmierci. Napisałem wtedy, w duchu trochę romantycznym, wiersz o Polsce ukrzyżowanej przez komunistów i złożonej przez nich do grobu. Był drukowany w jakichś podziemnych gazetkach. Było w takim ujęciu może trochę przesady, ale było i coś na rzeczy - bo to było umieranie. Historia Polski stanęła wtedy w miejscu, co oczywiście było na rękę i tutejszym kolaborantom, i ich rosyjskim mocodawcom. To trwało do roku 1989 i wtedy Polska trochę się poruszyła, ale tylko na chwilę. Jeszcze nie całkiem obudziła się z tego swojego strasznego wojennego snu i półśpiąca, półżywa, dotrwała do pierwszych lat obecnego wieku. Historia Polski w latach dziewięćdziesiątych dałaby się porównać do rzeki, która, owszem, gdzieś płynie, ale powoli, niechętnie, a jej meandryczny nurt wciąż tworzy jakieś za toki, rozlewiska, martwe wody - i nie może popłynąć do przodu, nie może, wśród rozlewisk, znaleźć swojej drogi, doliny, którą popłynie w przyszłość. Jarosław Kaczyński obudził Polskę i pchnął ją do przodu. Zrobił coś takiego, że Polska wstała na nogi i poszła naprzód. Przychodzi mi do głowy jeszcze takie porównanie. Polska to był taki wielki ospały żubr śpiący pod drzewem w Puszczy Białowieskiej. Zresztą Polska drzemiąca lub zabawiająca się pod drzewem, najlepiej pod lipą, to jest stary archetyp polskiej poezji - wymyślił go Kochanowski, pojawia się w "Epilogu", którym miał kończyć się "Pan Tadeusz", mamy go też w ostatnim przedwrześniowym wierszu Władysława Sebyły, w którym Polska zwraca w cztery strony świata swoje cztery posępne twarze Światowida i oczekuje nadejścia swoich dwóch wielkich wrogów. Słychać już "tupot nóg sołdackich", a Polsce marzy się "pod gałęziami lip biesiada". Piękny wiersz. Ale do rzeczy. Otóż ten wielki białowieski żubr spał sobie słodko (lub spał dręczony okropnymi snami) gdzieś na polanie w głębi puszczy i sen jego, podobny śmierci, mógłby trwać jeszcze wiele lat - gdyby Jarosław Kaczyński nagle nie ugryzł go w dupę. Żubr, ugryziony przez pana premiera, podniósł głowę, potrząsnął rogami, ryknął i popędził. Dokąd, tego nikt nie wie. Ale galopuje, pędzi ku swoim nieznanym, dzikim przeznaczeniom. Polska poruszyła się, została poruszona - jest coraz inna i będzie jeszcze inna. To już nie jest sen pod lipą, to już nie jest podobny śmierci sen stanu wojennego, to już nie jest omdlenie lat dziewięćdziesiątych. Właśnie dlatego wszystko, co zrobił i co robi Jarosław Kaczyński, jest dobre. Ugryzł żubra w dupę i to czyni go postacią historyczną…”, koniec cytatu.

Więc przyła mi do głowy myśl, może głupia, ale zaniepokoiłem się, czy pan prezes Jarosław Kaczyński, jak ten rymkiewiczowski żubr na chwilę nie przysnął.

No chyba, że... Ech! Lepiej w tym miejscu skończę.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka