echo24 echo24
1797
BLOG

Bloger @Sowiniec. Modelowy przykład degradacji moralno etycznej nauczyciela akademickiego

echo24 echo24 Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 73

Reprezentanci środowiska akademickiego coraz częściej zapadają na chorobę nazywaną "schamieniem rozsianym"

A teraz do rzeczy

Przed trzema dniami nauczyciel akademicki, a zarazem bloger piszący pod nickiem @Sowiniec opublikował publicznie notkę pt. „Akademicki marazm” – vide: https://www.salon24.pl/u/bukojer/965238,akademicki-marazm. Notka ta wywołała nad wyraz ożywioną dyskusję komentatorów, lecz niestety znakomita większość z ponad 400 komentarzy była przepraszam za wyrażenie poza-merytoryczną słowną „nawalanką” komentatorów dodających komentarze niemające nic wspólnego z obecną kondycją polskich uczelni. O poziomie tej dyskusji, było nie było o stanie nauki polskiej nie wspominam, bo najlepiej będzie jak go Państwo sami ocenicie. Postanowiłem tedy do rzeczonej notki blogera @Sowińca dodać obszerny i wyczerpujący komentarz wyjaśniający przyczyny zapaści polskiego szkolnictwa wyższego. Oto jego treść, cytuję:

Jeśli tylko są środki finansowe, zapóźnienia natury technologiczno gospodarczej można nadrobić w ciągu jednej dekady, czego dowodem może być fakt, iż obecnie, pod względem  konkurencyjności w Europie wyprzedzają nas tylko producenci niemieccy. Znacznie gorzej natomiast przedstawia się sprawa „przestawiania się” na tak zwane „nowoczesne myślenie”, gdyż zmiany ludzkiej mentalności mają ogromną bezwładność, a co więcej, tempo tych zmian zależy od wieku generacji takim zmianom poddawanych. Opierając się na własnych obserwacjach środowiska akademickiego, w którym przepracowałem prawie czterdzieści  lat jestem skłonny zaryzykować tezę, że obecne pokolenie „50 Plus” jest już mentalnie niereformowalne, bądź reformowalne w stopniu poważnie ograniczonym. Bowiem ludzie tej kategorii wiekowej nie są już w stanie dostosować do nienotowanego dotąd przyśpieszenia rozwoju cywilizacji, jakie nastąpiło w ostatnich dwudziestu latach i wciąż następuje. Wiek XXI staje się wiekiem elektroniki, komputeryzacji i telekomunikacji, a także ekspansji coraz bardziej doskonałych technik generowania, gromadzenia, przekształcania i udostępniania informacji, a zjawisko, jakim jest Internet nie ma precedensu w historii cywilizacji. I jak pisze profesor Akademii Górniczo Hutniczej Ryszard Tadeusiewicz w swojej książce pt. „Społeczność Internetu”, „nieomal z dnia na dzień pojawiła się w naszym życiu wszechobecna sieć informacyjna, obejmująca swym zasięgiem dosłownie cały świat, wnikająca do wszystkich przedsiębiorstw i instytucji, do szkół i uczelni...”.

Te nowe warunki pociągają za sobą konieczność zmiany mentalności i przestawienia się na idące z duchem czasu nowoczesne myślenie, kompatybilne z tempem i specyfiką dokonujących się zmian. Niestety, wielu ukształtowanych w czasach przed-internetowych reprezentantów pokolenia „50 Plus”, nota bene zajmujących większość stanowisk kierowniczo-decyzyjnych na polskich uczelniach, nie mogąc bądź nie chcąc nadążyć za rozwojem współczesnego świata „poddało się”. Najlepszym przykładem mogą być akademicy starszej generacji, którzy, nie potrafią, bądź nie chcą korzystać z udogodnień Internetu, a ci, którzy próbują, w porównaniu z młodym pokoleniem czynią to niezdarnie i nieudacznie. W efekcie, nad tym, co młodzi ludzie załatwiają kilkunastoma kliknięciami, starsi ślęczą całymi dniami, najczęściej na darmo, gdyż wstydzą się spytać młodszych jak rozwiązać problem. Znam wielu profesorów starszej generacji z ogromną wiedzą naukową, którzy, jeśli w ogóle potrafią, potrzebują pół godziny do napisania kilkuzdaniowego SMSa, a żeby sprawdzić coś w rozkładzie jazdy tracą pół dnia na wyprawę na dworzec, nie zdając sobie sprawy, iż mogą potrzebną informację znaleźć w Internecie w ciągu kilku minut. Mógłbym przytoczyć setki podobnych przykładów. Gorzej, większość akademików starszej generacji nie rozumie potrzeby jeżdżenia po świecie celem podnoszenia kwalifikacji, gdyż tkwią w świętym przekonaniu, że wszystko już wiedzą. A co jeszcze gorsze, nie rozumiejąc takiej konieczności, nie tylko nie „wypychają” w świat swoich uczniów, lecz nierzadko im to utrudniają. Wiem, że zaraz spadną na mnie gromy, ale ktoś to musi w końcu powiedzieć.

Otóż prawda jest taka, że znakomita większość polskich profesorów starszej generacji, od dziesiątków lat nie wychylających nosa poza progi swoich gabinetów naukowych nie zdaje sobie sprawy, że się kompletnie oderwała od otaczającego ich świata, że często szacowni profesorowie nie mają bladego pojęcia, na jakim poziomie „robi się” obecnie światową naukę i jakich narzędzi do tego używa. Że wielu naszych uczonych nie zdaje sobie sprawy, iż jako w ich mniemaniu wysokiej klasy specjaliści od czegoś tam, w realiach doby Internetu są nieporadni, jak dzieci we mgle. Niestety stare nawyki, które są drugą naturą człowieka, jeśli w ogóle można, bardzo trudno zreformować. A nasi akademicy starszej generacji codziennie, od lat chodzą, lub jeżdżą na uczelnię tą samą trasą, a w pracy, w tym samym od niepamiętnych czasów rytmie, każdy ich dzień jest niezmiennie taki sam – natomiast świat bezlitośnie ucieka do przodu. Bo nie rzadko, Sic! kartki ich wykładowych konspektów są pożółkłe od starości, a jedynym, co ich absorbuje naprawdę to spotkania towarzyskie przy okazji niepoliczonych nigdy obron prac magisterskich, doktorskich i habilitacyjnych, a także rytualnych imienin, urodzin i jubileuszy, gdzie można coś przekąsić i miło pogadać. I choć w to trudno uwierzyć, takich imprez zdarza się często na uczelniach więcej niż dni w kalendarzu, a znam rekordzistów, którzy przy okazji popularnych imienin potrafią takich jubli obskoczyć kilkanaście dziennie. A nauka? Nie ucieknie przecież. Słowem, życie lżejsze od snu.

Innym zagadnieniem jest paniczny strach akademickich oldbojów czujących na karku oddech młodych wilków. W efekcie gros „uczonych trzeciego wieku”, którzy o zgrozo wciąż pełnią większość funkcji kierowniczych, miast najzdolniejszymi ludźmi, otacza się miernotami, a ci błyskotliwi są często usuwani na margines. Jaki jest poziom nauki polskiej każdy widzi. A dlaczego? Między innymi, dlatego, że dożywotni profesorowie polskich uczelni nie podlegają praktycznie żadnej kontroli, bądź weryfikacji, choć zdarzają się przypadki, że przychodzą na uczelnię li tylko dlatego, żeby sobie porozmawiać przez telefon za darmo. Gorzej, jakże często obserwowałem, jak ludzie zajmujący się nauką wykonywali przez całe lata gigantycznie mrówczą pracę kompletnie na darmo, gdyż nikt się nie odważył im tego powiedzieć, a im zbrakło wyobraźni by spostrzec, że to, co robią jest pozbawione sensu, a efekt ich pracy nikomu się na nic nie przyda. Widziałem, jak się męczą, grzęznąc w coraz mniej istotnych szczegółach uznając, jakże błędnie to, co robią, za zgłębianie wiedzy. Jeszcze gorzej, w to brnięcie do nikąd, wciągali i nadal wciągają swoich uczniów, którzy po czasie stają się podobnymi im „ślepcami”. Kolejnym zagadnieniem jest problem zarządzania uczelnią, wydziałem, katedrą bądź zakładem. Niestety, kierownicze stanowiska wszystkich szczebli struktury uczelnianej są nadal w dziewięćdziesięciu procentach obsadzone przez kompletnie pozbawionych zdolności menadżerskich akademików starszego pokolenia, którzy, co najgorsze, za Boga nie chcą ustąpić miejsca młodym.

Pamiętam, jak kiedyś chciałem wdrożyć pewien nowatorski projekt i napotkałem na mur tak zwanej „spychologii”, która moim zdaniem jest jednym z podstawowych hamulców rozwoju polskich uczelni i nie tylko uczelni zresztą. Bowiem gdy zgłosiłem swą inicjatywę jednemu z prorektorów, ten chcąc się wyłgać od odpowiedzialności za podjęcie stosownej decyzji odesłał mnie do dziekana. Z kolei strachliwie zachowawczy dziekan poprosił mnie bym zasięgnął opinii kierowników poszczególnych zakładów, dla których, nie uwierzycie, znacznie ważniejszymi od mojej inicjatywy były sprawy związane z tym, że ktoś im chce zabrać część korytarza, bądź nie oddał im rzutnika do slajdów. Tak, tak. Takimi problemami żyje starsza generacja pracowników naukowych na polskich uczelniach. Bo wcale nie tak rzadko obrady uczelnianych senatów przypominają plemienne rady starców, zaś rady wydziału podobne są modnym obecnie „babskim party”, na których uczestniczki mówią wszystkie na raz nie słuchając się nawzajem.

Nie mniej ważnym problemem są gigantyczne szkody wyrządzone przez tak zwanych „docentów marcowych”, czyli miernot, które w roku 1968 awansowano bez habilitacji nie za zasługi na polu nauki, lecz za aktywną działalność w szeregach Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. To z tej grupy wywodzą się rzesze profesorów, którzy do dzisiaj dzierżą kluczowe i decyzyjne stanowiska, a jeśli już odeszli na emeryturę, pozostawili po sobie uczniów, którym wszczepili w mózgi komuszą mentalność. Jednakże, gwoli sprawiedliwości, należy wyraźnie zaznaczyć, że zdarzają się na polskich uczelniach również  katedry na prawdziwie światowym poziomie, zarządzane przez otwartych na świat profesorów starszego pokolenia - lecz niestety, są to wciąż nieliczne wyjątki od powszechnej reguły. 

Nasuwa się, więc logiczny wniosek, że polskimi uczelniami powinni zacząć zarządzać ludzie młodzi, których kompletnie nie obchodzi walka pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim. Po pierwsze, dlatego, że z racji wieku młodzi nie są skażeni strusiowato nielotnym myśleniem odziedziczonym po komunie, po drugie, że dojrzewali już w dobie Internetu, który mają we krwi i po trzecie, że w przeciwieństwie do tchórzliwie zachowawczych postaw pokolenia starej generacji, cechują się świeżym spojrzeniem, chęcią podejmowania odważnych decyzji i rozmachem umożliwiającym im swobodne poruszanie się w cyberprzestrzeni XXI wieku. Uwaga!!! Powyższy wniosek w żadnym razie nie oznacza, iż kadrę akademicką starszej generacji należy dyskryminować, bądź odsuwać od wpływu na sprawy uczelni. Ani by mi to do głowy nie przyszło. Ludzie ci stanowią w znakomitej większości nieoceniony potencjał naukowo dydaktyczny oparty na wieloletnim doświadczeniu.

Niemniej jednak uważam, że ludzie z pokolenia „50 Plus” powinni pełnić role doradcze, a nie menadżerskie, którym z racji anachronicznych przyzwyczajeń nie są w stanie sprostać. I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Nie mam cienia wątpliwości, że opisane wyżej problemy dotyczą wielu innych obszarów społeczno-gospodarczych kraju. Dlatego uważam, iż warunkiem koniecznym, żeby Polska rzeczywiście ruszyła do przodu i dogoniła Europę jest dokończenie rewolucji rozpoczętej przez NSZZ „Solidarność” i brutalnie stłamszonej stanem wojennym, przykro mi to mówić, przy haniebnie biernym przyzwoleniu zdemoralizowanych komuną środowisk opiniotwórczych. I dlatego uważam, że tę bezkrwawą rewolucję są w stanie dokończyć tylko ludzie młodzi. Bo pozbawione widoków na przyszłość pokolenie młodych Polek i Polaków powinno obecnie stworzyć własne, niezależne struktury, jak niegdyś „Solidarność”, unikając jak ognia wchodzenia w jakiekolwiek związki, bądź układy z partiami politycznymi, bo ich ograbią z pomysłów, które ogłoszą, jako swoje. A jak okrzepną organizacyjnie, powinni stworzyć własną partię, zrzeszenie, stowarzyszenie, bądź jakiś całkiem nowy ruch obywatelski, działając wyłącznie własnymi siłami! Że powinni jak od zarazy stronić od „życzących im dobrze” pośredników i doradców starszego pokolenia. Że powinni przyjąć jakąś zupełnie nową nazwę, gdyż nie do końca jednoznaczne słowo „prawica” już się zdewaluowało w społecznym odbiorze.  A stać ich na samodzielność, gdyż w przeciwieństwie do skażonego komuną starszego pokolenia potrafią myśleć niezależnie!
A jak im się uda, pokażą Polsce i Światu, że można w sposób pokojowy raz na zawsze skończyć ze starym myśleniem i wiecznie skłóconą Rzeczpospolitą rządzoną przez piszących na komputerze jednym palcem, skostniałych mentalnie, nieczujących bluesa zgredów…
, koniec cytatu.

Na ten mój komentarz bloger @Sowiniec odpowiedział następująco, cytuję:

„Sowiniec [24 czerwca 2019, 08:19]
@echo24
Z założenia nie czytam długich i od początku bełkotliwych komentarzy…”, koniec cytatu.

Mam tedy gorącą prośbę do blogera @Sowińca, by jednak odstąpił od swojej zasady i wyjaśnił Internautom w sposób merytoryczny, wątek po wątku, - co i dlaczego w moim komentarzu było bełkotem. Tylko bardzo proszę konkretnie, bez wykrętów i odpowiedzi wymijających.

Brak reakcji ze strony blogera @Sowińca uznam za powód uprawniający mnie uznania go niewiarygodnym dyletantem niegodnym nazywania siebie nauczycielem akademickim, a także społecznikiem aspirującym do kariery politycznej.

Krzysztof Pasierbiewicz ( em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum

Bloger @Sowiniec nie odpowiedział u mnie na blogu na moje pytanie, - ale zamiast tego w dwie godziny po ukazaniu się mojej notki napisał na swoim blogu notkę pt. „Co to za dziwadło?” – vide: https://www.salon24.pl/u/bukojer/965535,co-to-za-dziwadlo , w której napisał, cytuję:

Od pewnego czasu pojawia się na moim blogu mający poważne kłopoty z polszczyzną jakiś śmieszny ludzik bez znaczenia, który koniecznie chce zaistnieć - oczywiście bez powodzenia -  w debacie publicznej podpisujący się Echo 24. Wygląda mi na zakochanego w sobie z wzajemnością mitomana i kabotyna, który rozkoszuje się produkowaną przez siebie grafomanią. Czy ktoś wie, o co mu chodzi?...”, koniec cytatu.

Tak. Tak. W ten sposób pisze polski nauczyciel akademicki o emerytowanym polskim nauczycielu akademickim bezprzykładnie kalecząc uniwersytecki obyczaj. O chamstwie, jakie bloger @Sowiniec zaprezentował w dyskusji z komentatorami jego notki nawet nie wspominam, bo się wstydzę. Ale przeczytajcie Państwo te komentarze w wolnej chwili, żeby się przekonać, kto komentuje u blogera @Sowińca.

Myślę, że tym tekstem bloger @Sowiniec wystawił sobie świadectwo degradujące go jako uniwersyteckiego naukowca, a przy okazji pokazał, jakiego sortu akademicy pracują na polskich uczelniach. No cóż. Bezczelna buta, zawstydzający deficyt poszanowania dla uczelnianych kolegów, rażące prostactwo, inklinacja do insynuacji oraz pomówień i kompletny brak poszanowania wartości moralno etycznych kodeksu nauczyciela akademickiego.

Źle to wróży dla naszego szkolnictwa wyższego i nauki polskiej, która cierpi na chorobę nazywaną "schamieniem rozsianym".

Post Post Scriptum

Relatywnie mała ilość hejterskich komentarzy zdaje się wskazywać, że przekaz tej kontrowersyjnej notki w końcu się przebił do obywatelskiej świadomości.

UWAGA! Szanowni Państwo! Pragnę z góry zaznaczyć, że merytorycznie będę odpowiadał wyłącznie na komentarze merytoryczne. Zaś komentarze hejterskie, prostackie, namolne i niedorzeczne, a także niezwiązane z tematem notki będę kwitował formułką: "Następny, proszę!", albo je po prostu pominę milczeniem. Nie chcę broń Boże nikogo urazić, bądź zlekceważyć, ale mam już swoje lata i szkoda mi zdrowia na przekomarzanie się oszołomionymi komentatorami, którzy za każdym razem piszą to samo, a co gorsze zawsze wiedzą lepiej.
Licząc na okazanie zrozumienia pozdrawiam Państwa serdecznie. Krzysztof Pasierbiewicz (Echo24)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo