autor: Fratria/Mateusz Zelnik
autor: Fratria/Mateusz Zelnik
echo24 echo24
1436
BLOG

Jak to jest naprawdę z tymi naszymi elitami? Słowo do Jerzego Stuhra

echo24 echo24 Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 51

Motto: W Polsce obok elity postkomunizmu jest już nowa elita, która jest w stanie zmieniać Polskę (Jarosław Kaczyński)

Po wypowiedzi Jerzego Stuhra w temacie „folwarcznych pisowców", w Internecie zawrzało, - więc gwoli sprawiedliwości jeszcze raz zacytuję, co między innymi pisałem w styczniu 2011 w notce / eseju pt. „Nabrani przez redaktora” – vide:  https://www.salon24.pl/u/salonowcy/271686,nabrani-przez-redaktora.

"Jak starsi pamiętają, a młodsi niestety już nie, gdyż nie mieli się skąd o tym dowiedzieć, w latach powojennych (lata 40/50) komuniści dokonali bardzo sprytnej socjologicznej sztuczki. Z zacofanej i zabiedzonej prowincji, piszę z prowincji, a nie ze wsi, bo prawdziwi polscy chłopi nie opuściliby nigdy swojej ojcowizny, przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i niewykształconych ludzi. Brano głównie tych „nijakich” i bez charakteru.

W miastach, zazwyczaj w pobliżu zakładów przemysłowych, pobudowano dla nich nowe dzielnice, a w nich bloki, które im się zdały pałacami. Potem im umożliwiono zrobienie zaocznej matury, co oni uznali za awans społeczny. Ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych i temu podobnych ośrodkach krzewienia kultury masowej, przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Słowem ni pies, ni wydra, albo, jak kto woli zdegenerowany twór bez rodowodu. Jednocześnie komunistyczna propaganda przypominała im bezustannie, że swój awans zawdzięczają dbającej o ich interesy władzy ludowej, co się w ich świadomości zakodowało na trwałe w formie ślepej wdzięczności dla komuny. To ci właśnie ludzie stanowili służący wiernie stalinowskiemu reżimowi pierwszy rzut zasilający szeregi PZPR, milicji i urzędu bezpieczeństwa.

W następnym pokoleniu (lata 60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc grupę „nowej inteligencji”, drastycznie odmiennej kulturowo od ideałów inteligencji „starej” wywodzącej się z czasów przedwojennych. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu”. Ta grupa społeczna od inteligencji „starej” różniła się głównie tym, iż nie wyniosła z domu praktycznie żadnych głębszych wartości. I choć nieźle wykształcona zawodowo, nie miała, świadomości, bądź jej nie dopuszczała, iż jest genetycznie skażona piętnem służalczej wdzięczności wobec komunistów, którzy umożliwili ich ojcom społeczny awans. Myślę, że to ci właśnie ludzie poparli, a jeszcze żyjący nadal popierają wprowadzenie stanu wojennego traktując generała Wojciecha Jaruzelskiego, jako męża stanu. I w pewnym sensie nie można ich za to winić, gdyż tak ich po prostu wychowano.

Po upadku komuny wydawało się przez moment, że nastąpi odrodzenie prawdziwych polskich elit. Otóż nic bardziej złudnego, gdyż proces ten skutecznie storpedowali zbałamuceni przez Gazetę Wyborczą wnukowie tych, których w latach 40/50 przesiedlono do miast. W tym przypadku, ten genetycznie służalczy, tym razem wobec post-komuny, materiał ludzki został wykorzystany, trzeba przyznać genialnie, przez redaktora wspomnianej Gazety.

Mechanizm był tego zabiegu był identyczny jak w okresie powojennym, czyli chodziło o utwierdzenie ludzi w poczuciu społecznego awansu. Mechanizm psychotechnicznej sztuczki jest następujący. Otóż, jeśli garbatemu powiedzieć, że się prosto trzyma, to, choć wie, że tak nie jest, chętnie w to uwierzy. Jeśli szarej myszce ktoś powie, że wygląda jak hollywoodzka gwiazda też się nie oprze pokusie uwierzenia w tę oczywistą nieprawdę. Podobnych przykładów można mnożyć wiele.

O ile sztuczka z „awansem społecznym prim” (tata 40/50) polegała na utwierdzeniu prostych i niewykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym bis” (po upadku komuny) polegał na utwierdzeniu ich już z grubsza okrzesanych i lepiej wykształconych wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych ELIT. W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim próżność, pychę i kompleksy ludzi, których na swój prywatny użytek nazywam „intelektualnie nowobogackimi”.

Bowiem redaktor wspomnianej Gazety doskonale znał odbierającą rozum magiczną moc utwierdzenia „nowobogackiego inteligenta” w przekonaniu o przynależności do krajowej elity. Pan redaktor wiedział, że jak takiemu powie, że przynależy do crême de la crême III Rzeczypospolitej, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze będzie owego społecznego awansu bezkrytycznie bronił do ostatniej kropli krwi. Więcej, w obawie przed utratą nowego statusu wyróżniającego go ponad resztę „ciemnego” społeczeństwa, taki delikwent zrobi dosłownie wszystko, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę. I tu moim zdaniem leży tajemnica irracjonalnie wysokich notowań obecnie rządzącej Platformy Obywatelskiej, popieranej w znakomitej większości przez takich właśnie ludzi. Popierających bezkrytycznie, w obawie, że ewentualny upadek tej partii grozi weryfikacją elit, co dla nich oznaczałoby możliwość utraty ich awansu społecznego.

Tu jednak pragnę dobitnie zaznaczyć, że tych ludzi nie należy, broń Boże, społecznie dyskryminować. Jest to grupa niekwestionowanej inteligencji. Trzeba im tylko uświadomić, jak im zawrócono w głowach. Że dali się nabrać wspomnianemu redaktorowi, iż przynależą do grupy społecznej, która jest bardziej światła, więc de facto lepsza niż reszta „obciachowej ciemnoty”.

Tak więc uważam, że ważną rolą dziennikarzy jest wytłumaczenie im, że choć w większości przypadków jako tako obyci i całkiem nieźle wykształceni, stanowią jednakże grupę inteligencji naskórkowej, której daleko do prawdziwych elit. Więcej, trzeba ich przekonać, że dla nich zrzeczenie się ich nieuprawnionego elitarnego statusu to nie żadna klęska, ale wręcz przeciwnie, powrót na sprawiedliwie im przynależny szczebel w hierarchii społecznej. Że jeśli się z tym pogodzą, staną się bardziej autentyczni, a co za tym idzie bardziej wiarygodni. Że nie będą się już musieli już bać o utratę nienależnej im rangi społecznej. Że nie będą już musieli brnąć w zakłamanie. No i co najważniejsze, będzie im wtedy łatwiej się porozumieć z resztą społeczeństwa, że staną się znowu częścią narodowej wspólnoty.

Może to właśnie tędy wiedzie droga do pojednania Polaków?...", koniec cytatu.

Ale nie byłbym sobą, gdybym na koniec nie napisał, że po wygraniu przez Prawo i Sprawiedliwość wyborów w roku 2015, - Jarosław Kaczyński z nie mniejszym niż Adam Michnik powodzeniem zastosował sprawdzony w historii trick z awansem społecznym "nowych elit".

I nie ma, co ukrywać, że pat w dążeniu do lepszej Polski polega na tym, że zarówno obóz Michnika, jak obóz Kaczyńskiego nie chcą pojednania, bo paradoksalnie, siłą jednych i drugich jest umiejętnie podsycania wzajemna nienawiść dwóch zwaśnionych polskich "hutu i i tutsich", którzy nawet w rodzinach zasiadają osobno do wigilijnej kolacji.

I już na koniec muszę się pochwalić, że po przeczytaniu mojego eseju, którego fragment zacytowałem, przesłał mi gratulacje sam Jarosław Kaczyński, o czym mnie poinformował w liście urzędowym. Mówiłem o tym w Księgarni Gazety Polskiej w Krakowie w roku 2012, kiedy jeszcze wierzyłem, że PiS rzeczywiście może Polskę uzdrowić - vide: https://www.youtube.com/watch?v=pGLupWCSgBQ

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Post Scriptum

Niezwyczajnie mała ilość komentarzy zdaje się wskazywać, że przekaz notki zamurował jednych i drugich.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo