echo24 echo24
2623
BLOG

W jutrzejszym Marszu Niepodległości winni wziąć udział także ludzie opozycji

echo24 echo24 Marsz Niepodległości Obserwuj temat Obserwuj notkę 217

Dlaczego tak uważam jak napisałem w tytule notki? Powiem to na końcu, ale najpierw chciałbym Państwu coś bardzo ważnego przypomnieć.

W dniu 17 listopada 2012 miałem zaszczyt uczestniczyć w uroczystej promocji patriotycznego albumu pt. „Oburzeni”, która odbyła się w auli Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach. Spotkanie rozpoczęło się poruszającym wystąpieniem śp. kardynała profesora Stanisława Nagy. Człowieka wielkiego formatu o gorącym polskim sercu i pięknym umyśle, intelektualisty, teologa, gorącego patrioty i najbardziej w polskim Kościele Katolickim nieustraszonego głosiciela prawdy. Kardynał między innymi powiedział, że patriotyczne marsze 29 września i 11 listopada 2012, które zgromadziły na ulicach Warszawy morze przybyłych z całej Polski ludzi różnego wieku i poglądów dały zaczyn ruchu społecznego, który trzeba nazwać „Małą Solidarnością”, gdyż na tych demonstracjach odrodził się duch „tamtego wielkiego czasu”. Kardynał zaakcentował, że ten nowo narodzony ruch jest tak silny, że może zmieniać rzeczywistość, ale co bardzo ważne budując, a nie niszcząc. Że jest to ruch obywateli Rzeczpospolitej świadomych swoich praw i walczących o własną godność. Że jest to zryw łączący wiele różnych nurtów oburzenia, przeciwko jakości polskiej demokracji, arogancji władzy, obłudzie mediów głównego nurtu, a także przeciwko wykluczeniu i rozwarstwieniu ekonomicznym obywateli, łącznie z kształtem współczesnej kultury. Że jest to ruch ludzi przekonanych o swoich racjach nastawiony na rozmowę i dialog uznający politykę, jako jedną z wartości naszej rzeczywistości.

A teraz przytoczę fragmenty rzeczonego wystąpienia kardynała Nagy, które moim zdaniem powinno przejść do historii, jako manifest nowej „Solidarności” ( szczególną uwagę proszę zwrócić na ostatni akapit ), cytuję za kardynałem profesorem:

 „Na manifestację z 29 września 2012r. nie można patrzeć w sposób wyizolowany. To jest zwieńczenie pewnego procesu, który od jakiegoś czasu w Polsce się toczy, ale którego dotychczas nie dostrzegaliśmy w całej jego sile i wielkości. Może nawet niektórzy z nas nie chcieli go zauważać, choć jest procesem zupełnie wyjątkowym. Od początkowych lat komunizmu w Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że społeczeństwo nie wychodzi na ulicę, ażeby wyrazić swą niezależną opinię lub żądania. To było najsurowiej zabronione. Moje pierwsze zetknięcie z tym, że społeczeństwo spontanicznie i bez pozwolenia wyszło na ulicę, by taką opinię zademonstrować, to moment, gdy okazało się, że kard. Karol Wojtyła został wybrany papieżem. To była pierwsza tego typu zbiorowa reakcja społeczeństwa, która nie wywołała interwencji milicji. Jakże wówczas wszyscy byli faktem tym zaskoczeni, jakże zaskoczona była władza, ale Polacy wiedzieli już wtedy, co robić. Odczuli w swej świadomości, że trzeba to wielkie wydarzenie, wydarzenie jakże radosne, natychmiast zademonstrować poprzez wyjście na ulicę. I na tym się właściwie skończyło, jeśli chodzi o pokojowe marsze.

Przedtem, ale i potem były pokojowe wyjścia na ulicę za pozwoleniem i na hasło komunistycznej władzy. Wyjścia na pochód pierwszomajowy. Społeczeństwo nigdy za rządów komunistów samo na ulicę nie wychodziło ze swoimi sprawami tak, by nie spotkało się to z gwałtowną i brutalną akcją służb mundurowych. Jeśli wychodziło się bez obaw, to tylko ze sprawami zadanymi. Trzeba było manifestować na rozkaz – niesiono te różne sztandary z hasłami nieustannego poparcia dla partii i rzucano je po kątach zaraz po tym jak tylko padł urzędowy nakaz, żeby pochód (nie mówiło się: manifestacja) skończyć.

Teraz pojawiło się nowe zjawisko. Pojawiło się bardzo niewinnie – pod hasłem poparcia dla katolickiej Telewizji Trwam, a więc pod hasłem jakiejś sprawy społecznej. Pojawiły się manifestacje nienakazane odgórnie, ale chciane i popierane przez dużą, coraz większą część społeczeństwa, organizowane oddolnie. Początkowo tylko w niektórych miastach. Polska wypełniła się tym wychodzeniem na ulicę – nie dość, że nie nakazanym przez władzę, to na dodatek – wbrew tej władzy. Manifestacje te przeobraziły się w cały ruch społeczny, będący wyrazem nowej narodowej solidarności. Mamy prawo to tak nazywać, są ku temu przesłanki. Po pierwsze marsz „Obudź się Polsko” 29 września był pokojowym pochodem już w dużo szerszej sprawie niż sama katolicka telewizja. Po drugie – przybyli ludzie z całej Polski, nie tylko z jednego miasta, przybyła ich olbrzymia rzesza, blisko pół miliona osób. Po trzecie manifestowali ludzie w różnym wieku. Po czwarte, Marsz odbył się pod okiem policji, która w wielu przypadkach pomagała, choćby organizacyjnie, żeby wszystko odbyło się poprawnie. Nie musiała ingerować – nie było potrzeby. Wszystko odbywało się spokojnie, sprawnie, z powagą. To nie są kwestie przypadkowe. Może ten ruch przeobrazi się z czasem w jeszcze coś innego. Może jest początkiem czegoś wielkiego?

Przemilczenie tego zjawiska przez publiczne media, były kolejnym dowodem, że media w Polsce są chore, że trzeba je zreformować, by funkcjonowały, jak należy, by media publiczne zaczęły pełnić swoją misję służenia społeczeństwu i narodowi. 

Wydarzenia z 29 września 2012 r. bardzo mocno ocierają się o rewolucję. Nie chodzi tu jednak o rewolucję pospolitą, złą i destrukcyjną, tylko o rewolucję perswazyjną, taką, w której naród coraz głośniej zaczyna wołać: „To nie tak się rządzi, to nie tak kieruje się narodem!”. Rząd bowiem musi pamiętać, że jest na usługach narodu. Tymczasem w tej chwili tak nie jest. Dlatego też naród przypomina rządowi, co powinien robić. Przypomina na razie spokojnie. Z modlitwą na ustach, z Mszą św. Na początku, i spokojnymi przemówieniami politycznymi, które też bardzo dobrze wpisały się w całość, ale pozostały jednak mimo wszystko na drugim planie. Wyjście na ulicę wcale ni musi oznaczać awantur – o ile oczywiście nie działają prowokatorzy… A jeśli będzie się dalej tak rządziło, to może się to skończyć źle. Sprowokowany naród może bowiem posunąć się jeszcze dalej, a wtedy nie wiadomo, co się stanie. A więc nie krzykliwość, nie wściekły bunt, tylko głęboka idea, rzetelna inicjatywa, zmierzająca do naprawy Rzeczypospolitej. Poza tym program artystyczny doskonale wyrażał i zwieńczał hasło, pod którym Marsz się odbywał: „Obudź się Polsko!”.

Hasło to było moim zdaniem jak najbardziej właściwe. I co więcej – dramatyczne. Dramatyzm ten podkreślało mocno nawiązanie do „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego, gdzie motyw snu, usypiania społeczeństwa, jest ukazany w sposób niezwykle plastyczny. Utwór młodopolskiego poety kończy się tragicznie”: „Miałeś chamie złoty róg”… I cóżeś z nim zrobił? Czy jest to moment, w którym my jeszcze mamy złoty róg? Może jeszcze całkiem nie śpimy, ale tylko przysypiamy? Dlatego też, trzeba budzić Polskę! Z tego też względu to dzieło literatury polskiej jest tak bardzo cenne dla życia, kultury i świadomości naszego narodu. I tak trzeba widzieć ten pochód: jako budzenie narodu. Tam odzywały się też liczne glosy, które głośno podsumował o. Jan Król: „Jak będzie potrzeba, to my tu przyjdziemy jeszcze. I będzie nas jeszcze więcej”.  A któż to przyjdzie, jakże to będzie nas więcej? Wszak była cała Polska! To już nie tylko Piotrków, Toruń czy Katowice, tylko ludzie z całej Polski – o różnych przekonaniach, różnych zawodów, w różnym wieku. Było tyle ludzi młodych, zaniepokojonych właśnie tym, że zapadamy w sen i że złoty róg wypada nam z rąk. A róg – to znaczy Polska, państwo polskie, niegdyś potężne w Europie, po wojnie ciągle się liczące, a obecnie w stanie zamierania – kto wie, czy nie prowadzone specjalnie w tym kierunku.

O to, jaka Polska czeka nas w przyszłości, pytają przede wszystkim ludzie młodzi. Z tego też względu podobny marsz w przyszłości może zgromadzić przede wszystkim ogromną rzeszę młodych ludzi, którzy boją się o Polskę swojej przyszłości. Bo ona niszczeje, możemy palcem pokazać gdzie – prawnie, kulturalnie, oświatowo… Coraz częściej mówi się, że przekupstwo staje się zasadą, że różnego rodzaju typy robią ciemne interesy kosztem całego społeczeństwa, że społeczeństwo rozwarstwia się na skrajnie biednych i skrajnie bogatych.

Wielu twierdzi, że na ulicę wychodzi się po to, by robić rewolucję. Na razie jeszcze nie było rewolucji. Było tylko pokazywanie palcem, uderzanie w bęben przestrogi. Ale co będzie dalej? Jeśli nic się nie zmieni w kierowaniu krajem, w wyznaczaniu mu priorytetów, dość łatwo przewidzieć, co może się stać. Rodzi się oczywiście pytanie, czy my, ludzie określonego pokroju, związani z Kościołem, nastawieni patriotycznie, odwołujący się ciągle do tradycji, czy my nie mamy czasem skrzywionego widzenia? Może widzimy sprawy tak, jak chcemy widzieć, a nie tak, jak wyglądają w rzeczywistości? Czy na pewno jesteśmy obiektywni? Czy nie dorabiamy do tego Marszu jakichś innych znaczeń, których ten Marsz nie miał? Musimy sobie postawić krytycznie wszystkie te pytania…”, koniec cytatu.

A teraz obiecana puenta.

Zacytowane przemówienie wizjonerskiego kardynała Nagy miało miejsce w czasie, kiedy Polska była rządzona przez Donalda Tuska i jego Platformę Obywatelską.

Dziś Polska jest rządzona przez Jarosława Kaczyńskiego i jego Prawo i Sprawiedliwość.

I co?

Jaki jest koń każdy widzi. Co tam Polska. Co tam Bóg, Honor i Ojczyzna. Co tam narodowa pamięć i dziedzictwo kultury. Co tam przyzwoitość. Co tam Smoleńsk? Ważne jest tylko by wygrać kolejne wybory i utrzymać władzę. Zdeptano polityczny obyczaj. W dążeniu do partyjnej hegemonii nie ma już poczucia wstydu. Nastało prawo dżungli. Kto silniejszy, ten lepszy. Cham chama chamem pogania. Wszystkie chwyty dozwolone. Byle rządzić! Zagarnąć jak najwięcej stanowisk! Obsadzić przyczółki. Usunąć niewygodnych, choćby byli genialnymi fachowcami! Historia zatoczyła błędne koło. Pod koniec lat siedemdziesiątych ceny poszły w górę. Dziesięć lat później naród się zbuntował. Zrodziła się Solidarność. „Upadła” komuna. Odzyskaliśmy wolność. Wywalczyliśmy sobie demokrację, za co wielu zapłaciło życiem. I ani się obejrzeliśmy, gdy powrócił model zarządzania Państwem prawie identyczny, jak przed czerwcem 89. Wszystko znów po staremu. Władza w ręku jednego człowieka. Były prokurator stanu wojennego stał się twarzą reform władzy sądowniczej. Władza wbrew prawom demokracji przepycha po nocach kolanem niekonstytucyjne ustawy. A więc wszystko znów jak za komuny, tylko ludzie przefarbowani i wystrój zmieniony.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki i niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum

Ilość komentarzy zbliża się do końca drugiej setki, a bodaj z jednym wyjątkiem komentatora piszącego pod nickiem @Skamander, nikt się jeszcze nie odniósł do zacytowanych w notce słów śp. kardynała profesora Stanisława Nagy. Powiem więcej. Jestem gotów się założyć, że znakomita większość komentujących nie zadała sobie trudu, żeby te słowa przeczytać, bo wystarczył im tytuł notki. Co jest tego Przyczyną? Myślę, że to, iż jak dotąd komentują prawie wyłącznie pisowscy ortodoksi, którzy, "zawsze mają rację", o czym Thomas Sowell napisał w książce pt. "Oni wiedzą lepiej". I to, między innymi, - jest obecnie jedną z naszych głównych narodowych bolączek. Z orędownikami partii Jarosława Kaczyńskiego po prostu nie ma rozmowy, a lektura komentarzy jednoznacznie wskazuje, że ich autorów charakteryzuje patogenna nienawiść do wszystkich ludzi bodaj odrobinę inaczej niż oni myślących. Źle to wróży na przyszłość .

UWAGA! Notkę tę napisałem prewencyjnie w obawie, że jak się wszyscy nie ogarniemy, to może nas spotkać taka „piękna katastrofa” – vide: https://www.youtube.com/watch?v=6-wI4C2erOU , - kiedy już na wszystko będzie za późno (zalecam ustawienie dźwięku na full i wersję pełnoekranową). Piękna katastrofa, nieprawdaż? Nic tylko zorbę zatańczyć - vide: https://www.youtube.com/watch?v=2AzpHvLWFUM&t=12s - , sęk wszakże w tym, że jeśli nie daj Boże u nas też dojdzie do takiej katastrofy, to obawiam się, że Jarosław Kaczyński nie będzie miał amerykańskiego partnera do tańca, gdyż nie sądzę by nowojorscy górale z Góry Synaj pozwolili Donaldowi Trumpowi, żeby z Panem Prezesem zorbę pocieszenia zatańczył, - a my wszyscy będziemy sobie mogli ewentualnie razem z Czesławem Niemenem to nasze narodowe przekleństwo pod nosem wymruczeć - vide: https://www.youtube.com/watch?v=B-t7CqvBM2A


echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka