seafarer seafarer
3381
BLOG

O tym jakich mieliśmy prezydentów

seafarer seafarer Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 156

Wybory prezydenckie już a pasem. Zaledwie trzy miesiące zostało do dnia, w którym będziemy wybierać prezydenta RP. Czyli do dnia, w którym zadecydujemy o tym, kto będzie reprezentował nas i nasze państwo przez kolejne pięć lat.

Jakiego wyboru dokonamy? Oto jest pytanie! Bo dotychczas z tymi wyborami, to znaczy, czy były dobre czy też nie, różnie bywało.

Pierwszy wybór, ten wynikający z umów okrągłego stołu pominę. Pominę dlatego, że to nie był wolny wybór. Niedźwiedź ze wschodu, mimo że dogorywający, ciągle jeszcze straszył. I choć ten strach, koteria związana z niedźwiedziem rozpowszechniała po to, aby nie zostać rozpędzoną na cztery wiatry, gdy niedźwiedzia już zabraknie, nie było to jeszcze do końca jasne. No i mieliśmy prezydenta ze strachu a nie z wolnego wyboru.

Potem prezydentem był Lech Wałęsa, którego wybieraliśmy już w wolnych, powszechnych i demokratycznych wyborach. Prezydent, z którym wiązaliśmy wielkie nadzieje. Że dzięki niemu dokończymy to, co zaczęliśmy jeszcze w 1980r., czyli urządzanie naszych, własnych spraw zgodnie z naszą wolą. A co jego poprzednik, gdy jeszcze był sekretarzem komunistycznej partii, zniszczył stanem wojennym. Niestety Lech Wałęsa, jak tylko został prezydentem, zamiast robić to, po co go wybraliśmy, zaczął wzmacniać lewą nogę.

I wzmocnił tak skutecznie, że na drugą kadencję już ludzie go nie wybrali. U swoich stracił zaufanie a u tamtych, mimo wzmacniania lewej nogi łaski sobie nie zaskarbił. I kolejnym prezydentem został A. Kwaśniewski, człowiek od lewej nogi właśnie. Mimo, że realne nogi nieraz mu się plątały (od filipińskiej choroby) to polityczne nogi miał całkiem mocne. I jak dotychczas, był jedynym prezydentem, który pełnił tę funkcję przez pełne dwie kadencje.

Zadziwiające! Polacy tyle wysiłku, wyrzeczeń i poświęcenia włożyli, aby pozbyć się komunizmu, a zaledwie kilka lat potem, jak tego komunizmu się pozbyli, postkomunistę na prezydenta sobie wybrali. Zaprawdę, niezbadane są tajniki polskiej duszy i polskiego umysłu. I logiki jego myślenia.

Potem prezydentem został L. Kaczyński. Pierwszy prezydent, który temu urzędowi zaczął przywracać należny szacunek a Polsce należną pozycję. I który, swoją osobistą determinacją i odwagą cywilną, potrafił powstrzymać zakusy agresora skierowane przeciwko małemu państwu. I za co, ludzie w tym małym państwie uważają go za bohatera narodowego. Niestety w Polsce, ze strony opcji politycznej, której prominentny przedstawiciel przegrał z nim rywalizację o ten urząd, oraz mediów wspierających tę opcję, spotykała go agresja na niespotykaną dotąd - wobec żadnego u nas w Polsce polityka - skalę. Agresja i nienawiść, którą ktoś celnie nazwał przemysłem pogardy. Lechowi Kaczyńskiemu, wskutek zbiegu nieszczęśliwych okoliczności (a kto wie czy nie innych również przyczyn, bo rzetelnego zbadania katastrofy nie było), ubiegać się o drugą kadencję nie było dane.

I tak prezydentem został Bronisław Komorowski. Któremu, po katastrofie w Smoleńsku, tak się spieszyło do objęcia tego urzędu, że objął go (co mu przysługiwało z racji sprawowania funkcji Marszałka Sejmu) zanim został opublikowany oficjalny komunikat o śmierci urzędującego Prezydenta. B. Komorowski rozpoczął swoje urzędowanie od deklaracji "Nikt na nasza polską wolność nie czyha, nikt na nas nie czyha", która to deklaracja skutkowała pozbawieniem armii zdolności obronnych, odstąpienia od projektu tarczy rakietowej oraz paradowaniem po ulicach Warszawy w Święto Niepodległości z czekoladowym orłem. O sławnych ‘bronkach’ w postaci bigosowania, pilnowania żony, wchodzenia z butami na miejsce spikera japońskiego parlamentu (i tak dalej) nie będę pisał, zwrócę natomiast uwagę na pewien prywatny szczegół tej prezydentury. Otóż Bronisław Komorowski pełniąc swój urząd, inaczej niż wszyscy jego poprzednicy (zaczynając od Lecha Wałęsy, który ten budynek na Pałac Prezydencki przystosował), w Pałacu Prezydenckim nigdy nie zamieszkał. Czyżby miał wyrzuty sumienia z powodu przemysłu pogardy, którym jego opcja polityczna dręczyła człowieka, po którym objął urząd? I bał się, że po nocach będzie słyszał głosy, albo co gorsza widział duchy ludzi, którzy zginęli w katastrofie? Jaka był powód, tego oczywiście nie wiadomo. Natomiast faktem jest, że Prezydent B. Komorowski, przez pięć lat swojej prezydentury, mieszkał w Belwederze a nie w Pałacu Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu.

I tak doszliśmy do roku 2015. Do roku, w którym to, wbrew temu co A. Michnik mówił o zakonnicy w ciąży, przejechanej przez pewien samochód na pasach, niemożliwe stało się możliwe. I Bronisław Komorowski przegrał wybory z mało komu wtedy znanym europosłem A. Dudą.

I zaczęła się prezydentura poważna i solidna, dbająca o bezpieczeństwo i interesy państwa oraz obywateli.

I jeszcze na koniec tego prywatnego (i subiektywnego) rysu historycznego polskiej prezydentury, wspomnę o jednej rzeczy. O wykształceniu. Ludzie popierający opozycję oraz politycy opozycji uważają się za ludzi inteligentnych i światłych. Oraz wykształconych przede wszystkim. No więc zobaczmy, jak to było z wykształceniem dotychczasowych prezydentów, oczywiście w kontekście opcji politycznej, którą reprezentowali.

Jeżeli chodzi o wykształcenie tego pierwszego, jeszcze z komunistycznego nadania (choć już z decyzji kilku posłów i senatorów Komitetu Obywatelskiego) to nie wiele o tym wiadomo. Jedyna wzmianka w życiorysie o wykształceniu (w wiki), dotyczy szkoły oficerskiej w Riazaniu. Natomiast o wykształceniu następnych prezydentów wiemy już więcej. Lech Wałęsa – zasadnicza szkoła zawodowa, A. Kwaśniewski – wykształcenie średnie, choć podawał, że ma wyższe. Co jednak okazało się nieprawdą. A. Kwaśniewski, jak potem sam przyznał, studiów wyższych nie ukończył. Następnie Lech Kaczyński – doktor habilitowany prawa, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Gdańskiego. I kolejny prezydent Bronisław Komorowski – swoją edukacje ukoronował magisterium z historii. Nie najgorzej, historia magistra vitae est. Ale, jest mały szkopuł. Kto – prezydentowi, który dokonał tego, co A. Michnik uznał za niemożliwe - napisał pracę magisterską? Ano, jak to sam prezydent B. Komorowski, spontanicznie i szczerze wyznał, pracę tę napisał mu teść! I w końcu prezydent aktualnie sprawujący urząd, A. Duda. Podam za Wikipedią: „24 stycznia 2005 uzyskał stopień doktora nauk prawnych na podstawie rozprawy zatytułowanej „Interes prawny w polskim prawie administracyjnym” …  obronionej 6 grudnia 2004”.

Tak więc podsumujmy ten historyczny rys o polskich prezydentach i ich wykształceniu.

Popatrzmy naprzód jakie mieli wykształcenie prezydenci reprezentujący opcję polityczną, co mieni się inteligentną, światłą i wykształconą. Ano mieli następujące - zasadnicze zawodowe (L. Wałęsa), średnie z uzurpacją do wyższego (A. Kwaśniewski) no i w końcu wyższe (B. Komorowski). Ale niestety, w tym przypadku to wyższe zostało uzyskane nie do końca samodzielnie, gdyż było to dzięki pomocy teścia. Co jednak jest pewną rysą na tym magisterskim tytule.

A jak wygląda sprawa po stronie opcji politycznej, którą jakoby cechuje zaścianek i ciemnogród? Ano Lech Kaczyński był doktorem prawa z habilitacją a Andrzej Duda jest doktorem nauk prawnych.

Jak wspomniałem na początku, wybory prezydenckie za pasem. Oczywiście wykształcenie i tytuły naukowe kandydatów nie są najważniejszą sprawą. A o wykształceniu prezydentów przypomniałem jedynie po to, aby zwrócić uwagę na pewien dysonans poznawczy. Dysonans pomiędzy tym kim są ci, którzy uważają się za inteligentnych, światłych i wykształconych i kogo za takich uważają a tym kto taki naprawdę jest.

Za trzy miesiące będziemy wybierali. Jestem przekonany, że tym razem Polacy wybiorą mądrze.


seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka