Siukum Balala Siukum Balala
2630
BLOG

Moja pierwsza miłość ( 2 )

Siukum Balala Siukum Balala Motoryzacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 158


https://www.salon24.pl/u/siukumbalala/1026411,moja-pierwsza-milosc-1


image

Ech ! swołocz, ależ się trzyma. Niewiele się zmieniła przez te 40 lat.

Fakt, nie jest już trendy, ale któż potrafi być trendy przez 40 lat ? Chyba tylko Krystyna Janda. Bez " fejsliftingu " tyle lat ? Ech ta nieprzemijająca uroda mojej pierwszej miłości. Skryła się pod platanem przy Jewrejskiej ulicy w mieście Odesssa i sądzi, że jej nie poznam. Poznam choćby i na końcu świata.

image

Chyba mnie zauważyła - mrugnęła. Miałem wrażenie, że też chce sprawić mi przyjemność i zaczyna nucić tym swoim nadwołżańskim zaśpiewem   

- Каким ты был, таким ты и остался

Nie kochana, nic nie może przecież wiecznie trwać... i te cholerne nowsze modele wchodzące w paradę.

image

Samochód bez duszy i historii 

Moja pierwsza miłość, moja " Łada " mój pierwszy peerelowski samochód kupiony za imperialistyczne, zarobione we Francji pieniądze. Moja " sześciorka " Jak ja o nią dbałem, jak o żonę albo i lepiej. Zimno ci ? akumulator ma kaszelek ? sprawiłem jej boa z pianki poliuretanowej. Chłodnica też w chłodne dni drętwieje ? zrobiłem jej roletę z płótna żeglarskiego. To ważne, zimą na krótkich przelotach silnik musi łapać szybko właściwą temperaturę. Inaczej się przeziębia i noski zbierające w pierścieniach padają. O auto w PRL - u należało dbać jak o żonę, a nawet lepiej. Zawsze uważałem, że mężczyzna powinien spłodzić syna, kupić " Ładę " i posadzić drzewo.

image

Łada, syn i drzewa w tle  ( tu po liftingu  ) 

W drzewach - po trzech latach pracy w lesie - to mam nawet sporą superatę. Ileż to ja tym kośturem drzew ludzkości nasadziłem ? Setki. A Kinga Rusin pewnie ani jednego. Czuję się spełniony : mój las szumi, syn na schwał - wzór męża i ojca. Taki syn, że aż ojciec chciałby być taki jak syn. To rzadki przypadek, ale się trafia. Mnie się trafił. A teraz i ta " Łada " jak socjalizm wiecznie żywa. Czego mnie więcej od życia żądać ? Niczego, wszystko mam. Kupno auta w owym czasie było koniecznością. Dzieci rosły, należało zacząć pokazywać im inny świat niż blokowisko.

image


image

Stary van " Nysan " stojący pod blokiem przestał satysfakcjonować dzieci, a mnie tym bardziej. Ba tylko jak kupić samochód w PRL - u ? Człowiek nie znający ówczesnych realiów powie 

- Najlepiej chyba w salonie, nowy. Można też na wtórnym rynku, używany, w dobrym stanie z niewielkim przebiegiem. Najlepiej serwisowany u dealera.  

No weź tu tłumacz gamoniowi, że to nie tędy droga. Weź wytłumacz, że ówczesny salon, czyli " Polmozbyt " wymagał asygnaty  

- A co to jest asygnata ? - zapyta 

- Asygnata dziecko to było coś takiego, co pozwalało kupić samochód w ówczesnym " salonie " powiedzmy za 100 jednostek umownych, a po trzech latach eksploatacji sprzedać za 300 jednostek umownych 

- ??? jak to ? samochód używany droższy niż w salonie ? Niemożliwe 

- Możliwe, w PRL - wszystko było możliwe, bo to był ustrój wielkich możliwości. Generalnie ja takich rzeczy nikomu, kto nie zna realnego socjalizmu, nie tłumaczę od czasu kiedy jeden gość powiedział mi :  

- To nie mogłeś wziąć pilota i przełączyć na inny program ?  

Takie słowa padły - proszę sobie wyobrazić - kiedy powiedziałem mu, że zwykle szedłem spać po 22:00, po projekcji filmu na TVP 1 i po hymnie, bo po hymnie nie było już niczego.  

Albo weźmy takiego naiwnego angielskiego dżentelmena, co wie wszystko, widział wszystko, cały świat zjeździł. Był w Australii, Patagonii i na Filipinach, a podstawowych życiowych problemów nie rozumie.  

Pyta mnie jakoś tak na początku mojego pobytu w UK  

- Jak ci się u nas podoba ?  

- Niczego sobie, ludzie fajni. Praca ta sama co w Polsce, tylko bez tej presji. Pieniądze lepsze, w ogóle mniej stresu 

- To dlaczego wcześniej nie przyjechałeś, jak miałeś 30 - 35 lat. Może osiągnąłbyś więcej ?  

- Tak, a niby skąd paszport ?  

- ??? jak to skąd ? z szuflady.  

Dlatego ja nikomu tego już nie tłumaczę. Z szuflady to ja mogłem wyjąć tabletki z krzyżykiem jak mnie głowa rozbolała po konferencji Jerzego Urbana. Jednak jakoś ten paszport zdobyłem i w domu pojawiła się niewielka kupka kolorowych obrazków z napisem " Banque de France " Coś trzeba było z tym kapitałem zrobić. Należało kupić samochód. Kupno samochodu to była duża sprawa. W pracy powołano do życia komitet doradczy, coś jak dzisiejsza komisja przetargowa. Zadaniem komitetu był wybór optymalnej opcji zakupu auta. Z wielu propozycji, pośród których był Fiat 125p, Polonez, Skoda 100, a nawet Zastava 1100, produkt z dalekiej Jugosławii, wybór padł na radziecką " Ładę " O wyborze zdecydował solidny wygląd, przyzwoite na owe czasy osiągi, mała awaryjność i powszechna opinia, że co ruskie " to gniotsa nie łamiotsa "

image

" Piaciorka" to nie to samo

Następnie komitet zarekomendował kupno auta nie na giełdzie, tylko z ogłoszenia. Na giełdzie przekręt, umowa na kolanie, nie znasz sprzedającego, samochód może być kradziony, papiery lipne, numery przebite. Po krótkim czasie, w lokalnej gazecie ukazało się ogłoszenie spełniające wymienione wyżej wymagania. Niebieska " Łada " 1600, ledwie 3 - letnia, zatem jak na PRL " nówka " Właściciel dodatkowo mieszkał na osiedlu odległym ode mnie o 5 ulic. Posesja, nazwisko, wszystko będzie znane. Przekrętu nie będzie, taki zakup to nie giełda. Byłem całkowicie spokojny.

image

Po krótkim telefonie do sprzedającego, udałem się wraz z jednym z członków komitetu doradczego, dodatkowo z gazetą w garści i biletami narodowego banku Francji do właściciela " Łady " 1600, którą miałem szczery zamiar wziąć w posiadanie. Właściel " Łady " okazał się tęgim, wkurzonym jegomościem. Był wyraźnie wściekły i bluzgał jak przedwojenny wozak z Powiśla. Nie dziwiło mnie to, gdybym ja rozstawał się z takim cackiem też bym bluzgał. Auto było jak marzenie, ojciec właściciela pracował w Stanach, rodzina miała dostęp do " dudków " i moje przyszłe cacko było z zasobów " Pewexu " full wypas z zagłówkami, których nie miały " Łady" z Polmozbytu. Byłem ze wszechmiar ukontentowany. Jeszcze kwadrans i wracamy do pracy moim wozem. Facet tymczasem mruczał pod nosem, na przemian rzucając słowami, które zaraz wymienię. Sekret właściciela zdradziła żona. Gość był po dwóch zawałach i sprzedawał z wyraźnego polecenia żony.  

- Proszę pana, mąż jest po dwóch zawałach, jeśli trzeci chwyci go w samochodzie to rozwali auto i tyle naszego będzie.  

Żelazna logika kobiet jest nie do podważenia. Słusznie. Mąż jest za darmo, a za samochód w Pewexie trzeba było swoje oddać. Z podwórka wróciliśmy do domu. Stół, obrusik, dziergane okrągłe podkładki pod szklankę z kawą. Dobra, enerdowska " Robusta " To się nazywa kultura kupiecka. Podobało mi się. Umowa in blanco, wystarczy wstawić istotne dane 

Sprzedający : Wacław .... syn Leona 

zam : tu i tu  

Kupujący : Leszek Ferdynand... syn Pawła  

zam : tam i tam  

Trzask, prask. Podpisik i autko moje.  

Sięgam do pugileresu na brzuchu i wyciągam bilety z napisem " Banque de France "  

- Co to qurwa jest ? Co to za obrazki ? co pan obrazkami świętymi handlujesz ? Co to qurwa za biskup jest ?  

image

- Spokojnie, to waluta wymienialna, franki francuskie. To nie biskup. To Blaise Pascal, gdyby nie on to w " Ładzie " nie byłoby hamulców hydraulicznych tylko mechaniczne, jak w Fordzie T  

- Jaja se pan qurwa robisz ? Ooo ! a ten to qurwa na pewno biskup 

- Nie, to Monteskiusz, ale on z motoryzacją nie ma nic wspólnego. 

image

- Pan sobie qurwa nie rób jaj. Ogłoszenie było jasno napisane. Sprzedam za bony PeKaO, czyli za zielone. Ma być prezydent amerykański, a nie qurwa jakiś biskup i kolorowe obrazki. Mają być zielone, rozumie pan. Za to siano nie oddam wozu. Qurwa, za jakieś obrazki takie auto oddać... zmiął umowę Kupno - Sprzedaż i wrzucił do kosza. Nawet " Robusty " nie dopiłem i już staliśmy w bramie.  

- Przyjdź pan jutro z zielonym, to pogadamy.  

Wróciliśmy do pracy, zwołałem natychmiast posiedzenie komitetu zakupowego. Wszyscy byli zgodni. Facet kroi przekręt. Dogadał się, kupiec jest, a w nocy " Ładę " przenicuje. Wymieni radialki na " kartoflaki " wymieni akumulator i amortyzatory, a może nawet i skrzynię biegów. Stara sztuczka zawodowych handlarzy aut. Licznik też na pewno kręcony. Byłem zrozpaczony, tak niewiele brakowało. Wieczorem nosiło mnie jak Żyda z Odessy z wekslami do wykupienia w Sewastopolu, następnym rankiem. Nie mogłem przeboleć utraconej piękności z miasta Togliatti nad Wołgą. Ubrałem gumofilce i późną nocą puściłem się pod posesję faceta po dwóch zawałach, z trzecim w perspektywie.  

image

Łada 2107, zwana przez krótki okres " Mercedesem wschodu " dopóki nie zaczęli Polacy jeździć " beczkami "  ( prawdziwymi Mercedesami )

Posesja przysłowiowo zaciemniona, jak Berlin w 1944 roku. Znaczy uczciwy, niczego nie przekłada. Ulżyło mi. Rano w pracy zwołałem członków komitetu doradczego na pilną naradę. Ustaliliśmy, że franki należy wymienić na dolary i jechać czym prędzej po auto. Tylko jak zaufać cinkciarzom pod bankiem PeKaO ? Przekręcą jak nic, wezmą franki przeliczą i wcisną zwitek gazety. Oglądałem takie przekręty na Alexanderplatz. Zdecydowaliśmy podzielić franki na trzy i we trójkę poszliśmy pod bank. Wszystkich przecież nie przekręcą. Jakąś część kapitału uratuję. Był to pewien rodzaj dywersyfikacji kapitału, z tym oczywiście, że nikt z nas tego terminu wówczas nie znał. Polski kapitalizm miał się dopiero narodzić. Operacja wymiany franków na dolary przebiegła nad wyraz szybko i sprawnie. Miałem w garści solidny zwitek zielonych banknotów z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Popędziliśmy na posesję faceta z " Ładą " Stała wypucowana jak nadobna panna. Cudnej urody była.

image  

Kawy już nie piliśmy, bo nie wypadało do jednej transakcji wypijać aż dwóch kaw i to enerdowskich. Umowę sporządziliśmy szybko, ładnym kaligraficznym pismem, z zachowaniem interpunkcji, ze szczególną uwagą na błędy ortograficzne oraz ma się rozumieć przez kalkę. Wszystko musiało grać jak w ruskim patefonie. Właściciel podał mi kluczyki i dowód rejestracyjny, ja z wdzięcznością przekazałem żonie właściciela zielone banknoty do przeliczenia. Niech sama przeliczy i schowa. Mąż schowa, dostanie zawału i rób potem kipisz w domu w poszukiwaniu dutków. Po kwadransie byliśmy pod firmą. Kolega Waldek, zakładowy kierowca i przewodniczący komitetu doradczego w jednej osobie, wyszedł nam naprzeciw.  

- Otwórz maskę - zakomenderował 

Otworzyłem  

- Zagadaj  

Uruchomiłem silnik. Kolega Waldek poruszał cięgłami przy gaźniku, przygazował. 

- Zgaś.  

Zgasiłem 

- Webera masz na drugiej gardzieli pneumatycznie na " bębranie " otwieranego. To lepiej niż we Fiaciorze. Jutro przyniosę lampę stroboskopową i ustawię ci zapłon na zicher. Zawory też ci ustawię, jak Marian odda mi szczelinomierz. Rozrząd masz na łańcuszku, lepiej niż we Fiaciorze, wałek górą. Też lepiej niż we Fiaciorze i Poldku. Byłem mu wdzięczny. Obszedł moją piękność i jakoś tak z seksistowska klepnął ją w bagażnik. Oczywiście nie obraziłem się, bo nikt wówczas nie wiedział czym jest seksizm. Słowo seks było nam znane i oswojone, ale seksizm ?  

- Wiesz co - powiedział - ten samochód jest w takim stanie, że będziesz nim jeździł do końca życia.  

Niestety okazało się, że stanowczo za długo żyję.  

PS. Po cholerę ja poleciałem do tej Odessy. Waldek miał rację, ta " Łada " jest w takim stanie, że przeżyje mnie najmniej o dekadę. Bo ile mi tego życia zostało ? Do tego jeszcze ten koronawirus może nadać mojemu życiu nowej dynamiki.  

                                                                                                     KONIEC  

image

Zapraszam towarzysza do sekretarskiej "Wołgi " 

A kto bogatemu zabroni jeździć sekretarską "Wołgą "  ? 

image

Towarzyszu, prędko do KW, Stary się wścieka, plany leżą

image


image



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie