Siukum Balala Siukum Balala
1434
BLOG

Śladami Stasia - Rysia i Asi - Nel

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 73

image


Czytelnik jeden, drugi, a może nawet i trzeci uzna moją styczniową destynację za nietrafioną. Excusez le mot, ale słowo " destynacja " jest bardzo popularne w polskich biurach podróży, więc wolno mi go chyba użyć ? Wyrażenia " czytelnik jeden, drugi, a może... itd. " użyłem nieprzypadkowo, bowiem w tych trudnych dla salonu czasach trudno liczyć na więcej niż trzech, czterech czytelników. Moje prywatne statystyki są miażdżące. Na jeden blog przypada dziś statystycznie czterech czytelników i dwóch komentatorów, a są blogi całkowicie pozbawione obsługi komentatorskiej. Jak dziś musi  czuć się bloger, który późną nocą - na klawiaturze - pracowicie naniza koraliki liter na sznury wyrazów, by stworzyć z tego girlandy zdań i w rezultacie napisać przepiękną notkę ? Taka notka przed północą trafia na nowy, żółty salon24, dziś łatwiej trafić na SG, więc bloger wczesnym rankiem stwierdzi z satysfakcją, że tak właśnie się stało i spełniony uda się do pracy, gdzie będzie pozbawiony dostępu do neta. Po powrocie z pracy, zacierając ręce z uciechy, bo notka dalej wisi na SG, otwiera bloga i prawie, że spada z krzesła : 49 odsłon i zero komentarzy ( sł. zero ) jak żyć, jak czerpać satysfakcję z tego, że ma się jednak coś do powiedzenia, że ma się - ograniczony wprawdzie - ale jednak  jakiś wpływ na rzeczywistość. No jak ? Ten niekorzystny trend dotyka wszystkich, w takim samy stopniu blogera młodego, z krótkim stażem, jak i blogera starego ze stażem długim. Nic tylko usiąść i chlipać z rozpaczy. To prawdopodobnie zmiany nieodwracalne i nie obiecuję sobie wiele po zapowiadanych na marzec zmianach i wcieleniu w życie nowej, salonowej konstytucji marcowej. Tyle tytułem troski zwykłego blogera o przyszłość salonu24.


Wróćmy zatem do tematu głównego.

Czytelnik jeden, drugi i trzeci powie, że w styczniu należy wybierać destynacje północne, by cieszyć się szczypiącym w policzki mrozem, skrzącym śniegiem i nocną melodią trzaskających tafli lodu na jeziorach mazurskich. Powie, że lepsze to niż zagrzebanie się w piasku 250 km od brzegów Sahary Zachodniej i leżenie bykiem.


image


Powiem, że to prawda, problem jednak w tym, że w " Pustyni i w puszczy " nie ma chyba opisów zimy. Bo te destynacje biorą się z nieustannych fascynacji i inspiracji literackich.  Ostatnio doszły fascynacje życiem polskich polityków. Ich stylem bycia, swobodą, łatwością z jaką wszystko im przychodzi, ich sznytem, błyskotliwością i towarzyską ogładą. Ja aspiruję. A co ? nie ma w tym niczego złego. Aspirowanie to bardzo pożądane zachowanie społeczne: równając do lepszych stajemy się lepsi. Dlatego poleciałem w innym kierunku niż zwykle. W poprzedniej notce wyjaśniłem, że z powodu niekorzystnej siatki połączeń nie poleciałem na Maderę ich śladem. Noszę w sobie taki  obrazek z dzieciństwa. Letni, gorący poranek zapowiadający jeszcze bardziej gorący dzień. Lekko uchylone okiennice, w obejściu porykiwanie krów. Pod żurawiem koni odgłosy paszczą podczas porannej toalety. Kogut dokonujący przeglądu stadka, zupełnie jak Rysiek  przed ważnym głosowaniem w Sejmie, o ile nie jest okupowany. Matka warząca jagłę ze spyrką, podśpiewująca " piejo, kury piejo, majo koguta " Och ! biłgorajszczyzno ty moja, ziemio rodzinna. Tańsza wersjo Burgundii, wino też rodzisz dobre, jak te burgundzkie, a może nawet i lepsze, bo tańsze. Były u nas w domu dwie książki. Nie mam na myśli książeczki do nabożeństwa, ani książeczki oszczędnościowej. Choć książeczka do nabożeństwa też była, bo wychowałem się w rodzinie o głęboko zakorzenionej tradycji ciemnogrodzkiej, czyli w rodzinie beretów dzierganych grubym szydełkiem. Dlatego niezależnie od tego jak szczery i ujmujący będzie uśmiech red. Michnika, nie jestem w stanie go polubić, ani gazety którą firmuje. Na intelektualne oszustwa w moim prostym świecie nie ma miejsca.


Te książki to reportaże Mariana Brandysa z Afryki. " Z panem Biegankiem w Abisynii " i " Śladami Stasia i Nel " Nie pamiętam czy była to jakaś zszywka, więc dwie książki w jednym, czy też osobne książki. Pamiętam, że na okładce był wielbłąd, a na wielbłądzie siedział pan Bieganek, a może  Marian Brandys ? nie znałem ani jednego, ani drugiego, wiki nie było, więc nie wiem kto siedział na tym dromaderze. Podnoszę się ze szlabanka, tupot moich drobnych stópek na glinianej polepie, sięgam po książkę Brandysa, albo i dwie. Otwiera się przede mną Afryka. Leniwy Nil, katarakty, spalona Słońcem Abisynia. Jakiś dziwny afrykański cesarz - rastafarianin, którego już wkrótce wykończy człowiek Kremla, pułkownik Mengistu. Przepych cesarskiego pałacu, pociąg z Addis Abeby do Dżibutti z ludźmi na dachu. Wiadomo Afryka w przedziałach duszno. Na jednej z ilustracji młoda Etiopka  bez biustonosza. Podobała mi się ta książka i podróż z panem Biegankiem po Etiopii i ta Etiopka ubrana od połowy. Nagle otwierają się drzwi i do izby  wpada z krzykiem mój ojciec. 
- Ty leniu, ja ci dam bieganie z panem Biegankiem po Abisynii, ja ci dam Stasia i Nel. Nauczyli was czytać, a robić nie ma komu. Marsz z krowami na łąkę ! 
Jeśliby zsumować wszystkie literackie niedole : " Janka Muzykanta ", " Łyska z pokładu Idy ", Rozalkę z " Antka " czy też " Naszą szkapę " Mostowiaków, to ja miałem najgorzej. Szedłem rad nie rad i pasałem te krowy, buntując się, bo widziałem rozbieżność między oficjalnymi deklaracjami, a praktyką dnia codziennego. Nasz pan od wychowania obywatelskiego twierdził przy każdej okazji, że gdyby nie władza ludowa to wszyscy paślibyśmy krowy... a ja i tak pasałem. Do Etiopii i Sudanu śladami pana Bieganka oraz Stasia i Nel nie pojechałem nigdy, bo nie mogłem. Teraz kiedy mogę to też nie mogę, bo Sudany są dwa, nie wiadomo który wybrać, a głowę stracić można z jednakowym prawdopodobieństwem w obu Sudanach, a nawet w Etiopii. 
Zawsze chciałem pojechać śladami Mariana Brandysa i napisać jakieś reportaże z Afryki. Niestety marzenia z dzieciństwa bardzo  często pozostają tylko marzeniami.


Kiedy jednak dowiedziałem się, że Wunderkind polskiej opozycji wyruszył ze swoją zastępczynią w daleką podróż w sprawach partyjnych - niczym Lenin z Inessą Armand do Szwajcarii - zwietrzyłem okazję na napisanie reportażu " Śladami Rysia - Stasia i Asi - Nel " Nie poleciałem na Maderę, co już wyjaśniłem, a co znaczenia specjalnego nie miało. Kapuściński też siedział w klimatyzowanym hotelu w Nairobi, a pisał, że siedzi w okopie w Angoli. Czasem trzeba coś przykolorować dla wydawców i czytelników. Kiedy już zasiadłem do klawiatury, by napisać reportaż " Śladami Rysia - Stasia i Asi - Nel " uświadomiłem sobie, że nie mam tworzywa, nie mam materiału. Twórcy od początku świata zmagają się z tworzywem. Niezależnie czy jesteś sługą pióra czy pędzla, czy służysz dłutu czy  pięciolinii zawsze chcesz zaspokoić potrzeby estetyczne, trafić w duszę swoich czytelników, widzów, słuchaczy. Wszystkim admiratorom swojej twórczości chcesz sprawić radość. Jest to zadanie niesłychanie trudne. W przypadku pisarza będzie to stworzenie pełnowymiarowej, żywej, krwistej postaci. Dobrze jeśli pisarz pośród sobie współczesnych napotka taką postać ze spiżu ( np. Wałęsa, Krzywonos, Frasyniuk, Pinior ) Taki pisarz skazany jest na sukces. W innym wypadku potrzeba talentu, a skąd go brać ? Nie każdy rodzi się Sienkiewiczem, w rodzinie którego talenty były chyba rozdawane taśmowo. Chooj, doopa i kamieni kupa - bon mot kolejnego z utalentowanych Sienkiewiczów  - zadomowił się już w polszczyźnie na równi z " Kończ waść, wstydu oszczędź "


A jakim materiałem dysponuję ja, jeśli idzie o bohatera reportażu, który nigdy nie powstał i nie powstanie ? Jakiś orszak Sześciu Króli na Rubikoniach, pędzący na pogrzeb Piłsudskiego w 1938 roku, tylko po to by w 1939 roku przeprowadzić zamach majowy, w następstwie którego wszyscy chłopcy trafili do ginekologa.

Nie ! nie ! ta głowa wyraźnie psuje się od góry. Uświadomiłem sobie, że Rysio nigdy nie dogadałby się z Lindem, szwajcarskim podróżnikiem z Zurichu, z którym tak fantastyczny i bezcenny kontakt nawiązał Staś Tarkowski. Choć trzeba powiedzieć, że ze innymi Szwajcarami Rysiek dogadywał się nie najgorzej. Jednak tu nie chodziło o chininę i malarię Nel. Gdyby Ryśkowi przyszło załatwić chininę dla ogarniętej dreszczami Asi - Nel, on zwalczałby skutki malarii, najzwyczajniej w świecie, chińszczyzną przyniesioną  z baru " Golden dragon " A tym skutków malarii niestety wyleczyć się nie da, podobnie jak skutków złych, politycznych wyborów nie da się ukoić śpiewem posłanki Muchy. 
Szczerze współczuję korpoludkom, lemingom i pospolitym durniom, że los obdarzył ich takim idolami. Jednak idole naszego dzieciństwa to była troszkę wyższa półka. Przy najlepszej mojej woli nie da się porównać Stasia Tarkowskiego z Ryszardem Petru. No nie da się i basta. 


PS. Korzystając z okazji, że na salonie nie ma już dr Sowińca i nie będę musiał tłumaczyć się ze swoich idoli to dorzucę jeszcze Janka Kosa i załogę czołgu o numerze taktycznym 102. A Schetyna ? no cóż. Obergefreiter Kugel ze Sprengkommando wezwany właśnie do Deutsche Botschaft in Warschau. Ech ! te literackie i filmowe inspiracje.


image

Babka z piasku 


Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości