Siwecki Siwecki
584
BLOG

Pułapka kredytu w CHF

Siwecki Siwecki Gospodarka Obserwuj notkę 2

Znalezione na forum onet-u. Wklejam w całości bo myślę, że warto.

Niemieccy bankierzy mają takie zabawne porównanie:
kredyt to taki dziwny parasol, który dają nam przy pięknej pogodzie, ale odbierają go nam zaraz po tym, jak spadną pierwsze krople deszczu.

Kredyty w CHF to sprytna pułapka, bazująca na przyrodzonej każdemu człowiekowi chciwości albo, ujmując delikatniej, gotowości do podwyższania realnego ryzyka w zamian za hipotetyczne zyski.

Osoby, które zaciągnęły kredyt przy kursie franka pomiędzy 2 zł a 2,50 zł, są w pułapce:

1. nie mogą już sprzedać mieszkania lub domu kupionych na kredyt, bo bardzo spadły ceny nieruchomości kupionych na górce w latach 2006-2008 (mało tego, będą spadać przez kilka lat i to w coraz szybszym tempie),
2. nie mogą przewalutować franków na złotówki, bo przy kursie 2,80 zł, a już niedługo 3 zł i więcej, kwota długu dramatycznie się zwiększy, przekraczając wartość otrzymanego kredytu i wartość mieszkania, rata w PLN byłaby więc ogromna, poza tym bank przy okazji przewalutowania prześwietli ponownie dochody kredytobiorcy oraz wartość nieruchomości i może nie zgodzić się na zmianę waluty lub zgodzić pod warunkiem otrzymania dodatkowych zabezpieczeń, albo, co gorsza, może znaleźć pretekst do innych kroków,
3. nie mogą zmienić banku (refinansowanie kredytu), gdyż nowy bank odmówi kredytu widząc, że wnioskowany kredyt nie ma już pokrycia w wartości mieszkania (nota bene, ew. kredyt przyznany z uwzględnieniem zmniejszonej wartości mieszkania, nawet w PLN, wymagałby już teraz min. 20 % wkładu własnego),
4. bank już wkrótce może żądać dodatkowych zastawów, gdyż przy kursie 3 zł, a niedługo wyższym, wartość kredytu przewyższy aktualną cenę mieszkania.

Pechowi, całkowicie zniewoleni kredytobiorcy mogą więc tylko zaciskać zęby i zanosić do banku coraz to wyższe raty, do granicy wypłacalności (90 % dochodów rodziny na ratę), alternatywą jest bowiem bankructwo: utrata mieszkania wraz z wkładem własnym i zapłaconymi już ratami oraz obowiązek spłaty ogromnego długu (wartość kredytu x 3 zł - kwota uzyskana z licytacji = nawet kilkaset tysięcy złotych). Pole manewru zawiera się tylko między tymi skrajnościami. Niestety, wiedzą o tym również banki.

Nie muszę dodawać, że LIBOR wkrótce wróci do normalnego dla siebie pułapu 3,5-4 % (w skrajnym przypadku, np. wysokiej inflacji, nastąpią dalsze wzrosty, np. na początku lat 90. stopa wynosiła ok. 10 %.). I wtedy spełni się, być może na wiele lat, najczarniejszy scenariusz: wysoki LIBOR oraz równocześnie wysoki i wciąż rosnący kurs franka. Czyż można było sobie wyobrazić bardziej wyrafinowaną pułapkę?

Czy nie dawało to nikomu do myślenia, jeśli banki same proponowały kredyt w CHF (”to będzie dla Państwa tańsze”)? Od kiedy banki troszczą się o dobro swoich klientów? Doskonale wiedziano o nadchodzącym załamaniu kursu złotego i coraz mroczniejszej sytuacji gospodarczej (bankierzy nie czerpią informacji z mediów, mają własne źródła; mam na myśli ścisły zarząd banku, a nie szeregowych doradców kredytowych, którzy widzą tylko prowizję od udzielonego kredytu).

Frank jest najważniejszą walutą rezerwową i spekulacyjną, absolutnie nie nadaje się do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych, zwłaszcza jeżeli zarabia się w walucie, która jest w stanie stracić 40 % swojej wartości wobec franka w ciągu … 3 miesięcy.

Dlaczego takich kredytów nie zaciągali Niemcy czy Francuzi? Przecież kurs EUR/CHF jest stabilny od 10 lat, ryzyko kursowe praktycznie więc nie istnieje, a stopy dla euro są zawsze wyższe niż dla franka? Kredyty we frankach były popularne w Polsce, na Węgrzech i w Rumunii, także w Islandi. Samo zestawienie tych krajów wywołuje niepokój, jeżeli pamięta się dramat forinta czy korony islandzkiej sprzed 3 miesięcy.

Europa Wschodnia (gł. Polska i Węgry, trochę też Rumunia) pożyczyła od Szwajcarów 650 miliardów franków (dane pochodzą z gazet szwajcarskich). Dla porównania: wszystkie banknoty i monety frankowe znajdujące się w obiegu mają wartość ok. 50 mld franków.

Towar, który wszyscy chcą kupić, który jest chodliwy, musi być drogi. Kredytobiorcy frankowi sami wygenerowali gigantyczne zapotrzebowanie na franki w Polsce na najbliższe 30-40 lat. Przecież polskie banki muszą co miesiąc kupić kilkadziesiąt (kilkaset?) milionów franków, żeby wysłać je tytułem raty do banków w Szwajcarii. Kredytobiorcy ci sami ukręcili bat na siebie: chcieli spłacać kredyty tanimi frankami, ale ponieważ było ich zbyt wielu, uczynili franka drogim na 40 lat.

Wbrew pozorom polskie banki zarabiają na wysokim kursie CHF: przecież każdy kredyt zawiera marżę, np. 1 %. A więc marża ta podwyższa ratę (gdyby oprocentowanie liczono wg samego LIBORu, rata miesięczna wynosiłaby np. 200 CHF, po doliczeniu marży wynosi 250 CHF). Ta różnica jest zyskiem polskiego banku, który woli przecież pobrać 50 CHF x 3 zł niż 50 CHF x 2 zł.

Szwajcarom jest teraz obojętny kurs CHF, ważny był tylko w czasie usilnej promocji tych kredytów (kurs musiał być niski, również w dalekiej perspektywie). Zarabiają tylko na LIBORze, dlatego będą go podnosić (czy lepiej zarobić 4 % od 650 mld, czy też 1 % od 650 mld?).

Zaciąganie kredytów w CHF przez Polaków to szaleństwo!!!!

Jestem pewien, że prawie wszyscy kredytobiorcy frankowi już to zrozumieli i przy pierwszym umocnieniu złotego będą chcieli przewalutować swoje kredyty na PLN (kilka takich postów już czytałem). Druga strona też o tym wie (założę się, że 90 % telefonów na infolinie banków dotyczy przewalutowania), dlatego … kurs franka nie może już NIGDY wrócić poniżej 2,50/2,60 zł. I jestem przekonany, że nie wróci. NIGDY.

Nie wierzę w spisek banków, był to po prostu dobry interes; mądrzy bankierzy szwajcarscy administrujący od 100 lat największymi zasobami finansowymi na świecie, wspomagani tysiącami najlepszych analityków, mający poufne informacje z najważniejszych kół światowego biznesu (który biznesmen i polityk nie ma tam konta, nie radzi się, jak je zainwestować?) bez trudu przewidzieli sekwencję zdarzeń. Polscy kredytobiorcy, mający 25-30 lat i małą wiedzę o świecie i o życiu, nie mieli przy nich żadnych szans.

Ankieta “Dziennika” sprzed 2 miesięcy pokazała, że polscy politycy mają kredyty w PLN (tylko min. Piotr Kownacki ma kredyt w CHF, ale jego osobisty majątek wynosi 2,5 mln złotych). A przecież było ich stać na pewno na kredyt w CHF. Dlaczego zatem woleli płacić wyższy raty? Mając 50-60 lat i większe doświadczenie życiowe, a także mając dostęp do różnych informacji (a może zwyczajnie czując, że z kursem 2 zł coś jest nie tak) byli mądrzejsi.

Piszę to bez żadnej Schadenfreude, mam nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego. Wszystkim “frankowcom” życzę, żeby byli też “farciarzami”!!

~Leo_Gliwice , 15.01.2009 16:41

Siwecki
O mnie Siwecki

Szczęśliwy mąż i ojciec, wolnorynkowiec, patriota. Czyli, po przełożeniu na "postępową" nowomowę - homofob, ciemnogrodzianin, moher, ksenofob, faszysta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka