Mam wrażenie, że znajduję się w oparach absurdu. Oparach, które upichciła oczywiście partia rządząca i Prezydent, a których to oparów nawdychała się opozycja - każda na swój sposób - i z PiS i z SLD, a także Kuria Metropolitalna.
Brak woli dialogu, rozmowy, porozumienia, ciągła eskalacja konfliktu. Same negatywne sformułowania cisną się na usta.
PO traktuje Kaczyńskiego i obrońców Krzyża jak wariatów, z którymi się nie rozmawia. Z kolei Kaczyński uznaje ludzi z PO za wręcz przestępców, którzy muszą zniknąć z życia publicznego. O dialogu nie może być mowy.
Na ten moment wina po stronie rządzących jest widoczna i bardziej oczywista. Wina PiS polega jedynie na tym i tylko na tym, że dali się podpuścić, zamiast zareagować na zagrania rządzących koncyliacyjnie.
Inicjatorem działań zaczepnych jest Prezydent i ludzie z partii rządzącej. Wywiad w "GW", nieudane przeniesienie Krzyża, wmontowanie "na chama" tablicy bez rozmowy z kimkolwiek poważnym, wielotygodniowe utrzymywanie barierek oddzielających od Krzyża. Wreszcie wyniesienie Krzyża "cichaczem" z samego rana. Tradycyjnie już - bez rozmowy z kimkolwiek, kto jest realną stroną w tym sporze. Widzimy tu cały arsenał ładunku złej woli. Było tego tyle, że w tym nie ma przypadku. To jest celowe i obrzydliwe robienie z Krzyża zasłony dymnej.
Jeśli nic się nie zmieni, to takie podgrzewanie nastrojów społecznych narodowo-katolickiej części społeczeństwa może się skończyć źle z owym tuskowym "obywatelskim nieposłuszeństwem" włącznie. Ludzie rzeczywiście chorzy psychicznie czy tylko tak nazywani, nieważne, nie pozwolą się traktować jak szmaty i będą mieli rację, gdy mocniej zareagują czy odreagują.
Nie tak to powinno wyglądać. Polska rzeczywistość polityczna sięgnęła dna. Albo się coś przemebluje i powstaną partie skłonne do dialogu i traktowania ludzi po ludzku, albo dalej będziemy wdychać opary absurdu i nas też ten absurd dosięgnie.