Janusz Kusociński. Fot. PKOI
Janusz Kusociński. Fot. PKOI

Janusz Kusociński - wielka postać polskiego sportu, patriota

Redakcja Redakcja Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Utytułowany sprinter, niedoszły piłkarz, zamiłowany ogrodnik, z konieczności kelner - Janusz Kusociński był człowiekiem o wielu talentach. Gdy przyszło bronić ojczyzny przed niemieckim okupantem, stanął do walki. Niemcy zabili go w 1940 r.

Jedna z najważniejszych postaci polskiej lekkoatletyki w XX wieku przyszła na świat 15 stycznia 1907 roku. Wychowywał się w Ożarowie Mazowieckim, gdzie pokochał uroki życia na wsi. Wolny czas spędzał na grze w palanta, choć kolejną pasją i to większą, której się oddawał, była piłka nożna. "Kusy", jak nazywano Janusza Kusocińskiego, chciał zostać piłkarzem. Grywał w ataku, ale lokalne drużyny z Warszawy, które reprezentował, nie odnosiły większych sukcesów, co irytowało przyszłego sportowca.

W 1925 roku rozpoczął amatorskie bieganie, nadal marząc o karierze piłkarza. W wieku 19 lat musiał zastąpić jednego z biegaczy w sztafecie biegów robotniczych. Wbrew oczekiwaniom, "Kusy" spisał się znakomicie i kontynuował treningi sprinterskie. Po dwóch latach zmieniło się jego życie. Musiał wybrać: piłka nożna czy bieganie? Zdecydował się na karierę lekkoatletyczną.

Pod koniec lat 20. Janusz Kusociński ukończył szkołę ogrodniczą i po raz pierwszy w karierze zdobył tytuł mistrza Polski w Krakowie na dystansie 5 kilometrów. Nie udało się mu załapać do kadry na Igrzyska Olimpijskie w 1928 roku w Amsterdamie, pracował intensywnie nad formą pod okiem mistrza olimpijskiego w dziesięcioboju - Aleksandra Klumberga. Efekt nastąpił po kilku latach. W 1932 roku "Kusy" osiągnął biegowy szczyt, czyli złoty medal olimpijski w Los Angeles. W biegu na 10 km ustanowił rekord świata z wynikiem 30,11,4 min.

Na wyczynie Kusocińskiego ucierpiały mocno nogi i stawy zawodnika, zdołał jeszcze w Turynie osiągnąć wicemistrzostwo Europy w biegu na 5 km. Polak odniósł później kontuzję kolana, która wykluczyła go z Igrzysk Olimpijskich w 1936 roku w Berlinie, wcześniej musiał poddać się operacji. Do III Rzeszy najlepszy polski sprinter udał się w roli... dziennikarza. Wrócił do treningów na bieżni, starając się powalczyć o wyjazd na kolejne igrzyska do Helsinek w 1940 roku. W międzyczasie, "Kusy" znakomicie zaprezentował się podczas zawodów w Sztokholmie, gdzie pobił rekord Polski na 5 km, a także w lipcu 1939 r. - tuż przed wojną - wygrał tytuł mistrza Polski w biegach na 10 km. Celu olimpijskiego nie spełnił, ponieważ impreza nie odbyła się z powodu globalnego konfliktu.

Kusociński ukończył Centralny Instytut Wychowania Fizycznego. Dekadę wcześniej posmakował życia w wojsku - z bardzo dobrymi wynikami zakończył służbę podoficerską ze stopniem kaprala. Druga wojna światowa zablokowała marzenia sportowców o występach na wielkich arenach. Niemcy niszczyli sport w okupowanych krajach, likwidowali organizacje sportowe, nie było rozgrywek. Wybuch wojny wiązał się z tym, że "Kusy" poszukiwał zajęcia. Pracował dorywczo, jak spora część polskiej inteligencji w barze. Wybór padł na restaurację "Pod Kogutkiem" przy ul. Jasnej w Warszawie.

Żadna praca nie była mu straszna, bowiem wcześniej potrafił łączyć karierę sprintera z przycinaniem ogrodów wokół Łazienek Królewskich. - Doprawdy - wydaje mi się, że przeżywam szalony, wesoły sen. Powróciłem wprawdzie w kształt ogrodnika, pełniącego służbę w łazienkowskim parku, w Warszawie, ale każdy dzień przynosi mi nową niespodziankę, jakby życie stało się jednym świętem - wspominał Kusociński w jednym z wywiadów.

- Praca w Łazienkach Królewskich, na czymkolwiek ona w praktyce polegała, pozwalała Kusocińskiemu na trenowanie. Biegał bowiem po pokrytych śniegiem parkowych alejkach, co sam skwitował w następujących słowach: "W zimie pilnie trenuję w Łazienkach, przygotowując się do letniego sezonu lekkoatletycznego". Wspominał też: "Teren Łazienek specjalnie nadaje się do tych biegów, gdyż posiada liczne nierówności, a nic tak nie wyrabia, jak biegi po zboczach na dobrej trasie. Opatulony w ciepłe swetry, trenuję początkowo dwa razy w tygodniu, następnie częściej i dłużej; w końcu dochodzi do tego, że niema prawie dnia, abym nie przebiegł większej lub mniejszej przestrzeni" - czytamy na blogu poświęconym Łazienkom.

Kusociński postanowił walczyć z Niemcami na terenie Warszawy we wrześniu 1939 roku. Obrońca stolicy został poważnie postrzelony w ramię. Zdecydował się wspomóc podziemie niepodległościowe - "Kusy" wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, konspirował w Organizacji Wojskowej "Wilki". Jako kelner starał się przemycać bibułę, dzięki czemu informował klientów o sile polskiego podziemia. Niemcy w niewyjaśniony do dzisiaj sposób odkryli jednak zaangażowanie Kusocińskiego. Sportowiec został aresztowany 26 marca 1940 roku, a za działalność na rzecz Polskiego Państwa Podziemnego groziła kara śmierci.

Nie trafił do obozu koncentracyjnego, a wraz z kwiatem polskiej inteligencji przewieziono go do Puszczy Kampinoskiej. 21 i 22 czerwca 1940 r. Niemcy dokonali w Palmirach masowych egzekucji na Polakach. Wywózki prowadzono z intrygą - okupanci zachowywali się, jakby ich ofiary nie udawali się w ostatnią podróż. Częstowali żywnością, pozwalano zabierać ze sobą rzeczy osobiste i dokumenty. Nieświadomi niczego skazańczy otrzymywali serię z karabinu maszynowego lub byli zakopywani żywcem. Oficjalne statystyki podają o przynajmniej 1700 Polakach. W tak okrutny sposób zabito Janusza Kusocińskiego.

GW


Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura