Sensacji w Lublinie nie było. Faworyzowany Raków Częstochowa w finale Pucharu Polski pokonał Arkę Gdynia 2:1 i po raz pierwszy w stuletniej historii klubu sięgnął po to trofeum. Niżej notowani piłkarze znad morza walczyli ambitnie, ale przegrali przez błędy w obronie.
Na papierze zdecydowanym faworytem byli piłkarze Rakowa, którzy do meczu z Arką przystępowali niepokonani od dwunastu spotkań. Zawodnicy spod Jasnej Góry mieli przed finałem szczególną motywację – stanęli przed szansą na zdobycie pierwszego trofeum dla klubu obchodzącego w tym roku jubileusz 100-lecia istnienia. Z kolei gracze Arki, choć na co dzień występują zaledwie w I lidze, na tle rywali, jawili się jako specjaliści od krajowego pucharu. Na przestrzeni ostatnich pięciu lat, już po raz trzeci awansowali do finału. Prowadzeni przez Dariusza Marca gdynianie mogli mieć nadzieję na sensację, bo jeśli już kwalifikowali się do finału PP i go wygrywali, to w pokonanym polu zawsze zostawiali silniejszych rywali. Tak było 42 lata temu, również w Lublinie !, kiedy Arka ograła ówczesnego mistrza Polski – Wisłę Kraków (2:1) i w 2017 roku, gdy drużyna z Wybrzeża pokonała w Warszawie Lecha Poznań ( 2:1 po dogrywce).
Zobacz też: Przed finałem Pucharu Polski. Ojrzyński apeluje do piłkarzy Arki: Uwierzcie w siebie
Żebrowski dał nadzieję
Tym razem Arce nie udało się sprawić sensacji, choć od niespodzianki dzieliło ich zaledwie dziewięć minut. To wtedy, w 81. minucie Hiszpan Ivi Lopez wykorzystał festiwal błędów obrońców z Gdyni i potężnym strzałem doprowadził do remisu. Wcześniej, w 57. minucie, gracze Rakowa złapali się za głowy, kiedy Mateusz Żebrowski ni to dośrodkowywał, ni to strzelał z lewej strony. Piłka niespodziewanie wpadła „za kołnierz” Dominikowi Holcowi i wylądowała w siatce ekipy z Częstochowy. I- ligowcy mogli zamknąć mecz w 65. minucie, ale Maciej Rosołek strzelił za lekko i Holec obronił.
- Rola faworyta nie jest łatwa, a Arka ma doświadczenie w Pucharze Polski, ale mamy pomysł na wygranie tego meczu – mówił przed niedzielnym spotkaniem trener Marek Papszun, który jest architektem sukcesów Rakowa. Szkoleniowiec pracuje w Częstochowie już ponad pięć lat i w tym czasie doprowadził „czerwono – niebieskich” od drugiej ligi do Ekstraklasy, a w tym sezonie do Pucharu Polski ma szanse dołożyć wicemistrzostwo kraju.
Kiedy wszyscy szykowali się na dogrywkę, Papszun jeszcze raz pokazał, że ma nosa do zmian. Wprowadził na boisko Słoweńca Davida Tjanicia, który w 89. minucie, przy biernej postawie defensorów Arki, z bliska skierował piłkę do siatki. Przegrywający gdynianie rzucili się do odrabiania strat, ale na doprowadzenie do remisu zabrakło im czasu.
Wielka kasa dla zwycięzców
Piłkarze Rakowa nie tylko zapisali się w annałach polskiego futbolu i zdobyli pierwsze trofeum w historii klubu, ale również podnieśli z boiska wielką kasę. Za wygranie rozgrywek Pucharu Polski, na konto częstochowskiej drużyny wpłynie 8,1 miliona złotych. Pięć milionów to nagroda ufundowana przez organizatora PP – Polski Związek Piłki Nożnej, zaś 3,1 mln zł to premia od spółki Ekstraklasa. Dodatkowym bonusem dla zwycięzców jest awans do drugiej rundy nowo utworzonego europejskiego pucharu – Conference League. Arka Gdynia, na pocieszenie i otarcie łez, dostanie od PZPN ponad 700 tysięcy złotych.
Piotr Dobrowolski
Raków Częstochowa – Arka Gdynia
0:1 Żebrowski 57. min, 1:1 Ivi Lopez 81. min, 2:1 Tijanić
Raków: Holec – Piątkowski, Niewulis, Arsenić (80. Tijanić) – Tudor, Sapała, Poletanović, Lederman, Cebula (80. Schwarz), Kun - Gutkovskis (67. Arak)
Arka: Krzepisz – Kasperkiewicz, Marcjanik, Memić, Danch – Hiszpański (57. A. Siemaszko), Deja, Letniowski (46. Marcus), Żebrowski (80. Sasin), Valcarce (58. Skóra) - Rosołek
Sędziował: Paweł Gil. Mecz bez publiczności.
Żółte kartki: Kasperkiewicz, Marcus (Arka).
Zobacz galerię zdjęć:
Mecz Raków Częstochowa - Arka Gdynia.
