Krzysztof Piątek. fot. Facebook
Krzysztof Piątek. fot. Facebook

Lubański do Piątka: Musisz być twardy. Kontuzjowany piłkarz zawsze zostaje sam

Redakcja Redakcja Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

To prawdziwy dramat. Krzysztof Piątek, który był pewniakiem do wyjazdu na czerwcowe Euro, z powodu kontuzji kostki nie zagra w reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. Dla napastnika Herthy Berlin pewnym pocieszeniem może być fakt, że na przestrzeni lat urazy zamknęły drogę do udziału w wielkich imprezach tuzom światowej piłki, na czele z naszym Włodzimierzem Lubańskim.

Do nieszczęścia Piątka doszło w 58. minucie środowego meczu Bundesligi pomiędzy Herthą a Schalke 04. Po starciu z rywalem, Polak opuścił boisko przy pomocy lekarza i fizjoterapeutów. Diagnoza zabrzmiała jak wyrok: złamanie kostki w obrębach stawu skokowego. Konieczna była operacja, którą piłkarz przeszedł w piątek. Nie wiadomo, ile czasu zajmie Piątkowi powrót do gry.


Z kontuzją zostajesz sam

- Na pewno szybko to nie nastąpi - uważa jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii, Włodzimierz Lubański. - Krzysztof musi mieć świadomość, że kontuzjowany staw skokowy, już nigdy nie będzie tak sprawny, jak przed operacją - dodaje w rozmowie z Salonem24 pan Włodzimierz, któremu kontuzja kolana zabrała dwa lata z życia i perspektywę występu w mistrzostwach świata. 1974.

Lubański był tragicznym bohaterem meczu Polska - Anglia w Chorzowie w czerwcu 1973 roku. Biało - Czerwoni sensacyjnie pokonali faworyzowanych Wyspiarzy 2:0, a napastnik Górnika Zabrze zdobył drugiego gola dla Polski. Wygrana miała jednak dla pana Włodka bardzo gorzki smak, bo przepłacił ją zdrowiem i blisko 25 miesięczną przerwą w uprawianiu sportu. Lubański na lewej stronie wyprzedził obrońcę Anglików Roya McFarlanda, a ten wytrącił go z toru biegu, kopiąc w stopę. Jakby tego było mało, Lubański źle stanął na nierównej murawie i kolano nie wytrzymało.

- Najgorsze są chwile, gdy czeka się na wyniki badań i moment, kiedy lekarze przedstawiają diagnozę. Już po operacji człowiek oswaja się z bólem i chorobą. Następują miesiące żmudnej, katorżniczej rehabilitacji. W takich chwilach trzeba być szczególnie silnym, bo tak naprawdę, nawet w otoczeniu sztabu fizjoterapeutów i lekarzy, piłkarz zostaje sam z kontuzją. Ona siedzi mu w głowie, pojawiają się myśli - kiedy będę zdrowy, kiedy wreszcie wrócę na boisko? Są też, oczywiście chwile zwątpienia, kiedy nie widać postępów w rehabilitacji. Ja wróciłem do piłki dzięki żonie, która podtrzymywała mnie na duchu. Pamiętam tą ciszę w wielkiej sali gimnastycznej, w której wykonywałem setki podskoków sprintów i startów, a żona odmierzała mi czas stoperem. Poza nami dwojgiem, na zajęciach nie było nikogo - mówi nam Włodzimierz Lubański. - Krzysztof musi to wszystko poukładać sobie w głowie. Jeśli oswoi się z faktem, że może liczyć tylko na siebie, swoją determinację i najbliższych, na pewno będzie mu łatwiej - dodaje były as Górnika.

Gwiazdy przed telewizorem

 Na przestrzeni lat wielu znakomitych piłkarzy z powodu urazów nie mogło wystąpić w mistrzostwach świata i Euro. Najbardziej kuriozalny jest przypadek bramkarza reprezentacji Hiszpanii Santiago Canizaresa, który sam wyeliminował się z udziału w mundialu w Korei i Japonii w 2002 roku. Ówczesny golkiper Valencii w łazience pokoju hotelowego stłukł buteleczkę perfum, a ostry kawałek szkła rozciął mu ścięgno w dużym palcu stopy.

Jakże udane dla naszej reprezentacji mistrzostwa Europy we Francji, w telewizji obejrzał człowiek instytucja w belgijskim futbolu, pięć lat temu stoper Manchesteru City, a dziś trener Anderlechtu Bruksela - Vincent Kompany. Jak wyliczyli dziennikarze na Wyspach, kontuzja łydki, jakiej doznał Kompany w maju 2016 roku, była 33. urazem środkowego obrońcy  w ciągu ośmiu lat gry!

Skoro już o pechowcach mowa, to w XXI wieku trudno znaleźć większego od  gwiazdora Borussii Dortmund Marco Reusa. Najpierw koło nosa przeszło mu mistrzostwo świata, które Niemcy wywalczyli na mundialu w Brazylii w 2014 roku. Reus miał być w tym turnieju najgroźniejszą bronią trenera Joachima Loewa, ale z udziału w mistrzostwach wyeliminowała go kontuzja więzadeł w stawie skokowym lewej stopy. Dwa lata później pech powrócił i Reus z powodu urazów mięśniowych musiał sobie odpuścić mistrzostwa Europy we Francji.

Tego oryginała polscy kibice z pewnością kojarzą. Silny jak tur, ciemnoskóry francuski napastnik Djibril Cisse na boisku wyróżniał ufarbowanym na jaskrawy żółć irokezem. Cisse znany był z prowokacyjnego zachowania. Był typem napastnika, który lubił wchodzić w ostre zwarcia z rywalami. Zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Najpierw w 2004 roku, grając w Liverpoolu, w meczu z Blackburn doznał skomplikowanego złamania nogi. Tylko błyskawiczna interwencja lekarza sprawiła, że udało się uniknąć amputacji. Leczył się długo, ale wrócił do na tyle wysokiej formy, że mógł być pewnym powołania na mistrzostwa w 2006 roku. Ostatecznie na turnieju w Niemczech nie wystąpił, bo w towarzyskim meczu Francja - Chiny złamał kość strzałkową i piszczelową.

Podatne na urazy kolana okazały się przekleństwem dla innego niezwykle kreatywnego piłkarza, któremu wróżono wielką karierę. Mowa o Angliku Owenie Hargreaves’ie, który wrobił sobie nazwisko przez dziesięć lat udanych występów w Bayernie Monachium. Schody zaczęły się po przejściu Hargreaves’a do Manchesteru United. Przez cztery lata rozegrał dla Czerwonych Diabłów zaledwie 27 meczów, a  najpoważniejszą kontuzję kolan leczył przez 25 miesięcy.

Złamana kariera Citki

Piłkarska kariera Marka Citki tak naprawdę skończyła się 17 maja 1997 roku. Widzew Citki grał wtedy z Górnikiem Zabrze, a będący u szczytu sławy napastnik doznał kontuzji ścięgna Achillesa, którą leczył przez 16 miesięcy. Pech pochodzącego z Białegostoku piłkarza był tym większy, że pod stadionem Widzewa ustawiały się tabuny menedżerów proponujących panu Markowi transfery do najlepszych klubów Europy. Mówiło się o zainteresowaniu Citką ze strony Interu Mediolan, Atletico Madryt, czy Borussii Dortmund. 10-krotny reprezentant Polski zdecydował się na angielski Blackburn Rovers. Wszystkie szczegóły transferu były już dograne. Brakowało tylko podpisów na kontrakcie. Umowa nigdy nie została podpisana, a Citko, który wsławił się golem dla Polski w meczu z Anglią na Wembley (1:2 w 1998 roku), nigdy już nie wrócił do topowej formy.

Podobny pech, jak teraz Krzysztofa Piątka, przed Euro 2016 dopadł Pawła Wszołka. Skrzydłowy podczas jednego z treningów, tuż przed wylotem na turniej do Francji, upadł tak nieszczęśliwie, że złamał rękę. I mistrzostwa śledził w telewizji.

- Krzysztof nie powinien oglądać się na tych, którzy po urazach nie wrócili już do wysokiej dyspozycji. Musi pozytywnie patrzeć w przyszłość. Niech wzorem dla niego będzie Arkadiusz Milik, który dwukrotnie zrywał więzadła krzyżowe w obu kolanach, a dziś jest gwiazdą kadry i Olympique Marsylia - dodaje otuchy Piątkowi Włodzimierz Lubański.

Piotr Dobrowolski

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport