Legia Warszawa na dnie. Czy się podniesie? Fot. PAP
Legia Warszawa na dnie. Czy się podniesie? Fot. PAP

Ojrzyński ugasi pożar w Legii?

Redakcja Redakcja Piotr Dobrowolski Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
Aż 12 porażek i ostatnie miejsce w Ekstraklasie. Odpadnięcie z Ligi Europy, skonfliktowana, rozbita, istniejąca tylko w teorii drużyna. Piłkarze pobici w niedzielę przez pseudokibiców oraz oprawa z meczu ze Spartakiem, która przyniosła klubowi wizerunkowy wstyd na całą Europę. Taki krajobraz zastanie w Legii Leszek Ojrzyński. Oczywiście jeśli potwierdzą się plotki i zostanie zatrudniony przez klub z Łazienkowskiej.

Szkoleniowiec, który w przeszłości ratował przed spadkiem z ligi Koronę Kielce, Podbeskidzie Bielsko – Biała, Wisłę Płock i Stal Mielec, a z Arka Gdynia wygrał Puchar i Superpuchar Polski, nie ukrywał, że marzy o pracy w Legii. Tylko, kiedy głośno o tym mówił, nie przypuszczał, że jeśli nawet te pragnienia doczekają się realizacji, to nie będzie mu dane walczyć o mistrzostwo kraju, tylko o… uratowanie stołecznej ekipy przed spadkiem do I ligi. 

Zobacz: 


Telefon Leszka Ojrzyńskiego był w poniedziałkowe przedpołudnie rozgrzany do czerwoności. Chcieli z nim rozmawiać chyba wszyscy zajmujący się piłką nożną dziennikarze w kraju. Nam najpoważniejszy kandydat na opiekuna mistrzów Polski powiedział, że pozostaje w kontakcie z władzami Legii. Dodał, że zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, ale jest gotów podnieść rękawicę.

Ojrzyński ma świadomość, jak niewiele czasu pozostało do środowego, zaległego meczu z Zagłębiem Lubin. Nie chciał nic więcej mówić, ale na pewno liczy na to, że aby choćby szczątkowo poznać drużynę, musiałby dostać nominację już dziś.

Jeśli dojdzie do jego zatrudnienia, to nie wiadomo na jak długo? Znając Ojrzyńskiego można być pewnym, że nie zgodzi się na status „tymczasowego” trenera, który przyjął jego poprzednik Marek Gołębiewski. Od kilku tygodni prezes Legii Dariusz Mioduski publicznie deklarował, że zrobi wszystko, by w klubie z Łazienkowskiej zatrudnić Marka Papszuna z Rakowa Częstochowa. Jeśli nie uda się zimą, to twórca sukcesów klubu spod Jasnej Góry miałby trafić do stolicy po wygaśnięciu kontraktu z Rakowem, czyli latem.

Leszek Ojrzyński z powodu twardego charakteru, przestrzegania zasad i bezkompromisowości jest nazywany polskim Stanisławem Czerczesowem lub komandosem. I właśnie taki człowiek jest teraz Legii najbardziej potrzebny. Twardziel, który scali szatnię, ugasi pożar w rozbitej drużynie, uspokoi zapalne relacje pomiędzy piłkarzami a żądnymi krwi chuliganami w kibicowskich szalikach oraz, jak będzie trzeba postawi się, Mioduskiemu.

Paradoksalnie, właściciel Legii najmniej w tym wszystkim ryzykuje. Ma tak przechlapane u kibiców, że czegokolwiek by nie zrobił, swoich notowań nie pogorszy. A jeśli akcja ratunkowa z Ojrzyńskim się powiedzie i CWKS wróci na zwycięskie tory, pan Dariusz będzie mógł znów wypinać pierś w wywiadach i chełpić się, jak to w dziesiątkę trafił z wyborem szkoleniowca.

A prawda jest taka, że kto by na Łazienkowską dziś nie trafił, i jak dobrze Legia pod wodzą nowego trenera by grała, nic nie wymaże z pamięci kibiców faktu, że to za kadencji obecnych władz szatnię opanował piłkarski szrot, a drużyna zajmuje kompromitujące, ostatnie miejsce w słabiutkiej lidze.

Piotr Dobrowolski 

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport