Stanisław Anioł Stanisław Anioł
1913
BLOG

Ułaskawienie - drugie dno

Stanisław Anioł Stanisław Anioł Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 59

Zamieszanie związane z ułaskawieniem Mariusza Kamińskiego oraz towarzyszące mu ożywione dyskusje i spory (w tym także pomiędzy prawnikami) pokazuje – moim zdaniem – gdzie leży jeden z realnych problemów z polskim wymiarem sprawiedliwości oraz ogólnie z prawem, jako takim (jego stanowieniem i stosowaniem). Jestem zdania, że jeżeli chcemy napisać porządną nową konstytucję, to ów problem należy prawidłowo zdiagnozować, po czym zaproponować właściwą kurację.

 

Jak dla mnie, problem z ułaskawieniem składa się w istocie z trzech powiązanych ze sobą problemów, tj.:

  • ·     problemu treści,
  • ·     problemu sensu,
  • ·     problem interesu,

które postaram się poniżej opisać.

 

Problem treści

Treść nieszczęsnego art. 139 Konstytucji jest niejasna i zdawkowa. Przepis ten stanowi jedynie, że:

„Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu”.

Dodatkowo, przepis art. 144 ust. 3 pkt 18) Konstytucji, wśród prerogatyw Prezydenta RP wymienia enigmatyczne „prawo łaski”.

Zwolennicy AntyPiS-u podnoszą często, że nawet jeśli w/w przepis art. 139 nie wskazuje na konieczność istnienia prawomocnego wyroku, to okoliczność ta jest „oczywista”. Osobiście, nie kupuję tego argumentu (i wielu podobnych).

Jeśli się chce, to kwestię ułaskawienia można zapisać precyzyjnie, na co dowodem jest art. 47 Konstytucji marcowej z 1921 r., zgodnie z którym:

„Prawo darowania i złagodzenia kary, oraz darowania skutków zasądzenia karno-sądowego w poszczególnych wypadkach - przysługuje Prezydentowi Rzeczypospolitej.

Prezydent nie może stosować tego prawa do ministrów, zasądzonych na skutek postawienia ich w stan oskarżenia przez Sejm.

Amnestja może być udzielona tylko w drodze ustawodawczej”.

Dla porównania wskazać warto, że art. 13 ust. 2 lit. j) Konstytucji kwietniowej z 1935 r. wśród prerogatyw Prezydenta RP wymienia enigmatyczne „prawo łaski” (podobnie jak w/w art. 144 obecnej konstytucji). Jednakże art. 69 ust. 1 Konstytucji kwietniowej precyzował, iż:

„Prezydent Rzeczypospolitej władny jest aktem łaski darować lub złagodzić skazanemu karę, wymierzoną orzeczeniem prawomocnem, tudzież uchylić skutki skazania”.

 

Można się oczywiście zastanawiać, jakie intencje przyświecały twórcom obecnej Konstytucji na zasadzie „co autor miał na myśli”. Podstawowe pytanie powinno jednakże skupiać się na tym, dlaczego w obecnej Konstytucji po prostu nie przepisano art. 69 Konstytucji kwietniowej, jeśli intencją twórców było ograniczenie prawa łaski tylko do prawomocnych wyroków. Widzę tutaj tylko dwie opcje:

  • twórcy obecnej konstytucji świadomie nie powtórzyli treści art. 69 Konstytucji kwietniowej (albo chociażby art. 47 Konstytucji marcowej), gdyż chcieli, aby „prawo łaski” było jak najszersze;
  • obecna konstytucja została napisana niechlujnie, „na kolanie”, przez osoby, które nie zadały sobie trudu, aby przeczytać historyczne konstytucje naszego kraju.

 

Każda z w/w opcji wydaje się być korzystna dla Prezydenta Dudy. Jeśli prawdziwa jest opcja pierwsza, to znaczy, że Prezydent ma rację w interpretacji art. 139 obecnej Konstytucji. Jeśli zaś prawdziwa jest opcja druga, to znaczy, że obecna Konstytucja jest „dziełem” niechlujnym i nieprzemyślanym, co wspiera prezydencką inicjatywę referendum w sprawie jej zmiany.

Na marginesie dodam, że i Konstytucja 3 maja była w kwestii prawa łaski precyzyjniejsza, niż konstytucja obecna. Art. VII (Król władza wykonawcza) stanowił bowiem m.in., że: „Król, któremu wszelka moc dobrze czynienia zostawiona być powinna, mieć będzie ius agratiandi na śmierć skazanych, prócz in criminibus status”.

 

Problem sensu

Niezależnie od tego, w jaki sposób należy interpretować art. 139 obecnej Konstytucji, zadać warto pytanie o to, czy szerokie rozumienie prawa łaski – proponowane przez Prezydenta RP – ma w ogóle sens. Moim zdaniem, nie ma; co więcej, stwarza potencjalne zagrożenia.

W licznych dyskusjach, dotyczących kwestii ułaskawienia Mariusza Kamińskiego, wiele osób przerzucało się co bardziej fantastycznymi propozycjami dalszego zastosowania szerokiego ujęcia „prawa łaski”. Część tych propozycji była śmieszna a część straszna. Można sobie bowiem wyobrazić ułaskawienie dokonane jeszcze przed popełnieniem czynu, stanowiące coś na kształt słynnej „licencji na zabijanie”, znanej z powieści i filmów o Jamesie Bondzie.

Osobiście jestem zdania, że zdecydowana większość prawników, polityków i komentatorów uważa szerokie ujęcie prawa łaski, za błędne. Błędne w tym sensie, że jeżeli istotnie art. 139 obecnej Konstytucji tworzy takie właśnie uprawnienie, to jest to przepis wadliwy. Nie inaczej jest – w mojej ocenie – wśród polityków PiS a do wniosku takiego skłania mnie lektura dwóch projektów nowej konstytucji, jakie partia ta opublikowała w latach 2005 i 2010.

Projekt z 2005 r. (dostępny pod tym adresem: http://old.pis.org.pl/dokumenty.php?s=partia&iddoc=7), w art. 62 ust. 2 stanowi, iż:

„Prezydent Rzeczypospolitej może zastosować prawo łaski wobec osoby skazanej prawomocnym wyrokiem sądu. Tryb postępowania określa ustawa”.

 

Analogicznie, projekt z 2010 r. (dostępny pod tym adresem: http://niezniknelo.com/konstytucjaPiS2010.pdf), w art. 71 ust. 1 pkt 13) stanowi, iż

„Prezydent Rzeczypospolitej stosuje, w trybie określonym w ustawie, prawo łaski wobec osób skazanych prawomocnym wyrokiem sądu.

 

W sprawie Mariusza Kamińskiego PiS stoi na stanowisku, iż czym innym jest „ułaskawienie” (określone w Kodeksie postępowania karnego), a czym innym „prawo łaski” (określone w feralnym art. 139 obecnej Konstytucji). To pierwsze istotnie może być stosowane tylko do osób prawomocnie skazanych, zaś to drugie ma znaczenie szersze.

Zacytowane powyżej fragmenty projektów konstytucji wskazują – jak dla mnie – na to, że obecne uregulowania PiS uważa za wadliwe i chciałby je zmienić. Tym samym, jakkolwiek dziś PiS głosi tezę o rozdzielności „ułaskawienia” od „prawa łaski”, to sytuację taką uważa za wadę obecnej Konstytucji, wymagającą poprawki. Oba projekty konstytucji autorstwa PiS wskazują bowiem na to, że „prawo łaski” powinno dotyczyć tylko osób prawomocnie skazanych i być oparte na przepisach ustawy (zapewne byłby to wspomniany już Kodeks postępowania karnego). Innymi zaś słowy, projekty konstytucji autorstwa PiS zmierzałyby do usunięcia wady obecnej konstytucji (tj. rozdzielności „ułaskawienia” od „prawa łaski”) i  uniemożliwienia ułaskawienia w przyszłości osób znajdujących się w podobnej sytuacji, co Mariusz Kamiński.

 

Problem interesu

Dojść można w tym miejscu do wniosku, że skoro zarówno PiS, jak i PO stoją na stanowisku, że „prawo łaski” powinno być stosowane wyłącznie do osób prawomocnie skazanych, to kwestia interpretacji art. 139 obecnej konstytucji ma niewielkie znaczenie. Jeżeli bowiem są w tym zakresie jakieś wątpliwości (a są), to obie największe partie mają wystarczającą większość w Sejmie, aby w trybie pilnym dokonać nowelizacji konstytucji i doprecyzować art. 139 (np. na wzór wspomnianego powyżej art. 71 ust. 1 pkt 13 projektu PiS z 2010 r.). Wykluczyłoby to na przyszłość powstanie podobnych wątpliwości i sporów, jak w przypadku sprawy Mariusza Kamińskiego. Do takiego rozwiązania jednak nie dojdzie.

W niniejszym miejscu na scenę wchodzi najistotniejszy problem z instytucją ułaskawiania, tj. problem interesu, który opisać można również słowami: „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. PiS nie ma dziś żadnego interesu w tym, aby zmieniać art. 139 obecnej konstytucji (choć w swoich projektach to właśnie postulował), gdyż daje to bliskiemu tej partii Prezydentowi RP bardzo szerokie uprawnienie. Jeżeli zaś w przyszłości dzisiejsza opozycja (dziś bardzo głośno sprzeciwiająca się szerokiemu ujęciu „prawa łaski”) dojdzie do władzy i obsadzi pałac prezydencki swoim kandydatem, to też nic nie zmieni. Czemu niby miałaby obierać „swojemu” prezydentowi uprawnienie do nieograniczonego ułaskawiania?

W ten sposób powstaje swoiste błędne koło: wszystkie siły polityczne widzą problem z konkretnym przepisem, ale nigdy nie powstanie większość zdolna go zmienić, gdyż zawsze będzie on przypadać do gustu aktualnie rządzącym (nawet jeśli wcześniej nie przypadał im do gustu, gdy byli w opozycji). Nie dotyczy to tylko przepisów konstytucji (gdzie do zmiany potrzeba większości 2/3), ale także każdego innego przepisu. Dla przykładu wskazać można Regulamin Sejmu: każda partia opozycyjna na niego narzeka (za olewanie praw opozycji), zaś gdy role się zmieniają a dotychczasowa opozycja staje się nową większością, to zapomina ona o swoich wcześniejszych postulatach. Nie leży to już bowiem w jej (krótkowzrocznym) interesie.

Jednym z głównych zarzutów wobec liberum veto było to, że instytucja ta nie pozwalała na dokonanie potrzebnych zmian i petryfikowała status quo. Tym samym, zwolennicy status quo chętnie zrywali obrady Sejmu, widząc w tym swój interes. Głosowanie większością głosów, które dziś uznajemy za oczywistość, stanowiło jeden z głównych postulatów ruchu reformatorskiego, którego dziełem jest Konstytucja 3 Maja. Na przykładzie problemów z ułaskawieniem widać jednak, że głosowanie większością głosów również potrafi zablokować zmianę wadliwych przepisów. Co więcej, blokada takiej zmiany jest możliwa także wtedy, gdy – w oderwaniu od swojego bieżącego, prywatnego interesu – wszyscy uczestnicy życia publicznego byliby gotowi zgodzić się na taką zmianę.  

 

W takiej sytuacji, Sąd Najwyższy stanął przed ciężkim dylematem. Przyznając rację Prezydentowi RP (co należałoby zrobić, biorąc pod uwagę brzmienie oraz wykładnię historyczną art. 139 obecnej konstytucji), Sąd musiałby w istocie powiedzieć wprost, że konstytucja jest wadliwa, niechlujna i wymaga zmiany. Dodatkowo, otworzyłby tym drogę do zasygnalizowanego powyżej „prawa łaski” w postaci „licencji na zabijanie”.

Wiedząc jednak, że do zmiany konstytucji nie dojdzie, Sąd Najwyższy spróbował – w drodze bardzo daleko idącej interpretacji –  niejako „dostosować” prawo istniejące do swojego „prawa wyśnionego”, które określić można, jako „prawo, jakie powinno było zostać uchwalone, ale które – z jakichś powodów – nie zostało uchwalone”. Jest to niebezpieczna droga, gdyż naraża Sąd na (słuszny) zarzut tworzenia nowego prawa i obchodzenia Sejmu (tzw. „sądokracja”). Działanie Sądu porównać można do zachowania niektórych hierarchów kościelnych, którzy tuszują przypadki pedofilii sądząc, że działają w ten sposób dla dobra Kościoła i że wybierają „mniejsze zło”.

Wreszcie, problem interesu ujawnia się w formie ostatecznej w ten sposób, że nasze oburzenie na „sądokrację” najczęściej dotyczy przypadków, gdy sędziowie nie są „nasi” i interpretują prawo (a w istocie – tworzą je) w sposób, który nam się nie podoba. Tym samym, tworzenia prawa przez sądy nie uznajemy za złe co do zasady, o ile oczywiście są to „nasze” sądy i „nasi” sędziowie. Dla przykładu: Trybunał Konstytucyjny za czasów Prezesa Rzeplińskiego dla PiS-u był „be”, zaś dla AntyPiS-u „cacy”. Wystarczyła zamiana Prezesa na Julię Przyłębską i nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, opinie o TK zupełnie się odwróciły.

 

Jaka na to rada? Tuż po wyborach w 2015 r. napisałem notkę pt. „Od czego zacząć naprawę Rzeczypospolitej”, gdzie zawarłem stwierdzenie, iż zacząć należy od ustalenia, czym tak naprawdę jest (powinno być) prawo. Ustalenie to stanowić powinno podstawę jakichkolwiek reform, gdyż determinuje ono sposób, w jaki winien działać Sejm (jako organ tworzący prawo), władza wykonawcza oraz sądownicza. Kwestie typu ordynacja wyborcza, system prezydencki/kanclerski to jedynie ściany budynku, który wpierw potrzebuje fundamentu.

Jestem zdania, że moja notka z 2015 r. nie straciła nic na swej aktualności a późniejsze wydarzenia – związane chociażby z TK czy okupacją mównicy – pokazują słuszność zawartych tam tez. Nie inaczej jest z kwestią ułaskawienia. Jeśli chcemy stworzyć sensowną konstytucję, to właśnie ten problem należy rozwiązać w pierwszej kolejności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka