stanzag stanzag
5632
BLOG

List otwarty do Rodzin Smoleńskich

stanzag stanzag Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 168

Ostatnie miesiące przyniosły wiele nowych zdarzeń związanych z próbami wyjaśnienia przyczyny katastrofy w Smoleńsku. Nie ma wątpliwości, iż to przede wszystkim Wy powinniście być informowani o wynikach badań w sposób rzetelny i bez zbędnej zwłoki. Niestety, tak się nie dzieje. Dlatego musimy publicznie odnieść się do problemu, sposobu pracy i wyników badawczych Podkomisji, kierowanej przez Antoniego Macierewicza.

Niestety, zarówno raport końcowy, jak i film - załącznik do niego, w wielu kluczowych miejscach zawierają przekaz daleko wykraczający poza dostępny materiał dowodowy, i cechują się zbyt dowolną interpretacją tegoż materiału, aby mogły być traktowane jako rzetelne dokumenty wagi państwowej.

Jesteśmy przekonani, że żadne przeciwności nie zwalniają nas z obowiązku poinformowania Państwa o zagrożeniach dla rzetelnego wyjaśnienia przyczyn tragedii, która dotknęła Waszych bliskich i Państwa osobiście. Czynimy to w stanie wyższej konieczności. Opisane przez nas poniżej kwestie są udokumentowane i mamy przekonanie, że z powodu licznych nieprawidłowości, działania kierowanej przez A. Macierewicza Podkomisji staną się w przyszłości przedmiotem kontroli niezależnego organu.

Zanim w maju zostaliśmy przez ministra Obrony Narodowej usunięci ze składu Podkomisji na wniosek A. Macierewicza, jeszcze w 2020 roku próbowaliśmy zwrócić uwagę jej przewodniczącemu na błędy merytoryczne w materiałach raportowych. Nie zostało to jednak w żaden sposób uwzględnione. Wpisuje się to w jego praktykę, polegającą na ignorowaniu merytorycznych kontrargumentów i usuwania niewygodnych osób ze składu kierowanej przez niego instytucji.

Takie postępowanie nie może mieć pozytywnego wpływu na merytoryczną wartość przekazu Podkomisji, w tym jej ostatecznego raportu.

Jeszcze od czasu, gdy współpracowaliśmy jako eksperci z Zespołem Parlamentarnym, konsekwentnie stoimy na stanowisku, że absolutnie nie można wykluczyć, iż w Smoleńsku miał miejsce akt terroru. Jednak, aby przy obecnym dostępie strony polskiej do materiału dowodowego uprawdopodobnić hipotezę o zamachu na polską delegację, trzeba znacznie więcej, niż zaprezentowała Podkomisja wśród tzw. materiałów i załączników do raportu końcowego.

 Instytucja ta w zasadzie ograniczyła swoje wnioski do poczynionej na wyrost próby potwierdzenia narracji, prezentowanej jeszcze przed jej powstaniem przez A. Macierewicza, jak również przez inne, pojedyncze osoby, które ostatecznie weszły w jej skład. Zgodnie z tym przekazem, Tu-154M w Smoleńsku, znajdujący się na wysokości, na której nie miał możliwości, aby uderzyć w brzozę, został zniszczony wskutek kilku eksplozji materiałów wybuchowych: pierwszej w lewym skrzydle, a ostatniej - w kadłubie. Należy zaznaczyć, że były członek Podkomisji, Glenn Jorgensen jest tym, który jako pierwszy zaprezentował na Konferencjach Smoleńskich zręby jednej, wspólnej hipotezy, obejmującej: utratę końcówki skrzydła wskutek eksplozji liniowego ładunku wybuchowego zanim samolot minął brzozę na działce Nikołaja Bodina, oraz możliwość zastosowania sztucznej mgły i przelot maszyny na tyle wysoko, że nie miała ona kontaktu z drzewami. Po wprowadzeniu niewielkich poprawek funkcjonuje ona po dziś dzień jako podstawowy przekaz Podkomisji A. Macierewicza na temat przyczyny katastrofy.

 A. Macierewicz i G. Jorgensen wskutek osobistych ambicji są ze sobą skonfliktowani, jednak konflikt ten nie dotyczy meritum, gdyż prezentują oni niemal identyczną narrację, którą powyżej skrótowo opisaliśmy. Nie popełnimy przy tym błędu, nazywając ją zmodyfikowaną hipotezą Jorgensena.

Podstawowym problemem jest to, że hipoteza ta budzi zbyt wiele wątpliwości i jest zbyt słabo poparta dowodami, aby mogła stanowić oficjalne stanowisko Państwa Polskiego w postępowaniu poszlakowym, w którym komisja wypadkowa pozbawiona jest dostępu do wraku samolotu. W takim przypadku badanie powinno kończyć się raportem, w którym wskazuje się przyczynę katastrofy wyłącznie w kategoriach prawdopodobieństwa, ale także dogłębnie sprawdza się wszystkie możliwe wątki alternatywne.

Tymczasem przez kilka lat odgórnie i celowo ograniczano ilość i charakter weryfikowanych hipotez badawczych. To najpoważniejszy zarzut do A. Macierewicza, gdyż to on, zgodnie z obowiązującym prawem, od początku 2018 roku jednoosobowo decyduje o kierunkach prowadzonych analiz. Ignoruje przy tym m.in. tematykę sprawności technicznej rządowego Tu-154M w dniu katastrofy.

Nie mamy wątpliwości, że badania Podkomisji powinny zostać w tym zakresie wykonane od początku. Jej przewodniczący wykazał się tu co najmniej brakiem profesjonalizmu, skutkującym także narzucaniem własnej narracji w raporcie końcowym. Jakość tego dokumentu, pomimo udzielanych przez niego publicznie informacji, iż jest gotowy, okazuje się być w wielu aspektach niedostateczna. Mamy bowiem do czynienia bardziej z zestawieniem tekstów, które można traktować jako nie powiązane ze sobą w jeden ciąg logiczny eseje, niekompletnym i przez cały czas uzupełnianym, niż z profesjonalnym raportem wypadkowym.

Oficjalny przekaz Podkomisji ujawnia jej brak wątpliwości co do prawdziwości zmodyfikowanej hipotezy Jorgensena, zgodnie z którą przyczyną katastrofy w Smoleńsku miał być wybuch w lewym skrzydle Tu-154M na dużej wysokości i w odległości stu metrów przed minięciem przez samolot brzozy na działce N. Bodina. Hipoteza ta, pomimo wielu słabych punktów, jest traktowana jako dowiedziony fakt, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Niestety, formułując wnioski o przyczynie katastrofy, szczególnie od początku 2018 roku dopuszczono się wielu zaniechań, niekonsekwencji i działań pod założoną tezę. Trudno zatem uznać, że wnioski z prac Podkomisji – za które, zgodnie z przepisami odpowiadają jej kolejni przewodniczący – są bardziej profesjonalne i rzetelne, niż miało to miejsce w przypadku Komisji Millera. O ile ta ostatnia przejawiła zainteresowanie przede wszystkim rzeczywistymi lub domniemanymi problemami po stronie polskiej, w sposób daleko niedostateczny sygnalizując rolę rosyjską w doprowadzeniu do katastrofy, to A. Macierewicz skupił się wyłącznie na próbie udowodnienia prawdziwości zmodyfikowanej hipotezy Jorgensena, najpierw ignorując zdanie wewnętrznej opozycji, a następnie doprowadzając do jej administracyjnego usunięcia ze składu Podkomisji. Takie działanie miało miejsce w ostatnich miesiącach w naszym przypadku, a jego podstawowym efektem było praktyczne rozbicie działającego od początku prac Podkomisji Zespołu Lotniczo-Nawigacyjnego, którego niektórzy członkowie, w związku z brakiem reakcji przewodniczącego na zgłaszane od 2018 roku uwagi do jej przekazu, zgodnie z obowiązującymi przepisami planowali złożyć zdanie odrębne do raportu.

Zarówno w przypadku Komisji Millera, jak i Podkomisji doszło do istotnych zaniedbań, polegających na nie przeprowadzeniu badań i analiz w celu oceny sprawności technicznej samolotu, a szczególnie jego układu sterowania.

Szanowni Państwo,

Aby wyjaśnić problemy, powodujące, iż przekaz Podkomisji jest w wielu aspektach niewystarczający, niedostateczny lub wadliwy, należy wskazać co następuje:

1. Podkomisja nie ma dostępu do wraku Tu-154M „101” , co uniemożliwiło przeprowadzenie kluczowych badań metaloznawczych. Tymczasem wyniki podobnych analiz, przeprowadzonych na jej zlecenie w Polsce nie wskazały w sposób ostateczny na obecność odkształceń charakterystycznych dla wybuchu na tych odłamkach wraku, do których strona polska miała dostęp.

Pomimo to, Podkomisja sformułowała zbyt daleko idące wnioski co do przyczyny niszczenia samolotu wskutek eksplozji materiału wybuchowego. Bazowano tu głównie na własnej ocenie dostępnego materiału fotograficznego i niepełnych wynikach laboratoryjnych analiz śladów materiałów wybuchowych na próbkach pobranych z wraku w Smoleńsku. Te ostatnie ekspertyzy nie zostały jeszcze zakończone przez biegłych Prokuratury Krajowej.

Zauważyć jednak należy, że Podkomisja w zbyt ogólny sposób (po sześciu latach badania) informuje o konkretach w sprawie postulowanego przez siebie podłożenia materiałów wybuchowych w samolocie „101”, jak również – co istotne – o charakterze i cechach samych ładunków. O ile bowiem w sposób przedwczesny wykluczono możliwość wybuchów par paliwa, to nie zdefiniowano także sposobów doprowadzenia do eksplozji w końcówce lewego skrzydła i w kadłubie. Jest to szczególnie niezrozumiałe, jeśli pamięta się, iż próbom wyjaśnienia tego zagadnienia Podkomisja poświęciła całe serie eksperymentów pirotechnicznych;

2. Część eksperymentów pirotechnicznych przerwano zbyt wcześnie, aby zakończyły się one jednoznacznymi konkluzjami przeprowadzających je ekspertów. Na podstawie niepełnych danych z tych doświadczeń Podkomisja wnioskuje w sposób wprawdzie ogólny, ale i tak zbyt daleko idący o eksplozjach wyłącznie materiałów wybuchowych. Jednocześnie intencjonalnie pomija te wyniki, które są niezgodne z prezentowaną narracją;

image

Eksperymenty z eksplozją liniowego ładunku wybuchowego na modelu skrzydła wykazały, że po obu stronach rozerwanej konstrukcji uszkodzenia są podobne. Taka symetria nie występuje na lewym skrzydle Tu-154M ze Smoleńska, które z obu stron linii rozerwania nosi zupełnie różne rodzaje uszkodzeń. Do ilustracji wyników eksperymentu Podkomisja użyła wykadrowanego fragmentu zdjęcia, po którego przycięciu nie widać już uszkodzeń drugiej części rozerwanej konstrukcji. Oryginalne zdjęcie pokazujemy po lewej, jego wykadrowany fragment w Raporcie Technicznym Podkomisji – po prawej. Fragment kadru, który wykorzystano, orientacyjnie zaznaczono czerwoną ramką.

3. Zaniechania A. Macierewicza, ówczesnego ministra Obrony Narodowej, spowodowały, że, wbrew jego późniejszym, kłamliwym oświadczeniom o braku takich możliwości, w latach 2016 i 2017 Podkomisja nie zakupiła jednego z dwóch samolotów Tu-154M (pierwszego z Czech, drugiego z Łotwy). Miał on być przeznaczony do badań niszczących. Jedna z oferowanych Polsce maszyn mogła być nawet sprowadzona do Polski tzw. przelotem technicznym.

image

Jeden z oferowanych stronie polskiej samolotów Tu-154 w stanie częściowo rozłożonym, sierpień 2016 roku. Wielomiesięczne starania jednego z autorów o zakup maszyny na potrzeby Podkomisji zostały przerwane w dniu 02.02.2017 r. na pisemne polecenie jej ówczesnego Przewodniczącego: „Podkomisja i Ministerstwo nie mają obecnie możliwości zakupu samolotu Tu-154M. Proszę zaplanować to co możliwe na samolocie w Mińsku Mazowieckim”. Pomimo że Ministrem Obrony Narodowej był wówczas A. Macierewicz, osoba wspomagająca Podkomisję w próbach nabycia samolotu została zwolniona z pracy w jednostce podległej MON. Sam A. Macierewicz w 2020 r. powiedział: „nigdy nie było możliwości kupienia całego samolotu, to po prostu jest nieprawdopodobna bzdura i kłamstwo, oszustwo, które ma uderzyć w komisję”.

Ostatecznie do żadnej transakcji nie doszło, w wyniku czego, prowadząc nadmiernie szczegółowe pomiary dla NIAR, w latach 2018-2019 G. Jorgensen częściowo zdewastował samolot „102”. Jego działania przerwała dopiero w 2019 roku Prokuratura Krajowa na wniosek jednego z członków Rodzin Smoleńskich;

4. Antoni Macierewicz jako ówczesny minister Obrony Narodowej, jest współodpowiedzialny za rezygnację z pracy w Podkomisji w 2017 roku wybitnego specjalisty ds. układów sterowania statków powietrznych, którego wyniki badań mogły być dodatkową, bardzo istotną przesłanką do określenia sprawności technicznej Tu-154M w Smoleńsku;

5. Jak wynika z dostępnej dokumentacji źródłowej, wiosną i latem 2018 roku nie dołożono należytej staranności przy zabezpieczeniu stacjonującego w Mińsku Mazowieckim samolotu „102” w związku z pobieraniem z niego próbek do zbadania na obecność materiałów wybuchowych. Zgodnie z przepisami osobiście odpowiada za to przewodniczący Podkomisji.

W efekcie przeprowadzonych przez laboratorium zagraniczne analiz tych próbek, Podkomisja sformułowała zbyt daleko idące i rażąco błędne merytorycznie wnioski, które są niezgodne chociażby z posiadanymi przez nią dokumentami źródłowymi. Pomimo to, zostały one zaprezentowane w telewizji publicznej jako część załącznika do raportu końcowego;

6. Celowo zignorowano lub odrzucono tę część materiału dowodowego, która wskazywała na inną możliwość przebiegu zdarzeń, niż postuluje Podkomisja.

W szczególności dotyczy to dokumentacji źródłowej, wskazującej na faktyczny stopień sprawności technicznej polskich samolotów Tu-154M w latach poprzedzających katastrofę, jednoznacznie awaryjnych czynności, podjętych przez załogę w końcówce lotu (co zgodnie potwierdzali wysłuchiwani piloci), jak również udokumentowanej procesowo obecności tlenku węgla w ciałach przebadanych na tę okoliczność ofiar katastrofy. Zignorowano fakt aktywności osiemnastu telefonów komórkowych w końcówce lotu (w tym telefonów: Pierwszej Damy i jednej ze stewardes).

Powyższe, w ogóle nie przeanalizowane przez Podkomisję przesłanki wskazują na duże prawdopodobieństwo wystąpienia sytuacji katastroficznej znacznie wcześniej, niż wynika to z narracji A. Macierewicza, która w żaden sposób nie tłumaczy tych niepokojących zjawisk.

image

Zerwany fragment dachu z baraku N. Bodina. Zdjęcie zostało wykonane przez członków Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej w dniu katastrofy, pomiędzy godziną 15:05 a 20:12 czasu moskiewskiego. Jest ono znane Podkomisji, dla której jednym z koronnych argumentów na rzekomy przelot rządowego tupolewa na dużej wysokości miał być brak uszkodzeń właśnie tego baraku. To jeden z wielu przykładów na wybiórcze traktowanie materiału dowodowego przy próbie udowodnienia zmodyfikowanej hipotezy Jorgensena.

Podobnie, żadnej refleksji u osób decydujących o przekazie Podkomisji nie wzbudziły wyniki testów w locie, przeprowadzonych przez Komisję Millera na samolocie „102”, jak i przez MAK na symulatorze Tu-154 w Moskwie. Wskazywały one na znacznie mniejsze utraty wysokości przy próbach odejścia na drugie zajście, niż miało to miejsce w Smoleńsku.

Temat utraty przez rządowego tupolewa nadmiarowych trzydziestu czterech metrów wysokości lotu, w całości pominięty przez Komisję Millera, został w analogiczny sposób potraktowany przez A. Macierewicza.

Nie mamy wątpliwości, że za taką wiedzą, posiadaną przez Podkomisję, powinno pójść szczególnie staranne zweryfikowanie hipotezy o niesprawności układu sterowania samolotu, w tym również – co szczególnie istotne –o jej celowym wywołaniu (poprzez akt sabotażu). Ten temat nie został jednak w ogóle zbadany, pomimo naszego wielokrotnie artykułowanego stanowiska, a Podkomisja, wbrew oczywistym przesłankom, w materiałach do raportu końcowego twierdzi, iż samolot w końcówce lotu był sprawny.

Podobne stanowisko, jakoby Tu-154M w Smoleńsku był sprawny – i to bez analizy pochodzących z 36.splt materiałów źródłowych oraz bez uczestnictwa w wysłuchaniach świadków – pilotów - publicznie formułuje jeden z byłych jej członków. Widać tu nie tylko brak profesjonalizmu, ale także działania pod założoną tezę;

7. W materiałach wytworzonych do kwietnia bieżącego roku zbyt pobieżnie potraktowano kwestię odpowiedzialności strony rosyjskiej za bezpieczeństwo lotu Tu-154M „101”, który w dniu 10.04.2010 r. miała ona obowiązek traktować w sposób równoważny statkowi powietrznemu, przewożącemu Prezydenta Federacji Rosyjskiej, i zabezpieczać taki lot w szczególnie staranny sposób.

Podkomisja nie wskazała co najmniej kilkudziesięciu przepisów zawartych w dziesięciu aktach rosyjskiego prawa lotniczego, złamanych przez żołnierzy Sił Powietrznych Federacji Rosyjskiej. Nie określiła także, czy te przekroczenia miały charakter świadomy, czy też nie. Tym samym dopuszczono się istotnego zaniechania badawczego;

8. Wyciągano nie oparte w wystarczający sposób na materiale dowodowym wnioski z fragmentarycznych i niekompletnych wyników badań NIAR, w efekcie dopuszczając się błędnego informowania opinii publicznej o kwestiach istotnych z punktu widzenia badania. Potwierdzeniem tego jest zaprezentowanie w 2020 roku roboczej symulacji amerykańskich naukowców, w której samolot nie trafił we wrakowisko.

image

W jednej z roboczych symulacji trajektorii, które wykonał NIAR, samolot nie trafił we wrakowisko. Dane wyjściowe do symulacji przygotowała Podkomisja. Były one jednak traktowane wybiórczo, o czym świadczy wypowiedź A. Macierewicza: „Zbadaliśmy dokładnie trajektorię lotu na podstawie dokładnej analizy wszystkich parametrów zapisanych w czarnych skrzynkach po oddzieleniu tych, które mogły podlegać manipulacji i tych, które zostały przez nas zweryfikowane”

Sam Instytut z Wichita z winy przewodniczącego Podkomisji nie zakończył pracy nad końcowymi wnioskami ze swoich ekspertyz;

9. Dopuszczono się nadinterpretacji ekspertyzy z dziedziny medycyny sądowej, opracowanej przez J. B. W celu wzmocnienia tezy o wybuchu, przypisano w tym zakresie własne wnioski autorowi ekspertyzy;

10. Wbrew własnym, publicznym deklaracjom, A. Macierewicz, jak również prezydium Podkomisji, w pozaprawny sposób ograniczali jej członkom dostęp do materiałów badawczych, utrudniając lub wręcz uniemożliwiając ich merytoryczną ocenę.

Tymczasem każdy z członków komisji wypadkowej ma zagwarantowane w Ustawie – Prawo Lotnicze prawo do samodzielnej oceny materiału dowodowego. Jako szczególnie znamienne przykłady takiej cenzury można tu wskazać brak dostępu do prac zagranicznych ekspertów Podkomisji. Pomimo swoich publicznych zapewnień, że jest inaczej,

A. Macierewicz nie zrealizował kilkudziesięciu kierowanych do niego wniosków – tak o udostępnienie jej członkom materiałów badawczych, jak i przeprowadzenie badań oraz powołanie ekspertów;

11. Wbrew publicznym obietnicom, złożonym Rodzinom przez A. Macierewicza, osoby, wskazujące na oczywiste sprzeczności, niekonsekwencje oraz brak uzasadnienia w oficjalnej narracji Podkomisji zostały z niej na wniosek przewodniczącego usunięte pod nieprawdziwymi zarzutami. Wcześniej natomiast w sposób systemowy utrudniano im pracę. Te działania odbiły się negatywnie na jakości merytorycznej ostatecznego przekazu Podkomisji.

Dobitnym tego przykładem jest dramatycznie niska jakość jej materiałów raportowych w tak kluczowych dziedzinach, jak zagadnienia lotnicze, nawigatorskie i meteorologia lotnicza. A. Macierewicz swoimi działaniami doprowadził do sytuacji, w których Podkomisja wykorzystywała archiwalne, a nawet częściowo zdezaktualizowane opracowania z branży lotniczo-nawigacyjnej, albo też ad hoc wytwarzała takie materiały bez udziału fachowców z tej dziedziny, gdyż przewodniczący zabronił im wstępu do jej siedziby. Po faktycznym zneutralizowaniu Zespołu Lotniczo-Nawigacyjnego, jeden z jego byłych członków przekazał A. Macierewiczowi fragmenty nieukończonych opracowań Zespołu z 2019 roku. Pomimo takiego ich statusu, Przewodniczący planował użyć je w raporcie końcowym bez wcześniejszego uzyskania zgody wszystkich współautorów i bez zweryfikowania ich aktualności. Ten przykład jednoznacznie świadczy, jak błędna była trzyletnia praktyka, której emanacją były wypowiedziane na początku 2018 roku, w czasie jednego ze spotkań z Państwem słowa członka prezydium Podkomisji: „Zespołowi Lotniczo-Nawigacyjnemu trzeba zapłacić i podziękować”;

12. Szczególnie naganne jest, iż A. Macierewicz posunął się do publicznej konfabulacji na temat lokalizacji jednego z ciał ofiar katastrofy na wrakowisku. Zrobił to w celu wzmocnienia wniosków o wybuchu nad tym miejscem (chociaż na jego wystąpienie istnieją znacznie poważniejsze przesłanki). Ten przekaz przewodniczącego został powtórzony w materiałach raportowych Podkomisji. Powyższy przykład jest wprawdzie drastyczny, ale wskazuje na rażącą sprzeczność pomiędzy tworzoną narracją a materiałem dowodowym, z którego korzystano, formułując nieprawdziwe wnioski.

Należy podkreślić, iż na przywołane powyżej przykłady niekompetencji, nierzetelności oraz działania pod założoną tezę istnieje bogata, pochodząca z wielu lat dokumentacja. Są to zarówno złożone drogą służbową pisma i notatki, jak i nagrania z oficjalnych spotkań Podkomisji. Podobnie, w zasobach KBWL LP oraz Prokuratury Krajowej istnieją liczne materiały źródłowe, których dogłębnej analizy kierowana przez

A. Macierewicza Podkomisja zaniechała. Efektem tego są błędy w jej przekazie publicznym – niektóre na podstawowym poziomie. Wskazać tu można choćby pomylenie w filmie rocznicowym rozdziałów Instrukcji Użytkowania w Locie Tu-154M – nie skorygowane przez A. Macierewicza pomimo naszego formalnego wniosku do niego w tej sprawie.

Tym bardziej razi nonszalancja, z jaką Podkomisja (a także inne osoby, które prezentują tę samą narrację) wnioskują o rzekomym wybuchu liniowego ładunku wybuchowego w skrzydle Tu-154M na sto metrów przed minięciem brzozy Bodina jako o przyczynie katastrofy.

Nie sposób nie zauważyć, że niektóre z przeprowadzonych przez Podkomisję eksperymentów i badań same w sobie są wartościowe. Wystarczy tu chociażby wspomnieć doświadczenia, wskazujące na zafałszowanie wskazań wysokościomierzy barometrycznych WBE-SWS w locie z dużymi kątami odchylenia, jak również obliczenia trajektorii przez NIAR w wariancie tzw. Low Case. Co interesujące, obie wyżej wymienione prace nie wspierają wniosków Podkomisji o rzekomym wysokim przelocie rządowego tupolewa bez kontaktu z drzewami w miejscu, określanym jeszcze w czasach Zespołu Parlamentarnego jako TAWS38.

Niestety, ogólna skala zaniechań i błędów Podkomisji spowodowała, iż wykonane dla niej użyteczne i celowe prace nie stały się kanwą do opracowania rzetelnego raportu końcowego.

W związku z powyższym niezbędne staje się podjęcie przez właściwe organy decyzji, czy Państwo Polskie powinno zadowolić się raportem końcowym, przygotowanym pod kierownictwem A. Macierewicza, czy też należy gruntownie przebudować Podkomisję, rzetelnie ocenić wytworzony przez nią materiał badawczy i bez zbędnej zwłoki dokończyć lub wykonać przerwane oraz zaniechane eksperymenty. Bezwzględnie należy przebadać zignorowane dotąd wątki tak, aby ostatecznie zamknąć prace opracowaniem profesjonalnego i w pełni opartego na posiadanych przez stronę polską dowodach raportu, który nie będzie kwestionowany w świecie, w tym także w branży lotniczej.

W sensie organizacyjnym i merytorycznym zadanie to nie przerasta możliwości Ministerstwa Obrony Narodowej. Wskutek kilkuletnich zaniechań i działań pozorowanych Polska wydaje się być skazana na nieprofesjonalny i łatwy do zakwestionowania raport z badania największej tragedii narodowej po 1945 roku. Jesteśmy wprawdzie bliżej wyjaśnienia przyczyn katastrofy niż w momencie powołania Podkomisji, ale trudno uznać, że czas przeznaczony na jej działanie został wykorzystany optymalnie.

Przebudowa Podkomisji jest niezbędna, gdyż – jak pokazują przykłady J. Millera

i A. Macierewicza – powierzenie kierowania badaniem katastrofy lotniczej nie fachowcom, lecz czynnym politykom, którzy nie posiadają specjalistycznej wiedzy, natomiast w mniej lub bardziej brutalny sposób narzucają własną narrację podwładnym – okazało się być błędem.

W przypadku ogłoszenia raportu końcowego Podkomisji, który choćby z wymienionych powyżej powodów nie nadaje się do upublicznienia, konsekwencje tego błędu będą miały wagę międzynarodową. Prawidłowe merytorycznie cząstkowe ustalenia zostaną bowiem „przykryte” nadinterpretacjami i stwierdzeniami niezgodnymi ze stanem faktycznym. Zbiorcze zakwestionowanie takiego raportu nie będzie stanowiło dla zainteresowanych adwersarzy żadnego problemu, zaś rząd RP pozostanie z bezprecedensowym kryzysem wizerunkowym.

Katastrofa w Smoleńsku ma dla naszego kraju charakter wyjątkowy. Pozwala to żywić nadzieję, iż prędzej czy później jej przyczyny zostaną wyjaśnione w sposób dowodowy i bardziej profesjonalny, niż miało to miejsce dotąd. Niestety, wydaje się, że zanim to nastąpi, szczegółowo analizowane będą przez uprawnione instytucje państwowe kulisy działalności samej Podkomisji kierowanej przez A. Macierewicza

Z przykrością stwierdzamy, że ostatnie trzy lata w sprawie smoleńskiej zostały w dużej mierze stracone i rezerwa, oficjalnie demonstrowana przez aparat państwowy wobec ujawnionych przez Podkomisję 10 kwietnia tego roku rewelacji nie jest przypadkiem, lecz wynikiem racjonalnej oceny rzeczywistości.

Trzeba mieć świadomość, że brak rzetelnego wyjaśnienia przyczyny Katastrofy Smoleńskiej będzie obciążał wszystkie odpowiedzialne za ten stan rzeczy siły polityczne, niezależnie od ich werbalnie deklarowanych dobrych chęci co do przeprowadzenia uczciwego postępowania. Niezależnie bowiem od wieloletnich deklaracji i stwierdzeń zainteresowanych stron, wyjaśnienie przyczyny tej tragedii od początku było sprawą przede wszystkim polityczną, w której racje i argumenty merytoryczne zostały rękami polityków zepchnięte na drugi plan.

Jak jednak pokazują przykłady innych nie wyjaśnionych do końca tragicznych zdarzeń, efekty zaniechań w tak kluczowej sprawie mogą trwać dziesiątki lat i niechlubnie przejść do historii, w sposób szczególny obciążając tych, którzy są bezpośrednio odpowiedzialni za zmarnowane szanse.

Szanowni Członkowie Rodzin Smoleńskich,

             Obawiamy się, że, jeśli bieg spraw nie ulegnie zmianie, podobnie stanie się i teraz. Bynajmniej nie dlatego, że Polska, kończąc badania Komisji Millera w 2011 roku i Podkomisji MON w 2021 roku, nie dysponowała pełnym materiałem dowodowym, ale przede wszystkim dlatego, że z pełną świadomością na najwyższych szczeblach władzy politycznej dopuszczono do prowadzenia kolejnych postępowań w sposób nierzetelny, a niewygodna dla pierwotnie przyjętych i forsowanych hipotez część dowodów została zignorowana.

W związku z tym, apelujemy do Państwa, niezależnie od Waszych poglądów politycznych, o wsparcie naszych wysiłków, mających na celu doprowadzenie do rzetelnego, transparentnego oraz dowodowego zbadania i wyjaśnienia narodowej tragedii z 10 kwietnia 2010 r.

Mgr inż. Marek Dąbrowski

Kmdr rez. nawigator dr Wiesław Chrzanowski

Kmdr rez. nawigator pil. Kazimierz Grono


stanzag
O mnie stanzag

Chodzę pod prąd i myślę inaczej niż obecna większość wyborców.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka