Paweł Budrewicz Paweł Budrewicz
163
BLOG

Na zachód od Dniepru

Paweł Budrewicz Paweł Budrewicz Polityka Obserwuj notkę 4
Wojna powoli zmierza ku fazie rozstrzygającej. Zniszczenie węzłów kolejowych na Zachodniej Ukrainie pozwoli odciąć siły ukraińskie od dostaw broni z NATO, a tym samym zamknie Ukrainę pomiędzy Dnieprem a Donbasem.

Równolegle do działań wojennych trwa wojna informacyjna, a w zasadzie dezinformacyjna. Strona amerykańsko-natowska promuje przekaz, jakoby Ukraina lada dzień miała przejść do kontrofensywy i niemalże zająć Moskwę, zaś strona rosyjska promuje narrację, że Rosja prowadzi działania obronne przeciwko nazistom z Ukrainy, którzy zaatakowali ludność Donbasu.

Czy tym razem prawda leży pośrodku, trudno odpowiedzieć. Ale fakty są takie, że Rosja powoli odcina Ukrainę od Morza Czarnego. Jeśli Rosja na trwałe przejmie kontrolę nad portami w Odessie i w Mariupolu, wodociąg w obwodzie chersońskim oraz korytarz doniecko-ługański, będzie to koniec wojny. Dalsze działania będą pozbawione racji, bo Kijów odcięty od przemysłowego i gospodarczego zaplecza na południu nie będzie już przeciwnikiem.

I wówczas pojawi się problem, który do tej pory był starannie spychany na margines. Czyli los Ukrainy Zachodniej. W ostatnim przemówieniu przed wojną Putin wyraźnie powiedział, że Ukraina to sztuczne państwo złożone z dawnych ziem rosyjskich (właściwie ruskich – chodzi o Ruś Kijowską) oraz z ziem odebranych innym państwom, m.in. Polsce. Przemówienie zawiera wyraźną sugestię, że tak jak Rosji należy się Ukraina zadnieprzańska, tak innym państwom – tereny na zachód od Dniepru. Odczytać to można jako propozycję wejścia w sojusz i dokonania podziału Ukrainy, tak żeby zostało jedynie kadłubowe państwo kijowskie. Czy rzeczywiście?

Patrząc z tej perspektywy i po dwóch miesiącach wojny, można pokusić się o odtworzenie scenariusza alternatywnego Putina.

Taki scenariusz mógł zakładać, że Polska łatwo da się wciągnąć do wojny. W takim razie to na nas czekały siły zbrojne Rosji i Białorusi skupione na północnej granicy Ukrainy. Scenariusz, w którym Polska jest częścią wojny, musiał być rozważany jako bardzo prawdopodobny, bo inaczej trudno znaleźć wyjaśnienie, po co i dlaczego część sił zbrojnych jest wciąż skoncentrowana z daleka od teatru wojny.

Udział Polski w wojnie miał być samotny, a zatem w tym scenariuszu Polska nie byłaby obszarem tranzytu broni, lecz obszarem działań wojennych. Odcięłoby to Ukrainę od dostaw broni (bo dostawy zatrzymałyby się na Polsce), co ułatwiłoby Rosji przejęcie południa Ukrainy. Temu miało też pewnie służyć oblężenie Kijowa – tak żeby rozczłonkować siły ukraińskie na dwa fronty. Jako że scenariusz nie ziścił się, Kijów należało zostawić, tak żeby całość sił przerzucić na południe.

Wojna w tym hipotetycznym scenariuszu paradoksalnie trwałaby szybciej. Ukraina bez dostaw sprzętu wojskowego oraz Polska z jeszcze mniejszymi siłami od ukraińskich broniłyby się osobno, każda na innym obszarze. Wówczas szybciej pojawiłyby się rozmowy pokojowe, które także toczyłyby się osobno: polsko-rosyjskie i rosyjsko-ukraińskie. Ostatecznym elementem, który pomógłby zakończyć wojnę, osiągnąć cele terytorialne i militarne, byłoby pozostawienie "niewyjaśnionej" kwestii zachodniej części Ukrainy – wyłącznie po to, aby zantagonizować Polskę i Ukrainę. Pokój polsko-rosyjski byłby zatem wymierzony w pokój rosyjsko-ukraiński i vice versa. A dla Rosji byłoby już jasne, że NATO faktycznie cofnęło się do linii Odry.

Pozwoliłoby to także zachować infrastrukturę kolejową z Chin. Jesienią 2021r. Ukraina zatrzymała tranzyt z Chin, działając politycznie przeciwko Rosji, a gospodarczo przeciwko Polsce i Chinom. Jednak po zrealizowaniu rozważanego scenariusza odtworzenie połączenia nie byłoby problemem – Ukraina ograniczona do obwodów Kijowa, Czerkasy, Czernihowa, Sumy i Połtawy, nie miałaby w tym układzie żadnego znaczenia. Od strony politycznej wciągnęłoby to Polskę w faktyczny sojusz z Rosją, Chinami i… Niemcami. Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że Niemcom bliżej do Rosji niż do USA, a niemiecka dyplomacja robi wszystko, żeby pomoc Ukrainie ograniczyła się tylko do nieznaczących gestów.

Taki scenariusz jednak się nie ziścił, ale problem Zachodniej Ukrainy pozostanie. Należy się spodziewać, że Putin będzie wcześniej czy później rozgrywał Polskę, Słowację i Węgry historycznym sentymentem i mniej lub bardziej oficjalnie zachęcał do udziału w dalszym demontażu Ukrainy. A jednocześnie bez trudu będzie mógł grać Żełeńskim jako figurą zdrajcy, który najpierw sprzedał się NATO, dopuścił do upadku państwa, a potem zawarł niekorzystny pokój – wszystko po to, żeby podburzyć Ukrainę przeciwko nowym agresorom zza zachodniej granicy.

Jeśli zatem do tej pory wydawało się, że wojna wymaga zręcznej dyplomacji, to należy się obawiać, że był to dopiero przedsmak. Nowy światowy chaos dopiero się zaczyna.

#wojna #ukraina

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka