Fot. Archiwum Stowarzyszenia Pokolenie
Fot. Archiwum Stowarzyszenia Pokolenie
Stowarzyszenie Pokolenie Stowarzyszenie Pokolenie
4612
BLOG

Przemek Miśkiewicz: Widziałem wolność w Kijowie

Stowarzyszenie Pokolenie Stowarzyszenie Pokolenie Społeczeństwo Obserwuj notkę 46

Wróciłem wczoraj z Ukrainy i chciałbym tam jechać natychmiast z powrotem. Uzależniłem się od Majdanu i co ciekawe, nie jestem w tym odosobniony. W tej naszej atmosferze beznadziejnej niemocy, którą na co dzień widzę w Polsce, Majdan jest jak łyk świeżego powietrza, po nocy spędzonej w śmierdzącym zatęchłym barze, w którym wszyscy palą papierosy i piją najtańszą ciepłą gorzałę. Niby fajnie bo i pośpiewało się piosenki, i poczuło się znów młodszym, ale łeb będzie bolał, a najgorsze, że nie ma perspektywy na to, że następny dzień będzie inny. Majdan jest odtrutką na bełkot większości naszych polityków i większości dziennikarzy, ale nade wszystko Majdan jest zjawiskiem, które chyba przerasta polski Sierpień 1980.

Majdan będący jednością celu i wielością dróg, jest niesamowicie podobny do naszego Sierpnia. Ciągle łapałem się na tym, że podobne sytuacje już widziałem i uczestniczyłem w nich. Dostrzegam tu i Sierpień 80, i Grudzień 81, i Sierpień 88. Ale widzę też analogię do Okrągłego Stołu i Magdalenki, które, przez większość ukraińskiego społeczeństwa, byłyby przyjęte z radością. Jedno jest pewne, tak jak nasza Solidarność była zjawiskiem bez precedensu w skali świata, tak to, co dzieje się w Kijowie nigdy wcześniej się nie wydarzyło. Manifestujący ludzie nie wrócą już do swoich domów i do swoich miejsc w pracy bez poczucia zwycięstwa. Oni postawili wszystko na jedną kartę i wiedzą, że nie maja wyboru - muszą wygrać. Fenomen Majdanu polega na tym, że w dzień powszedni jest na nim 2000 - 3000 ludzi, w soboty przewija się już kilkadziesiąt, a w niedzielę nawet kilkaset tysięcy. Ludzie przychodzą, słuchają wystąpień, wyrażają swoje opinie klaszcząc, gwiżdżąc, lub wznosząc okrzyki. Majdan trwa i można go rozpędzić tylko przy pomocy czołgów i artylerii. Majdan może się rozejść do domów, jeżeli zwycięży. A zwycięstwo oznacza tu przyśpieszone wybory i odejście Janukowicza. W każdym razie historia Ukrainy po uzyskaniu niepodległości w 1991 roku będzie dzieliła się na dwa najważniejsze okresy: przed Majdanem i po Majdanie.

Choć nie jestem komentatorem politycznym chciałbym podzielić się kilkoma impresjami i wrażeniami z pobytu na Ukrainie bez wchodzenia w zbyt daleko idące zawiłości i rozważania teoretyczne. Jako, że zajmuję się głównie historią Solidarności, opozycji antysystemowej i antykomunistycznej, właśnie historia tamtego okresu jest często punktem odniesienia w opisie sytuacji. Na początku jednak kilka słów o tym dlaczego wraz z moim współpracownikiem, młodszym ode mnie o niespełna dwadzieścia lat Pawłem Dyjakiem pojechaliśmy na Ukrainę.

Po ogłoszeniu ustaw ograniczających wolności obywatelskie poczułem, że jako człowiek zrywu lat 80., jako człowiek wywodzący się z Niezależnego Zrzeszenia Studentów i uczestnik studenckich strajków z jesieni 81 muszę coś zrobić. Napisałem maila na listę NZS-owską, w którym poprosiłem o pomoc dla ludzi, walczących o ideały podobne do naszych sprzed lat. Zbiórka darów rozkręciła się, dzwonili ludzie z innych miast, że też chcą się włączyć i czy mogą to robić pod naszą egidą. Włączyła się też Solidarność Śląsko- Dąbrowska. Transport, który obecnie jest w Kijowie (piszę te słowa wieczorem 5 lutego) i nie dostał zgody od władz Ukrainy by mógł trafić na Majdan, to właśnie efekt ofiarności ludzi z Krakowa, Katowic, Jastrzębia, Poznania, Wrocławia i Warszawy. Razem zebraliśmy blisko dziesięć ton. Relacje dotyczące historii transportu można znaleźć na naszym Facebooku https://www.facebook.com/stowarzyszeniepokolenie. Oprócz tego zorganizowaliśmy zbiórkę  pieniężną, w efekcie której udało się zebrać blisko 24.000 złotych (po przeliczeniu - 64 000 hrywien). Ktoś musiał to zawieźć, a ja się do tego paliłem. I w ten sposób rano 31 stycznia w piątek przekroczyliśmy granicę, kierując się wpierw do Lwowa.

Po drodze, w Mościskach i kilku innych miejscowościach zobaczyliśmy małe symboliczne Majdany - z malutkimi barykadami i ukraińskimi oraz unijnymi flagami. We Lwowie spotkaliśmy się z miejscowym Polakiem, który kilka razy odwiedził Kijowski Majdan. Pytałem go czy Polacy włączają się w akcje poparcia, czy też on jest samotnym wyjątkiem. Powiedział, że Polaków jest całkiem sporo, ale akcja poparcia i pomocy nie jest jakoś powszechna. Poszliśmy na Majdan we Lwowie. Pod pomnik Tarasa Szewczenki. Dwa dość duże namioty - nad jednym powiewa flaga banderowska - to namiot Prawego Sektora - nad drugim unijna i ukraińska. Oczywiście scena, dużo zdjęć z twarzami ofiar, transparenty i krzyż ułożony z ponad stu zniczy, do którego co chwila podchodzą ludzie i modlą się. Ludzi mało (było około minus 20 stopni), ale też Lwów jest całkowicie opanowany przez rewolucję - mer popiera postulaty, a przedstawiciel administracji krajowej podał się do dymisji. Wieczorem podjechaliśmy pod blokowane przez mieszkańców Lwowa koszary milicji. To już robiło poważne wrażenie. Barykada przed bramą ma jakieś 5 metrów. Dobrze umocniona zamarznięta, sprawiała wrażenie bardzo solidnej. W namiocie kilkanaście osób - głównie rodzice milicjantów. Na zewnątrz dyżury sprawowane przez młodych dwudziestolatków. Co chwilę, ktoś wchodzi pozdrawiając wszystkim Slawa Ukrainie, w odpowiedzi słyszy Hierojam Slawa. Ludzie pytają po co przyjechaliśmy, kiedy dowiadują się, że jedziemy do Kijowa na Majdan dziękują za pomoc. Dostajemy ciepły barszcz ukraiński, herbatę i kanapki. Atmosfera bojowa, ale z dużą nadzieją na zwycięstwo bez przemocy. Wychodząc z namiotu mówimy Slawa Ukrainie, w odpowiedzi słyszymy chóralne Hierojam Slawa. Tu przypomina mi się stan wojenny tylko jakoś dziwnie odwrócony - to ludzie pilnują milicji. Okazuje się, że okupujący i okupowani żyją w pełnej harmonii. Kiedy młodzi mundurowi dowiedzieli się, że dowódcy chcą ich wysłać do Kijowa żeby rozbijali Majdan, zaczęli słać sms-y do rodziców żeby ci ich zablokowali. Teraz podobno ludzie przynoszą im jedzenie, a milicja w zamian przerzuca drewno przez barykadę żeby blokujący mieli się jak ogrzać. Robimy zdjęcia, jak wcześniej na lwowskim Majdanie i później na kijowskim (wszystkie do obejrzenia na https://www.facebook.com/stowarzyszeniepokolenie ). Nikt nie odmawia żeby znaleźć się na zdjęciu, ani nikt nas nie uważa za agentów ani  prowokatorów. Oni są pewni zwycięstwa.

Następnego dnia na dworcu kolejowym w Kijowie odbiera nas łącznik z Majdanu umówiony przez Polaka ze Lwowa. Rozmawiamy - w drodze wyjątku - po rosyjsku, gdyż on nie umie po polsku, a ja po ukraińsku. Rosyjski jest obecnie zupełnie passe. W Kijowie temperatura minus 25 stopni. Jedziemy na Majdan. Po drodze mijamy kilka punktów otoczonych barykadami, za którymi pełnią dyżury powstańcy. Podjeżdżamy pod barykadę majdanową, czekamy kilkanaście sekund, służby porządkowe kierujące ruchem puszczają samochody wyjeżdżające z Majdanu. Kto chce może wjechać i wyjechać w każdej chwili. Każdy komu jest po drodze może przejść nie zatrzymywany przez nikogo. Barykady na kilka metrów - minimum cztery, gdzie niegdzie mogą mieć nawet sześć. Skoty ani czołgi raczej się nie przecisną dopóki są mrozy, bo barykadę będzie trudno skruszyć. Zrobiona z worków ze śniegu cała zalodzona stanowi dobra zaporę. Jest przed ósmą rano. Idziemy na Hruszewskiego, mijając po lewej Dom Ukrainy a po prawej hotel, spod którego swoją słynną relację robił redaktor Maślankiewicz z TV Republika. Dom Ukrainy jest strategicznym miejscem, gdyż mieści się już w „murach” a właściwie śnieżno-lodowych barykadach Majdanu. Nocuje tam kilkaset, jak nie ponad tysiąc osób, do dyspozycji których są punkty medyczne, kaplica, apteka, a nawet fryzjer, oczywiście wszystko w ramach wolontariatu.

Na Hruszewskiego rząd trzech barykad- to tutaj od snajperskich strzałów ginęli manifestanci i tutaj paliły się opony. Wrażenie jest piorunujące. Przechodzimy przez przerwę w pierwszej barykadzie i wchodzimy na drugą. Przed nami trzecia, do której dojść już nie można, miedzy nimi obrońcy ubrani jak kosmici w kaskach okularach, kamizelkach kuloodpornych, ochraniaczach. I oczywiście z nieodłącznymi pałkami. Ten element bojowy będziemy widzieć w rękach bardzo wielu osób. Grzeją się przy ogniskach palonych w żelaznych beczkach. Za trzecią barykadą Berkut, a na niej górujący transparent Solidarnych 2010 z wyrazami poparcia dla walczących o wolność napisanymi po ukraińsku.

Następnego dnia postanowiliśmy obejść cały Majdan i okazało się, że potrzeba na to półtorej godziny. To co widzimy w telewizji jest tylko wycinkiem całości. Oczywiście najważniejszy, ale nie oddający skali całości. Namioty, a właściwie dobrze umocnione prowizoryczne domy na bazie namiotów, ciągną się około kilometra Hreszczatikiem czyli główną arterią Kijowa. Na wielu napisy z jakiego miasta i jakiego regionu pochodzą jego mieszkańcy. Wszędzie bardzo czysto, można powiedzieć wzorowy porządek. W wielu miejscach kuchnie polowe lub wielkie żeliwne gary w których gotuje się zupę lub kaszę, ryż, mięso, warzywa. Są toi, toie chociaż w tej temperaturze nie jest to miejsce wymarzone do pójścia za potrzebą. Okazuje się, że na terenie „wolnego miasta Kijowa - Majdanu” pracują też normalnie sklepy i restauracje. Idziemy do jednej z nich żeby cos zjeść i ogrzać się, bo jest dramatycznie zimno, a ludzie w namiotach ten chłód muszą wytrzymać.

 Kiedy w sierpniu 1980 roku wybuchł strajk w Stoczni Gdańskiej Wałęsa oraz Komitet Strajkowy nie zgodzili się na zerwanie kłódek do stoczniowej poligrafii. Nie wiem czy był to wyraz braku wiary (zwycięzców przecież się nie sądzi) czy po prostu przekonanie, że bez zgody dyrekcji tego robić nie wolno. Tak czy inaczej, z perspektywy czasu nie było to mądre postępowanie. Dzień później w Stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni też wybuchł strajk. Na jego czele stanął młody niespełna dwudziestojednoletni Andrzej Kołodziej, który dzień wcześniej znalazł tu zatrudnienie. On nie miał oporów przed zerwaniem kłódek i poligrafia gdyńska drukowała całe tony ulotek i gazet (zwycięzców nikt nie sądził). Gdyby na Majdanie nie zajęto kilku budynków, w tym Domu Związków, w którym znajduje się główny sztab to przy tych mrozach strajk nie miałby szans przetrwania.

Nasz łącznik wprowadza nas na swoja przepustkę do Domu Związków. Pierwsza kontrola przed wejściem, potem kolejna przed schodami, kolejna na piętrze i jeszcze jedna przed wejściem do Press Center. Pomieszczenia i meble pamiętają czasy, jeżeli nie Chruszczowa to na pewno wczesnego Breżniewa. Postkomunistyczna tandeta, ale znowu czysto. Co chwilę podchodzą sprzątaczki i myją podłogę. Jest miejsce porad prawnych, punkt wydawania kanapek, herbaty i kawy. Można poczęstować się herbatnikami i cukierkami. Czekamy na spotkanie z szefem zaopatrzenia. Na sali prasowej spotykamy polskich dziennikarzy i fotoreporterów. Jest też Tatiana Czarnowił, plastry na nosie przypominają o pobiciu jej przez tituszków. Organizacja w budynku wypisz wymaluj jak podczas strajku studenckiego na Bankowej 8 w Katowicach - właściwie tylko dwie różnice rzuciły mi się w oczy. U nas była jedna bramka na wejściu - tutaj jest na każdym piętrze, ale to może wynikać z tego, że do budynku jest kilka wejść i przede wszystkim są różne przepustki - nie z każdą można wejść do każdego miejsca. My dostajemy prasowe, które upoważniają do prawie wszystkich pomieszczeń. Druga różnica - tam wyłącznie ludzie młodzi a tutaj jest przekrój od 18 do 60+ i nie jestem w stanie określić, jaka grupa wiekowa tu dominuje. W namiotach i na ulicach zarówno młodzieńcy około 20-letni jak i starsi kozacy w czapach, kożuchach z osełedcami na głowach i nieodłącznymi pałami. Na pewno więcej mężczyzn niż kobiet, ale już podczas wieców to się wyrównuje. Majdan wypełniają ludzie w różnym wieku, różnych zawodów. Tu spotyka się cały przekrój społeczny. I kolejna sprawa, o ile w wiecach bierze udział najwięcej ludzi z Kijowa i zachodniej Ukrainy, to wśród tych, którzy trwają na Majdanie jest całkiem niemało ludzi z Dniepropietrowska, Charkowa, Doniecka a nawet Odessy czy Krymu.

Po jakimś czasie mamy spotkanie z szefami zaopatrzenia Majdanu. Trochę się badamy, ja nie chciałbym przekazać im całej kasy, nie mając pewności, że zostanie dobrze zużytkowana. Dochodzimy do porozumienia, że oni określą czego im w tej chwili najbardziej potrzeba, a my im to kupimy. Przy okazji rozmawiamy o tym, czym jest Majdan. Określić go można jako małe państwo typu Andora, Lichtenstein, Watykan czy San Marino, z tą różnicą, że tutaj nie ma obowiązku podatkowego i nikt niczego nie produkuje. Pracą tych ludzi jest bycie właśnie tu i dawanie świadectwa, że Majdan żyje. Podczas dużego wiecu przewija się czasami w ciągu dnia ponad pół miliona ludzi. Trzeba wtedy kupić po milionie plastikowych łyżek, misek na jedzenie, kubków dużych i małych. Pokazuje to skalę przedsięwzięcia, którym trzeba zarządzać. Jeżeli nie byłoby zajętych budynków, to nie byłoby za bardzo jak tego magazynować, a pieczywo byłoby tak zmarznięte, że nie dałoby się go jeść. Dostajemy zamówienie i jedziemy samochodem na zakupy. Trzeba nabyć po 1000 sztuk mydła, małych past i szczoteczek do zębów, maszynek do golenia i ręczników. Zajęło nam to kilka godzin, ale i tak nie wszystko udało się dostać. Trudno, żeby bez zamówienia były w jakimś miejscu zgromadzone takie ilości. Dokupiliśmy 20 czajników elektrycznych i wróciliśmy pod bramy Majdanu. Skierowano nas na zaplecze Domu Związków, gdzie na podwórku zobaczyliśmy worki w których było kilkadziesiąt tysięcy bułek - żelazny zapas na wszelki wypadek.

Nasze zakupy zostały policzone i pokwitowane. Z kwitkiem poszliśmy do biura. Tam zadzwoniono do przyjmujących towar czy wszystko się zgadza i dopiero wtedy dostaliśmy potwierdzenie wydane na papierze firmowym Majdanu, podpisane przez trzech deputowanych z Rady Najwyższej. Pokwitowanie obejmowało również pieniądze, które zostały nam z zakupów, a które po skrupulatnym przeliczeniu zostały wrzucone do jednej z kilkudziesięciu a może nawet kilkuset puszek znajdujących się na Majdanie. Zostały nam jeszcze pieniądze, które miałem na karcie, ale na wszelki wypadek chciałem się zorientować w sytuacji czy nie ma jakichś innych potrzeb poza żywnościowymi. Dobrze zrobiłem bo potrzeba było kurtek, butów i innej ciepłej odzieży dla służb porządkowych, o które nie mógł się doprosić ich szef. 50000 hrywien przekazałem już bezpośrednio na te konkretne zakupy i dostałem właśnie dzisiaj mailem potwierdzające rachunki.

Mógłbym opisywać jeszcze wiele szczegółów ale nie o to chodzi. Pozwoliłem sobie na taką dokładną relację, po to aby pokazać skale zjawiska od tak zwanej kuchni. Teraz trochę o ideologii i o tym co dzieje się na scenie oraz na samym Majdanie.

W sobotę w Polsce o 17.15 w kilku telewizjach była puszczana piosenka grupy Taraka, a po niej wypowiedzi kilku opozycjonistów z KOR-u i Solidarności. Zostaliśmy wprowadzeni na scenę pod którą znajdowało się ponad tysiąc osób. Poprosiliśmy o wywieszenie przywiezionego przez nas transparentu – biało-czerwonej flagi o wymiarach ponad trzy metry na około metr, z napisem Polska Ukraina. Obiecano mi, że będzie wisiał do końca rewolucji. Wiem, że następnego dnia był widoczny w polskich telewizjach. Przed połączeniem z Polską Bianka Zalewska z Warszawy, która poznaliśmy w Kijowie wygłosiła płomienne przemówienie o poparciu dla sprawy ukraińskiej przez większość Polaków. Ludzie wpadli w stan niemalże euforyczny. A po zakończeniu bardzo wzruszającego teledysku, nagranego i puszczanego za pośrednictwem polskich telewizji, kiedy schodziliśmy ze sceny to wzruszenie było ogromne. Nie byliśmy w stanie wyjść z przedsionka przez kilkanaście minut. Koleżanka tonęła w objęciach znajdujących się tam ludzi, a Polska była na ustach wszystkich. Potem przemawiał Tiahnybok i wydaje mi się, że dostał zdecydowanie mniejsze brawa. Trudno powiedzieć, że jest on przyjacielem Polaków, ale jako pragmatyk widzi, że Majdan, jak i zdecydowana większość Ukrainy jest bardzo propolska. Slawa Ukrainie, Hierojam slawa całkowicie straciło antypolską konotacje. Tak samo jest postrzegany Bandera - jako przywódca walczący z komunizmem i sowiecko-rosyjską dominacją. Jeżeli ten okrzyk odnosi się historycznie w tej chwili do jakiejkolwiek nacji, to do Rosjan. Oczywiście nie mam monopolu na mądrość i rację, ale na podstawie kilkudniowej podróży po Ukrainie mogę powiedzieć, że mam jakieś rozeznanie. Jest ono na pewno większe niż można mieć tylko na podstawie medialnych przekazów. Nie byłem wszędzie nie widziałem wszystkiego, ale słyszałem kilkadziesiąt przemówień (poza wiecami i modłami Majdan jest trochę jak Hyde Park), wielokrotnie ludzie, którzy przy mnie rozmawiali nie wiedzieli, że jestem Polakiem.

  Myślę, że to dobry moment żeby obalić kilka mitów. Rzecz jasna nie są to prawdy objawione, ale tylko moje zdanie, tym niemniej chcę powiedzieć, że będąc Polakiem, patriotą, pamiętając o Rzezi Wołyńskiej nie widzę żadnej sprzeczności w tym aby pomagać Majdanowi i tym, którzy chcą zmieniać Ukrainę.

1.     Na Majdanie w Kijowie przeważają flagi banderowskie - to jest nieprawda. Może pojawia się ich większa ilość przy jakichś okazjach, ale podczas niedzielnego wiecu w którym uczestniczyło około 50 tysięcy osób nie było ich więcej jak 5. Dużo więcej, bo około 200, powiewało ukraińskich, unijnych i z symbolami partyjnymi. Wśród pozostałych najwięcej było flag polskich.

2.     Slawa Ukrainie, Hierojam slawa - okrzyk banderowski. Po pierwsze był już używany przez  petlurowców, a poza tym zaczynają nim swoje mowy wszyscy. Jest on pozdrowieniem w sklepach, na ulicach. Tak zaczynają się i kończą rozmowy wszystkich zaangażowanych w rewolucję. Tak rozpoczynają też swoje wystąpienia i modły księża grekokatoliccy i prawosławni (wiem o tym, że kiedyś święcili siekiery, którymi mordowano Polaków). Obecnie  w tym pozdrowieniu nie ma  zupełnie antypolskiego wydźwięku. Co więcej w wielu przemówieniach w pierwszym zdaniu po takim powitaniu padają słowa podziękowań dla Polaków albo wręcz odniesienia do tego, że Polska powinna być dla ukraińskiej rewolucji wzorem.

3.     Polakożercze nastawienie Swobody. Tiahnybok (trochę taki dobrze wykształcony Lepper) - nota bene najsprawniejszy z przywódców występujących na Majdanie - po przyjeździe Kaczyńskiego udzielił wywiadu, w którym powiedział, że Swoboda powinna zmienić swój program polityczny wobec Polski i Polaków. Wielokrotnie dziękował Polakom za pomoc Ukrainie. Sam słyszałem, stojąc pół metra od niego, jak udzielając wywiadu Biance Zalewskiej odcinał się od jakichkolwiek incydentów antypolskich. Powiedział wręcz, że może podać swój numer telefonu i może ona do niego zadzwonić, jeżeli usłyszy o jakimkolwiek incydencie antypolskim i on zobowiązuje się to wyjaśnić. Swoją drogą incydent z autobusem sterroryzowanym przez banderowców między Lwowem a granicą miał diametralnie inny przebieg, co zostało opisane przez Agnieszkę Romaszewską i Dawida Wildsteina.

4.     Kwestia żądań terytorialnych Prawego Sektora - wywiad w Rzeczpospolitej był prawdziwy i takie są przekonania człowieka, który wywiadu udzielał. Już niekoniecznie całej organizacji, która jest zlepkiem wielu radykalnych nacjonalistycznych ugrupowań w większości młodzieżowych. Oświadczenie, które 31 stycznia wydał Prawy Sektor złagodziło wydźwięk wywiadu, ale go nie zdezaktualizowało. Ale wróćmy na Ziemię. Prawy Sektor ma na Majdanie jeden namiot i siłę jednej sotni. Namiotów na Majdanie jest ponad sto, a sotni jeszcze więcej.

Mitów jest więcej, ale te są najbardziej powszechne.

 Chciałbym powiedzieć jeszcze o kilku sprawach, które pamiętam z Sierpnia 80, ale też z całego karnawału Solidarności. Po pierwsze niesamowita życzliwość i chęć pomocy drugiemu człowiekowi - to jest coś, o czym zapomnieliśmy. Kolejna sprawa, to walka o godność życia - tutaj akcentowana jeszcze mocniej niż u nas. Na Majdanie nie ma postulatów płacowych, nikt nie domaga się wynagrodzenia za okres poświęcony rewolucji. Tu jest walka o to, by być traktowanym jak obywatel, ale tutaj jest też bój o godność dumnego Ukraińca. Lekcję bycia obywatelem przerobili już podczas pomarańczowej rewolucji. Teraz obywatele domagają się od władzy żeby ustąpiła, bo ich zawiodła, okradła i oszukała. Nie ma w nich postawy raba. Napisy na wielu kartonach, transparentach i murach się do tego odnoszą. Bardzo sugestywny był taki: „Nie jesteśmy służącymi, jesteśmy braćmi”. A walczą o to wszyscy.

Siedzieliśmy z Pawłem w na obiedzie w restauracji w obrębie Majdanu. Wciąż wchodzili ludzie w hełmach, kaskach i z pałami. Poza nami nikt się nie obejrzał za matką i dzieckiem, którzy też przyszli coś zjeść. Matka w wieku 25-30 a dzieciak około 5 lat- oboje w hełmach - czy to nie kolejna analogia - tym razem do Powstania Warszawskiego?

Zaczynając ten artykuł nie spodziewałem się, że będzie tak obszerny, a mógłbym jeszcze bardziej się rozpisać. Tylko, kto by go wtedy przeczytał... A teraz złota myśl na zakończenie: dopóki Ukraina nie stanie się normalnym państwem w którym rząd będzie reprezentował społeczeństwo, dopóty nie mamy szans na normalną rozmowę o przeszłości ani o przyszłości.                                  

Slawa Ukrainie. Niech żyje Polska. Precz z komuną
Przemek Miśkiewicz

 

 www.facebook.com/stowarzyszeniepokolenie

www.pokolenie.org.pl

Nasze szeregi tworzą ludzie różnych profesji i zawodów. Są wśród nas dziennikarze, politycy, adwokaci, działacze społeczni, twórcy kultury i sztuki – ludzie kreatywni których połączyło przywiązanie do konserwatywnego systemu wartości. Wierni tym wartościom wspieramy wszystkie inicjatywy promujące ideę wolnego społeczeństwa, obronę mechanizmów gospodarki wolnorynkowej oraz poszanowanie dla tradycji i kultury narodowej. Wywodzimy się z różnych grup i środowisk jednak większość z nas swoją pierwszą społeczną działalność prowadziła w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. To właśnie tam formował się światopogląd wielu z naszych członków. To właśnie tam nabywaliśmy pierwszych doświadczeń.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo