PABLO1984 PABLO1984
791
BLOG

Kto traci, a kto zyskuje na rosyjskiej inwazji na Ukrainę

PABLO1984 PABLO1984 Polityka Obserwuj notkę 31

Chyba wreszcie wiem na jakie dwie grupy dzielą się obecnie wszystkie państwa i elity polityczne. Każda grupa depcze i męczy co innego albo kogo innego. Jedna grupa, to państwa i elity zaborcze i opresyjne w stosunku do innych państw, a druga grupa to państwa i elity zaborcze i opresyjne w stosunku do własnych obywateli. Pierwsza grupa, w której przewodzi Rosja i być może niedługo Chiny, depcze prawo narodów. Druga grupa depcze prawo konstytucyjne oraz akty ochrony prawa człowieka, na podstawie których z reguły początek każdej konstytucji jest wykonany niemalże metodą „kopiuj-wklej”. My więc żyjemy po jednej stronie frontu i nasi decydenci rozkoszują się w zabieraniu naszych praw, ale poza granicami są całkowicie bezzębni. Z drugiej zaś strony jest Putin, który broni swoich obywateli (w dużym idiograficznym uproszczeniu), ale jest tyranem i zagrożeniem dla innych narodów. Słabi nie dość, że ciemiężą własnych obywateli, to nie potrafią opierać się ekspansywnym łotrom. Kto na tym zyskuje, a kto traci?

Przez długi czas uważałem, że Rosjanie nie zaatakują Ukrainy. Opierałem ten pogląd na kilku przesłankach. Pierwsza to przesłanka geostrategiczna, która skłania do unikania walki na tak wydłużonym froncie obejmującym 1500 km. Takie wojny Rosja mogła prowadzić zatykając każdy kilometr linii jakimiś oddziałami w warunkach II wojny światowej, gdy miała kilkanaście milionów ludzi pod bronią o pajdzie chleba i tuszonce, po kilkadziesiąt tysięcy czołgów, drugie tyle artylerii i kilkanaście tysięcy samolotów. Obecnie wojny prowadzi się zupełnie inaczej, każda jednostka sprzętu drogo kosztuje, dlatego nie da się prowadzić wojen frontalnych z całkowicie spójnymi liniami obronnymi. Druga przesłanka jest natury ekonomicznej. Było bowiem wiadome, że Rosja dostanie mocno w cztery litery na giełdach. Wiadome było, że będą nałożone sankcje ekonomiczne. Trzecia przesłanka jest natury wizerunkowej. Putin, który przyjmuje każdy policzek na wzór dalekowschodni, jako utrata twarzy, będzie musiał słuchać, że jest mordercą cywilów, mordercą dzieci, drugim Hitlerem, a jego żołdacy to zwykłe onuce, które będą czołgami rozjeżdżać bezbronnych ludzi. I przez to będzie jeszcze więcej mordował i bombardował. Te epitety, to wszystko prawda i cała prawda, bo niestety Putin zaczął działać, jak to się obecnie określa w mediach, nieracjonalnie.

Czy aby na pewno nieracjonalnie? Niestety jest w postępowaniu Putina racjonalizm turański i racjonalizm bandycki. W kręgu cywilizacji turańskiej, słabych należy pognębić i podporządkować, a przed najazdem powstrzymują tylko silni i dobrze przygotowani przeciwnicy, nie tylko zbrojnie, ale z wyczuleniem na sztuczki przeciwnika. Podobnie, bandyta szanuje silnych, oczywiście tylko wtedy, gdy nawiążą z nim wspólny język wokół jakichś zidentyfikowanych wspólnych wartości, albo są dobrze przygotowani na atak, a słabymi pogardza i ich krzywdzi. Słabi też nie pomogą innym słabym w walce z bandytą. I tak układa się układanka: z jednej strony patologiczny i opresyjny umysł przestępcy pcha go na drogę zbrodni, a z drugiej to słabość innych zachęca go do tego. Jak to przekłada się na obecną sytuację? Gdzie Putin zauważył słabych, a gdzie silnych?

Spójrzmy na mapę świata i na fotele głów państw i szefów rządów. Co zmieniło się od 2014 roku? Bardzo dużo. Unia Europejska jest jak wtedy wielką meduzą bez jadu i parzydełek, niezdolna do jakiejkolwiek akcji przeciwko Rosjanom, w żadnej z płaszczyzn: politycznej, dyplomatycznej czy ekonomicznej, więc tutaj akurat niewiele. Czy Mogherini czy Borell, to jest ta sama nieudolność i sprawcza niemoc. W Niemczech nie ma już na stanowisku kanclerskim Angeli Merkel. Merkel nie była naszą sojuszniczką, ale to, co potrafiła zrobić to na pewno rozmawiać z Rosjanami. Dzięki temu jakoś do 2021 roku porozumienie mińskie egzystowało. W trakcie 2014-2021 polała się oczywiście krew zginęło kilkadziesiąt osób, ale gdy tylko ktoś „nieopatrznie” wystrzelił, Putin i Merkel stawali do dwustronnej gorącej linii, albo siadali do stołu.

Ale najbardziej tragiczna w skutkach zmiana na fotelu dokonała się w USA, chociaż w tym przypadku można też mówić o całym procesie ustępowania Putinowi albo rozjuszania go, w czym prym wiedli prezydenci Demokratów. Wszystko w czym USA maczało palce, zaczęło się od Euromajdanu wywołanego przez służby amerykańskie z poruczenia Baracka Obamy. Euromajdan został uznany za agresywną interwencję w rosyjskie „bliżneje zarubieże” i Rosjanie dokonali agresji stosując nowe taktyki walki hybrydowej. 5 miliardów dolarów wydanych przez amerykański Departament Stanu doprowadziło do zmiany władzy na prozachodnie, ale zostawiło ten kraj w bardzo trudnej sytuacji geopolitycznej. Rosja anektowała bezprawnie Krym i stworzyła marionetkowe republiki doniecką i ługańską. Żeby nie było łatwiej, Ukraina nie należała ani do NATO, ani do OBWE, nie miała nawet stowarzyszenia z UE. I od tamtej pory nikt nie pokwapił się, żeby pomóc Ukraińcom w uzyskaniu jakichkolwiek wielostronnych gwarancji bezpieczeństwa. Ukraińcy też niewiele zrobili w tym kierunku. Wracając do pierwszego etapu procesu, w trakcie fatalnej prezydentury Barack Obama wysłał do Moskwy dość trudny do zinterpretowania sygnał, zmniejszał on bowiem ilość wojsk w Niemczech, co można było uznać za zmniejszenie zainteresowania teatrem europejskim. Z drugiej strony jednak bardzo chętnie podkręcał klimat konfrontacyjny na wschodniej flance NATO. Oczywiście Rosjanie także byli winni, bowiem po ataku na Ukrainę groźba agresji stała się bardziej realna chociażby w krajach bałtyckich. Gwoździem do trumny dla Ukrainy - ale to jeszcze w zeszłym roku można było tylko podejrzewać - było objęcie fotela prezydenta USA przez Joe Bidena. Od początku Biden zaniedbał zupełnie politykę zagraniczną, skupiając się przede wszystkim na wdrażaniu efemerydy politycznej, składającej się z celów neomarksistowskich, liberalnych i socjalistycznych z strony, jednakże wciąż zorientowanych do wewnątrz Ameryki, a nie na zewnątrz. Biden w kontaktach z Putinem okazał się słabym człowiekiem bez charakteru, zdolności przywódczych, a także bez jakiejkolwiek wizji Ameryki w szerszym świecie. To on wysłał do Putina jeden sygnał, który podziałał jak kropla krwi w morzu.

 I teraz parę słów o zyskach Putina z inwazji. Można tworzyć hipotezy na temat tego, jak bardzo Putin na niej skorzysta, albo i nie skorzysta. Sankcje, które otrzymali Rosjanie zapewne były wrzucone w koszty ich inwazyjnego biznesplanu, poza tym są kosztem tymczasowym, a nie trwałym. Wątpię, aby Rosjanie zdołali zawojować całe terytorium Ukrainy, więc nie uważam, aby uzyskali i nawet chcieli kontrolować zbrojnie całe terytorium Ukrainy. Kilka celów, które Putin prawdopodobnie chce osiągnąć to:

- zdobycie Kijowa, co będzie miało wymiar symboliczny,

- zmiana rządu z prozachodniego na prorosyjski,

- zniszczenie kluczowej infrastruktury wojskowej Ukrainy: lotnisk i lądowisk, składów amunicji, sprzętu pozostającego na płytach lotniska,

- „odzyskanie” Noworosji (południowe obwody Ukrainy) i połączenie z Rosją pasa ziemi po Krym i aż po Naddniestrze, to odcięłoby Ukrainę od morza,

- uzyskanie gwarancji nierozszerzania NATO (automatycznie to się spełni, gdy uda mu się osadzić na fotelu prezydenta Ukrainy człowieka w stylu Janukowycza).

Kto może temu się sprzeciwić? Na pewno nie Zachód. Nie Biden. Nie Niemcy, którzy boją się o dostawy gazu z Rosji i odbiór ich zaawansowanej produkcji przemysłowej przez rosyjskie konglomeraty. Nie Włosi, którzy baliby się zbyt dużego inventory torebek Gucciego, tragedia gdyby Rosjanie nie mogli ich zamawiać. To są właśnie ci słabi. Ci ciemiężyciele własnych obywateli. Depczą umowy społeczne, nie mają więc siły do obrony prawa narodów. Nie Francuzi, chociaż duma boli ich, że w Mali i w Republice Środkowoafrykańskiej Rosjanie uszczuplili ich wpływy. Jest to spektakl obłudy, dwulicowości, chciwości pomieszanych z niemocą i chciejstwem, cynicznych kalkulacji.

A kto na tym traci? Ukraina po tej wojnie będzie miała poważne trudności z odbudowaniem infrastruktury wojskowej i cywilnej z powodów finansowych. Jeżeli uda się scenariusz zajęcia Noworosji, straci też dostęp do morza, zabierając sobie dostęp do szlaków handlowych wychodzących z Morza Czarnego i potem Śródziemnego. W ten oto sposób może też pojawić się nowy wieloletni scenariusz modyfikacji przebiegu nitek lądowej części Jedwabnego Szlaku np. pomijający Ukrainę (i przy okazji Polskę), ale biegnący przez Noworosję i Rumunię. Ewentualnie ruch z Jedwabnego Szlaku zostanie podzielony z przebiegiem przez Rosję, Ukrainę, Białoruś i Polskę (do Niemiec) i korytarzem południowym przez zaanektowane południowoukraińskie obwody. Przegrana w obecnej walce skarze Ukrainę na wieloletnią recesję gospodarczą, albo zamknie w pułapce niskiego wzrostu uniemożliwiającego powrót do dawnych wskaźników ekonomicznych. Ukraina została zmuszona do samotnej walki. Turcy nie chcą zamknąć cieśnin czarnomorskich dla rosyjskich okrętów wojennych. Nikt (prawie nikt nie przesyła broni), a o wsparciu wojsk zachodnich można pomarzyć. Ukraina broni się sama. Ale też bilans dokonanych zakupów do armii ukraińskiej przez 8 lat pokazuje, że niewiele zrobiła, żeby mogła skuteczniej bronić swoich pozycji.

Kolejnym przegranym jest Polska i nie dlatego, że pomagamy uchodźcom, tylko dlatego, że młyn światowej i regionalnej polityki miele bez nas, a my jedynie siedzimy między kołami zębatymi wyobrażając sobie kręcący się wiatraczek na tym młynie. Inni boją się jednak choćby przygnieść w tym mechanizmie paluszek. Po wczorajszych groźbach „cara”, prawie cały „wolny świat” stracił animusz i nabrał wody w usta, albo szuka słów zastępczych do słowa „inwazja”, aby nie narazić się Rosjanom, albo szermuje sankcjami, które potem zignoruje, obejdzie, albo w końcu się je odwoła. My zaś robimy więcej. Premier wzywa wszystkich do zdecydowanej reakcji. Prezes Kaczyński zachowuje milczenie (ktoś mu kazał, czy chowa się za Morawieckim?). Prezydent Duda jedną rozmową z Bidenem jeszcze w styczniu 2022 został przywołany do porządku i zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego, czego przed rozmową nie chciał zrobić. Już dzisiaj, prezydent Duda robi więcej, bo zachęca do wspólnej akcji przeciw Putinowi. Niebywałe jest to, że nikt oprócz nas tego nie robi. Cisza na Zachodzie. Staliśmy się zwornikiem koalicji, do której nikt nie chce zbyt ochoczo iść. Jeszcze jakiś czas temu Brytyjczycy wysłali do Ukrainy trochę broni przeciwlotniczej, ale wojny jeszcze nie było. Niemcy obiecali 5000 hełmów, które chyba w końcu nie dotarły. My zaś przesyłamy amunicję, zestawy przeciwlotnicze, bezzałogowce i moździerze. Przyklasnąć, że w kwestii uzbrojenia zrobiliśmy więcej niż inni. Tragiczne jest natomiast to, że sami z siebie robimy szpicę bez żadnych realnych gwarancji sojuszniczych i wobec daleko idącej ostrożności całego kontynentu. Mając najbliższe zgrupowanie rosyjskie w Brześciu nad Bugiem.

Przed nami więc wielkie straty geopolityczne. Za pół roku, lub rok, może się okazać, że od wschodu będziemy mieli tylko takich sąsiadów, Litwę, Rosję i jej satelity – i to wszystko. Kolejną niekorzystną konfiguracją geopolityczną w przyszłości dla naszego kraju, może być okrojone państwo ukraińskie, które może zostać przejęte przez siły radykalne dążące do rewizji granicy polsko-ukraińskiej. Mając wtedy w Polsce wielką diasporę ukraińską, będzie stawiało to przed nami potężne wyzwanie dla bezpieczeństwa narodowego i wewnętrznego, zwłaszcza gdy nie uda się nam powstrzymać infiltracji diaspory przez neobanderowców.

Nie jestem pewien, skoro i tak czeka nas wydłużenie granicy z nieprzyjaznymi sąsiadami, czy warto wystawiać nas na świeczniku. Nie chcę wygłaszać niesprawiedliwych sądów, czy kiedyś jako byli decydenci poszliby na ulicę i prowadzili z nami, obywatelami, patrol przed ostatecznym uderzeniem. Istnieje jednak ryzyko, że w tym momencie pogłębiają tylko problem, a potem nas z nim zostawią. Premier, gdy poczuje zagrożenie wsiądzie sobie w samolot i znajdzie sobie pracę w dobrym banku. A prezydent będzie prezydentem na emigracji, będzie dzielnie opowiadać na suto opłacanych wykładach o demokracji i wolności. Bo przecież każdy obecny prezydent marzy o tym, by być dobrze ustawionym byłym prezydentem. Oczywiście z doktoratem honoris causa w Princeton, Oxford, itd. Taki scenariusz przeraża.

Tymczasem we wszystkich mediach - i skupię się tylko na gruncie polskim - stało się coś bardzo przewidywalnego. Ruszyły wzmocnione emocje, które coraz bardziej determinują jak myślimy (zamiast rozsądku i bez może nawet odrobinki refleksji i zmartwienia). Zamiast zastanawiać się, jak nasz kraj mógłby odeprzeć bezwzględnego agresora, zaczął się wylew tego co najłatwiejsze: serduszka, rozmaite grafiki z niebiesko-żółtą flagą. Celebryci podbijają sobie zasięgi zapewniając, że są z Ukrainą, nawet ci, którzy zhańbili się wyzywając wulgarnie nasze wojsko, policję i straż graniczną. A my zamiast ich zignorować i odciąć im dopływ złota, klikamy w to, lajkujemy i komentujemy, zapominając, że nawet negatyw to cegiełka to ich kontraktów reklamowych. W Internecie my, szarzy ludzie, stajemy się skutecznymi pogromcami wojsk rosyjskich i robimy to zapominając, że nawet teraz armia ukraińska jest dużo silniejsza od armii polskie. Ma więcej czołgów, więcej żołnierzy, doświadczonych w prawdziwych walkach polowych, a nie w misjach stabilizacyjnych, a mimo to nie jest jej łatwo. Dodam tylko, że jeden polski generał popisał się ostatnio w mediach i wyraził opinię, że „chyba” Putin szuka pozostałego uranu w Czarnobylu. Jak już zaczęło się sztukę wojenną, to nie pora zabierać się za atomistykę. W netach jest więc cały wysyp anonimowej „niesprawdzalnej” odwagi, celebryckiej obłudy i pseudointelektualnych popisów oficerów szukających atomu.

O tym, jak bardzo jesteśmy niegotowi na ewentualne zagrożenia świadczy także to czym my, Polacy, się martwimy teraz najbardziej. Dla mnie kolejki do bankomatów na Ukrainie są normalną reakcją na inwazję. Każdy chce mieć jakiś grosz na zapas, żeby coś kupić, albo żeby przedostać się zagranicę. Ale u nas?? Putin jeszcze nas nie zaatakował…? Drugie, to ceny benzyny. Stacje są zakorkowane, gdyż każdy chce dotankować jeszcze te 5 litrów, dopóki nie jest drogo. Zapytam więc przewrotnie: gdyby było tanio, to byśmy się tak nie przejmowali tym, co się dzieje? Jak to świadczy o nas, jako o narodzie, który ma kiedyś bronić swojego terytorium? Czy byłoby nam osobiście źle pod okupacją wojsk psychopaty wespół z jakimś niemieckim zarządem komisarycznym nad „landami zaodrzańskimi”, gdyby tylko było niedrogo i wszystko było w sklepach – i benzyna na stacji? Innymi słowy: wędzonka na chleb i wacha do baku. Obawiam się tego, że nie byłoby nam, a przynajmniej dużej części, źle pod takimi prostymi warunkami. Cała motywacja idzie w klawiaturę i w wytrwałe stanie w kolejkach po paliwo i gotówkę. Niemoc polityczna tym sposobem zyskała partnera w postaci niemocy społecznej. Jesteśmy nie dość, że podzieleni, to jeszcze naiwnie trzymamy się zwycięstwa Solidarności i pauzy geopolitycznej, a historia nas nie dotyczy, bo stoi w miejscu. Chcielibyśmy tylko pracować, zarabiać, bogacić się i odpoczywać. Trudno w oparciu o to zmieniać kraj, budować kulturę strategiczną i odpierać wrogów.

 Jedyne co z tego można przyjąć pozytywnie to wyrazy sympatii i współczucia zwykłych ludzi. To niewiele, tak pewnie sami zwykli ludzie by powiedzieli, ale emanuje z tego prosta ludzka szczerość i przejęcie cudzym losem. A szczególny ukłon należy się ludziom, którzy całkiem bezinteresownie i realnie pomagają uchodźcom z Ukrainy. Przebija się to z tego całego zgiełku walki informacyjnej, pustosłowia i buńczucznych frazesów. Jedyne co mnie martwi w tym wszystkim to głębokie ostrzeżenie, że cały bieg zdarzeń na Ukrainie i w Polsce był już od dawna zaplanowany.

 W tym machinalnym i nagłym przekierowaniu całej naszej uwagi na konflikt ukraiński zapomniałbym o kolejnym wygranym. Są nim globaliści i ich słudzy rozlokowali w Polsce i innych krajach. W ciągu zaledwie 2 miesięcy dokonała się jakby diametralna zmiana sceny w teatrze. Inwazja Rosji spadła im z nieba. Wall Street, London City i zapewne cała wielka inwestycyjna czwórka: Black Rock, Statestreet, Vanguard i Fidelity kontrolowane przez globalistów z pewnością patrzą z satysfakcją na słupki cen kontraktów na gaz i ropę, w które, ba! zainwestowali niemało.

 Utrzymanie wysokich cen ropy i gazu wzbogaca Putina, który sprzedaje ropę, ale też i inwestorów na rynkach tych surowców. Wysokie ceny to wciąż utrzymany łańcuch efektów inflacyjnych. Obecnie wysoka inflacja jest sposobem na zubożenie obywateli, w tym klasy średniej, a kontynuowana jest po to, żeby przekonać ogłupioną i zubożoną opinię publiczną, że jedyną alternatywą do ustabilizowania cen w sklepach jest przejście na system waluty cyfrowej banku centralnego (CBDC). Studziłbym mocno zapał mocno nowoczesnych konsumentów, bo w tym systemie uzupełnionym przez technologię blockchain każdy z nas, każdy zakup i transakcja, znajdą się pod ścisłym nadzorem, a nieposłuszni obywatele będą mogli być nawet wyłączeni z takiego systemu (czytaj: pozbawieni środków do życia).

Podtrzymywanie wysokich cen ropy i gazu pozwala także na promowanie czystych technologii energetycznych. W ten sposób transformacja energetyczna zyska ten argument, że już nie ma dużej różnicy w kosztach między paliwami kopalnymi a energią ze źródeł odnawialnych. Dlatego trzeba kontynuować wycofywanie paliw kopalnych, zmierzając do celu, czyli milenijnych celów rozwojowych – to cała oddzielna historia, ale w skrócie ich osiągnięcie doprowadzi do zniewolenia i zubożenia wielu milionów ludzi.

My ani tego nie widzimy, ani nawet nie zastanawiamy się jakie są świadomościowe skutki zmiany na scenie spektaklu. Nie widzimy też całej sekwencji. Sypią się negatywy pod komentarzami trzeźwych ludzi, którzy przypominają, aby pamiętać o tym, kto odpowiada za pandemię, lockdown, zmuszanie do szczepienia niezbadanym należycie preparatem, próby wymuszenia segregacji sanitarnej i wreszcie za wiele tysięcy zgonów. Ale przecież nie można, bo teraz jest wojna na Ukrainie (!). Tymczasem, skoro pandemia się cofa, należy rozliczyć wszystkich tych, którzy przyczynili się do jej tragicznego przebiegu: decydentów politycznych, ekspertów, którzy działali w warunkach konfliktu interesów, lekarzy, którzy odmawiali leczenia. Wreszcie ktoś powinien zmienić Kodeks karny dopisując do niego przestępstwo działania w konflikcie interesów w zawodach zaufania publicznego. Potrzebny jest w pełni transparentny dla obywateli proces lobbyingu i większa kontrola społeczna nad procesami legislacyjnymi. Trybunał Konstytucyjny powinien być zobowiązany do szybkiego reagowania na sprawy przeciwko bezprawnym rozporządzeniom, wprowadzając obowiązkowy przegląd konstytucyjny poprzedzający wejście w życie (albo wstrzymujący ich obowiązywanie). Wreszcie prokuratury powinny zbadać przypadki leczenia pacjentów covidowych i niecovidowych i pociągać do odpowiedzialności ludzi hańbiących zawód lekarza.

Opinia publiczna już zdaje się o tym nie myśleć i nie pamiętać. Tymczasem opinia publiczna musi o tym pamiętać, rozmawiać o tym, pisać, gdyż wszyscy, którzy pracują nad karnym pociągnięciem winnych do odpowiedzialności poniosą porażkę. Z prostego powodu, że jest to temat mało popularny. Wojna na Ukrainie spadła tym wszystkim winowajcom prosto z nieba. My zaś potulnie czekamy na kolejne spektakle zapominając, że to my musimy decydować co oglądamy, jak długo oglądamy i że mamy prawo surowo ocenić słabą grę aktorów i manipulacje reżyserów. Ale musimy też coś z tych spektakli rozumieć.


PABLO1984
O mnie PABLO1984

Zamiast polemiki lubię niewygodne fakty - przytaczam je i przyznaje rację przytaczającym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka