Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
234
BLOG

Nasza nadzieja - Eskobar!

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Co za czasy nastały... Nagle - ni z tego ni z owego - wszyscy u nas zaczęli trąbić, że nasz kraj, potężny kraj w środku Europy stracił przyjaciół... I to nie tylko na kontynencie, ale i daleko dalej - na świecie nawet!

          Za długo ja żyję, by dać się nabrać na takie gadanie - pomyślałem. I wtedy - traf chciał - dostaję w prezencie globus. Z radością czytam wielki napis na pudełku: „limitowana seria tysiąca globusów” i myślę sobie - wreszcie zadam kłam tym wszystkim oszczercom. Wyjmuję globus, patrzę... Patrzę i przecieram oczy... Bo widzę jakąś nieznaną mi Polskę... Ogrooomną Polskę! Ogromną jak... Ogromną - jak Europa!  Ogromną jak cała kula ziemska! Kraj mój widzę potężny. A dookoła nieprzebrane wody oceanów... Tylko wody!  Ani skrawka innego lądu. Co to znaczy? - myślę sobie. I wtedy znajduję naklejkę z zieloną wysepką „Eskobar”. „Naklej gdzie chcesz” - czytam. No i... Zaczynam rozumieć!

        A to żartownisie jedne - mruczę pod nosem. Raz nasz pan minister się był przejęzyczył i od razu takie kpiny i z pana ministra, i z Polski? Eee nieładnie - myślę sobie. Teraz to ja osobiście wezmę się za sprawę. Po mojemu i w sposób, na który ona zasługuje - postanawiam. Nie pozwolę na żadne żarty, na żadne wygłupy z naszej - otoczonej przecież przyjaciółmi - ojczyzny.

Prędko nabyłem drugi globus. Duuuży. Największy jaki był. Nie dlatego,  że niedowidzę. Nie dlatego również, że kraj nasz na większym globusie zapewne będzie wydawał się mniejszy niż na globusie z Eskobarem, ale dlatego, że jak już oglądać świat - to w dużych wymiarach. A jak patrzeć na nas - na Polskę - to, żeby nie tylko nie mieć kompleksów, ale i - obaw!  Wiem, że przy takiej fali rządowych deklaracji jak to teraz z nami dobrze jest, wychodzę na malkontenta, ale - przyznaję - miałem przez chwilę pewne wątpliwości. Wątpliwości co do naszej mocarstwowej przyszłości. Tak - to nie przejęzyczenie - mocarstwowej! Ale zaraz stwierdzam, że moje wątpliwości nie są słuszne, bo przypominam sobie choćby pierwszy z brzegu przykład, czego to nie zawdzięczają nam nasi europejscy przyjaciele. Przecież nie kto inny lecz my właśnie - choć z jednej strony długo nie przepadaliśmy za myciem - to jednak nauczyliśmy Francuzów jeść widelcami. Nieee... Jednak tylko taka przyszłość nas interesuje i tylko taka nam się należy!

Na moment myśli moje odfruwają gdzie indziej - rozprasza mnie gęsty, zbity, brzęczący pszczeli rój. Odruchowo zadzieram głowę, a tam - w górze - klucz ptaków... Spoglądam w dół i widzę w rzece ogromną ławicę ryb. Odwracam się, a tam - hen pod lasem - wataha psów... Hmmm... Myślę sobie - o ile łatwiej przeżyć w grupie. O ile łatwiej w stadzie o pożywienie, o rozwój... A o ile bezpieczniej!

Znowu spoglądam na globus. Przecież my też jesteśmy w grupie - pocieszam się. Jesteśmy w Unii! Owszem mamy swe regionalne  - co ja mówię, jakie regionalne - mamy swe kontynentalne ambicje - ale to chyba nie jest złe. Tylko zdrowy organizm przecież domaga się swego. Fakt, że choć na obrzeżach ławicy, ale przecież jesteśmy bezpieczni. Żyjemy sobie w otoczeniu przyjaciół, a  dodatkowo - wiadomo, że to tylko w razie co - ale jednak od wschodu osłania nas łan państw - buforów.

     W tej sielskiej pełnej przyjaciół rzeczywistości jakoś nachalnie, same z siebie pchają się do mojej głowy głębsze refleksje i rodzą się wielkie pytania. Czy, dajmy na to, nasi wielcy poprzednicy daremnie walczyli w wojnach i powstaniach, pracowali u podstaw, ginęli na Syberii? Nie! Bo teraz żyjemy w kraju, o którym oni marzyli. W wolnym, bezpiecznym i bogatym kraju. 

     Ziściło się marzenie Piastów - ciesząc się patrzyłem na globus - bo przecież mamy Pomorze, Jagiellonów, bo koncepcja międzymorza leży nie tylko w strategicznych planach rządu, ale i głęboko na sercu Pana Prezydenta. No i - na dodatek - nasz Pan minister od spraw zagranicznych coraz mocniej umacnia naszą moc na łonie europejskiej rodziny narodów.

Żyć nie umierać - chciałoby się powiedzieć.

     Ale... Czy aby na pewno? Zaczyna dręczyć mnie kolejna wątpliwość... Rodzina dzieli się na bliższą i dalszą. Pal licho dalszą - myślę sobie. Ważne, by ta bliższa była do rany przyłóż. Zerkam na mój poprawny pod względem geograficznym  globus i widzę naszą błękitną planetę, a na niej  - przyklejoną do południowych brzegów Bałtyku dużą, piękną, zieloną wyspę. To jest mój kraj - myślę dumnie. Mój wspaniały kraj otoczony wianuszkiem przyjaznych sąsiadów. Powoli wodzę palcem wzdłuż naszych granic. A cóż to! Nie.. Ten skrawek wrogiej ziemi z Królewcem na czele przecież się nie liczy. My mamy... My zasługujemy - na lepszych, na prawdziwych przyjaciół!  Dalej - Litwa. Ale czy na nich jeszcze można liczyć? Tyle nam zawdzięczają, a... Nawet - bez żadnych skrupułów - naszego Wieszcza nam zabierają! Te ich kompleksy... Może kiedyś dorosną, ale do tego czasu... Warto by pamiętali: „znaj proporcjum mocium panie”! A poza tym - euro - zdrajcy wprowadzili.

Łukaszenkę - pomińmy. Co prawda nasz przenikliwy minister od zagranicy stawiał był w naszej zagranicznej polityce głównie na ten kierunek, ale -  niestety - znów się okazało to, co można było od razu przewidzieć - klops. Bo ta nasza nadzieja, ten nasz faworyt w grze na wschodniej flance - zdrajcą się okazał... I poszedł tam, gdzie chadza od lat - sprzedawczyk.

Cóż mamy dalej? Ukraina... O nie! Dopóki oni nas nie przeproszą, to mowy nie ma! A jak przeproszą, no to zobaczymy co będzie... I pomyśleć, że tylu z nas na majdanie własną pierś na grad kul wystawiało...

Jak to dobrze, że już się skończyła ta okropna wschodnia ściana. Teraz wreszcie napotkam na prawdziwych przyjaciół. Bratysława? Brr... Hm... Też euro mają. A nielojalni jak i Czesi. Nam mówią tak, Niemcom inaczej. Jak z takimi się przyjaźnić? Zresztą - z południa - poza Dobrawą, Szwejkiem i piwem to nigdy nic dobrego do nas nie przyszło. No - chyba - że z Węgier. Madziarzy mają naprawdę dobry tokaj. A to już coś! Choć jak przychodzi do głosowania, to sami jak ten palec zostajemy, a Węgier z Putinem siedzi przy węgrzynie.

Za to na zachodzie wreszcie napotykam na równego nam partnera. Z tym partnerem to można by się układać. Ale najpierw - reparacje niech zapłacą! Co prawda pan Cejrowski powiedział, że mogą sobie Szczecin z powrotem zabrać, ale - wydaje mi się, choć nie jestem już pewien, bo trudno powiedzieć kto tak dokładnie u nas rządzi - ten pan to chyba nie ma jednak nic do powiedzenia. A my i nasza dzielna armia razem z N B L /nowoczesne bataliony  ludowe/ nie tylko Szczecina nie oddamy, ale i guzika od koszuli zabrać nikomu nie pozwolimy. I... I niech Angela uważa, bo Niemcy już dwie wojny przegrali... A my przecież mamy takich przyjaciół, że hej! 

Ooo... Już Bałtyk! To my nie mamy więcej sąsiadów? Jaka szkoda. Na szczęście jest jeszcze dalsza rodzina... Włochy. I papieża im daliśmy, i Bońka. I gdyby tylko nie ci imigranci... Ale nasz minister Błaszczak ma rację! Z małego Syryjczyka wyrośnie duży. A przecież wiadomo: małe dzieci, mały kłopot... Niech sobie Włosi sami z tym problemem radzą.

Z dalszej rodziny jeszcze Francja. Wolność, równość, braterstwo i - caracale. Co za pech! Gdyby nie feralne śmigłowce to wreszcie znalazłbym prawdziwego naszego przyjaciela. Ale my warunków sobie stawiać nie pozwolimy! My bez śmigłowców jeszcze wiele lat sobie poradzimy.  My teraz w każdej gminie - co tam - w każdym polskim siole wdrażamy N B L. A oni latać nie muszą - nogi chyba mają - nie?

Niemożliwe! Przejechałem palcem po globusie przez cały nasz europejski kontynent i nie znalazłem ani jednego przyjaznego nam kraju?! No to jedyna nadzieja na wyspach. Brytyjczycy zawsze nam sprzyjali. No może poza Jałtą, ale to należy zrozumieć. Gdybyśmy my byli imperialnym mocarstwem to też mielibyśmy imperialne interesy. I taką Anglię moglibyśmy dać komukolwiek na pożarcie. Tylko czy chłodny z natury, flegmatyczny angielski naród może być przyjacielem pełnokrwistego  środkowoeuropejskiego ludu? Wątpię. Zanim oni się namyślą i choćby wydrukują jakieś ulotki, to rosyjskie czołgi będą już nad Wisłą. Nie ma co ryzykować. 

     Za to Ameryka! To nic, że daleko... Że za oceanem... Ale za to jak naszą historię znają. Jak pan Trump - tu u nas - w Warszawie, wspominał naszą przeszłość, wymieniał naszych bohaterów - Kościuszkę, Pułaskiego - jak mówił o barykadzie na Jerozolimskich w czasie Powstania, to łzy same strumieniami mi się lały. Zdawało mi się, że on - pan Trump - jest tak nasz, jak  każden nasz obywatel, dajmy na to spod Grójca albo i skąd. Szkoda tylko, że pan Trump nie potwierdził, że w razie co Ameryka zastosuje art. 5 nat-owskiego traktatu. Ale nie ma co się dziwić. Za tę zasadę, że jeden za wszystkich - wszyscy za jednego, to tylko trzej muszkieterowie byli gotowi zginąć.

Odsunąlem z niechęcią globus od siebie. Niby duży. Niby największy jaki był... A tu ani jednego prawdziwego przyjaciela na nim nie znalazłem. I z czułością przytuliłem ten żartobliwy prezent, ten globus z Eskobarem. I pomyślałem, że może i jesteśmy na nim sami, otoczeni zewsząd zimnymi morskimi wodami, ale przynajmniej nie ma na nim nikogo ko by nas zdradził. 

     No bo kto jak kto, ale obywatele Eskobaru nam tego nie zrobią!


   

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura