Wczoraj "Newsweek", dzisiaj Wojciech Olejniczak. Wypowiedzi na temat znaczenia przyznania Nobla przedstawicielom konkretnej szkoły myśli ekonomicznej ciąg dalszy. Jakoś nikt nie chciał po mojemu zająć się spojrzeniem proceduralnym na przyznawanie tej nagrody.
Niech i tak będzie, ale muszę przyznać, że jeżeli już ktoś chce rozmawiać o meritum, czyli o implikacjach wyników badań, to powinien troszkę znać temat. Niestety.
Kto chce, może skoczyć po linku na bloga przewodniczącego SLD i przeczytać cały wpis. Ja natomiast wyłuskam główną myśl:
"Jedną z oczywistych oczywistości ekonomii było do niedawna przekonanie, że własność prywatna, jest bezwzględnie lepsza od własności wspólnotowej. (...) W przeważającej większości wypadków wyniki jej badań pokazały, że przy zachowaniu pewnym warunków (...) własność wspólnotowa lepiej sprawdza się od własności prywatnej i państwowej."
Jedną z oczywistych oczywistość ekonomii była do niedawna przekonanie, że własność państwowa jest bezwzględnie lepsza od własności prywatnej, w sytuacji zaistnienia problemu z kategorii dóbr publicznych (tudzież po prostu efektów zewnętrznych).
Dlaczego tak było? Powód był prostu - nierozwiązywalny wydawał się problem zedecentralizowanej koordynacji działań prywatnych podmiotów w obliczu takiego problemu. Dotąd receptą był "dobroduszny planista społeczny" (tłumaczenie autorskie), który brał na siebie zadanie zapewnienia optymalnego wykorzystania surowców. Dozwolone metody działania rózne, od podatków po przejęcie własności.
Oczywiście problem trochę uprościłem. W głównej, choć nie jedynej, mierze dlatego, że Ronald Coase i jego uczniowie zajmowali się właśnie badaniem sytuacji, w których prywatni obywatele jednak mogli się sami zorganizować z pominięciem roli państwa. Ale powiedzmy, że póki co ich podejście do mainstreamu się nie przebiło.
Badania Pani Olstrom dowiodły, że pewne zmiany w prawie (będące rozwinięciem myśli Coase'a nt. rodzielenia praw własności) są wystarczające żeby żadne urzędy nie były do niczego potrzebne. Innymi słowy, w sytuacji kiedy występują dobra wspólne, ktore są takimi z przyczyn technicznych (a nie powiedzmy politycznych - przykład: z dobra prywatnego można bardzo łatwo zrobić zrobić dobro wspólne. Przyład - płody rolne. Należy wydać ustawę, która nakazuje dzielnie się wszystkim marchewkami w państwie z każdym kto poprosi, a następnie powołać urząd, który ciężką ręką swego agenta będzie pilnować przestrzegania tej zasady) ludzie potrafią się samemu zorganizować.
Olstrom nie jest zresztą jedyną badaczką, która brała ten temat pod lupę. Ważną dziedziną ekonomii behawioralnej są badania, które dowiodły, że możliwość wymierzenia sankcji (nawet jeżeli jest to sankcja wyłącznie społeczna, np. ostracyzm) powoduje, że problem "wolnego jeźdźca" może zostać rozwiązany przez samych zainteresowanych, bez pomocy państwa.
Wojciech Olejniczak podaje także przykład pozytywnego zastosowania tychże badań poprzez np. wspieranie własności spółdzielczej jako alternatywy dla własności prywatnej. Dowodzi to tylko niezrozumienia tematu.Olstrom pokazała, że istnieje możliwość zdecentralizowanego zorganizowania się podmiotów prywatnych w celu optymalnego wykorzystania dóbra wspólnego. Nie oznacza jednak to w żadnym wypadku, że należy wszelką własność zamienić na wspólnotową. Oznacza to natomiast, że państwo nie ma czego w takich przypadkach szukać (natomiast ustawodawca i sądy już tak).
I na koniec smaczek: "Sam zaliczam się do grona. Uważam, że jednym z zadań państwa powinno być wspieranie obywateli samoorganizujących się w ramach spółdzielni."
Tak, SLD to podczas swoich dwóch kadencji nie robił nic innego tylko wspierało spółdzielnie i decentralizowało państwo ;)
Proszę także zwrócić uwagę na śmieszną konstrukcję: "zadaniem państwa jest wspieranie (...)". Państwo jako biurokracja nie ma tu nic do rzeczy, jednak użyto sformułowania państwo. Freudian slip? ;)