Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
2701
BLOG

Wojna, której nie było – niestety! (cz. II.)

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 26

image

W cz. I. (fragment z książki „Siła złego… Niemcy-Polska-Rosja”, Warszawa 2015 r.) przedstawiłem przebieg zdarzeń w relacjach Polska - Niemcy w 1933 r.  W części II. (kolejny fragment książki) przytaczam podrozdział w którym zastanawiam się czy zamiar wywołania wojny prewencyjnej miał miejsce.


image6. Wojna prewencyjna

Normalizacja stosunków polsko-niemieckich w 1934 r., to jeden z węzłowych problemów historii najnowszej Europy. Wydarzenia 1933 r. poprzedzające deklarację o nieagresji z Niemcami, okoliczności jej podpisania są interpretowane na wiele sposobów. W tym okresie pojawiła się wiadomość, że Piłsudski chciał interweniować zbrojnie, aby odsunąć Hitlera od władzy. Odpowiedź na pytanie, czy Polska rzeczywiście zamierzała za pomocą wojny prewencyjnej zatrzymać remilitaryzację Niemiec i nie dopuścić do destrukcji ładu wersalskiego jest trudna ze względu na osobę Marszałka. Jego zwolennicy powtarzają: „Komendant miał zawsze rację” więc jest oczywiste, że zamierzał usunąć Hitlera, oponenci Piłsudskiego ciągle zaprzeczają widząc w nim przyczynę wszystkich nieszczęść, jakie spadły na Polskę. Nawet dziś, po upływie ponad półwiecza od tamtych dni, sprawa wojny prewencyjnej budzi kontrowersje.

Wiele dokumentów bezspornie dowodzi, że w Warszawie zdawano sobie sprawę, na jak kruchych podstawach zbudowano pokój w Europie. Jednym ze szczególnie wątpliwych założeń było przeświadczenie, że Niemcy wywiążą się ze zobowiązań nałożonych przez traktat wersalski i nie będą dążyły do odbudowy swej siły militarnej. Politycy polscy dobrze wiedzieli, że przewaga armii polskiej nad niemiecką jest przejściowa i w pew­nym stopniu sztuczna. Wystarczyło porównać potencjał ludnościowy i gospodarczy obu państw, aby nie mieć co do tego złudzeń. W interesie Rzeczypospolitej leżało opóźnianie wszelkimi sposobami remilitaryzacji Niemiec. Dopóki polskie siły zbrojne górowały przeszło dwu­krotnie nad niemieckimi, Rzeczpospolita mogła nie obawiać się niemieckiego rewizjonizmu, a nawet wojny gospodarczej. Niestety, w miarę upływu lat Niemcy odzyskiwały mocarstwowo pozycję utraconą w wyniku klęski wojennej w 1918 r. Na Zachodzie rosło zrozumienie dla niemieckich planów rewidowania granicy z Polską. Niemieccy politycy, pokojowi wobec mocarstw zachodnich, dążyli do izolowania Polski, aby wymóc na niej ustępstwa. Układ mona­chijski z 1938 r. dowodzi, że taka polityka była skuteczna - Paryż i Londyn były skłonne „ratować pokój” cudzym kosztem.

Polska nie mogła powstrzymać niemieckiego militaryzmu. Potrzebne było współdziałanie Francji także zagrożonej niemieckim odwetem. Jednak politycy francuscy uważali, że spełniając niemieckie żądania odsuną od Francji zagrożenie. Zadowalali się pokojowymi deklaracjami Berlina. W dniu 11 grudnia 1932 r. Paryż zgodził się na wyłom w postanowieniach zabezpieczających Francję. Podjęta w Genewie uchwała Anglii, Francji, Włoch, USA i Niemiec przyznawała tym ostatnim równouprawnienie w imagezbrojeniach w bliżej nie określonym „systemie przewidującym bezpieczeństwo wszystkich narodów”. Trudno dociec w jaki sposób zamierzano chronić „wszystkie narody” skoro rozpoczynający w tym czasie urzędowanie nowy kanclerz Niemiec gen. Kurt von Schleicher zapowiadał zniszczenie Polski, jednocześnie deklarując porozu­mienie z Francją. W ślad za tym francuska prasa zapowia­dała nawet powstanie „niemiecko-francusko-sowieckiej ententy”.

W Czechosłowacji także nie dostrzegano, że nie­mieckie plany odbudowy armii stanowią poważną groźbę dla pokoju. Czeski minister spraw zagranicznych Edward Benesz, już na początku 1932 r. opowiadał się za przyznaniem Niem­com równouprawnienia w sferze militarnej.

Objęcie stanowiska kanclerza przez Hitlera zmieniało sytuacje o tyle na lepsze, że z powodu poczynań narodowych socjalistów Niemcy traciły w oczach liberalnych kół Zachodu. Natomiast ostry antykomunizm führera sprawiał, że nieaktualna stawała się linia współpracy z Sowietami imagezapoczątkowana w Rapallo. „Hitler ma tę zasługę - pisała „Gazeta Polska” - że rozwiał wiele złudzeń bardzo niebezpiecznych, bo zaciemniających prawdziwy obraz sytuacji [...]. Rewizja granic wschodnich jest tylko jednym z wielu punktów programu narodowych socjalistów. Milionowa armia wyborców żąda znacznie więcej, żąda wskrzeszenia państwa niemieckiego w dawnych granicach, re­stytucji ich przedwojennej potęgi mocarstwowej, całkowitego obalenia trak­tatu wersalskiego i planu Younga [...]. W rozpędzie zwycięskim Hitlera kwestia granic wschodnich stanowi odcinek względnie mało znaczący w po­równaniu z frontem bojowym zwróconym przeciw byłym aliantom. Hitler to raczej Drang nach Westen niż Drang nach Osten”.

Od stycznia 1933 r. polskie argumenty wysuwane w sporze z Niemcami zaczęły znajdywać coraz więcej zrozumienia w stolicach państw europejskich. To sytuacja zewnętrzna, a nie czynniki wewnętrzne wpłynęły na tak daleko idącą normalizacją stosunków polsko-sowieckich. Decydowała oczywiście po­stawa Niemiec, które pod rządami Hitlera zerwały z dotychczasową linią Rapallo. Zabiegi Moskwy, aby Berlin nie rezygnował ze współpracy, spełzły na niczym. Kolejnym dowodem tych zmian było usunięcie z terenu Niemiec i Gdańska zagranicznych biur KPP, dotąd działających tam bez przeszkód. W tej sytuacji nieprzyjazna Niemcom Rzeczpospolita stawała się dla ZSRR partnerem, o którego względy warto było zabiegać.

imagePodobna ewolucja zaszła w czeskiej Pradze. Widoczne było, że Czesi zaczynają dostrzegać niemieckie zagrożenie. Istotę zmian przedstawił szef kancelarii wojskowej prezydenta Czechosłowacji, generał Franciszek Blaha, w rozmowie z posłem Grzybowskim. Czeski wojskowy stwierdzał, że bez współpracy z Polską „Czechosłowacja nie będzie w stanie stworzyć żadnego planu operacyjnego”. Rzecznikiem współpracy z Polską był również zastępca szefa sztabu czechosłowackiej armii, generał Lev Prchala (po 1939 r. dowódca korpusu ochotników czechosłowackich przy Wojsku Pol­skim). W rozmowach z polskimi oficerami deklarował się jako „prowadzący od dawna agitację polonofilską w wojsku czechosłowackim”.

Zamiary Rzeszy były dość dobrze rozszyfrowane przez polski wywiad wojskowy. Jednym z ważniejszych dokumentów będących w polskich rękach był tzw. plan Umbau, o rozbudowie Reichswehry, opraco­wany przez gen. Schleichera. Siły zbrojne Niemiec składałaby się z 21 dywizji piechoty, 5 dywizji kawalerii i 34 wielkich jednostek Grenzschutzu (wielka jednostką nazywano dywizje i brygady). Ponadto Schleicher zamierzał stworzyć dwumilionowe rezerwy, „armie uzupełnienia”. Na uzbrojenie wojska miała trafić ciężka artyleria, czołgi, samoloty. Z takimi siłami Wojsko Polskie z trudnością mogło konkurować.

Plan Umbau był analizowany przez marszałka Piłsudskiego i dowództwo armii. Zajmował się nim II Oddział Sztabu Głównego (wspominają o tym m.in. historycy francus­cy). Styczniowa zmiana na fotelu kanclerskim w Niemczech, odejście Schleichera nie zahamowała realizacji jego planu. Polski wywiad notował nawet zwiększenie wysiłków. Informował o tym obszernie ambasadora Laroche'a minister Beck.

Trudno było zakładać, że w dziedzinie przygotowań wojskowych Niemcy Hitlera przyhamują. Jednak skoro zagrożone były nie tylko polskie granice w Warszawie liczono się, że Francja zdecyduje się na stanowcze kroki - hitlerowska Rzesza zagrażała również jej granicom. Polski attaché wojskowy w Paryżu, pułkownik Jerzy Błeszyński, pisał w swoim raporcie, że dotychczasowa linia ugody ministra Brianda bankrutuje i po wyborach w parlamencie większe wpływy mają przeciwnicy jego polityki. „Utrzymanie dawnej linii politycznej - czytamy w raporcie Błeszyńskiego - staje się niemożliwe, powstaje bowiem obawa agresji niemieckiej, nad­werężenie sojuszów i prestiżu Francji”.

Misje Potockiego i Wieniawy stanowiły sondaż poglądów polityków francuskich i chociaż prawdopodobnie Polacy nie przedłożyli pro­pozycji w sprawie wojny prewencyjnej, ale sugestia była wyrazista i gdyby odpowiadała Francji, byłaby podjęta. O tym, że sugestie Polaków zostały w Paryżu odczytane, świadczyło uporczywe ostrzeganie rządu polskiego przed zdecydowaną polityką i powtarzanie, że w razie wybuchu wojny Francja poprze tylko Polskę napadniętą.

imageRezultaty misji wysłanników Marszałka przesądzały o tyle, że polskie czynniki rządowe uzyskały świadomość, iż nie mogą liczyć na wspólną akcję zbrojną przeciwko Hitlerowi. Była jednak istotna wskazówka: Polska mogła się bronić, gdyby to Hitler napadł na Rzeczpospolitą. Wydawało się, że impulsywnego, nieobliczalnego wodza NSDAP można będzie sprowokować. Wówczas Wojsko Polskie ciągle silniejsze od Reichswehry mogło by odeprzeć niemiecki atak co powinno było oznaczać koniec rządów Hitlera. Wojsko Polskie miało spore szanse aby odnieść zwycięstwo. Przecież von Seeckt pisał, że niewystarczające uzbrojenie czasowo nie pozwala, „ostatecznie rozliczyć się z Polską”. Charakterystyczne też, że właśnie ten fragment opinii Seeckta - co ustalił Karol Jońca - został przesłany 10 marca 1933 r. nadprezydentowi prowincji górnośląskiej Hansowi Lukaschkowi w Opolu. Był to rejon, którego Niemcy nie zamierzali bronić w razie wojny z Polską.

imagePrzypomnijmy plany wojenne Polski opracowane w 1923 r., zwłaszcza dotyczące operacji wojskowych w Prusach Wschodnich. Mimo upływu dziesięciu lat armia niemiecka nie zwiększyła się. Nadal było 7 dywizji piechoty (w każdej 3 pułki piechoty, pułk artylerii) oraz 3 dywizje kawalerii (- 6 pułków konnych, dywizjon artylerii). Był jeszcze pułk wartowniczy i 35 tys. skoszarowanych policjantów wyposażonych w broń maszynową i samochody pancerne. Przeciwko Polsce mogli Niemcy skierować część tych sił, maksymalnie 5 - 6 dywizji, gdyż dowództwo Reichswehry nie mogło zostawić bez osłony granice od strony Belgii, Czechosłowacji i Francji. Nawet gdyby udało się Rzeszy wzmocnić wojska regularne częścią formacji policyjnych i granicznych, to i tak nie skoncentrowano by więcej niż 80-90 tys. wojska. Dla jasności trzeba dodać, że w tych wyliczeniach nie uwzględniono organizacji paramilitarnych, gdyż ich wartość bojowa była znikoma. Mogły one pełnić co najwyżej funkcje pomocnicze na odcinkach pozbawionych styku z wojskami przeciwników Niemiec.

Polskie dywizje na etacie pokojowym, miały stany osobowe niższe od dywizji Reichswehry. Przy założeniu, że Polska jako obiekt agresji nie miałaby czasu na mobilizacje i mogłaby wprowadzić do działań jedynie te wojska, których garnizony znajdowały się w pobliżu granicy z Prusami Wschodnimi (14 dywizji piechoty, 8 brygad kawalerii), dysponowałaby około 80 tys. żołnierzy (w Prusach Wschodnich mogło być wówczas nie więcej niż 30 tys. niemieckiego wojska i policji). Polskie dywizje miałyby wsparcie ciężkiej artylerii (300 dział, w tym moździerze 210 mm, Byłyby przydatne w burzeniu umocnień pruskich), broni pancernej (300 nowoczesnych czołgów TK) i lotnictwa (500 samolotów z nowoczesnymi myśliwcami P-7). A zatem całość sił, którymi mogła natychmiast wystawić Polska na kierunku wschodnio-pruskim, sięgała 120 tys. imageżołnierzy, co stanowiło mniej niż połowę pokojowego stanu armii (290 tys. żołnierzy). Do wojsk regularnych można jeszcze dodać część z 21 tys. żołnierzy KOP, 5 tys. straży granicznej i 31 tys. funkcjonariuszy Policji Państwowej. Podobnie jak w wypadku Niemiec pominęliśmy członków formacji paramilitarnych - Przysposobienie Wojskowe, Związek Strzelecki, związki kombatanckie - liczących około 1,3 mln ludzi. Trzeba dodać, że inaczej niż Niemcy Polacy nie musieli obawiać się o bezpieczeństwo swych granic na wschodzie i południu.

Polska dysponowała wystarczającymi siłami do opanowania Prus Wschodnich i działań defensywnych przeciwko ewentualnym niemieckim atakom z wschodnich rejonów Rzeszy. Najważniejsze pismo w Sowietach, organ teoretyczny WKP(b) „Bolszewik” z 21 sierpnia 1932 r. w artykule (autorem miał być marsz. Michaił Tuchaczewski) "Ekonomiczne i strategiczne znaczenie polskiego korytarza" oceniał: „Zajęcie Prus Wschodnich jest w pełni możliwe. Spojrzenie na mapę daje wyraźny obraz tego, że obszar Prus Wschodnich stanowi w istocie odizolowany, stosunkowo ograniczony obszar położony w zasięgu 150-200 km, licząc od polskiego punktu granicznego Mławy do morza (Królewca). W warunkach współczesnej wojny taki ob­szar można zlikwidować przy pomocy jednej operacji wojskowej trwającej 10-15 dni [podkr. autora artykułu]”. Dalej stwierdzano, że przez dwa, trzy miesiące Polacy będą przeważali wojskowo nad Niemcami, a to pozwoli „szybkim rzutem wysunąć się ku właściwym niemieckim obszarom na linię Odry, aby zapewnić sobie następnie możliwości ofensywy na Berlin”.

Realizacja takiego zamiaru wymagała jednak spełnienia co najmniej dwóch warunków. Po pierwsze, stroną rozpoczynającą wojnę musiała być Rzesza. Po drugie, konflikt powinien trwać krótko i po wstępnych rozstrzygnięciach militarnych należało go zakończyć na płaszczyźnie politycznych, rokowaniami pokojowymi. Zakładając bowiem nawet bardzo prawdopodobną ewentualność, że pierwsze klęski na froncie spowodowałyby obalenie Hitlera przez opozycję, nie można było mieć pewności, że wojna wygaśnie. Dlatego tak ważne było poparcie Francji, nawet gdyby ograniczyło się ono tylko do sfery politycznej.

imagePoseł Moltke w raporcie z 29 kwietnia 1933 r. zajął się wyłącznie sprawą wojny prewencyjnej. Po przedstawieniu argumentów za i przeciw Moltke konstatował, że nikt nie jest w stanie określić, czego pragnie Piłsudski. Natomiast: „Znajdujący się obok niego kierownik polityki za­granicznej pułkownik Beck, - wyjaśniał dyplomata - ma tylko jeden cel: stabilizację obecnego stanu posiadania Polski. Jest on człowiekiem mocnych metod i nie zawaha się na pewno przed użyciem silnych środków, gdyby sądził, że nie potrafi osiągnąć swych celów w żaden inny sposób. Powstanie poznańskie i górnośląskie oraz zajęcie Wilna przez Żeligowskiego pokazują aż nazbyt jasno, z jakimi możliwościami należy się liczyć w tym kraju; wczorajsze zaś uroczystości w Wilnie i parada powstańców na Górnym Śląsku przypominają o tym na nowo”. W konkluzji niemiecki dyplomata pisał, iż rząd polski nie byłby „niezadowolony, gdyby prowokacje wywołały kontrakcję ze strony Niemiec”.

Generał Tadeusz Kutrzeba w tajnym Studium nad możliwościami wojen­nymi Niemiec i Polski, opracowanym w 1936 r., stwierdzał: „Do 1935 r., kiedy pokojowa armia niemiecka nie przekraczała oficjalnie 100 000, Polska miała szanse narzucić Niemcom wojnę i zyskać zwycięstwo”. Znamienne są te słowa - „narzucić wojnę”! Można oczywiście zastanawiać się, czy pogląd Kutrzeby nie był nazbyt optymistyczny. Zrobił to sam generał, pisząc swoje opracowanie bitwy nad Bzurą. I wówczas, już po przegranej we wrześniu 1939 r. uznał, że w 1936 r. miał rację. Wtedy Polska mogła z Niemcami wojnę wygrać. Należy się zgodzić z opinią komendanta Wyższej Szkoły Wojennej w Rembertowie i dowódcy Armii „Poznań”.

Reasumując powyższe można przyjąć, że drażniące Berlin posunięcia Piłsudskiego z marca i kwietnia 1933 r., miały sprowokować Niem­ców. W wyniku marcowego incydentu na Westerplatte w Gdańsku i wzrostu napięcia w relacjach z Polską umocniła swe wpływy Deutsche Nationale - partia reprezentująca, ostry kurs antypolski. Czy rzeczywiście był to „niezamierzony” skutek „afery” na Westerplatte, jak uważał Marian Wojciechowski? Oczywiście, gdybyśmy założyli, że hitlerowcy reprezentowali kierunek ugodowy w stosunku do Polski, a Piłsudskiemu zależało jedynie na normalizacji stosunków z Berlinem to Wojciechowski miałby rację. Jeżeli jednak Marszałkowi potrzebni byli Niemcy wrodzy Polsce, to ten efekt incydentu na Westerplatte ma inny sens i mógł być oczekiwany.

imageProwokowano Niemców demonstracjami i koncentracją wojsk, o której tak obszernie pisał w swym raporcie czeski poseł Girsa. Trudno podejrzewać Czecha, że chciał tworzyć materiał świadczący o przenikliwości Piłsudskiego i Becka. Girsa wydaje się tu obiektywnym obserwatorem, gdyż obu polskich polityków nie znosił. „W marcu 1933 r. - czytamy w sowieckiej Istorii Polszy - Piłsudski poinformował rząd francuski o tym, że wojska polskie są gotowe wystąpić przeciwko Niemcom, jeżeli Francja wes­prze Polskę w przypadku polsko-niemieckiego konfliktu wojennego. Po pew­nym czasie rząd polski zaproponował wprost rządowi francuskiemu omówie­nie problemu wojny prewencyjnej, aby przeszkodzić zbrojeniom Niemiec i siłą zbrojną umocnić zachwiany system wersalski”.

Przy tej okazji warto jeszcze zacytować historyka wojskowości, generała Jerzego Kirchmayera. Wspominając o planach wojennych, opracowanych w 1923 r., pisał: „Po powrocie Piłsudskiego do władzy stała się ona [sprawa planów - R. Sz.] znów aktualna, zwłaszcza w latach 1932-1933, kiedy to generał Romer przeprowadził kilka gier wojennych na ten temat, a sam Piłsudski przyjechał demonstracyjnie do Torunia, żeby dać tamtejszemu in­spektorowi armii, generałowi dywizji Neugebauerowi, wskazówki dotyczące zamierzonego wykonania tej koncepcji w kierunku Warmii”.

image

Hitler był jednak ostrożny i prawdopodobnie spostrzegł co mogło się kryć za prowokacyjnymi gestami Polski. Stąd wzięły się jego pojednawcze i pokojowe gesty pod adresem Warszawy. Musiał pamiętać słowa Becka, że Polska zachowa się tak samo jak Niemcy.

Ze względu na międzynarodowe położenia Polski, jej relacje z Francją, Marszałek nie mógł rozpocząć działań wojennych, chociaż dysponował wystarczającymi siłami. Jako inicjator konfliktu byłby nazwany agresorem, a Polska mogła utracić poparcie Francji. Polska zostałaby najpewniej uznana za agresora, winną złamania umów zakazujących rozstrzygania sporów przy pomocy wojny. Skoro więc Hitler nie dał się sprowokować, rząd polski musiał przyjąć niemieckie propozycje odprężeniowe.

imageDruga możliwość odsunięcia Hitlera od władzy pojawi­ła się w październiku 1933 r. Wystąpienie Niemiec z Ligi Narodów i ogłosze­nie przez Hitlera odbudowy siły zbrojnych zaniepokoiło Piłsudskiego do tego stopnia, że mimo pokojowych ofert Hitlera Marszałek powrócił do planów z początku roku. Polacy ponownie starali się zorganizować wystąpienie polsko-francuskie. Tym razem między wywiadami Polski i Francji doszło do wymiany informacji o tajnych zbrojeniach niemiec­kich, miała miejsce koncentracja polskiej kawalerii w rejonie Krakowa i wreszcie kolejny wysłannik Marszałka (Morstin) jeździł do Paryża. Efekt był taki sam jak w marcu. Francja obawiała się podejmować stanowcze kroki. Piłsudski po­stanowił więc nie rezygnować z normalizacji stosunków z Niem­cami licząc, że Hitler wyciszając spory z Polską podejmie politykę konfliktującą go z Zachodem. To miało powodować zaangażowanie niemieckie na południu Europy (Austria) odwracając uwagę Berlina od Polski, co sprawi, że Francja - jak mówił Marszałek - „stwardnieje” i sojusz polsko-francuski rzeczywiście posłuży bezpieczeństwu Rzeczypospolitej.

imagePrzedstawiony powyżej obraz zdarzeń tłumaczy, dlaczego historycy nie natrafili dotychczas na ślad oficjalnych polskich dokumen­tów z propozycjami wojny prewencyjnej, a także dlaczego nie można ustalić w miarę dokładnej daty polskiej inicjatywy - wiosna czy jesień 1933 r. W gruncie rzeczy ustalenie daty nie ma większego znaczenia: gdyby Francja wykazała zrozumienie dla inicjatywy Piłsudskiego, wystarczyłoby, aby za­działał polsko-francuski sojusz wojskowy. Inny wariant: gdyby sprowokowane Niemcy napadły na Polskę, jej siły zbrojne były wystarczające nie tylko do obrony, ale również do przeprowadzenia kontrataku i zajęcie co najmniej Prus Wschodnich. Pamiętajmy, że Hitler obawiał się zachowania Francji, a Polska była w dobrych stosunkach z ZSRR. „Najbardziej niebez­pieczny jest czas odbudowy Wehrmachtu - tłumaczył Hitler generalicji niemieckiej na początku 1933 r. - Tu okaże się, czy Francja posiada mężów stanu; jeśli tak, to nie pozostawi nam czasu, lecz napadnie na nas przypuszczalnie ze swoimi wschodnimi satelitami”. Jak wkrótce okazało się Francją kierowali ludzie pozbawieni wyobraźni. Piłsudski nie znalazł zrozumienia dla swych zamiarów.

imageMało prawdopodobna wydaje się hipoteza, jakoby pomysł wojny prewencyjnej był tylko elementem nieszczerej gry z Francją – Piłsudski miałby w ten sposób tworzyć alibi dla porozumienia z Hitlerem. Nie można było przecież wcześniej stwierdzić, że Francja polską inicjatywę wojenną odrzuci. Podobnie nie można się zgodzić, że Piłsudski straszył Niemców, nie dysponując siłami do rozegrania konfliktu na swoją korzyść. Berlin orientował się doskonale, jakimi siłami dysponowała Warszawa. Zresztą, gdyby sprowokowany Hitler napadł na Polskę, czy wówczas Piłsudski gotów był kapitulować? Wreszcie, skoro hitlerowcy byli skłonni do porozumienia z Polską, to po cóż ich Marszałek miałby straszyć? Normalizację stosunków z Belinem można byłoby uzyskać bez potrząsania bronią.

imageDobre wyjaśnienie polskich wątpliwości w 1933 r. można znaleźć w artykule wydrukowanym 12 marca 1936 r. w największym niemieckim dzienniku „Berliner Tageblatt”. Czytamy, że podstawą „wielkomocarstwowej polityki polskiego państwa (tak właśnie – R. Sz.), podjętej w latach 1932-1933, była dobrze uzbrojona i gotowa do akcji armia, licząca 266 tys. żołnierzy, podczas gdy ówczesne Niemcy posiadały tylko stutysięczną armię, której brakowało ponadto nowo­czesnych środków walki. „Stosunek sił odwrócił się i z korzystnego położenia Polski w 1932 r. pozostało jeszcze tylko wspomnienie” - co konstatowała z ulgą gazeta. Na to jednak trzeba było kilku lat intensywnych zbrojeń niemieckich. Należy o tym pamiętać przy rozważaniu wojny pre­wencyjnej marszałka Piłsudskiego w 1933 r.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura