Rebeliant Szmarowski Rebeliant Szmarowski
1778
BLOG

Straż Graniczna - Tomasz Praga i Klub Pelikana

Rebeliant Szmarowski Rebeliant Szmarowski Rozmaitości Obserwuj notkę 1

[Uwaga: W tej lokalizacji artykuł obejmuje więcej, niż jedną stronę.]

Co to za nazwiska: Praga i Bajger? To są ludzie ze ścisłego kierownictwa Straży Granicznej, komendant i zastępca, generałowie. I jeszcze Skorupska, dyrektor gabinetu Pragi. Wyżej w formacji nie ma już nikogo.

Praga, Bajger i Skorupska spotkali się z pewnym człowiekiem, z którym absolutnie spotykać się nie należało. A oni nie dość, że się spotkali, to jeszcze nadali temu uroczystą oprawę. Skompromitowali siebie, autorytet dowództwa i formację.

Posłuchajcie mojej opowieści:

Im dalej od historycznych wydarzeń, tym trudniej ustalić ich faktyczny przebieg, ale i tym łatwiej, jeśli by ktoś miał niecne zamiary, przypisać sobie udział w nich.

W ostatnim czasie głośno jest o bardzo już leciwej uczestniczce Powstania Warszawskiego, którą totalna opozycja uznała za najbardziej reprezentatywną przedstawicielkę środowisk kombatanckich. Pani nienawidzi PiS, wielbi równouprawnienie z tęczowym akcentem, i gorliwie demonstruje płomienny afekt do Niemiec, od których – według niej – Polska nie powinna domagać się reparacji, bo w stanie wojennym przychodziły stamtąd najfajniejsze paczki. Ta pani zbudowała opowieść o sobie, w której jako dwunastolatka dokonywała czynów nie tylko heroicznych, ale wręcz wiekopomnych, kluczowych, jak normalna wonder-woman. Przytomny rzut okiem na owo konspiracyjno powstańcze cv pozwala dostrzec, że nie ma fizycznej możliwości, aby choć połowa rzekomych zasług była prawdziwa. Niemniej szacunek oczywiście się należy, bo faktycznie pani w Powstaniu uczestniczyła i ryzykowała życiem. Jednak czy to wystarczy, aby kreować ją na powstańczy wzorzec z Sevres?

A z kim się Praga i Bajger spotkali? Jest taki pułkownik w stanie spoczynku. Nazywa się Bronisław Maciaszczyk, w okresie konspiracji podobno używał pseudonimu „Józef”, którym chytrze maskował fakt zamieszkania w miejscowości Józefów pod Warszawą. Podobno należał do AK, do której podobno wstąpił ślizgiem wprost z konspiracyjnego harcerstwa. I podobno za udział w wojnie został odznaczony orderem Virtuti Militari.

Dlaczego „podobno”? No bo jak dla mnie, to w jego wojennej opowieści nic się kupy nie trzyma, do tego stopnia, że nawet nie „podobno”, a bardziej „rzekomo” pasowałoby do jej streszczenia.

Pan „Józef” urodził się w roku 1932. Zawsze chciał nosić mundur, ale wybuchła wojna. Jako dziewięciolatek wstąpił do harcerstwa, w 1941 roku. Wtedy harcerstwo nazywało się „Szare Szeregi”, ale o tym się pan „Józef” nie zająkuje. On właściwie należał wtedy do... No właśnie, gdzie? Twierdzi, że to była „organizacja strzelecka”, która latem 41 roku zorganizowała obóz harcerski. Natknął się na nich przypadkiem, w warsztacie samochodowym. A na obozie był szkolony z taktyki drużyny piechoty. Bardzo mu się podobały mundury. Tak, oni normalnie w konspiracji nosili mundury organizacji „Strzelec”, mieli godło bez korony i kupę bajeranckich detali, które pamięć pana „Józefa” żywo przechowała przez te wszystkie lata. A na zakończenie wakacyjnego szkolenia otrzymał od organizatorów zaświadczenie na piśmie, że je odbył. No taka formalność, ważne w razie gdyby jakiś Niemiec nie chciał uwierzyć.

Ze swoim pisemnym Certyfikatem Partyzanta dziewięcioletni „Józef” złożył aplikację do dorosłego oddziału. No to był taki niezależny oddział, tam mieli pseudonimy, a przyjmowali od lat dwunastu. Musiał trochę ściemnić, jak Janek Kos. Ale się nie skapnęli. I tak się z nimi zakonspirował, uprawiając „mały sabotaż”. Na trzydniowym szkoleniu strzeleckim mówi, że nie wiedział, jak wziąć karabin do ręki, chociaż wcześniej, rzekomo na tym obozie „Strzelca”, po którym dostał zaświadczenie, strzelał z broni sportowej. No logiczne, o co tu się czepiać. Trzy dni w Puszczy Niepołomickiej pukali z karabinów, oni i dwunastoletni (dziesięcioletni) on. A gdy wybuchło Powstanie...

Chłopiec ps. „Józef” zdobywał most od strony prawobrzeżnej Warszawy, żeby zrobić przejście dla wojska Berlinga. Chyba byli w oddziale uzbrojeni po zęby, bo on otrzymał karabin. Strzelać przecież już umiał, ale jak sam przyznaje, odgłosu karabinu maszynowego nie rozpoznawał. A jego oddział był tak niezależny, że ani razu nazwa „Armia Krajowa” w relacji wojennej naszego bohatera nie pada. A ten most, no to tak się na niego szturmem rzucili, wybrali sobie któryś, wolny stał. Ale się nie udało, uzbrojony po zęby chłopiec ps. „Józef” został ciężko ranny i na tym trzeciej powstańczej nocy wojaczkę zakończył.

A potem to już poszło gładko, bo po wyzwoleniu wstąpił do wojska, ale z dala od Warszawy, żeby go, jak sam określa, „kacapy” nie złapały, i już będąc oficerem zawodowym artylerii złożył papiery do akademii ekonomicznej. Ale nie. Zawołał go dowódca i zrugał, że jak to na ekonomię, strata czasu. W wojskach technicznych wyższe studia ekonomiczne się nie spodobały. Aha. No więc ten dowódca wysłał go na trafniejszy kierunek, do Akademii Sztabu Generalnego. A stamtąd na siłę do sowieckiej akademii wojskowej go chcieli dać, do Leningradu. Nie mógł odmówić, ale się krzywił, więc w końcu go nie wysłali.

I tak dalej, i tak dalej, aż w 1991 roku pan pułkownik do cywila odszedł. O czymś zapomniałem? No tak, bo i on jakoś się nie zająknął w swoich wspomnieniach, że jako oficer Sztabu Generalnego Wojska Polskiego uczestniczył w przygotowywaniu stanu wojennego. No mogło umknąć, tyle się działo przez te lata. Człowiek o kolorze kołnierzyka od munduru organizacji „Strzelec” pamięta, jak go dziewięciolatkiem będąc, w konspiracji nosił. Pamięta, że jak miał powstańczą głowę zabandażowaną od rany, która go prawie zabiła, to do furmanki był gniady koń zaprzężony. A stan wojenny już się w pamięci nie zachował. Pamięć płata figle. Tak jak z tym Virtuti. Za co go odznaczono? Z czyjego wniosku? Kto order nadał? Trzy dni wojaczki na Pradze aż tak heroicznie przebiegały? No nie wiem, ja bym, będąc kawalerem VM, pytlował o tym bez przerwy. A tu kolor mundurka – rzekomego, podkreślam, pisemne zaświadczenie o ukończeniu konspiracyjnego kursu, końskie umaszczenie... Skromny musi być człowiek.

Tego „skromnego” człowieka generał Praga i jego świta za wzór funkcjonariuszom stawiają. Praga, kancelista, co dzięki układom w jeden dzień hycnął z Przemyśla do Warszawy, najpierw na zastępcę, a wkrótce na szefa formacji. Tak zwany kangur, chodzi o tempo uzyskania lampasów na portkach.

Praga zasłynął tym, że nie umiał podjąć żadnej decyzji, gdy go związkowcy prosili o wprowadzenie jakiegoś pomostowego rozwiązania w sprawie „psich emerytur”, czyli świadczenia dla opiekunów psów, które zakończyły służbę w SG. Pomostowego w oczekiwaniu na zmiany systemowe. One w końcu przyszły, świadczenie o charakterze „psiej emerytury” przysługuje z mocy ustawy. Ale niesmak pozostał.

Ostatnio Praga wyszydził funkcjonariuszy, którzy postulowali, aby wprowadzić dodatkowe ubezpieczenia pojazdów służbowych. Ścigasz bandytę, auto zarysujesz, a bulisz z własnej kieszeni. Tak nie powinno być. Praga, piskliwy mistrz cienkiej riposty, odpowiedział, że nie, bo wtedy funkcjonariusze nie będą dbali o powierzone mienie, a w ogóle, he he, to niech się z instrukcją obsługi zapoznają, zamiast mieć pomysły. Tako rzecze facio, który jest wszędzie wożony i boi się o czymkolwiek samodzielnie zadecydować.

No i właśnie ten Praga łyknął jak pelikan tę opowiastkę frontową tego pana Maciaszczyka, co do konspiracji z Certyfikatem Partyzanta wstąpił, jak miał 9 lat, a po trzech dniach Powstania dostał kulkę w łeb i Virtuti, a służbę zakończył w stopniu pułkownika, mając na koncie cztery dekady w ludowym wojsku i udział w przygotowaniu stanu wojennego.

Wzór dla Pragi? A, bo może mu się miło skojarzyło, że on się Praga nazywa, a tamten rzekomo na Pradze walczył. No tak, bomba, kapitalne. Ale czy na pewno to jest wzór dla funkcjonariuszy?

Wyjaśnię łopatologicznie: panie Praga, gdyby historyjka pana Maciaszczyka była prawdziwa, to byś pan już w podstawówce się uczył o dwunastoletnim Powstańcu - kawalerze orderu Virtuti Militari, nadanego za potrzymanie przez trzy dni karabinu przy moście. A po 89 roku byś pan nazwisko pana Maciaszczyka wymieniał jednym tchem wraz z takimi nazwiskami „działaczy konspiracji niepodległościowej”, jak Pilecki, Szendzielarz, czy Morawiecki. W roku 1951 pan Maciaszczyk był dziewiętnastolatkiem z podwarszawskiej prowincji, a nie żadnym działaczem. Wstąpił do wojska i zaangażował się w Bóg wie jakie zależności, które utorowały mu drogę do lukratywnej posadki w generalnym sztabie. Co pan, panie Praga? Nie wiesz pan, że taka robota była ściśle związana z członkostwem w PZPR?

Generałowie Straży Granicznej skompromitowali się, uczestnicząc w spotkaniu z kombatantem-wydmuszką. Ktoś im ten pomysł podsunął, ktoś potem zadbał, żeby spopularyzować informację o tym. Notkę redagował jakiś biurowy nieogar, który nawet nie wie, że w Armii Krajowej obwody dzieliły się na rejony, a nie na „regiony”. Też mu się nie chciało sprawdzić podstawowych informacji.

Panie ministrze Kamiński, panie wiceministrze Wąsik – jak długo jeszcze będziecie łaskawym okiem patrzeć na ten koncert miernot?

Wszystkie moje wątpliwości wzięły się z lektury tego materiału:

Archiwum historii mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego

Czy ja się uwziąłem na tego Pragę? I tak, i nie:

Temu Pradze już dziękujemy

=======

Aktualizacja:

Gdy wrzucicie do sieci nazwisko "Jerzy Bartnik", Google wyświetli wam link do hasła w Wikipedii. Jest tam napisane, że w dniu 23 września 1944 roku został on odznaczony orderem Virtuti Militari, jako najmłodszy żołnierz Armii Krajowej. Pan Jerzy urodził się w 1931 roku.

Bronisław Maciaszczyk jest blagierem, a nie żadnym kawalerem orderu - należy to nagłośnić i napiętnować.

Hasło w Wikipedii - Jerzy Bartnik (żołnierz AK)


Zobacz galerię zdjęć:

Materiały prasowe Straży Granicznej - Praga i Bajger na spotkaniu z p. Maciaszczykiem.
Materiały prasowe Straży Granicznej - Praga i Bajger na spotkaniu z p. Maciaszczykiem.

To jest kontynuacja bloga, dostępnego pod tym adresem: https://www.salon24.pl/u/mundurowi/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości