Coraz mniej mi się minister Błaszczak podoba, a już od początku podobał mi się niezbyt.
Dał straszliwą plamę w maju 2016 roku, gdy wziął w obronę tę rozjuszoną gdańską dziewoję, którą mieli rzekomo skatować policyjni siepacze. Robił potem, co mógł, aby swoją kompromitację nakryć sensownymi działaniami. Bardzo mu w tym pomogły Światowe Dni Młodzieży, gdy najgłośniej ze wszystkich bił brawo policjantom, zabezpieczającym wydarzenie.
Teraz minister Błaszczak znowu się otworzył. Przy okazji ustawy, która wszystkich esbeków wrzuca do jednego wora z napisem "mordercy". Na racjonalne argumenty tych kilkuset rzetelnych, spośród kilkudziesięciu tysięcy niegodziwych, Błaszczak ma do powiedzenia dosłownie dwie rzeczy.
Kontrargument główny: - Bo to SB zamordowała księdza Popiełuszkę.
Panie ministrze, ale Grzegorza Przemyka zakatowali milicjanci. Robotników na Wybrzeżu i w Radomiu katowali milicjanci. Osadzonych działaczy Solidarności katowali strażnicy więzienni. Ogrodzenie kopalni Wujek forsował czołg wysłany przez żołnierzy.
I tu Mariusz Błaszczak ma kontrargument zapasowy, wyjątkowo cyniczny:
- No, skoro tak, to ja mam pytanie do zwykłych uczciwych emerytów - czy państwu się podoba, żeby funkcjonariusze SB mieli emerytury wyższe, niż 2000 złotych.
Partyjny aparatczyk, demagog, nielotny doktryner. Oto, kim na dzisiaj znajduję Mariusza Błaszczaka.
[]
Na ten temat napisałem także:
Dezubekizacja - szczerbata sprawiedliwość
Dyskwalifikacja ministra Błaszczaka
[]