Foto: Internet
Foto: Internet
Rebeliant Szmarowski Rebeliant Szmarowski
5801
BLOG

Żandarmerio, twój honor na ostrzu twej szpady

Rebeliant Szmarowski Rebeliant Szmarowski Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

[Uwaga, w obecnej lokalizacji tekst obejmuje więcej, niż jedną stronę]

Od kilku dni trwa medialna wojna między portalem Onet, a Żandarmerią Wojskową. Ściślej rzecz ujmując, jest to bezpardonowa nagonka Onetu. Jako pretekst posłużyła sprawa rzekomego molestowania w szeregach Żandarmerii. Molestowana miała być osoba, której Onet nadał pseudonim „kapral Anna”. Trzydziestokilkuletnia podoficer, służąca w formacji od zeszłego roku.

Według jej wersji, najpierw dostawała liczne sprośne SMS-y, a gdy opowiedziała o nich swojemu przełożonemu, majorowi S., ten zapałał do niej dziką chucią. Dał temu wyraz, gdy w sytuacji sam na sam złapał podwładną za pierś, a w odpowiedzi został spoliczkowany. Kapral Anna miała przy tym oświadczyć „jak jeszcze raz tak zrobisz, to cię zapierdolę”. Następstwem tej interakcji miał być ciąg dramatycznych wydarzeń, noszących znamiona mobbingu wobec rezolutnej podoficer.

Przełożony ustnie wyznaczył jej służbę, chociaż na ten dzień służba była już obsadzona. Do tego dziecko Anny było chore i Anna nie miała go z kim zostawić. Ostatecznie Anna wylądowała na pogotowiu z nerwowym bezdechem. A poszła na zwolnienie, bo dostała rozstroju nerwowego. Potem znowu trafiła do lekarza, który stwierdził ewidentne zaburzenia na tle emocjonalnym. Nowy bezpośredni dowódca wystawił Annie ocenę ledwie dostateczną w trakcie okresowego opiniowania, chociaż nie widział jej na oczy. Anna się odwołała, rozsyłając odwołanie do wszystkich oficerów, którzy przyszli jej na myśl. Napisała także skargę do ministra Macierewicza, z pominięciem drogi służbowej. Wiedziała jednak, że może tak postąpić, bo regulamin przewiduje taką ewentualność w ściśle określonych okolicznościach.

Onet pochylił się nad perypetiami kapral Anny i opisał jej martyrologię. W materiale powołano się na wypowiedź innego dowódcy Anny, pewnego porucznika, który opisał ją w samych superlatywach. Przywołano także opinie „kolegów Anny z pododdziału”, wyrażających żal, że zniszczono świetnego żołnierza.

W trakcie przygotowań do publikacji, pracownicy Onetu skontaktowali się z zastępcą komendanta Żandarmerii, generałem z doktoratem, który oświadczył, że „mobbing nie do końca jest przestępstwem”. W samym materiale, wykorzystano fragmenty nagrań rozmów. Między innymi, rozmowy kapral Anny z przedstawicielami Biura Spraw Wewnętrznych. Odwiedzili ją w domu, gdy była na L-4. Udostępniony fragment rozmowy wskazuje, że chcieli Annę zneutralizować, powołując się na hierarchię służbową i bagatelizując fakt molestowania. Jeden z nich powiedział dosłownie, że przecież to był jednostkowy przypadek. Sam generał zadzwonił jeszcze do przygotowujących materiał pracowników Onetu i dopowiedział, że kapral Anna jest osobą niewiarygodną i była w przeszłości skazana za składanie fałszywych zeznań. Żadnego dokumentu jednak nie udostępnił, a pracownicy Onetu, już w treści opublikowanego materiału skontrowali jego słowa, przedstawiając zaświadczenie o niekaralności Anny z bardzo świeżą datą.

A jak było naprawdę?

W tej sprawie występują trzy strony. Każda z nich ma nieczyste sumienie.

Anna

Nie było żadnego molestowania. Było coś innego. Wariant pierwszy: przełożony S. zagiął parol na Annę z powodów dyscyplinarnych, bo domagała się dla siebie nienależnych przywilejów, w ramach równouprawnienia. Wariant drugi: kapral Anna postanowiła nadać impuls swojej karierze, wykorzystując kobiece wdzięki. Ten wariant wzmacnia relacja z tym porucznikiem, dowódcą plutonu. Anna, zdaje się, należy do kobiet twardo i powabnie stąpających po ziemi, co może zniewalać mężczyzn bez charakteru. Bardzo możliwe, że kapral próbowała swych sił także wobec majora S. Jego opór mógł sprawić, że Anna postanowiła się zemścić.

W każdym razie molestowanie nikomu nie zostało zgłoszone. Rzekoma ofiara nie zrobiła tego z powodu szoku. Ciekawe, że szok nie powstrzymał jej przed przejściem z przełożonym na ty i spoliczkowaniem go. Zagubiona ofiara molestowania była jednak na tyle przytomna, że wnikliwie przeczytała regulamin, w części dotyczącej naruszenia drogi służbowej.

Choroba dziecka, to zwykła ściema. Dziecko ma 15 lat. Jaka to mogła być choroba? Rak? Gruźlica? Przecież wtedy Anna nie byłaby zdolna do pozostania w służbie. To mogło być przeziębienie. Dzieciak w wieku licealnym nie wytrzyma bez mamy pół dnia? Poza tym Anna ma partnera i zdaje się, że nie jest to związek na odległość. A jak kapral Anna radziła sobie w warunkach kilkumiesięcznego skoszarowania? Z takim dzieckiem, pozostawianym bez opieki?

Major S. wcale nie musiał dopytywać podwładnej o sytuację rodzinną. Przełożony ma nie tylko prawo do uzyskania tych informacji. To jest jego obowiązek. I źródłem tych informacji nie jest podwładny, lecz dokumentacja, pozostająca w dyspozycji pionu kadr.

Służby nie wyznacza się ustnie. Ani w ŻW, ani w żadnej formacji. Robi się to pisemnie, w ściśle określonym trybie.

Te zwolnienia nerwowe, to też zwykła lipa. A jaki to problem zasymulować problemy z oddychaniem? Wiele specyfików daje ten efekt. Anna po prostu uciekła na L-4, pozując na ofiarę dręczenia emocjonalnego.

A z SMS-ami? Czy to normalne, że ofiara jakiegoś zboczonego stalkera idzie się zwierzyć dowódcy, zamiast oficjalnie zgłosić sprawę właściwym organom?

Jeszcze słówko o tej niekaralności. Zaświadczenie o niej miało zadać kłam słowom zastępcy komendanta ŻW. Otóż gdy wyrok uległ zatarciu, albo jest nieprawomocny, w świetle prawa nie istnieje. Ale to nie znaczy, że go nie było. Kolejne dni potwierdziły, że jednak był.

Żandarmeria

Generał z doktoratem wykazał się, co tu kryć, głupotą. Mobbing jest przestępstwem, dostatecznie wyraźnie zdefiniowanym w przepisach karnych i pracowniczych. Dyskusyjne pozostaje, czy w sprawie kapral Anny mobbing miał rzeczywiście miejsce, ale mówiąc, że „mobbing nie do końca jest przestępstwem", doktoryzowany generał przywalił sobie w stopę i to czymś cholernie ciężkim - ciężkim dowodem na totalną niekompetencję, która powinna skutkować natychmiastowym odwołaniem ze stanowiska. Pogrąża go też ten ruch z oddzwonieniem do Onetu, aby oszkalować podwładną. Inaczej tego nazwać nie można. Paplać mediom, że kobieta jest „wątpliwą personą” i przypisywać wyrok za fałszywe zeznania? Tak, można tak zrobić, ale pokazując równocześnie dowody. Dowody Żandarmeria Wojskowa przedstawiła dopiero po pierwszej publikacji Onetu, gdy mleko już się rozlało.

Jeszcze gorsze świadectwo wystawiły Żandarmerii te pajace z BSW. Weszli do domu żołnierza przebywającego na zwolnieniu chorobowym. Czy tak można? Oczywiście. Zależy w jakim celu. W celu weryfikacji, czy dana osoba odbywa zwolnienie zgodnie z zaleceniami lekarza, a nie wypoczywa w słonecznej Chorwacji. Ale nie można włazić do domu komuś oficjalnie choremu, aby go dyscyplinować. A już tekst o tym, że złapanie za pierś, to tylko jednostkowy przypadek, po prostu dyskwalifikuje tych głąbów z grona ludzi myślących. Ciekawe, co mieliby do powiedzenia, gdyby zarzut dotyczył złapania za obie piersi. To już by nie był jednostkowy przypadek?

Rozmowa z nimi została nagrana. Przez kogo? Przez Annę? A może kogoś z zewnątrz? Głąby dały się zaprosić na taras, czyli można było rejestrować rozmowę za pomocą urządzenia zdalnego. Kto mógł się nim posłużyć?

Onet

Materiał Onetu, to wielowarstwowa manipulacja. Począwszy od trójki walecznych zatroskanych pracowników. Normalnie to tego typu reportaże robi się w pojedynkę. Nie ma tu roboty nawet dla dwóch. Trzyosobowy komitet tropicieli ma wywrzeć wrażenie na nieświadomych odbiorcach, że mamy do czynienia z niespotykaną dotąd aferą.

Komitet skontaktował się z rzeczniczką MON, która zadeklarowała gotowość do rozmowy w dniu następnym w południe. Ale mimo tego komitet zadzwonił do samego ministra. Po co? Wyłącznie dla zwiększenia pary pod kotłem.

Rzekome opinie kolegów Anny z pododdziału, to brednie. Mieli oni ponoć udzielić wypowiedzi Onetowi, mimo ostrzeżeń przełożonych, że będą mieć kłopoty. W rzeczywistości, na pierwszy sygnał, że żołnierz zamierza rozmawiać z mediami, bez upoważnienia dowódcy, z mediami będzie rozmawiał już były żołnierz, bo takiego delikwenta wywala się na zbity pysk do cywila. Żadni koledzy z pododdziału nie wypowiedzieli się na temat molestowanej koleżanki, z żalem, że zniszczono świetnego żołnierza.

Onet posłużył się manipulacją opartą na metodzie pars pro toto, czyli część, jako całość. W materiale przedstawiono fragmenty rozmów. Co zawiera całość? Może nic wartościowego? Prywatnie tak właśnie przypuszczam.

Co z tą rozmową na tarasie? Czyżby kapral Anna była tak przebiegła? Ale dlaczego nie nagrała zajścia z majorem S. Wtedy, sam na sam, z tą piersią. Przecież ich relacje były napięte, a zamiary molestanta dało się wyczuć.

Rozmowę nagrał Onet. Dlatego musiała się ona odbyć na tarasie. Ale skąd komitet wiedział, co, gdzie i kiedy? Dzięki Annie, która nawiązała niejawną współpracę z portalem na bardzo wczesnym etapie afery. Kto wie, może nawet przed aferą, którą Anna wywołała z inspiracji komitetu.

Wnioski

Nikt tu nie jest w porządku.

Anna bezczelnie łże. Jej refleksja, że jak można molestować kobietę w Żandarmerii, to typowe kłamstwo bandytów. „Już nie zaufam policji”. „A tak wierzyłem celnikom”. Etc. etc. Przecież molestowanie i mobbing, to patologie niedopuszczalne w żadnej formacji, ani w żadnym środowisku zawodowym. Facet złapał ją za cycka, a ta się oburza, że to żandarm? Czyli w Policji, albo w ABW jakoś by to zniosła?

Żandarmeria dała się podejść, jak zgraja gimnazjalistów. Ten z doktoratem i ci dwaj z tarasu – w którym stuleciu szkolono ich w pracy operacyjnej? Skoro mogła ich skompromitować jedna przedsiębiorcza drapieżnica, to czego się można spodziewać w przypadku ataku przez wroga zewnętrznego? Wystarczyła garść pomówień i mikrofon kierunkowy? Olaboga! Ministrze obrony, mamy poważny problem!

Onet wystąpił w obrzydliwej roli szczujni. Im przecież wcale nie chodzi o los kobiet w Żandarmerii, Wojsku, czy ogólnie w formacjach mundurowych. Wiele wskazuje na to, że to oni zainspirowali intrygę, którą starannie zrealizowała kapral Anna.

Cel jest inny. Tym celem jest Antoni Macierewicz. Pamiętajmy, czyj kapitał włada Onetem. Pamiętajmy, że to dopiero od niedawna żandarmi są piratami drogowymi. Teraz stali się seksualnymi zwyrodnialcami. Co niebawem? Tradycyjna staropolska pornografia dziecięca, znaleziona u kogoś w szkarłatnym berecie? Zresztą Onet nawet nie bardzo się kryje ze swymi intencjami. Już zapowiedzieli, że nie ustaną.

Najpierw okrzyknięto żandarmów „pretorianami Macierewicza”. Teraz trzeba ich skompromitować.

[]

Materiał źródłowy - reportaż Onetu

[]

Przeczytaj także:

Wyrzucony z Onetu - zagrażał układom

Kobieta żandarm odpowiada na paszkwil Onetu

[]

To jest kontynuacja bloga, dostępnego pod tym adresem: https://www.salon24.pl/u/mundurowi/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo