Olani przez Premiera na własne życzenie.
Olani przez Premiera na własne życzenie.
Rebeliant Szmarowski Rebeliant Szmarowski
17428
BLOG

Federacja Zawodowych Zdrajców Służb Mundurowych

Rebeliant Szmarowski Rebeliant Szmarowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

[Uwaga: w tej lokalizacji artykuł ma więcej, niż jedną stronę]

W dniu 28 sierpnia 2018 roku o godzinie 14:00 przedstawiciele Federacji Związków Zawodowych Służb Mundurowych, w osobach szefów central związkowych i ich przybocznych, stawili się w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Niczym Drużyna Pierścienia, dziewięciu wyruszyło z Rivendell, aby spotkać się z premierem Mateuszem Morawieckim i wykrzyczeć mu prosto w twarz, jak dramatyczna jest sytuacja w służbach mundurowych i żeby wreszcie rząd spełnił postulaty protestujących funkcjonariuszy.

Wizyta była starannie przygotowana. W komunikacie, wydanym 24 sierpnia, Federacja ogłosiła, że 28 sierpnia punkt czternasta jej przedstawiciele „zameldują się” u premiera. Tak, że... ten... W każdym razie premier nie mógł nie wiedzieć, że się do niego wybierają. Wiedział wiedział. I zadbał o godne przyjęcie spodziewanych gości. Na ich spotkanie wysłał jakiegoś nieboraka, który miał akurat tego pecha, że gdy premier stał na korytarzu i łowił frajerów, ten akurat wyszedł na siku. Zastępca zastępcy szatniarza. Przyjęcie było bardzo godne i trwało dwie minuty, w trakcie których urzędnik reprezentujący Premiera zakomunikował szefom central związkowych, reprezentującym 150 000 ludzi, żeby poszli pogadać z wiceministrem Zielińskim, tym z MSWiA, tym od konfetti i od setek jałowych rozmów, obliczonych na zmęczenie strony związkowej.

Drużyna Pierścienia uznała to za potwarz, gniewnie prychnęła i opuściła budynek KPRM, oświadczając zgromadzonym dziennikarzom, że skoro tak, to oni tu niedługo wrócą, ale w dziesięć tysięcy, a może i w trzydzieści. – Bień! Jeszcze tu kurwa wrócimy! Z Olem!

Masowa demonstracja funkcjonariuszy jest planowana na przełom września i października. Organizatorzy, czyli Drużyna Pierścienia, szykują cały potencjał Federacji na tę właśnie kulminację Akcji Protestacyjnej. Samych policjantów może przybyć do Warszawy nawet 30 tysięcy. Do tego po trzy tysiące osób ze Straży Granicznej i Pożarnej, jakiś tysiąc z Służby Więziennej i może kilkuset celników. W porywach może to być nawet pięćdziesięciotysięczna manifestacja. Takiej masy protestujących mundurowych jeszcze Stolica nie widziała.

Tylko co z tego? Widziała już 60 tysięcy manifestujących zwolenników Komitetu Obrony Demokracji. Widziała też 300 000 manifestujących związkowców, w 2013 roku, w ramach Ogólnopolskich Dni Protestu. Ani tamten rząd, ani ten, w reakcji na te wydarzenia nie pyknęły nawet brewką. W demokracji ludzie mają prawo manifestować, a jak przyszli, to i pójdą.

Zgromadzenie 50 tysięcy mundurowych na demonstracji, która ma być ledwie częścią, etapem Akcji Protestacyjnej, to mądry pomysł. Etapem, czyli ma się odbyć oprócz, a nie zamiast innych działań. A co robi Federacja? Ściemnia na potęgę i to od dawna – przed opinią publiczną i przed własnymi związkowcami. Najpierw zainicjowano akcję pouczeń w miejsce mandatów. Od 10 lipca do 10 sierpnia z tego powodu do budżetu państwa wpłynęło o kilkanaście milionów złotych mniej, niż rok temu. Imponująca kwota, ale rządu się takimi pieniędzmi nie obali, nie zmusi się go nawet do zmiany rodzinnych planów na weekend. Taka akcja może być jedynie wstępnym etapem Protestu, taką rozbiegówką, która mądrym rządzącym da przedsmak tego, co będzie, gdy nie okażą protestującym odrobiny szacunku. I tak właśnie było to formalnie zapisane w planie Akcji Protestacyjnej.

Pouczenia nie pouczyły rządu, więc kolejnym etapem jest protest włoski. Na czym polega? W teorii na tym, że funkcjonariusze wykonują swoje obowiązki z posuniętą do granic rozpaczy obywateli skrupulatnością, w efekcie czego rosną kolejki w przejściach granicznych, korki na drogach dojazdowych do granicy ciągną się kilometrami, budowy nie mogą ruszyć, bo zatwierdzanie warunków bezpieczeństwa trwa w nieskończoność, kontrolowani kierowcy muszą rozbierać swoje auta do ostatniej śrubki, żeby policjant miał pewność co do należytego stanu technicznego, a więźniowie nie mogą spotkać się z bliskimi, bo pan oddziałowy musi ładnie wykaligrafować wpisy do książki służby. Tyle teoria.

W praktyce Federacja wydała 16 sierpnia komunikat o przejściu do fazy protestu włoskiego i sama w jego rytmie zaczęła go wprowadzać. Już dwanaście dni później – czyż nie żyjemy w epoce szalonego pędu? – w ramach włoskiego protestu Drużyna Pierścienia przyszła pocałować klamkę Premierowi.

Podsumujmy. Coś, co miało być tylko rozgrzewką, czyli akcja pouczeń, stało się filarem Protestu. Coś, co miało być zasadniczym etapem Protestu, sprowadziło się do błazenady w siedzibie premiera, a coś, co miało być gromkim zbiorowym przejawem gniewu protestujących, towarzyszącym Akcji Protestacyjnej, skompromitowani organizatorzy zapowiadają jako akt zemsty za ubligę.

To jest rażące dyletanctwo ze strony wierchuszki Federacji. To jest akt bezczelnego oszustwa. Mydlą oczy szeregowym związkowcom, że „no organizujemy”, „mamy przygotowane”. Ludzie się mobilizują, aktywnie włączają w przygotowania – i nic. Chwała policjantom w terenie, że dzielnie kontynuują akcję pouczeń, ale to już koniec. Po komunikacie o włoskim proteście związkowcy ze Straży Granicznej przez kilka dni czekali tylko na sygnał. Wątpiących gorąco przekonywano, łamistrajków pogardliwie piętnowano, w ruch poszły kreatywne umysły, obeznane z zawiłą materią propagandy i  PR-u. A co zrobił Marcin Kolasa, szef centrali związkowej pograniczników? Cztery dni po tym, jak w jego imieniu Federacja proklamowała protest włoski, wydał własne oświadczenie, w którym okrzyknął te przygotowania dziełem podżegaczy.

Do mediów wymachujemy sztandarami, do własnych związkowców robimy słodkie ślepia, a rządzącym nadal, po staremu, liżemy dupę. Żeby tylko nie zrazić, bo mogliby nie dać nagrody. Kolasa, oprócz tego, że szefuje związkowi zawodowemu pograniczników, jest także wiceprzewodniczącym FZZSM i z jej ramienia zasiada z Radzie Dialogu Społecznego. Nie za darmo. Za półtora tysiąca miesięcznie. Ot, takie hobby - być wszędzie tam, gdzie dają pieniążki. A za co dają? Za zakłócanie owocnych obrad? Harmonogram prac RDS jest już ustalony na wiele miesięcy do przodu i nie ma tam ani słówka o postulatach protestujących funkcjonariuszy. Oto, jak mjr SG Marcin Kolasa walczy o prawa ludzi munduru.

Doszło do tego, że wynikami jego pracy na stanowisku funkcyjnym, zainteresowali się związkowcy z Zarządu Oddziałowego przy Nadwiślańskim Oddziale Straży Granicznej. Wystosowali do niego oficjalne pismo, w którym czytamy między innymi:

„W ostatnich miesiącach Pańska postawa budzi poważne zastrzeżenia odnośnie tego, czy postępuje Pan zgodnie ze statutem i standardami przyjętymi w demokratycznym kraju dla funkcjonowania związków zawodowych”. Po tym następuje długa lista bolesnych pytań, ewidentnie wskazujących, że chodzi o rozliczenie hochsztaplera, a nie działacza związkowego.

Aktualny protest służb mundurowych zakończy się klapą. Związkowcy jeszcze przez kilka tygodni pomruczą, w stolicy urządzą huczny występ, ktoś gdzieś może jeszcze zlinczuje jakiegoś związkowego kacyka. A rząd zrobi, co będzie chiał. Po szlachetnych postulatach pozostanie piękne wspomnienie i niesmak na myśl, że można było tak koncertowo spartaczyć i zniweczyć ofiarność dziesiątków tysięcy funkcjonariuszy, gotowych znowu „iść na barykady”, aby walczyć w obronie swych praw i godności.

Czy to już koniec tej opowieści? W zasadzie tak, ale ma ona jeszcze epilog i morał.

Epilog

Sytuacja w służbach jest katastrofalna, bo szeregi topnieją w zatrważającym tempie. Odchodzi niemal każdy, kto dosłużył się jakiej takiej podstawy emerytalnej, a w to miejsce nie przychodzi prawie nikt. W Policji jest obecnie sześć tysięcy wakatów. Jak wygląda brak sześciu tysięcy ludzi? Wyobraźcie sobie swoje województwo i że właśnie zniknęli z niego wszyscy policjanci. Ta liczba wzrośnie w przyszłym roku, być może nawet do 10 tysięcy. Zawsze największa fala odejść ma miejsce na początku kwietnia, bo wtedy można jeszcze załapać się na wypłatę różnych dodatków, których suma jest zauważalna w budżecie domowym. W Straży Granicznej brakuje 15% funkcjonariuszy, czyli co szóstego. Co to oznacza? Oznacza to, że w chwili prawdy, gdy trzeba będzie skonfrontować się z masowym naporem afrykańskich „inżynierów, lekarzy i matek z dziećmi”, Straż Graniczna nie podoła wyzwaniu. Tak samo, jak w Policji, wiosna przetrzebi szyki jeszcze bardziej.

Co się okazuje – żadne akcje protestacyjne nie są potrzebne, bo funkcjonariusze po prostu zaprotestują nogami. Dzięki za służbę, Kochana Ojczyzno. Co wtedy zrobi rząd? A kogo to obchodzi.

Morał

Organy wykonawcze związków zawodowych w „mundurówce” są zdominowane przez sprzedajnych aparatczyków. Są to dyletanci, lizusi, kapusie i kanalie o najpodlejszej kondycji moralnej. W ich masie nikną ci nieliczni działacze, którym leży na sercu dobro reprezentowanych przez nich funkcjonariuszy. Oni wiedzą, na czym polega praca związkowa i potrafią się w nią angażować kosztem czasu własnego i swoich rodzin. Co z tego, gdy cały ich wysiłek niweczą szemrane indywidua, pokroju majora Kolasy.

[]

Materiały źródłowe:

Drużyna Pierścienia zapowiada wizytę

Federacja zignorowana przez Premiera

Związkowcy biorą się za porządki we własnym kierownictwie

O co chodzi mundurowym latem 2018 roku

Straż Graniczna - Kolasa Travels

[]

Zobacz galerię zdjęć:

Dominujący model "walki związkowej" w służbach mundurowych.
Dominujący model "walki związkowej" w służbach mundurowych. Federacja zapowiada włoski strajk, a Kolasa piętnuje "podżegaczy". Zawodowi zdrajcy. Król pionu.

To jest kontynuacja bloga, dostępnego pod tym adresem: https://www.salon24.pl/u/mundurowi/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo