Szylkret Szylkret
278
BLOG

O tym jak to Emmanuel dzieło Immanuela Franciszkowi darował i co z tego wynikło.

Szylkret Szylkret Społeczeństwo Obserwuj notkę 11
Immanuel Kant na chwilę stał się bohaterem kultury masowej w Polsce za sprawą Emmanuela Macrona, Papieża Franciszka i pewnej pieczęci.

     Dość zabawnym zdarzonkiem ostatnich dwu dób był l`orage de merde  związany z prezentem, jaki bawiący w Watykanie prezydent Emmanuel Macron wręczył papieżowi Franciszkowi. Tak, chodzi o esej filozoficzny Kanta Zum ewigen Frieden. Ein philosophischer Entwurf z 1795, a konkretnie jego pierwsze wydanie w języku francuskim pt. Projet de paix perpétuelle, które ukazało się w Królewcu w roku następnym. Książka uchodzi za rarytet. Fajny prezent do papieskiej biblioteki.

     Ale oto na publikowanym zdjęciu tytułowej strony prezentu odkryto rychło pieczęć „Czytelnia Akademicka we Lwowie 784”.           I podniosła się wrzawa pod hasłem: „to nasze, ukradzione na pewno w czasie ostatniej wojny”, „nieładnie”, „wstyd”, „Macron paser” W sprawie wypowiedzieli się urzędnicy resortu spraw zagranicznych, w tym  rzecznik MSZ. Powiedzieli, że będą badać. Że na razie nie będą się wypowiadać, ale że  nie uchodzi. Gromko wtórowali publicyści: Staszek Janecki walnął na Twitterze: „Czytelnia Akademicka we Lwowie powstała w 1867 r., zatem ukradli to dzieło albo Niemcy, albo Ruscy albo któraś z francuskich jednostek Waffen-SS. Tak czy owak gratulacje dla prezydenta Macrona za paserstwo”. Zauważyliście? Wg Janeckiego z faktu, że czytelnia powstała w 1867 r. wynika koniecznie, że  „ukradli to dzieło albo Niemcy, albo Ruscy albo któraś z francuskich jednostek Waffen-SS”. Według jakiegoż-to schematu rozumowania? No i to odkrycie francuskich jednostek Waffen-SS rabujących lwowskie czytelnie… Może to wiadomości od sławnego w swoim czasie informatora Janeckiego płk. Ronalda van der Verve? Nie będę cytował innych głosów, bo szkoda miejsca a przecież i na tutejszym Salonie24 niektórzy PT Korespondenci pryncypialnie dawali upust emocjom snując fantastyczne wizje spisku przeciw Polsce przy pomocy książki Kanta.

     Na szczęście niektórzy zachowali trochę zdrowego rozsądku: Sławomir Dębski z PISM napisał: „Książka mogła być wymieniona przed II wojną światową (jako duplikat) na inną książkę ze zbiorów innej biblioteki. Jednak Niemcy masowo plądrowali polskie biblioteki/archiwa i to pozostaje najbardziej prawdopodobnym pochodzeniem”.

     Sprawa wzbudziła niejakie zdziwienie we Francji. Agence France Presse, zaintrygowana tym naszym wzmożeniem, zrobiła to, od czego powinno się zacząć – znalazła paryskiego antykwariusza, specjalistę od książek dawnych i rzadkich, który sprzedał wolumin Pałacowi Elizejskiemu (za trochę mniej niż cena katalogowa 2,5 tys. euro). Gość nazywa się Patrick Hatchuel, jego antykwariat mieści się przy 58 rue Monge w Paryżu (niedaleko ZOO i ogrodu botanicznego oraz sorbońskiego kampusu M. i P. Curie). Antykwariusz oświadczył: „Historia tego tomu pokazuje, że nie może on pochodzić z grabieży przez nazistów. Nie mam co do tego wątpliwości a będąc wyznania mojżeszowego jestem na to wrażliwy. Pochodzi z biblioteki we Lwowie, jednak tom przestał być częścią jej zbiorów gdzieś w latach 1850-1870, prawdopodobnie został sprzedany. Następnie znalazł się we Francji. Znajdował się w Paryżu około 1900 roku w posiadaniu księgarza o znanej historii, Luciena Bodina, specjalisty od ezoteryki. Świadczy o tym drukowana etykieta. Ostatni posiadacz to prywatny kolekcjoner, który kupił wolumin pół wieku temu. A jego syn mi to sprzedał. Nie ma z tym problemu, wszystko jest weryfikowalne”.

     Naturalnie nie wiadomo, w jaki sposób książka znalazła się w Paryżu w 1900 r. lub wcześniej, ale nie ma powodu by z całą pewnością sądzić, że trafiła tam nielegalnie.

     No i co Panowie publicyści? Vous avez manqué une bonne occasion de se taire?  Czy nie lepiej czasem skorzystać z okazji, żeby siedzieć cicho? Naprawdę mielibyśmy uwierzyć, że nikt przed naszymi dzielnymi Panami Samochodzikami nie zauważył bibliotecznej pieczęci i nie sprawdził pochodzenia książki, tym bardziej, że miała być przedmiotem nie pokątnej transakcji tylko daru Francji dla Papieża? Czy megalomania rodem z dowcipów o Polaku, Niemcu i Ruskim dalej jest cechą niektórych umysłów?
     Dziś zatłitował pan wicepremier Gliński, informując, że „książka I. Kanta ofiarowana przez prezydenta Emmanuela Macrona papieżowi Franciszkowi nie jest polską stratą wojenną. Wbrew twierdzeniom niektórych mediów, @kultura_gov_pl przewidywało, że dzieło to nie jest polską stratą”. Dodał też, że Ministerstwo Kultury dokonało stosownych ustaleń we współpracy z Zakładem Narodowym im. Ossolińskich i stroną francuską. Można? Można.

     Pan Łukasz Kamiński z Zakładu Narodowego im. Ossolińskich  ocenia, że teza o wojennym rabunku jest stawiana na wyrost: „Towarzystwo mogło sprzedawać niektóre książki ze swoich zbiorów, na przykład po to, by móc potem nabywać jakieś nowości wydawnicze, które uważano za bardziej potrzebne. Również Ossolineum posiada stare druki z pieczątką "Czytelnia Akademicka", które trafiły do naszych zbiorów pod koniec XIX w.”.

*****

     Ale, ale. Jakoś nikt nie zająknął się co to za książka stała się przedmiotem całego zamieszania. A dzieło to interesujące, przeżywające nawet coś w rodzaju życia po życiu. Bo jest istotnym źródłem inspiracji dla teoretyków tzw. teorii demokratycznego pokoju. Kant, podejmując pomysł Charlesa-Irénée Castel de Saint-Pierre'a, który swój Projekt wieczystego pokoju opublikował w 1713 roku, formułuje w nim szereg zasad mających stworzyć warunki dla "wieczystego pokoju" (w odróżnieniu od zwykłego, tymczasowego "zaprzestania działań wojennych" będącego jedyną możliwą formą pokoju, dopóki między państwami panuje "stan natury").

W dziele Zum ewigen Frieden. Ein philosophischer Entwurf (albo Projet de paix perpétuelle czy też Projekt wiecznego pokoju. Rozwaga filozoficzna) Kant proponuje dwuczęściowy program ustanowienia pokoju między ludźmi. Pierwsza część ("artykuły wstępne") składa się z sześciu środków ("warunki wstępne każdego wieczystego pokoju"), które powinny zostać przyjęte jak najszybciej:
1.    Żaden traktat pokojowy nie będzie ważny jako taki, jeśli został zawarty z milczącym zastrzeżeniem przyszłej wojny, czyli zapewnienie jawności i otwartości w dyplomacji i stosunkach międzynarodowych.
2.    Żadne niepodległe państwo nie może zostać przejęte przez inne państwo, w drodze wymiany, dziedziczenia, zakupu lub darowizny, czyli zakazane winno być czynienie państw przedmiotami umów typowych dla stosunków cywilno-prawnych czy łączenie ich na siłę lub anektowanie – bowiem są równe.
3.    Żadne państwo nie może utrzymywać stałych armii - zatem konieczne jest ich zniesienie.
4.    Żadnemu państwu nie wolno zaciągać długów publicznych jako narządzi do wszczynania wojen.
5.    Żadne państwo nie może siłą ingerować w porządek konstytucyjny i rząd innego państwa.
6.    Żadne państwo będące w stanie wojny z innym państwem nie pozwoli sobie na działania wojenne o takim charakterze, który uniemożliwiłby wzajemne zaufanie w przyszłym okresie pokoju, czyli uciekanie się do taktyk wojennych, które podkopywałyby wiarę państw w możliwość utrzymania pokoju w przyszłości, np. zrywanie warunków kapitulacji czy podżeganie do buntu.

     Druga część ("Artykuły końcowe") zawiera trzy zasady mające na celu ustanowienie ostatecznego pokoju:
1.     W każdym państwie konstytucja cywilna musi być republikańska, czyli taka, która przewiduje rozdział władzy wykonawczej oraz ustawodawczej, zasadę reprezentacji politycznej, równość wszystkich obywateli wobec prawa oraz prawo decydowania o sprawach najważniejszych dla polityki państwa, a więc przede wszystkim o kwestii wojny i pokoju. Przez nadanie takiego prawa doprowadzi się do spadku ryzyka wybuchu wojny, ponieważ nikt nie będzie skłonny dobrowolnie nakładać na siebie (i swój majątek) ciężarów związanych z wojną i jej prowadzeniem.
2.    Prawo narodów musi być oparte na federalizmie wolnych państw -  przymierza na rzecz pokoju (foedus pacificum). W idealnym modelu  ośrodkiem owego przymierza zostałoby państwo „potężne i oświecone”, lecz stroniące od agresji w relacjach zewnętrznych. Inne państwa – uczestnicy federacji, nie odczuwając zagrożenia z jego strony, nawiązywałyby z nim pokojowe stosunki, te zaś sprzyjałyby rozwojowi kontaktów handlowych i wszelkich innych co dodatkowo zmniejszałoby ryzyko wybuchu wojny. Korzyści z owego „związku szczególnego gatunku” zachęcałyby inne państwa do przyłączenia się.
3.    Prawo kosmopolityczne, czyli ogólnoświatowe  musi być praktykowane przez wszystkich i oznacza zasadę powszechnej gościnności, czyli gwarancję bezpieczeństwa dla każdego przybysza.
     Kant nie wspomina o kwestii powszechnego prawa wyborczego, które jest niezbędne we współczesnych demokracjach                  i w koncepcjach współczesnych teoretyków demokratycznego pokoju. Ponadto Kant nie uważa, że sam fakt, iż rządy są republikańskie, jest wystarczający do zagwarantowania pokoju: do realizacji jego programu bardziej niezbędny jest swobodny przepływ ludzi (gościnność) i utworzenie ligi narodów. Nie mógł zagwarantować, że republiki nigdy nie będą prowadziły przeciwko sobie wojny, uważał jednak, że są one najbardziej pokojowymi formami rządów.
     Kant dostrzega trudności wynikające z warunków, jakie ludzkości narzuciła natura, zakłada jednak z optymizmem, że ludzkość, przy zachowaniu autonomii poszczególnych narodów, zmierza w kierunku większego wzajemnego zrozumienia, i upowszechniania się ustroju republikańskiego, który – narzucając większą powściągliwość i stawiając bariery dla możliwości rozpętania wojny – stwarza fundament pod trwały pokój.
     Niestety, obserwacja świata realnego pokazuje, że od czasów Kanta nie posunęliśmy się na tej drodze. Wygląda na to, że ludzkość ciągle znajduje się w „stanie natury” i musi zadowalać się krótkotrwałymi rozejmami zamiast dążyć do trwałego pokoju według recepty Filozofa z Królewca.

     Zresztą nie musimy w końcu Kantowi wierzyć. Przecież podobno nigdy nie wyjeżdżał z Królewca. To jednak nie do końca prawda - wyjechał raz - do Gołdapi. Z nieznanych przyczyn, zimą 1775/1776 roku przyjął zaproszenie dowódcy garnizonu gołdapskiego gen. von Lossowa i spędził w Gołdapi trochę czasu. Zdarzenie to upamiętnia stosowny pomniczek.






Szylkret
O mnie Szylkret

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo