Teologia Polityczna Teologia Polityczna
88
BLOG

Marek A. Cichocki: Widmo wspólnej pamięci krąży po Europie

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 33

Polacy z coraz większą radością potrafią świętować swoje narodowe święto 11 listopada. W latach 90. było to bodaj że najsmutniejsze państwowe święto. Fatalna pogoda, nudne przemówienia znudzonych polityków na Placu Piłsudskiego, grupki zziębniętych Warszawiaków za szpalerem policyjnej ochrony. Dzisiaj aura wokół 11 listopada całkowicie się zmieniła, a święto przeradza się w rodzaj narodowego i obywatelskiego pikniku. Co więcej, w ostatnich badaniach okazało się, że po 90 latach Józef Piłsudski jest najbardziej docenianym w historii naszego kraju Polakiem po Janie Pawle II i kardynale Wyszyńskim.

Ta sielanka może się jednak wkrótce skończyć. Biedni, całkiem nie zdają sobie sprawy, że powracająca radość z odzyskanej niepodległości oraz uznanie dla Marszałka, może być już wkrótce zakwalifikowana w Europie jako przejaw groźnego polskiego nacjonalizmu wymagającego natychmiastowej resocjalizacji. Jeśli ktoś wątpiłby w prawdopodobieństwo takiego scenariusza, powinien koniecznie zajrzeć do najnowszego wspólnego niemiecko-francuskiego podręcznika historii, który najczęściej jest reklamowany jako epokowy postęp w polityce europejskiego pojednania.

Po Europie krąży widmo wspólnej pamięci. To przecież oczywiste, że po wybudowaniu wspólnego rynku i wprowadzeniu wspólnej waluty nadszedł czas na stworzenie wspólnej pamięci. Czyż Monnet nie wyznał przed śmiercią, że gdyby miał zaczynać projekt integracji raz jeszcze, tym razem zacząłby od kultury?

Za ideą europeizowania historii i pamięci kryją się na pewno także szczytne intencje. Chodzi zapewne o to, aby przeszłość przestała być kością niezgody, by nie dzieliła więcej europejskich narodów, by służyła budowaniu harmonijnej przeszłości. Taka zeuropeizowana historia będzie przecież także bardziej zrozumiała, jak ostatnio przekonują nas inicjatorzy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Czy z pamięcią nie jest tak jak z Euro? Konieczność wymiany waluty zagranicą jest przecież tak niepraktyczna! Same problemy, no i te ciągłe wahania kursów. Gdyby więc teraz mieć jedną europejską pamięć, bez problemu można by się nią wymieniać z innymi.

Wspomniany niemiecko-francuski podręcznik historii traktowany jest w tym kontekście jako znaczące wydarzenie. Nie jest to wcale podręcznik opisujący trudną historię Francji i Niemiec, lecz francusko-niemiecka wersja historii świata oraz Europy od kongresu wiedeńskiego po współczesność. Projekt ten ma mieć jeszcze jedną zaletę, bowiem przyjęty został przez aklamację za wzór, metre sevre, dla powstającego właśnie podręcznika polsko-niemieckiego (swoją drogą to ciekawe, czy podręcznik ten ogranicza się tylko do relacji polsko-niemieckich czy jest próbą polsko-niemieckiej wykładni historii świata i Europy w XIX i XX wieku; myślę, że to drugie pozostanie jednak zarezerwowane dla naszych niemieckich I francuskich kolegów).

Nasi rozentuzjazmowani atmosferą narodowego święta 11 listopada współobywatele mogą jednak poczuć się bardzo nieswojo biorąc do ręki ten wzór europejskiej historii. Mówiąc wprost powinni się bardzo zawstydzić. Na stronie 236-237 francuskiej wersji podręcznika możemy się bowiem dowiedzieć, jak straszliwie autorytarna była przedwojenna Polska i jak obrzydliwym dyktatorem okazał się Piłsudski. Naszym miłośnikom niepodległości szczególnie polecam mapę Europy ze strony 237. Naprawdę robi duże wrażenie. Przedstawia ona demokratyczne oraz autorytarne i faszystowskie państwa międzywojennej Europy. Kolorem żółtym zaznaczone zostały demokracje, takie jak Francja, Wielka Brytania, Irlandia, Dania, Szwecja, Norwegia, Finlandia czy Czechosłowacja. Na wschodzie widnieje spora czerwona plama: reżim komunistyczny. Kolorem niebieskim razem ujęte zostały razem państwa autorytarne oraz faszystowskie. Wśród nich znajdziemy Niemcy, Włochy, Hiszpanię, Portugalię, Polskę, Kraje bałtyckie, Węgry, Jugosławię, Rumunię, Bułgarię czy Turcję. Zapewne gwoli precyzji na mapce w krajach autorytarno-faszystowskich umieszczono dokładne daty dyktatorsko-faszystowskich przewrotów: Niemcy - 1933, Włochy - 1922, Polska - 1926. Aby nie było wątpliwości, kto przoduje wśród tej straszliwej „bandy" dyktatorów i faszystów, na wymienionych stronach można znaleźć tylko zdjęcie Piłsudskiego oraz walk ulicznych w Warszawie w maju 1926 roku. Rozdział zatytułowany został następująco: Transformacja demokracji liberalnej w okresie międzywojennym. Podtytuł brzmi: Jakie zjawiska wpłynęły na osłabienie zwycięstwa demokracji w Europie?

Wszystko jasne. Między Polską po 1926 roku a Niemcami 1933 roku nie ma żadnej różnicy, tak jak nie ma różnicy między Hitlerem, Mussolinim, Franko czy Piłsudskim. Swoją drogą, jeśli rządy Piłsudskiego można porównać do rządów Hitlera, to czym była w Polsce Endecja - lepiej nie myśleć. Wcale jakoś nie dziwi mnie to, że francuscy i niemieccy historycy przyjęli taki właśnie punkt widzenia w podręczniku. Francja nadal jaśnieje „żółcią" na mapie Europy jako wzorcowa demokracja. Niemcy co prawda pozostają w cieniu autorytaryzmu i faszyzmu, ale za to w jakim wyśmienitym towarzystwie!

Na końcu rozdziału autorzy zwracają się do swoich niemieckich i francuskich czytelników - europejskich uczniów nowego, posthistorycznego i postnarodowego typu - z prośbą o wyciągnięcie wniosków: wskaz czynniki, które wpłynęły na osłabienie demokracji po pierwszej wojnie światowej 1914-1918 roku. Odpowiedź po przeczytaniu rozdziału nasuwa się sama: rozwój systemów autorytarnych oraz dyktatur faszystowskich.

Idźmy dalej tą drogą rozumowania i spróbujmy odpowiedzieć sobie  na pytanie, czym w takim razie był 1 września 1939 roku. Rzut oka na opisaną już mapkę w podręczniku wystarczy, aby nasz nowy, reedukowany przez francuskich i niemieckich przyjaciół młody Europejczyk znał precyzyjną odpowiedź: Jedno autorytarne państwo napadło na drugie autorytarne państwo. Z perspektywy współczesnych demokracji wiemy przecież, że wśród autorytarnych reżimów zbudowanych na nacjonalizmie i nietolerancji dochodzi do takich straszliwych, godnych politowania dewiacji, jak wojna. Dlatego dzisiaj mamy w Europie Unię Europejską zbudowaną przez dwa wrogie kiedyś narody: Niemców i Francuzów. - „Świetna odpowiedź, Hans / Jacques! Możeś usiąść, dostajesz piątkę".

Nie wydaje mi się, aby moi rodacy, którzy tak radośnie wymachują biało-czerwonymi chorągiewkami 11 listopada na Placu Piłsudskiego, mieli świadomość tego, jakie miejsce zostało przeznaczone we wspólnej europejskiej pamięci temu, z czego są dzisiaj tak dumni. Bardzo jednak chciałbym usłyszeć, co o międzywojennej wizji Europy zawartej w metre sevre francusko-niemieckiego pojednania sądzą polscy historycy. Byłbym również ciekaw zdania na ten temat niekwestionowanych autorytetów, takich jak Władysław Bartoszewski. I co o tym wszystkim sądzą doradcy polskiego premiera zajmujący się polityką historyczną. Ciekawe byłoby także wiedzieć, co robił polski ambasador w Paryżu i jego kolega w Berlinie, kiedy podręcznik powstawał.

Mam bowiem jakieś dziwne przeczucie, graniczące z pewnością, że większość tych, którzy w Polsce tak chętnie mówią dzisiaj o wspólnej europejskiej pamięci, nigdy nie zajrzała do francusko-niemieckiego podręcznika. A szkoda.

Marek A. Cichocki

Teologia Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka