bo się zaczyna robić śmiesznie.
To naprawdę nieistotne, czy pierwsze posiedzenie Sejmu będzie 9, 10, 12 czy 20 listopada. Serio. Ani kiedy Kopacz powiadomiła Dudę o spotkaniu na Malcie i czy będzie tam, czy nie będzie ktokolwiek.
Ani co napisała GW o kolejkach po 500 zł. Poważnie.
Ani akcja Ratujmy Gimnazja.
Właściwe żaden z obecnie trenowanych w mediach tematów nie ma zupełnie, kompletnie i absolutnie żadnego znaczenia - zaś sądząc po wysypie notek i darciu szat na Salonie mamy do czynienia ze sprawami fundamentalnymi dla naszego narodu. Wyluzujcie wreszcie.
Zaniedługo będziemy mieć rząd. Ten rząd przedstawi pewne założenia swojej polityki zagranicznej i plan pracy na pierwsze 100 czy 365 dni. Potem pojawią się projekty ustaw i dopiero wtedy, w kwestiach praktycznych, będzie co oceniać i o czym dyskutować. Teraz to bicie piany, w którym, co mnie najbardziej zadziwia, biorą udział wydawałoby się całkiem poważni blogerzy.
PiS ma bezpieczną, stabilną większość sejmową. Nie musi, jak przed 8 laty, oglądać się na niechętnych koalicjantów - a to oznacza, że może wprowadzać reformy nie oglądając się na jazgot w mediach czy spadek popularności. Nie trzeba się zatem tak napinać i chronić dobre imię PiSu przed każdą bzdurą, jaka się pojawi.
Mamy ten luksus, że możemy sobie pozwolić na ocenę 'po owocach' - za dwa lata czy cztery. Korzystajmy z niego.