PROGRAM "DOBRA ZMIANA" OD ZMIANY JĘZYKA DEBATY PARLAMENTARNEJ, ZMIANY JĘZYKA DEBATY PUBLICZNEJ.
Ostatnia wypowiedź Jerzego Owsiaka, skierowana pod adresem posłanki Pawłowicz zdecydowanie należy do kategorii zachowań przemocowych. W ogóle język polskich liberałów jest bardzo nacechowany sadyzmem i przemocą. Już dawno zauważyłam to u Tuska, tj. w czasie kampanii prezydenckiej, gdy rywalizował z Lechem Kaczyńskim. Byłam przerażona, ile w nim przemocy i ostatecznie (a nie miałam w tamtym okresie jeszcze sprecyzowanych poglądów politycznych) nie zagłosowałam na niego; wybrałam Lecha Kaczyńskiego. Później z językiem polityków i różnych debat politycznych było coraz gorzej. Język sadyzmu zaczął rozlewać się na coraz to szersze masy społeczne. Wiadomo "ryba psuje się od głowy". Grupy wyborców identyfikujących się ze swoim liderem utwierdzały Tuska w jego omnipotencji i wzmacniały jego psychopatologię, a ten odwdzięczał się im tym samym, umacniając ich w destrukcyjnych zachowaniach.
U Jarosława Kaczyńskiego ostry język również się zdarza, ale to dzieje się już w b. skrajnych sytuacjach. "Puszczają mu nerwy" pod wpływem nawału agresji, przemocy i hejtu ze strony przeciwników. W większości przypadków Kaczyński jednak panuje nad swoją mową, czego oczywiście nie można powiedzieć o innych podlegających mu politykach PiS-u, np. samej prof. Pawłowicz. Można nawet rzecz, że długo pracowała nad tym, żeby zostać potraktowaną brutalnie, np. jak ostatnio przez Owsiaka. Jednak jakakolwiek przemoc nie może znajdować uzasadnienia dla innej przemocy. Przemocy nie wolno zwalczać przemocą.
W tym wszystkim pocieszającym jest jednak to, że coraz więcej osób, nawet z tzw. totalnej opozycji zaczyna uruchamiać myślenie i kontrolować swoje sadystyczne kawałki przez publiczne napiętnowanie sadystycznych zachowań swoich reprezentantów.
Ja w ogóle myślę, że nie dochodziłoby w Polsce do radykalizacji postaw wśród polityków, nie byłoby takiego podziału, pęknięcia i wzajemnej nieufności, jaki mamy obecnie w polskiej przestrzeni społecznej i politycznej, gdyby politycy kontrolowali swój język. Lęk (pod naporem agresji) niestety usztywnia i radykalizuje obronnie postawy. Radykalizacja, usztywnienie to taka zbroja, która ma chronić wewnętrzne "ja" przed zranieniem i uszkodzeniem ze strony sadystycznego przeciwnika.
Program "Dobra zmiana" w Polsce powinien rozpocząć się od zupełnie czegoś innego niż dotychczas zakładano. "Dobra zmiana" powinna rozpocząć się od zmiany języka debat publicznych. No ale właśnie, ale czy rzeczywiście liberałom (politykom) na tym zależy? A może używanie języka pełnego pogardy i przemocy jest im na rękę? Bo może rywal znów szybko wymięknie, jak miało to już raz miejsce, gdy Kaczyński oddał władzę sadystycznemu Tuskowi? Teraz Tusk pewnie nie stanowi już takiego zagrożenia jak kiedyś, bo jego narcyzm został podkarmiony przez mateczkę Merkel, ale... No właśnie, ale zdaje się, że jego miejsce zajmują jego "wychowankowie"...