Waldenar Korczyński Waldenar Korczyński
1587
BLOG

Deficyt zaufania

Waldenar Korczyński Waldenar Korczyński Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 29
Pandemia COVID-19 wygenerowała sytuację dramatycznego spadku zaufania obywatela do władzy. Niżej o niektórych przyczynach i konsekwencjach tego faktu.


Zaufanie nie jest nieograniczone Od kilku lat obserwuję z niepokojem zupełnie dla mnie nowe zjawisko. Oto coraz więcej osób, instytucji, organizacji i czort wie czego jeszcze domaga się ode mnie zaufania. Ufać mam Państwu, bankom, sądom, ale również np. dostawcom Internetu czy blogerom (nie mylić z blagierami). I ja bardzo bym chciał im wszystkim ufać, bo jest to przyjemne, wygodne i daje poczucie bezpieczeństwa. Kłopot w tym, że ja za dużo tego zaufania nie mam, a resztki tego co miałem pożera galopująca inflacja. I podejrzewam, że nie jest to mój jedynie problem. Nie mamy tego zaufania ani „w gotówce” (pewnych, zweryfikowanych, informacjach) ani „w banku” (możliwości sprawdzenia nowych informacji). Konsekwencje mogą być tragiczne, bo nie bardzo jest/będzie czym sfinansować burzenie biegnącego przez Polskę muru nieporozumień, niechęci czy wręcz wzajemnej wrogości. I o tym zaufaniu jest ten tekst.

A komu się udało? Idąc po władzę PiS podnosił wiele sztandarów. Bodaj czy nie najważniejszym było hasło „500+”. Będące u władzy PO i PSL pyskowały, że to bzdura, że nas nie stać i że na pewno się nie uda. Udało się. Sukces? Niekoniecznie. Te 500+ miało podnieść tzw. dzietność Polek, a ta właśnie spadła. Ostatnio opozycja sprytnie wyciąga kwestie praw człowieka i drze się by migrantów najpierw przyjmować, sprawdzać czy azyl im się należy, a potem – jeśli trzeba – odsyłać. Realna troska o człowieka i dobre imię Polski? Niekoniecznie. Koszty tego przedsięwzięcia byłyby trudne do udźwignięcia nawet przez Niemcy. Nie widzą Państwo po co te dwie sprawy zastawiam? Otóż ani w pierwszym ani w drugim przypadku oponent tj. ówczesny rząd dla PiS oraz obecny rząd dla opozycji nie zapytał; „A komu się taki numer już udał?”. Okazałoby się, że realnie dostępne bodźce finansowe są w sprawach demografii nieskuteczne, a raz przyjętych migrantów nie tak łatwo deportować. Nie kumałem dlaczego mający już wówczas kilka milionów muzułmanów Niemcy tak łatwo uwierzyli w buńczuczne zapewnienia Merkel, że tych uciążliwych po prostu się deportuje. Ale uwierzyli. A mogli przecież zapytać nie tylko swoich (np. „Republikanów”), ale i obcych; Francuzów, Szwedów ale i Amerykanów, którzy też mieli wówczas problemy. Ale podobnie jak dziś nasz rząd nie zapytali. Widać w 2015 roku i Niemcy i Polacy mieli jeszcze zaufania sporo. Minęło jednak 4 lata inflacji i wiele narodów, nie tylko Polacy i Niemcy, znów musiało sięgać do swych zasobów. No i na przełomie 2019/2020 inflacja przyspieszyła wykładniczo; pojawiało się coraz to więcej coraz droższych informacji. Myślę, że dziś spora część ludzkości żyje „zaufaniowo” pod kreską. Naszym zaufaniem sfinansowaliśmy ogromne przedsięwzięcie. Nie twierdzę, że to zły, nieściągalny, kredyt. Być może odsetki przewyższą nawet kapitał. Oby tak było. Chciałbym się jednak w tej nadziei upewnić.

Nauka. Żyrantem udzielonego władzy/władzom kredytu ma być nauka. Wydawałoby się, że żyrant  jest wiarygodny. Dał nam przecież penicylinę, wyrafinowane techniki operacyjne, rozmaite pomysły na organizacje naszego wysiłku, a nawet broń jądrową, gdybyśmy wpadli na pomysł, że trzeba „zacząć od nowa”. Jak się jednak tej instytucji bliżej przyglądamy to widać spore pęknięcia. I to nie takie mało istotne i łatwe do naprawienia, np. drobne zarysowania pod dachem, ale w fundamentach. To nie jest dobre miejsce by o degrengoladzie w nauce pisać. Kto ma ochotę sięgnąć może po ogólnodostępne opisy naukowego syfu zarówno w źródłach drukowanych, Internecie jak i mediach (to znacznie rzadziej, bo ludzie potrzebują wiary w naukę, a nie pokazywania czym ona naprawdę jest). Na żądanie mogę trochę pomóc, ale bez entuzjazmu, bo nie wierzę w skuteczność takiej perswazji. Kilka znanych mi takich źródeł wymienię pod głównym tekstem. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na dwie sprawy:


    • wyjątkowość naszej nauki. Polska jest jednym z najbardziej „utyłowionych” krajów świata. Mamy bardzo dobrze rozwinięty system tytułów i stopni naukowych oraz instytucji i stanowisk w nich. W liczbie/rodzajach tych instytucji nie jesteśmy pewnie w światowej czołówce, ale nie wypadamy źle. Nie wiem jak „utytułowienie per capita” wygląda obecnie w Niemczech, ale jeśli nie są oni od nas lepsi to możemy nawet być mistrzem świata. W efektach jest trochę gorzej. W rankingach uczelni, ilości patentów, rozmaitych „miarach innowacyjności”, ilości i „jakości” odkryć naukowych i podobnych duperelach lokujemy się znacznie poniżej podobnych nam krajów. Również poniżej wielu jednostek w Afryce czy Azji. Ja od wielu lat piszę, że przydałby się nam remanent; pytanie „Co Pan(i) odkrył(a) Pani(e) naukowcu?” z prośbą o możliwie krótką, treściwą, odpowiedź. Wyjaśnilibyśmy kto jest kim i za co bierze pieniądze. Nie sądzę by jakakolwiek władza odważyła się remanent taki przeprowadzić. A jego brak kładzie się cieniem na wielu sprawach. Dziś jeszcze można się do autorytetu nauki odwołać. Pokazujących prawdziwe oblicze nauki ludzi tak wytrwałych jak np. Marek Wroński, Deborah Wulff czy Józef Wieczorek za dużo nie ma i jeszcze za bardzo nie hałasują. Ale to się zmienia. Powoli, ale się zmienia. No i co będzie jak ten żyrant wspomnianego kredytu straci wiarygodność?

    • autorytet nauki Wiele osób chętnie zasłania się nie tylko autorytetem nauki, ale bywa, że również konkretnych naukowców. Stawiając ich często w bardzo niezręcznej sytuacji. Jak się jakiś złosliwiec trafi to sprawdzi ile taki „autorytet” i jakich ma publikacji, jaka ma wartośc rozmaitych „indeksów (np. indeksu Hirscha czy g-indeksu). A można to łatwo zrobić zaglądając do portalu „Web of Sciences” lub korzystając z programu „Publish or Perrish”. Pół biedy gdy zacytują takiego człowieka absurdalnie źle, zupełnie „nieadekwatnie” do potrzeb. To można olać. Gorzej gdy jest pól-na-pół. Tu każde wyjście jest złe. „Olanie” może być odczytane jako podpisywanie się pod bzdurą (i ktoś może pomyśleć, że świadome), a prostowanie jest zwykle czasochłonne, kłopotliwe i jako efekt otrzymać można w rozumieniu mniej kumatych zaprzeczenie własnej wypowiedzi. Tak źle i tak niedobrze. Z tym problemem mierzyć się musi sporo ludzi. Ja nie mam specjalnie dużego zaufania do żadnej z metod "mierzenia" nauki. Nie trafia do mnie ani "punktoza", ani "grantoza", ani ocena po stopniach czy tytułach naukowych. Kłopot w tym, ze sami naukowcy często takie kryteria oceny stosują. No to może warto do ocen tych zachęcić tzw. szarego obywatela? Byc może porównanie prezentowanych przez władze i przez np. Web of Sc. "wartości" rozmaitych autorytetów pomoże mu odnaleźc się w dzisiejszej sytuacji? Konsekwencje moga być, oczywiście, rózne ale podobno najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa.

COVID-19. No to teraz o finansowanym naszym zaufaniem przedsięwzięciu. Kłopot jest analogiczny do opisanego wyżej problemu 500+ i migrantów; jakaś obłędnie pokraczna polityka informacyjna. Za pobrane od nas zaufanie nie dostajemy właściwie niczego. Komunikaty postaci „My mamy rację, a oni gadają bzdury” niczego nie załatwią. Trawestując takie jedno powiedzenie rzec by można „Moim rozsądkiem jest autorytet”. Może by to kiedyś i przeszło.  Dziś ten, zupełnie normalny, rozum/rozsądek domaga się trochę więcej. Dobrze byłoby gdyby ten autorytet powiedział trochę więcej o „kuchni” swego rozumowania. Tak by każdy obywatel mógł iść do osoby, która on sam uważa za kompetentną i poprosić o rozwinięcie wypowiedzi autorytetu. A ona poświęci mu na to tyle czasu ile będzie potrzebne. Kilku(nasto) minutowy wykład jest może i dobry dla pogłębienia wiedzy o znanej skądinąd np. historii Bolka i Lolka. Ten sposób przekazywania wiedzy nie nadaje się jednak do transferu wiedzy medycznej czy biologicznej, a tak na dobrą sprawę to dziś już chyba żadnej z mających ambicje naukowe. Tu potrzebne są metody interakcyjne, rozmowa, a jeszcze lepiej wspomagana np. wykonywanym w jej trakcie rysunkiem. Ja piszę od paru lat o potrzebie takiego traktowania obywatela przez wymiar sprawiedliwości, w szczególności sądy i prokuratury. Bez odzewu. Ale wiadomo; tak działa kasta. Nauka jednak kastą nie jest, a przynajmniej być nie musi.

Co można było zrobić? Rząd mógłby powołać jakieś biuro ds. wyjaśniania wątpliwości obywateli i odpowiadać za jego pośrednictwem na nurtujące ich pytania. Biuro pracujące w trybie odpowiadania na pytania obywatela, a nie prezentowania mu jakiejś „wiedzy objawionej”. Sytuacja społeczna jest, jaka jest; walący się na obywatela wodospad (słowo „fejkospad” brzmi chyba trochę brzydko, ale wydaje się być bardziej adekwatne) lipnej informacji wypłukuje z nas te resztki zaufania, które pozostały jeszcze po czasach, gdy nie było Internetu, ani telewizji, a Radio Wolna Europa nadawało „wiadomości dobre lub złe, ale zawsze prawdziwe”.
Ta płukanka medialna jest bardziej skuteczna niż wszystkie kolonoterapie razem wzięte. Ja rozumiem, że Bismarck („Jakby ludzie wiedzieli, jak się robi kiełbasę, to by jej nie jedli”), że Lenin, czy Mao, ale my tak pięknych tradycji nie mamy i wypadałoby to uwzględniać.
Jeden z moich przyjaciół z zawodu technik budowlany (secundo voto prawnik) tłumaczył mi poglądowo jak to z komunikacją społeczną jest na znanym mu doskonale przykładzie kanalizacji; „Kanalizacja jest dobra, gdy woda płynie do góry, a gówno na dół, zła, gdy jest odwrotnie, a fatalna, gdy woda miesza się z gównem”. I my to mieszanie mamy, a władze to akceptują myśląc pewnie „Varsovia locuta, causa finita”. Ale zwykły obywatel (bywa, że i warszawiak) zamiast Warszawa gada często „Warszawka”, podobnie jak kiedyś zdobywające mnóstwo medali w sporcie socjalistyczne państwo robotników i chłopów niemieckich nazywał po prostu „enerdówkiem”. Szkoda, że nasi rządzący nie pogadali o tym, że swoimi rodzicami.


A tak serio. Istnieje wiele dziedzin, gdzie zaufanie społeczeństwa do władzy ma znaczenie kluczowe. Dziś wleźliśmy w maliny szczepionek. Nie wydaje mi się by można było wygrzebać się z tego tanim kosztem. Ale cena przywrócenia zaufania na linii władza – społeczeństwo będzie na pewno rosła. Sądzę, że wykładniczo.
Takie biuro informacyjne potrzebne jest „na wczoraj”. Jednak organizacja takiego biura jakiś czas zajmie. Organizowanie np. telewizyjnych debat naszych autorytetów z ich adwersarzami można jednak nprawdę zrobić  natychmiast. I ktoś znaczący, np. polityk powinien to zaproponować.
Powinno ono (to biuro) zgromadzić ludzi i środki pozwalające obywatelowi uzyskać odpowiedź na ważne dla niego pytania w jakimś sensie „społeczne”. Dziś pytania o pandemię. Wszelkie pytania; również te „techniczne”, np. o nowy, w jakimś sensie rewolucyjny sposób działania szczepionek. Platforma mRNA to przekazywanie/wstrzykiwanie nie tyle osłabionego wirusa, jak w klasycznych szczepionkach, co informacji o produkcji przez organizm jego (wirusa) kawałka. Obywatel ma prawo do uzyskania tej odpowiedzi na dostępnym jego percepcji poziomie lub wskazania do kogo może się udać by uzyskane z biura informacje „dokumać”. Większość ludzi ma wśród swych znajomych osoby, którym wierzy bardziej niż oficjalnym autorytetom. Pozwolę sobie tu zacytować blogera podpisującego się jako Honic


Wielkim grzechem ludzi zajmujących się mediami jest użytkowanie tezy sformułowanej kilka lat temu przez niejakiego Tomasza Lisa że większość ludzi jest zbyt ograniczona intelektualnie żeby karmić ich zawiłą prawdą. Jego zdaniem media powinny więc dostarczać informację uproszczoną; prawda wydaje się w takiej sytuacji mniej istotna od satysfakcji że rozumiemy i znamy otaczający nas świat, dzięki czemu obiad nam lepiej smakuje i spokojniej się śpi. Zwłaszcza gdy temat przekazu jest atrakcyjny.


Znaczna część z nas nie ma możliwości sprawdzenia, czy nadmierne upraszczanie obrazu świata nie zafałszowuje go w sposób istotny dla jego "oglądu" i zrozumienia.
Nie ma łatwo dostrzegalnej różnicy pomiędzy informacją prawdziwą a fałszywą. Konsument informacji medialnej przyjmuje to co wydaje mu się zgodne z jego oczekiwaniami lub przynajmniej zgodnie z subiektywną oceną bardziej wiarygodne, zdając się tym samym na uczciwość i wiedzę informującego. A to nie zawsze wychodzi na zdrowie.

I rząd z faktu, że  prawda wydaje się ... mniej istotna od satysfakcji że rozumiemy i znamy otaczający nas świat chętnie i niestety często korzysta. Ze szkodą dla zwykłego obywatela.
Jest, oczywiście, problem w przypadku, gdy zaufana osoba wprowadzi pytającego w jeszcze większą rozterkę niż rządowy autorytet. Nie bagatelizuję tej sprawy. Można to jednak rozwiązać na wiele sposobów, np. przez dopytanie takiego autorytetu. Jeśli odpowiedź nie jest znana można to po prostu jasno powiedzieć. Chowanie się za wypowiadane w mediach, również tych społecznościowych ogólniki, głoszone przez autorytety to bardzo zły, aspołeczny i antyobywatelski pomysł.

Sprawa nie jest na tyle „społecznie trywialna” by można ją było pominąć.
Dziś problem zmaterializował się w postaci kłopotów z „antyszczepionkowcami”, których autorytety ze swojej wieży z kości słoniowej gromią coraz to nowymi wyzwiskami. Ale kość słoniowa nie jest szczególnie trwałym, odpornym np. na korozję, materiałem. I jak się te wieże zawalą, to autorytety wpadną w sam środek wściekłego tłumu. Wtedy na wołanie „tłumaczy” z proponowanego biura będzie po prostu za późno. Stracimy wszyscy; ci wściekli też, bo jakieś elity są jednak potrzebne.
Rozumiem, że Bismarck to mądry facet był i że zbyt otwarty dialog władzy z suwerenem niesie dla tej pierwszej realne niebezpieczeństwo zamiany miejsc z opozycją. Obecna władza ma jednak dwa ważne atuty; wysokie poparcie społeczne i dobrze chyba ugruntowane przekonanie, że nie zmienia się konia na środku brodu. I historyczną szansę by z tych atutów skorzystać

Co po COVID-19? Pandemia na pewno pozostawi w społeczeństwach ślad. Nie tylko liczony liczbą zmarłych czy przewlekle chorych, ale i spadkiem produkcji czy problemami finansowymi. Nieodpowiedziane pytania pozostaną z nami na długo generując jeszcze większą inflację zaufania. Klasyczna inflacja towarzyszy zwykle wzrostowi gospodarczemu i nie musi być jednoznacznie negatywnym zjawiskiem.
Boję się, że o inflacji zaufania niczego dobrego powiedzieć się nie da.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Webometryczny_ranking_uniwersytet%C3%B3w_%C5%9Bwiata

https://cwm.p.lodz.pl/pl/rankingi-i-akredytacje/rankingi-miedzynarodowe/academic-ranking-world-universities-ranking

https://nawa.gov.pl/nawa/aktualnosci/ranking-szanghajski-10-polskich-uczelni-wsrod-1000-najlepszych-na-swiecie

https://inzynieria.com/budownictwo/rankingi/58892,najbardziej-innowacyjne-panstwa-europy-i-swiata-2020-ranking

https://www.researchgate.net/publication/331558588_Umiedzynarodowienie_badan_naukowych_i_widzialnosc_polskiej_nauki_w_swiecie

Tekst ten napisałem pod koniec listopada 2021 roku i zamieściłem m.in. w Niepoprawnych (niepoprawni.pl) i Aferach Prawa (aferyprawa.eu). Umieszczam go tu dziś, bo mimo starań wielu ludzi, m.in posłow Anny Marii Siarkowskiej i Janusza Kowalskiego niewiele sie od tego czasu zmieniło i o publicznej debacie nt pandemii dalej mowy nie ma.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo