Witold Waszczykowski Witold Waszczykowski
472
BLOG

Ukraińskie rozdroże

Witold Waszczykowski Witold Waszczykowski Polityka Obserwuj notkę 1

W ostatnią niedzielę Ukraina wybierała swój parlament. Zmieniające się w szczegółach z godziny na godzinę wyniki wyborów, w miarę ujawniania kolejnych podliczeń, nie odbiegały znacząco od prognoz. Od początku było wiadomo, że zwyciężyła rządząca Partia Regionów. Oficjalni i nieoficjalni obserwatorzy i komentatorzy tego wydarzenia wykazują liczne wypaczenia w kampanii wyborczej oraz uchybienia w dniu wyborów. Podkreśla się wykorzystanie mediów przez partię rządzącą oraz ograniczanie do nich dostępu opozycji. W czasie kampanii jak i w dniu głosowania miało dochodzić do licznych aktów przekupstwa wyborców i do handlowania kartami wyborczymi. Po zakończeniu głosowania obserwatorzy OBWE uznali, że kampania wyborcza była regresem w stosunku do poprzednich głosowań. Było to raczej naiwne oczekiwanie, iż w państwie o młodej suwerenności oraz budującym dopiero standardy demokratyczne, położonym między Unią Europejską, a strefą powszechnego deficytu demokracji na Wschodzie, będzie można obserwować modelowe zachowania ludzi i instytucji państwowych.

Niektórzy politycy europejscy zakładali, że wybory będą testem dla Ukrainy, w którym kierunku zamierza się rozwijać. Czy wybierze interesy z Rosją, czy długi proces dochodzenia do Europy. Inni dostrzegali w wyborach jedynie przeciąganie liny między obozem prezydenckim a opozycją. Wybory nie dały jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Powszechnie ocenia się, że nie były przełomowe. Wielu wyciąga z przebiegu kampanii oraz z tych wyników pesymistyczne i negatywne oceny.

Uważam, że to niesłuszny pogląd. Jeśli partia rządząca, wspierająca prezydenta, nie odniosła zdecydowanego zwycięstwa, to i opozycja nie poniosła druzgocącej klęski. Poza geograficzno-politycznym wyborem kierunku rozwoju, wybory miały przesądzić przyszły, polityczny ustrój państwa oraz otworzyć prezydentowi drogę do pewnej reelekcji i absolutnej, politycznej dominacji. Prezydent Janukowicz nie zdobył jednak mandatu do pójścia drogą autorytarną. Nie dostał legitymacji do zmiany konstytucji, w takim kierunku, aby w przyszłej kampanii prezydenckiej mógł być wybierany jedynie przez podporządkowany mu parlament. Wszystko wskazuje, że nie kupił sobie tymi wynikami reelekcji. W przyszłych wyborach prezydenckich będzie musiał rywalizować w powszechnej batalii. Do tego czasu opozycja może wyłonić charyzmatycznego konkurenta. Może nim być nadal Julia Timoszenko lub Witalij Kliczko lub ktoś wypromowany w następnych latach.

Należy też uczciwie przyznać, iż mimo „skomplikowanego” życiorysu i licznych słabości, prezydent Janukowicz nie zachowuje się jak autorytarny Putin czy tym bardziej jak totalitarny i karykaturalny Łukaszenka. Mimo trudności z dostępem do mediów, na Ukrainie odbywały się ożywione debaty oraz wiece polityczne. Zapewne w wielu miejscach można byłoby dokonać istotnych korekt wyborczych. Należy jednak przyznać, że wynik wyborczy odzwierciedla rzeczywisty i obecny układ sił politycznych i preferencji wyborczych.

Dla Europy będzie to dylemat, czy opierając się na dowodach o niedociągnięciach wyborczych potępić je w czambuł i skorzystać z okazji, aby skreślić na długo Ukrainę z listy kandydatów do Unii Europejskiej. Czy można zalegalizować wybory, gdy liderka opozycyjnej partii siedzi w więzieniu z wyroku politycznego, będą pytać jedni. W tym samym czasie inni będą się zastanawiać, czy mimo braku przełomu ale i wobec dobrego wyniku opozycji, osiągniętego w niekorzystnych warunkach, należy przekreślać Ukrainę i walkowerem oddawać ją w ręce Rosji?

Powyższy dylemat najbardziej dotyczy Polski. Już w latach 90tych, Zbigniew Brzeziński sugerował nam, że mając do wyboru członkostwo w NATO lub zachowanie suwerenności Ukrainy, powinniśmy wybrać Ukrainę. Dziś nie ma takiego dylematu. Nie musimy dla Ukrainy rezygnować z przynależności do Zachodu. Możemy jednak, żyjąc w relatywnie komfortowej sytuacji członka społeczności zachodniej usprawiedliwiać się wymówkami, iż Ukraina nadal nie odrobiła europejskiej pracy domowej, że nie jest wystarczająco zaawansowana w ustrojowym modernizowaniu państwa. Możemy, jak niektórzy, żyć mitem, iż nie wspierając niepodległościowych i pro-europejskich dążeń państw post-sowieckich zasłużymy sobie w Moskwie na nagrodę w postaci lukratywnych kontraktów gospodarczych. Ale musimy też pamiętać, że bierne przyzwolenie na odejście Ukrainy od demokratycznych i pro-europejskich przemian spowoduje dołączenie jej do niedemokratycznego bloku budującego się za naszą granicą wschodnią. Sąsiadowanie Polski z obszarem niedemokratycznym oznacza trudne współżycie z regionem nieprzewidywalnym, niestabilnym i groźnym. Możemy więc żyć w przekonaniu, że po ostatnich wyborach „piłka jest po stronie Kijowa”, że to prezydent Janukowicz powinien się określić w nowej rzeczywistości i wskazać, w którym kierunku zamierza prowadzić Ukrainę. Zapewne musi to zrobić i dać Europie jasny gest na przykład w postaci uwolnienia Julii Timoszenko. Uwolnienie byłej pani premier powinno być traktowane jako barometr pro-europejskiej wiarygodności prezydenta Janukowicza.  

Jednak klarowny sygnał powinien też nadejść z Polski. Warszawa wysyłała przez ostatnie lata ambiwalentne sygnały. Z chwilą dojścia do władzy rządu PO-PSL zaakceptował on zainicjowany w Niemczech program partnerstwa wschodniego. Program ten podzielił wschodnią politykę Unii Europejskiej i stworzył dla sześciu państw jedynie iluzję współpracy, która nie gwarantuje członkostwa.

Następnie minister Sikorski ogłosił, iż Polska rezygnuje z polityki jagiellońskiej, aktywnego wspierania emancypacyjnych dążeń państw post-sowieckich, na rzecz polityki piastowskiej modernizacji własnego kraju. Polityka jagiellońska miała nas rzekomo konfliktować z Rosją. Obecny rząd zakładał więc, że rezygnacja z takiej polityki zostanie wynagrodzona przez Moskwę.

Pojawiła się dalej koncepcja zastąpienia aktywnej współpracy w regionie z państwami bałtyckimi, z grupą wyszehradzka i z Rumunią, trójkątem królewieckim – współpracą Polski z Niemcami i Rosją. Ta figura polityczna nie przyniosła nam korzyści w Europie i wyalienowała Polskę z regionu.

Po zdobyciu fotela prezydenckiego, Bronisław Komorowski zapowiedział następnie w pierwszym wywiadzie prasowym, iż nie będzie tak zachowywał się wobec naszych partnerów na wschodzie jak śp. Lech Kaczyński. Promocja europejskich ambicji Ukrainy nie została też uznana przez Polskę jako priorytet naszej prezydencji w Unii Europejskiej. Priorytetem została uznana budowa wspólnej polityki obronnej Unii Europejskiej.

Ukraina musiała też dostrzec meandry polskiej polityki wobec Białorusi, próbę resetu z Rosją, kapitulację smoleńską, brak aktywnej postawy w Unii Europejskiej czy oziębienie relacji z USA. Nie można się dziwić, że w powyższej sytuacji politycy ukraińscy przyjęli kurs na neutralność, a de facto na lawirowanie między Wschodem a Zachodem.

Wyniki wyborów nie przesądzają losu Ukrainy. Nadal możemy próbować docierać do ukraińskiego społeczeństwa z ideami europejskiej integracji. Choć należy przyznać, że galimatias ze strefą euro może zniechęcić Ukrainę do poważnego zbliżenia z Europą.

Polityka zagraniczna rządu PO-PSL doprowadziła do radykalnego przesunięcia naszego zachowania międzynarodowego. Polski rząd zredukował też instrumenty polityki zagranicznej. Zakładano naiwnie, że wystarczy być w Unii Europejskiej, a wiele spraw ureguluje się samoistnie, bez naszej kontrybucji. Jednak dla bezpiecznego rozwoju Polski, los Ukrainy wydaje się być najważniejszy. Priorytetem naszej dyplomacji na najbliższe lata powinno być wspomaganie pro-europejskiego kursu Kijowa.

Powinniśmy zacząć od siebie i ustalić w Polsce, że integracja Ukrainy z Europą jest żywotnym interesem naszej polityki. Tak, integracja Ukrainy z Europą, a nie flirty z Rosją (!), to nasz priorytet. Następnie powinniśmy to dobitnie zamanifestować naszym partnerom w Kijowie, przedstawiając jednocześnie benefity współpracy z Europą oraz korzyści członkowstwa w Unii Europejskiej. Kolejnym krokiem byłoby stworzenie w ramach Unii Europejskiej solidnej grupy przyjaciół Ukrainy. Taka grupa powinna, przede wszystkim, powstać w naszym regionie Europy Środkowej. Ale powinniśmy też starać się ponownie zainteresować losem Ukrainy naszych sojuszników w Stanach Zjednoczonych. Powinniśmy przypominać im, że projekt demokratycznej transformacji i jednoczenia Europy nie został zakończony i nadal potrzebuje zewnętrznego wsparcia. Takim wsparciem mógłby być powrót do regionalnej współpracy w dziedzinie energetycznej. Być może da się uratować niektóre ze starszych idei, być może należy wskazać nowe programy współpracy.

Następnym posunięciem powinno być skonsolidowanie wszelkich programów, oddziaływania międzynarodowego, będących w naszej dyspozycji. Nie chodzi oczywiście jedynie o programy wojskowe, ale o inicjatywy pro-demokratyczne. Nadal funkcjonuje program partnerstwa wschodniego. Wymaga on jednak zasadniczego wzmocnienia. Polska jest ważnym członkiem-założycielem Europejskiego Centrum Solidarności. Jesteśmy też współzałożycielem Wspólnoty Demokracji. Mamy nawet w Warszawie sekretariat tej inicjatywy. W ostatnich miesiącach minister Sikorski wywalczył w Europie specjalny fundusz europejski na rzecz promowania demokracji. Zamiast używać funduszu na promocję demokracji w Tunezji czy Birmie, powinien przekierować wysiłki na politykę wschodnią. Posiadamy wreszcie środki na politykę pomocową i rozwojową, które są kierowane dla Afganistanu. Zapewne w Tunezji, Afganistanie i Birmie jest wiele potrzeb. Jednak priorytetem, ponad podziałami politycznymi, powinna być polityka zmierzająca do włączenia Ukrainy do struktur Europejskich. Ze wspomnianych wyżej inicjatyw powinniśmy utworzyć solidny pakiet wsparcia dla reform na Ukrainie.

Wybory ukraińskie wykazały, że pluralizm, polityczna opozycja i aktywne społeczeństwo obywatelskie, choć nie przeważają, to na trwale znalazły swoje miejsce w kraju nad Dnieprem. To optymistyczny rezultat tych wyborów. To oznacza, że nadal Polska i Europa ma na Ukrainie partnerów do rozmów o demokratycznych przemianach. Na tym powinniśmy się skupić i pokazać jednoznaczny drogowskaz europejski na ukraińskim rozdrożu.

Witold Waszczykowski, wiceprzewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych.

(Nasz Dziennik 2.11.2012)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka