wawel wawel
218
BLOG

Chan Kaczan "Stary But", 3 szkatułki i przeszywająca nuta

wawel wawel Polityka Obserwuj notkę 8

 image


image

 Chan Kaczan "Stary But", 3 szkatułki i przeszywająca nuta

Dawno, dawno temu na wschodzie żył Chan Czyngis Chan. Razu pewnego zasłyszał, że w polskim królestwie są 3 magiczne szkatułki. Mówili, że jeśli nimi zawładnąć, to można zdobyć dla siebie w niewolę cały naród tego kraju na wieczność. I będą mieszkańcy tego kraju pracować na Chanów (a lud to pracowity) i będą jeszcze z tego bardzo zadowoleni. I będą sławić Chana i wiernie i zazdrośnie go strzec. A szkatułki te leżą w mocno chronionym pałacu, gdzie obcy nie ma wejścia. Zaczął więc Chan Czyngis Chan organizować ogromną wyprawę wszystkich chętnych do życia na rachunek cudzego trudu, na spocony, krwawy cudzy koszt. I poszedł w daleką drogę przez carstwa, królestwa zmiatając z powierzchni ziemi wszystko na swojej drodze i zniewalając po drodze narody. Doszedł do granicy królestwa polskiego, a tam stoi i oczekuje go już Sobies-bohater z wojskiem. I pyta:

            - Ki diabeł was tu niesie, azjatycka hordo, jeśli na was nikt tutaj nie czeka? Czemu nie budujecie swoich miast, wsi i dróg a idziecie zabierać cudze? Czemu nie robicie swojego chleba a kradniecie ludzki? Czemu zaglądacie w cudze kieszenie za pieniędzmi, a nie czynicie swojego narodu sławnym z uczciwej pracy. I podszywacie się pod cudze narody. Czemu nie pracujecie sami a gnębicie innych pracą ponad siły? I głowy im owijacie bezsensownymi bajkami i kłamstwem wielokształtnym.

            - My idziemy żeby pokazać wam tutaj na konkretnym przykładzie jacy myśmy uczciwi, pracowici i wiarygodni – odpowiedział Chan. Sobies na to powiada:

            - Wyście uczciwi i wiarygodni tylko dla swojej zorganizowanej ordy. A ja - dla sławy, bogactwa i rozkwitu mojego królestwa. A ono będzie kwitnąć tylko wtedy, gdy nie przetnie naszej granicy ani jedna gęba o chytrze zmrużonych oczkach, łypiących swoim zwierzęcym spojrzeniem. I od teraz ona jej nie przetnie!!!I

Sobies 3 razy zatrąbił na trąbce wojennej, machnął nad głową mieczem dając znak i cała konnica pognała ordę ile było sił do domu uczyć się pracować. Ordyńcy w straszną popadli panikę, i przestraszeni szybko wrócili na koniach do domu. A kto był słabszy i odstawał, ten padał w trawę i zamierał jak nieżywy. Po bitwie, kiedy wszystko już ucichło powstawali przyklejeni do ziemi ordyńscy bandyci i zaczęli myśleć, co robić. Pracować nie umieją i nie chcą, coś komuś zabrać - nie mogą, gdyż nikogo w pobliżu nie ma i choćby ze skóry wyszedł - nie ma kogo zniewolić.

Przelatywała kaczka i pokazała język leniwemu ordyńcowi. Przebiegał zając - zagrał mu na nosie. Przebiegał pies - postukał się łapą w głowę. Przebiegał dzik - odwrócił się do nich gołym zadem. Takie życie wydawało się ordyńcom piekłem, a tym bardziej, że uświadomili sobie, iż w tym samym momencie Polacy po drugiej stronie granicy akurat na talerz nakładają sobie gorące ziemniaki z rybką i jajecznicą na boczku. I wtedy wstał jeden, najstarszy, Chan, zaciągnął mocno pas na burczącym niemiło brzuchu i powiedział do wszystkich:

            - Pókiśmy tutaj nie zjedli jeszcze jeden drugiego proponuję plan. Przekonaliście się teraz, że całą zorganizowaną grupą przez granicę nie przenikniemy, a tym bardziej w takiej, kolącej oczy odzieży i z takimi fryzurami. Ale słuchajcie!! Przecież możemy przeniknąć absolutnie wszyscy, gdy będziemy to robić pojedynczo. Kropelka po kropelce. Proponuję więc plan: okrążamy królestwo ze wszystkich stron i przechodzimy granicę szczelnie skryci pod wyglądem starca, kaleki, sieroty, chorego, żebraka, handlowca, rolnika - kto jaką tam sobie rolę wymyśli. Musimy tylko zgolić brody, z głów zdjąć turmułki i jarbany, przebrać się w ich odzież i nauczyć się ich języka. A ktoś pyta: Gdzie my potem zbierzemy się wszyscy i spotkamy? Proponuję niezauważalnie na wsi.

            - Nie, na wsi nie możemy. Umiecie pracować w polu? Nie. Umiecie na gospodarstwie, w stolarni? Nie. My musimy być tam, gdzie powinniśmy być. Żeby w świecie istniała harmonia, to każdy musi wykonywać to, co mu najlepiej wychodzi i do czego jest powołany. Oni przeznaczeni są do tego, by pracować i zarabiać. I to im dobrze wychodzi. A nam dobrze wychodzi chronić ich pieniądze, rozdzielać i rozporządzać nimi. I my musimy dlatego zawładnąć ich trzema szkatułkami, które dadzą nam możliwość zrealizować nasz plan. I zagwarantować sobie życie pełne spokoju i dostatku. A im - przewidywalnej i zrównoważonej przyszłości.

            - A jak my jeden drugiego poznamy – zapytał ktoś -gdy będziemy już zbierać się razem? Przecież będziemy wyglądać absolutnie inaczej, nie poznamy się nawzajem.

            - To proste. Tubylec zawsze ufny jest, prosty, łatwowierny, uczciwy, grzeczny, ze spokojnym spojrzeniem, naiwny, skromny, pokorny, słowny, przewidywalny i patriota kochający swoją narodowość i ojczyznę. My zaś, to absolutne ich przeciwieństwo. Dla osiągnięcia swoich celów nie mamy czasu na sentymenty i my uczciwi tylko jesteśmy względem swoich interesów. A bez litości względem swoich ofiar. Dobrzy i uśmiechnięci tylko wtedy, gdy tego wymaga sytuacja. Oczy zawsze mamy szklane i nieruchome wobec czyichś próśb. Słowo dla nas to nasza osobista rzecz. Możemy je dać, możemy je zabrać, odebrać. Dyskusji nie przewidujemy. W każdej dyskusji mogę mieć rację tylko ja. Możemy zagadać każdego do nieprzytomności, patrząc nieprzerwanie w oczy. To jest nasz stary, wypróbowany, magiczny sposób na to, by unicestwić przeciwnika bez broni. Dla osiągnięcia celu przyda się każdy sposób bez wyjątku, przesądów nie mamy, ani uprzedzeń w formie wiary i świętości. Bez zasad lekko jest się przemieszczać, najlżej. 

I jak postanowili tak zrobili. Rozeszli się, okrążyli królestwo i przenikać zaczęli pojedynczo.

            Przechodzi jako pierwszy Chan Kaczan. W ubraniu pielgrzyma do świętych miejsc. Przeniknął do stolicy kraju a tam akurat w tym czasie wybierali osobę do ochrony 3 szkatułek. Minister Baron von Prusk wraz ze wspólnikiem Komarbajem obiecali ludziom, że wszystkie ulice stolicy obsadzić by chcieli wierzbami na których będą wisieć ogromne gruszki. Nie drobne i gorzkie, lecz jak dynie wielkie, słodkie i aromatyczne. Widząc tych dwóch Chan Kaczan, wierny żołnierz zorganizowanej ordy powiedział ludziom:

            - Mieszkańcy, to wszystko jest niepoważne! Nie słuchajcie ich, bo to komuniści i złodzieje! Aromat i słodkość tych ich owoców będą przyciągać osy, które będą boleśnie kąsać przechodniów. A największe gruszki i tak nie utrzymają się na gałęziach i będą spadać, a na nich będą ślizgać się i zabijać wszyscy z was. Ja proponuję, że będę wiernym ochroniarzem skarbca królestwa. A ze skarbca będę dawać biednym dzieciom cukierki. Na dowód zaś swojej wiarygodności proszę was, popatrzcie na moje buty. Widzicie jakie stare, oto one udowadniają, że ja jestem wiarygodny, bo nie tracę pieniędzy na darmo i nie biorę dla siebie. Wszyscy aż wpadli w zachwyt, tak im spodobała się propozycja. Zaczęli stojąc klaskać i skakać ze szczęścia. I wybrali Chana Kaczana ochroniarzem dawszy mu imię Stary But.

Gdy tylko dostał Chan Kaczan klucz od pałacu ze szkatułkami, to od razu zaczął zamykać go na 33 zamki, tak, iż od tego czasu tubylcy nie mogli już liczyć na żaden dostęp do pałacu.

W Pierwszej szkatułce chroniony był Skarb Narodu. Zebrał więc Chan Kaczan zawartość Pierwszego Skarbca, rozłożył po workach, poskładał na wozy cygańskie i wysłał to wszystko, by dobrze schować do dalekiego kraju, do głębokiej jaskini.

A na prezenty dla biednych i głodnych dzieci zbierał od biednych mieszkańców. Prezenty dostawały też dzieci bogatych. Kiedy pieniędzy nie wystarczało na prezenty, pożyczał u smoka. Niedługo już długów była w kraju taka ilość, że trzeba było oddać wielogłowemu cały kraj. A mieszkańcom pozostało tylko stać się jego wiecznymi niewolnikami.

W Drugim skarbcu chronił się duch narodu, co – jak mawiają posrebrzeni czasu nalotem starcy - składa się z kultury narodu, sztuki i historii narodu. Chan wiedział, że jeśli zamienić ducha tego narodu na ducha innego narodu, to naród od razu zapomni swoją historię, swoje pieśni, tańce, swoje bajki i legendy i stanie się gościem w swym własnym kraju. Gościem grzecznym, przymilnym o coraz smutniejszych oczach. A prawdziwych gości zorganizowanej ordy będzie brał za swoich. A później już uwierzy i przyjmie ich za gospodarzy kraju, historii i bogactw, jakie kryje ziemia. I starannie, pracowicie jak pszczoła zamieniał, podmieniał Chan elementy ducha narodu nie pomijając nawet najmniejszego.

I wnet stało się, że już nigdzie nie było słychać narodowej pieśni, a tylko od świętego, dzwoniącego ptasią radością brzasku do cichej nocy histerycznie wyły nowoczesne syreny powybierane jak ulęgałki z rodzin zorganizowanych, ordyńskich grup. Nie było też książek z mądrością narodową, a miejsce na wzrost i natchnienie zawalili pustogłowi, ordyńscy filozofowie, którzy zaplątali, uwikłali w swoje siatki na zawsze mądrość narodową, psuli myśl narodową, logikę i pamięć grzebiąc swym krzywym patykiem sprytu w różniących się tylko rozmiarem kupkach kurzu i paprochów oraz wyszczerbionych piór ze skrzydeł już dawno martwych ptaków. I chciał nie chciał, gdy czas z życia wyciekał jak z sita - ludzie zaczęli myśleć, że ten cały galimatias to elementy ducha polskiego narodu, a robaczywe pestki, że to soczyste owoce.

W Trzecim skarbcu-skrzynce skryta była Wiedza Narodu. Ona miała właściwości magiczne i odzwierciedlała charakter osoby, która nią w danej chwili włada. Jeśli ją trzymał w rękach dobry człowiek, to skarbiec rozgłaszał wszystkim mieszkańcom dobre wieści, dobrą wiedzę i dobrą informację. A jeśli brał ją w ręce zły człowiek, to ona zmieniała się w piekielną kazalnicę i zaczynała polewać wszystkich przekleństwami, zakrywać, przykrywać i skręcać mózg w głowie w przeciwnym od przyrodzonego kierunku. Jeśli nią władał podły, podstępny bandyta, to skarbiec całodobowo wszystkim mieszkańcom wciskał niejadalną, grząską, darmową pulpę, głoszącą nachalnie jak głos muezzina, że oni wszyscy są wolni, bogaci, szczęśliwi i zdrowi, pulpę trującą zdrowy rozsądek, paraliżującą czujność i męstwo. A także pulpę usypiającą, i to na sposób dwojaki: pieśnią żałobną, że ordyńcy już nie istnieją, lecz tylko żyli sobie kiedyś, bardzo, bardzo dawno temu i nie mogąc znieść złego spojrzenia tubylców jedni przenieśli się do cieplejszych krajów i stanów a drudzy po okradzeniu zostali przez okrutnych tubylców zabici. Albo pulpę drugą, bardziej wyrafinowaną, ogłaszającą, żeśmy wszyscy razem wymieszani nie do poznania, że i tubylcy i ordyńcy - stepowymi są ordyńcami-mieszańcami. Krótko mówiąc, za pomocą przechwycenia cudownej, gadającej skrzynki wszystkim chcieli wmówić, że miejscowy naród okłamuje i morduje swoich, widocznie dlatego że wpadł w obłęd. I stał się taki zły, okrutny, bezczelnie kłamiący: istny król oszustów oszukujący... sam siebie.

A dowodem na fakt, że sami to wszystko złe sobie robią, miało być to, że ile by nie szukać, to nie idzie znaleźć nikogo rozmawiającego w ordyńskim języku, noszącego na głowie turmułkę lub jarban, zapuszczającego wielką brodę i jeżdżącego na osłach. Okłamani mieszkańcy uwierzyli w to, że sami siebie perfidnie niszczą i gładko zapomnieli, przeoczyli, że zorganizowana ordyńska grupa zawsze się przebiera i przystosowuje do każdego kraju, każdego języka i kultury.

Z pokorą i rezygnacją pochylali więc czoła, głowy, bezsilnie opuszczając na próżno zdzierane bezowocną pracą coraz bardziej szorstkie ręce i oddawali – jak we śnie - swoje mieszkania ordyńcom, swoje kamienice, domy, owoce swojej pracy i pomyślunku, ulice i miasta i wsie a na końcu szkoły, teatry i muzea a także lasy, by mogli w nich polować i nimi handlować. I zorganizowana grupa stanowczo i konsekwentnie przejęła większość miast i wsi. A mieszkańcy przeprowadzali się na ulice, do lasu, pod niebo. Nie wytrzymywali terroru sądów i rządów i umierali z głodu i chłodu, a niektórzy pozabijali samych siebie. Prawdy znaleźć nie było gdzie i nawet nie było na to sił i nadziei. Nie było ni prawa mającego bronić mieszkańców, ni sprawiedliwości, a wszystkie miejsca w urzędach były okupowane przez rosnącą rzeszę ordyńców tyjącą jak wielki, nienasycony pająk.

I patrzył na to wszystko Sobies-Bohater i płakał z rozpaczy, zamieniony w kamień pomnika na placu. Płakał, że nie może zejść z tego miejsca, nie może dotrzeć do ludzi i powiedzieć im swoje słowo, bo mógł zwrócić się do nich tylko przy pomocy magicznej Szkatułki Wiedzy. A ona przecież przechwycona przez ordyńską, zorganizowaną grupę nieprawdziwych, fałszywych obywateli. I zauważył łzy na twarzy pomnika bohatera Sobiesa przechodzący obok chłopiec i zatrzymał się. I bohater cicho, cicho powiedział do niego:

            - Synu mój kochany, walczyłem za twoje życie, kiedy jeszcze nie było ciebie i twoich rodziców. My oddaliśmy swoje życie, żebyście wy ustrzegli nasz kraj, nasze skarby, naszego polskiego ducha, a podli, chytrzy zorganizowani ordyńcy jak kameleony wślizgnęli się w nasz naród, nie od tej strony, od której ja ich zablokowałem, to od innej i jak jadowite skorpiony żądlili ducha narodu od środka. I tak to wysysają krew, pozbawiają zdrowia, mieszkań i życia z butą puchnącą jak ich oblicza, brzuchy i oscylatorskie konta. Pozbawili nas klucza niezależności, to jest ojców naszych wiary i dostępu do pałacu ze skarbcami. Ludzie zgubili wiarę a więc nadzieję, nadzieję a więc i ducha swojego. Jeśli ich nikt nie uratuje teraz - nasz kraj zginie na wieczność.

            - Ale my nie mamy koni, hełmów ani mieczy, tylko całe bastylie napchane sztandarami, co robić?

            - Teraz niepotrzebne ani konie, ani miecze, potrzebna tylko rycerska odzież, a i jechać nigdzie nie potrzeba. Okupant sam przyszedł, pozajmował tajnie i cicho nasze domy, podmieniając nas na każdym miejscu w miastach i wsiach. Zostawił nam tylko miejsca ciężkiej pracy. Budź śpiących. Rozjaśniaj nie rozumiejącym i szukającym. Przypominaj zapominającym. Najważniejsze: nauczcie się odróżniać samych siebie od ordy i od ich języka, ich kultury, ich metod i szykujcie się w drogę do pałacu ze skarbcami. Jeśli wy będziecie w stanie dobrać 33 klucze do zamków, którymi ich ostatni herszt zamknął skarbce, to los naszego narodu zacznie się zmieniać. Przeniknijcie do pałacu, żeby zaprowadzić tam porządek. A wejdziecie do historii i w krąg sławy ojczyzny, jako mężowie stanu, synowie narodu i dzieci króla Orła.

            - Jakże mnie usłyszą wszyscy, jak zrozumieją i czy posłuchają?

            - Weź moją bojową trąbkę, zatrąb w nią 3 razy nutą przeszywającą, przed którą zawrzeć uszu nie sposób i ciebie usłyszą swoi i zrozumieją swoi, a obcy się przestraszą. Nutę tę wszyscy miejscowi znają od urodzenia.

Wziął chłopak od Sobiesa-bohatera trąbkę bojową, zebrał wszystkie swoje siły i zatrąbił tak, że usłyszeli swoi na wszystkich krańcach królestwa i poza jego granicami, a nawet ptacy bystroocy zadrżeli ponad turniami.

I zebrało się wielkie wojsko obrońców ojczyzny. Wybrali sobie przywódcę, zapalili pochodnie, żeby we mgle, która przez lat dziesiątki spowijała ojczyznę widnymi stały się kłamstwa i by ujawnił się smog nienawiści ze strony mających na tej ziemi swoje, obce dobru wspólnemu sprawy. I poszli przywódcy na rozpoznanie do pałacu niepodległości skrywającego skarbce. Był to akurat ten czas, gdy już kończono sprawę zamykania drzwi pałacu przed uczciwymi twarzami takich, jak oni. Czas szykowania się do montowania w futrynach żelaznych sztab nie do sforsowania. Czas dopinania na ostatni guzik. Oni szybko wstawili nogę w drzwi i tych drzwi już zamknąć przed właścicielami pałacu nie dało się. Tynk się sypał, drzwi trzeszczały, szczelina się poszerzała. Pod koszulami uzurpatorów nieśmiało zaczęły pojawiać się pierwsze krople potu. Tego jego szczególnego rodzaju rozpoznawalnego po woni, jaką zrodzić może tylko strach, przewidujący strach.

Przywódcy jeden po drugim zaczęli wchodzić w cuchnący, zamglony korytarz pałacu. I chociaż jeszcze pracy do sprzątania było okrutnie dużo, to jednak dobry początek był już uczyniony, jak ikra w stawie, jak rozumność w nadziei. Jak pęczniejący orzech w skorupie. Jak odtajałe gniazdo na drzewie i powracających klucz ptaków. 

image

image




wawel
O mnie wawel

OD NIEDAWNA PISZĘ TEŻ NA DRUGIM BLOGU JAKO    W A W E L  2 4 https://www.salon24.pl/u/wawel24/ Uszanować chciałbym Niebo, Ziemi czołem się pokłonić, ale człowiek jam niewdzięczny, że niedoskonały... =================================================== Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ========================== ❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀ F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór. 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody. 3.10.04.2011 WARSZAWA, KRAKÓW –- PAMIĘĆ I OBURZENIE======= ================ P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE H U M O R -S A T Y R A -G R O T E S K A -K A B A R E T 1.KSIĘGA POWIEDZEŃ III RP czyli ZABIĆ ŚMIECHEM 2.KABARET TIMUR PRZEDSTAWIA czyli Witam telefrajerów... 3.III RP czyli Zmierzch Różowego Cesarstwa 4. Biłgoraj na tarasie - SZTUKA PRZETRWANIA DLA ELYT Z AWANSU 5.MANIFEST KBW czyli Kuczyński, Bratkowski, Wołek 6.SONATA NIESIOŁOWSKA a la Tarantella czyli KOLAPS STEFANA 7.Transatlantyckie - orędzie Bronisława Komorowskiego W Ę G R Y 1.WĘGRY, TELEWIZJA, KIBICE 2.GALERIA ZDJĘĆ węgierskich 3.ORBAN I CZERWONY PRĘGIERZ M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka