Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
wawel24 wawel24
516
BLOG

Zrównoważony budżet Kreatywnego Księgowego - prawda o stanie finansów zamiast bajek

wawel24 wawel24 Polityka Obserwuj notkę 6

           Kreatywna księgowość to dość znana sztuczka magiczna. Publiczność siedzi i bije brawo migającym dłoniom prestidigitatora. A On piłuje kobiety skryte w kartonowym pojemniku na pół, wszerz i wzdłuż, wyciąga dziesiątkami piłeczki pingpongowe z ust i klaśnięciem dłoni spuszcza na wpadającą w ekstazę publiczność deszcze konfetti. 

Dwóch autorów gazetek reklamowych rozwieszanych w przedsionku namiotu cyrkowego, Richard z Czarnkowa i Gniewko z Kuźmiukowa,  opisuje jak to tysiące tirów z konfetti zbliża się do granic Polski, jak kilkadziesiąt przepiłowanych kobiet zerwało się i ruszyło w tany, jak królikowi wyciągniętemu z kapelusza rosną uszy, którymi można 2,5 raza opasać ziemię, jak im bardziej rosną uszy polskiemu królikowi, tym więcej rodzi się w Niemczech królików w ogóle bez uszu. Jak rozwój rośnie, wzrost się rozwija a wszystko razem kwitnie i  całe lasy i oranżerie wypuszcza Mati wprost z suchego kija.

Zajrzyjmy do szatni wyfrakowanego magika. Obejrzyjmy te noże z chowającym się ostrzem, walizki z podwójnym dnem...

        image       

Dość mydlenia oczu Polakom. Skończmy mówić o budżecie bez deficytu [KOMENTARZ]         

        Deficyt budżetowy to tylko część większej układanki, jest bardzo podatny na manipulacje i nie pokazuje całości sytuacji finansów publicznych. Dlatego też powinniśmy przestać się na nim skupiać i zacząć patrzeć na kasę państwa całościowo.   

                                         Foto: Adam Staskiewicz / East News / East News

                                                   

                        "Deficyt budżetowy to tylko część większej układanki, jest bardzo podatny na manipulacje i nie pokazuje całości sytuacji finansów publicznych. Dlatego też powinniśmy przestać się na nim skupiać i zacząć patrzeć na kasę państwa całościowo.

                   

              

Rząd, chwaląc się, że budżet bez deficytu na ten rok jest emanacją świetnej kondycji finansów Polski, nie mówi nam całej prawdy. Należy zmyć ten polityczny puder i spojrzeć na rzeczywisty obraz sektora finansów publicznych. Sektora, którego rządowe prognozy deficytu na 2020 r. w ciągu zaledwie kilku miesięcy poszybowały w górę o 1,3 pkt proc.

      

Rząd w obecnej sytuacji, przedstawiając saldo budżetu na 2020 r., zachowuje się jak koncern, który chwali się wynikami swoich oddziałów tylko w wybranych województwach. Miejsca, w których osiąga zysk, dodaje do bilansu, a te, w których idzie mu gorzej, upycha po kątach. Nie można przechodzić nad takim działaniem do porządku dziennego. Należy punktować każde zachowanie klasy politycznej, które mydli nam oczy. Tak jest w przypadku zrównoważonego budżetu na ten rok.                                           

                 

Mateusz Morawiecki jak Donald Tusk

         

Powiedzmy to sobie jasno. Deficyt lub nadwyżkę budżetową można bardzo łatwo zmanipulować, przesuwając środki z jednego miejsca w drugie, przez co rozmowa o wyniku budżetowym zdaje się na dłuższą metę bezcelowa. Sam budżet centralny odpowiada zresztą tylko za ok. połowę sektora finansów publicznych. Dlatego też wmawianie nam, że zrównoważony budżet jest oznaką zdrowych finansów Polski, jak robi to np. już czwarty minister finansów w ciągu ostatniego roku Tadeusz Kościński, jest czystą polityką w najgorszym tego słowa znaczeniu, a nie ekonomią.

    

 Warto tu przytoczyć słowa Mateusza Morawieckiego, który w 2016 r. mówił, że nie będzie postępował jak rząd PO-PSL. Jako ówczesny minister finansów i rozwoju wszedł on na mównicę sejmową, przedstawiając budżet na 2017 r. - My w tym deficycie nie włożyliśmy takiego instrumentu, który nasi poprzednicy z PO-PSL używali przez wiele lat, a mianowicie pożyczki dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych zamiast dotacji dla FUS - wskazywał wtedy Morawiecki.

         

I mówił dalej: pożyczka dla FUS powoduje, że nie widać tego w deficycie budżetu państwa (...) i w sposób sztucznie zaniżony jest poziom tego deficytu budżetowego według statystyki liczonej w budżecie państwa.

    

My tego zabiegu nie stosujemy – podkreślał.   

       

Fundusz pełen manipulacji

    

I co z tego zostało? Nic. Po trzech latach od tych słów Zjednoczona Prawica zrobiła dokładnie ten sam ruch, co rząd PO-PSL. W 2019 r. powstał Fundusz Solidarnościowy, który w pierwotnej funkcji miał służyć niepełnosprawnym, a w obecnej będzie stanowił skarbonkę dla emerytów (przez wypłatę trzynastek), osób po stracie bliskich (zasiłek pogrzebowy) czy rencistów.

  

W sumie poza bilans budżetu państwa poprzez fundusz wypchnięto ok. 17 mld zł (czyli 0,8 proc. PKB).

    

Po co ten zabieg? To kreatywna księgowość. W ten sposób rząd na papierze zyskuje dwie rzeczy. Po pierwsze, nie musi szukać analogicznej kwoty wpływów, by zbilansować ten wydatek, co wymusza na politykach stabilizująca reguła wydatkowa. Przypomnijmy, że w największym skrócie nie pozwala ona na bezkarne zadłużanie naszego kraju i wywiera presję na ministrze finansów, aby każdy dodatkowy wydatek równoważył dodatkowym dochodem. Robiąc trik z Funduszem Solidarnościowym, rząd może wypchnąć miliardy złotych poza ten gorset, ponieważ reguła go nie obejmuje.

    

Po drugie, Fundusz Solidarnościowy będzie otrzymywał z budżetu państwa pożyczki, co oznacza, że miliardy przelewane na jego konto nie będą wliczane do deficytu. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się to sprytnym rozwiązaniem, należy spojrzeć raz jeszcze. W dłuższej perspektywie taka żonglerka może wywołać niemałe problemy.

   

Dlaczego? Jest pewna różnica między postępowaniem Platformy a rządu PiS. Ta pierwsza, stosując kreatywną księgowość, za którą zresztą słusznie krytykował ją Mateusz Morawiecki, działała w sytuacji kryzysu finansowego z 2008 r. i późniejszego europejskiego kryzysu zadłużenia z 2012 r., a rząd PiS manipuluje państwową kasą przy 4-proc. wzroście gospodarczym, czytaj: na koniunkturalnej górce. Pytanie retoryczne brzmi: co stanie się, kiedy przyjdą gorsze czasy?

    

       

To, co na chwilę może się przysłużyć politycznej narracji, i tak zemści się na decydentach w odpowiednim momencie. Od lat istnieje bowiem unijna metodologia mierzenia zadłużenia krajów - deficyt sektora rządowego i samorządowego (tzw. general government sector), który bierze pod uwagę budżet centralny, samorządowy, oraz inne fundusze rządowe celowe (jak np. Fundusz Solidarnościowy).

   

I to ten wskaźnik powinien przede wszystkim skupiać naszą uwagę. Zerknijmy więc na podbrzusze naszych finansów.


    Magia liczb, czyli jak puchł nasz deficyt

   


Na 2020 r. rząd założył, że deficyt sektora rządowego i samorządowego wyniesie 1,2 proc. PKB, czyli 1 pkt proc. więcej niż w rekordowym 2018 r. Słowem, nie jest wcale źle. Mieścimy się w limicie 3 proc., po którym Unia może nałożyć na nas procedurę nadmiernego deficytu.

           

I w tym momencie musimy zacząć zmazywać finansowy puder, wchodząc coraz głębiej do króliczej nory. To zadanie jak w filmie "Incepcja" Christophera Nolana. Jeden poziom filmowej rzeczywistości prowadzi nas głębiej, do kolejnej warstwy i tak do samego jądra.

      

Od budżetu przeszliśmy do deficytu, a teraz sprawdźmy, jak przedstawiałby się ten deficyt, gdyby nie obejmował wpływów jednorazowych, czyli dochodów, które w jednym tylko roku pojawiają się z powodu jakichś ekstraordynaryjnych zdarzeń, ale nie są ani stałe, ani nie wynikają ze strukturalnego polepszenia finansów danego kraju. W ten sposób zobaczymy prawdziwszy obraz kondycji naszej państwowej kasy.

     

Jednym z wpływów jednorazowych (tzw. one-offów) są zmiany w Otwartych Funduszach Emerytalnych. Tak się akurat złożyło, że na przełomie jednych i drugich wyborów parlamentarnych rząd zaplanował dokończenie demontażu OFE i wprowadził opłatę przekształceniową w wysokości 15 proc. dla osób zdecydowanych przelać swoje pieniądze na IKE, a nie do ZUS. Ma to przynieść kasie państwa kilkanaście miliardów złotych, które będą w ramach unijnej metodologii wspierały deficyt sektora finansów publicznych tylko w 2020 r., co - jak swojego czasu tłumaczył wiceminister finansów Leszek Skiba - jest pewną "iluzją księgową". W 2021 r. deficyt sektora rządowego i samorządowego już nie będzie wsparty tą opłatą, tak samo jak nie załata się go pieniędzmi ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 czy pasma 5G (to też one-offy). I teraz najciekawsze.

       

Lektura, jak zmieniały się szacunki deficytu bez wpływów jednorazowych, pokazuje drogę, jaką przeszły nasze finanse publiczne od względnej stabilności do podporządkowania bieżącej polityce.

  

Otóż w Planie Konwergencji, jednym z najważniejszych dokumentów Ministerstwa Finansów przygotowywanym do przedłożenia Brukseli, z kwietnia 2019 r. rząd zaplanował deficyt general government na ten rok bez wpływów jednorazowych (one-offów) na poziomie 0,9 proc. PKB

     

    Sektor instytucji rządowych i samorządowych w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa

                                

                        Sektor instytucji rządowych i samorządowych w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa

              

We wrześniu zeszłego roku przed wyborami parlamentarnymi, wtedy kiedy zaczęło się chwalenie rządu zrównoważonym budżetem, deficyt bez wpływów jednorazowych wyniósł już 1,3 proc.

 Uzasadnienie do projektu ustawy budżetowej na 2020 r. z września 2019 r.

                          

                              Foto: mf.gov.pl                   

                        Uzasadnienie do projektu ustawy budżetowej na 2020 r. z września 2019 r. 

                                 

Za to po wyborach parlamentarnych w grudniu 2019 r. rząd, po wycofaniu się z pomysłu zniesienia limitu 30-krotności składek na ZUS, zaktualizował budżet, zapisując w nim już 2,2 proc. deficytu bez wpływów jednorazowych.

 

To oznacza, że w ciągu zaledwie czterech miesięcy szacunek znacznie prawdziwszego obrazu deficytu finansów publicznych zwiększył się o 0,9 pkt proc., a od kwietnia o 1,3 pkt proc. To jest rzeczywista cena, jaką płacimy za obietnice polityków.

    Uzasadnienie do projektu ustawy budżetowej na 2020 z grudnia 2019 r.

                                             

                Foto: mf.gov.pl                       

                                           Uzasadnienie do projektu ustawy budżetowej na 2020 z grudnia 2019 r.

                   

               

Ale to nie koniec. Zajrzyjmy na samo dno króliczej nory polskich finansów i sprawdźmy, ile wyniósłby tzw. deficyt strukturalny, czyli taki, który nie uwzględnia ani wpływów jednorazowych, ani czynników cyklicznych, m.in. wciąż względnie dobrej koniunktury nad Wisłą. Jak wyjaśniał w rozmowie z Business Insider Polska dr Sławomir Dudek, który przepracował w resorcie finansów 23 lata i sam współpracował przy układaniu budżetów wielu rządów, lekką ręką do wspomnianych 2,2 proc. musielibyśmy dodać 1 pkt proc.

    

A to z kolei oznacza, że najmniej zamazany i przez to faktyczny obraz finansów publicznych w Polsce w tym roku przekroczy 3 proc. PKB. Dla przypomnienia - mówimy o rzeczywistym deficycie podczas jednego z najwyższych wzrostów gospodarczych w Europie. W takim wypadku każde mocniejsze tąpnięcie koniunktury zemści się na nas podwójnie i nie będzie przyjemne dla naszych portfeli.

    

Pisząc o tym wątku, nie możemy nie wspomnieć o zobowiązaniu Polski w ramach Unii Europejskiej do próby osiągnięcia 1 proc. deficytu strukturalnego (chodzi o średniookresowy cel fiskalny - MTO). W obecnej sytuacji zmierzamy w odwrotną stronę.

    

Niestabilna stabilność finansów

    


We wspomnianym wywiadzie Sławomir Dudek, znający finanse publiczne jak własną kieszeń, używa mocnych słów. Jego zdaniem przez omijanie reguły wydatkowej stabilność finansów publicznych jest zagrożona.

    

Zważywszy że według jego obliczeń, rząd nie uzyskał już w 2019 r. więcej pieniędzy z uszczelnienia podatków - zebrał jedynie 300 mln zł z zakładanych 7,5 mld zł, co oznacza wykonanie planu zmniejszenia luki VAT na poziomie zaledwie 4 proc. To kolejny klocek, który do tej pory misternie podtrzymywał całą budowlę transferów socjalnych rządu. Kiedy go wyjmiemy, całość może z hukiem spaść nam na głowę.

   

Do tego wszystkiego musimy dodać jeszcze jedną istotną kwestię - elastyczność naszego budżetu. Jest tak, że w razie głębszego spowolnienia rząd poprzez budżet może reagować i ewentualnie łagodzić skutki hamowania gospodarczego. Jednak u nas rząd Zjednoczonej Prawicy maksymalnie go usztywnił, co oznacza, że w przypadku turbulencji albo będzie nas zadłużał (co jest prawdopodobne), albo ciął wydatki (co jest mało prawdopodobne, bo musiałby się przyznać do błędu), albo podnosił podatki (jeśli już, to pewnie sektorowe, jak robił to dotychczas). Bo na prywatyzację PiS się raczej nie zgodzi (chyba że jakichś groszówek).

    

- Jedziemy więc kolejką z górki, ale jak stroma okaże się ta droga, jeszcze do końca nie wiadomo. Jednak my, zamiast naprawiać zawczasu hamulce, dolewamy jeszcze benzyny, czyli jeszcze przyspieszamy - tłumaczył Dudek. A jazda bez hamulców wiadomo, czym się może skończyć.

    

Dławienie elastyczności świetnie widać w wyliczeniach Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu. Wraz z 13. i 14. emeryturą w latach 2015–2020 wydatki sztywne z tytułu samych transferów według niego wzrosłyby o ok. 60 mld zł (3 proc. PKB), a ich udział w wydatkach budżetu ogółem w relacji do poziomu planowanego na rok 2020 wzrósłby o ok. 6,7 pkt proc., zbliżając się niebezpiecznie do 78 proc.

    

"Taka dynamika przyrostu wydatków sztywnych, jak i ich udział w budżecie państwa, byłyby ewenementem w UE" - przekonywał w "Rz" Jankowiak.

    

Wydatki sztywne oznaczają, że niezwykle trudno byłoby się ich zupełnie pozbyć lub ściąć. Prym wiodłyby tutaj względy polityczne (ludzie by się wściekli, gdyby ktoś chciał im zabrać przelewy gotówkowe z kasy państwa).

    

A to z kolei prowadzi nas do wniosku, że w razie dekoniunktury, deficyt będzie puchł nadal. Pierwszym poważnym testem jest już ten rok (zobaczymy, jak dalece zwolni wzrost PKB), ale prawdziwym wyzwaniem będzie budżet na 2021 r., kiedy to politycy nie będą już mogli zaksięgować wpływów z opłaty przekształceniowej bądź sprzedaży pasma 5G.

    

Kto pływa nago

    

Kłopotem może okazać się również hamująca dynamika wpływów z podatków, gdyż sukces rządu w uszczelnieniu VAT się kończy, a został on w pełni skonsumowany w transferach socjalnych. Spadającą konsumpcję prywatną, na której opiera się polska gospodarka, może podmyć także najwyższa od kilku lat inflacja.

 

Słowem, na horyzoncie widać już kłody, których nie podłożył nam nikt, kto źle życzy Polsce. Zrobiliśmy to sami, przejadając kwoty z uszczelnienia podatków i okresu prosperity.

    

Pisząc "przejedliśmy", nie mam tutaj na myśli wprowadzenia transferów socjalnych, które rząd nazywa inwestycjami w przyszłość suwerena. One powinny być częścią naszego systemu już dawno. Chodzi mi raczej o rezygnację polityków z wprowadzenia punktowych, dobrze przemyślanych, wyliczonych i przeanalizowanych transferów, z którymi w parze szłaby reforma strukturalna upraszczająca cały system.

    

Jednak do dzisiaj nie doczekaliśmy się nawet badania rządowego dot. skutków ubocznych 500 plus. Daje się pieniądze, nie chcąc wskazać, jaki konkretnie problem ekonomiczny się rozwiązuje, bo rządzący zapewne wychodzą z założenia, że "przecież nikt nie będzie płakał, jak zrobi się mu przelew". Naukowcy od lat apelują o oparcie reform na badaniach, jednak politycy nie chcą słuchać. Wolą udawać, że wiedzą najlepiej. Tak jednak nie jest.

    

Podsumowując, wszyscy powinniśmy kibicować, aby wzrost gospodarczy w Polsce nie zaliczył twardego lądowania. Bo jeśli tak się stanie, to wtedy, jak mówi zasłyszana, giełdowa prawda, nadejdzie odpływ i szybko okaże się, kto kąpał się bez majtek. Wstydliwa nagość polskich finansów może nadejść wcześniej, niż nam się do tej pory wydawało."

   Autor:  Damian Szymański

https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/zrownowazony-budzet-a-deficyt-sektora-finansow-polityka-pis/ej2t6hw

image

image

wawel24
O mnie wawel24

Huomo-animal divino. Znajomość harmonii nazywa się stałością. Znajomość stałości nazywa się oświeceniem. [...]. Napięcie ducha w sercu nazywa się uporem. [...] Wiedzący nie zna udawania, udowadniający nie wie.  Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ========================== ❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀ F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody 3.10.04.2011 P O S T A C I  1. Franz Kafka i hospicjum kultury europejskiej czyli nagi król 2. Platon czytany przez Simone Weil P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE  M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka