Witold Gadowski Witold Gadowski
3606
BLOG

Bolek i Lolek w kraju bolszewików

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 43

 

Czasem robię w swojej głowie remanent i wtedy stają mi przed oczami bohaterowie, których losów nie wyjasniłem do końca. Nie pomogłem. Tak zamieszkał w mojej głowie Alfred Ledwig, ojciec Bolka I Lolka.

Napisałem o nim reportaż w epoce, gdy byłem o wiele bardziej naiwny niż dziś. Ministrem Sprawiedliwości był wtdy Lech Kaczyński, zatem wydawało mi się, że skrobnę reportaż i natychmiast pomogę panu Alfredowi.

O święta naiwności. Nikt nie pomógł. Straciłem z panem Alfredem kontakt, wiem że mieszkał w Leverkusen i żył ze skromnej renty. Może wy znacie jego dalsze losy?

Może jeszcze zdążymy pomóc temu zacnemu Polakowi.

Tekst opublikowałem w "Gazecie Polskiej", po latach przypominam go jak zwykle bez zmian:

Na tej kreskówce wychowały się co najmniej dwa pokolenia Polaków. Mało kto jednak wie, że dwóch sympatycznych łobuzów urodzonych w bielskim Studio Filmów Rysunkowych od 1971 roku było sierotami. Wtedy to bowiem komuniści wsadzili do więzienia ich ojca.

Alfred Ledwig, człowiek, który stworzył postaci “Bolka i Lolka”, jest dziś 72 – letnim, schorowanym człowiekiem. Od dziesięciu lat walczy o odzyskanie ukradzionych mu w okresie PRL – u praw autorskich do wykorzystywanych na wszelkie sposoby postaci dwóch niesfornych urwisów z Bielska Białej.

 

Pierwsze serie przygód “Bolka i Lolka” kończyły się zawsze wyświetleniem listy twórców filmu. Wśród najważniejszych autorów bajki wymieniane było nazwisko Alfreda Ledwiga. To właśnie spod jego ręki wyszły postaci tyczkowatego Bolka i dobrodusznego, korpulentnego blondynka – Lolka. W powstałych po 1971 roku filmach nazwisko rysownika znikło czołówki filmu. Nikt z młodych widzów nie podejrzewał wówczas, że za kadrami barwnych przygód bohaterów najpopularniejszej polskiej kreskówki krył się bardzo poważny, dorosły dramat. Plastyczny talent i niezależne myślenie zaprowadziły Alfreda Ledwiga do więzienia a następnie zmusiły do ucieczki z Polski. Jego losy w żaden sposób nie mogłyby służyć za kanwę dziecięcej dobranocki.

Sąsiad zza ściany

- Właściwie nie lubiłem komunizmu od zawsze. Mój stosunek do PRL dojrzał jednak po wydarzeniach z 1968 roku, po poznaniu prawdy o wypadkach w Poznaniu i na Wybrzeżu. Nie mogłem akceptować ustroju, który urządził masakrę na Węgrzech i Strona i stłumił wolnościowe dążenia Czechów – wspomina Alfred Ledwig. Na początku lat siedemdziesiątych sąsiadem Ledwiga był prawnik Janusz Malczewski. Malczewski jeszcze w latach sześćdziesiatych stworzył w Bielsku grupę opozycyjnie nastawionych intelektualistów. Częste spotkania i szczere rozmowy Ledwiga i Malczewskiego sprawiły, że plastyk ze Studia Filmów Rysunkowych zdecydował się przystąpić do podziemnej grupy kierowanej przez sąsiada – przyjaciela. – Z rosnącą pogardą myślałem wówczas o naszej lokalnej, bielskiej nomenklaturze, o przywożonych w teczkach dyrektorach naszego Studia, którzy za nic mieli prawa i wysiłek pracujących tam twórców – mówi Ledwig.

W 1971 roku SB z Bielska Białej dostała nagłego ataku wściekłości, na ulicach pojawiły się bowiem sygnowane przez “Konfederację Narodową” ulotki wzywające do wycofania z Polski wojsk sowieckich oraz otwarcie krytykujące PRL – owskie władze. “Rodacy, bliski jest dzień, gdy naród nasz będzie mógł sam zadecydować o swoim losie. Niech żyje niepodległa demokratyczna Polska i bratnie narody słowiańskie.” – tej treści deklarację podpisała Rada Naczelna Konfederacji Narodowej. Autorzy ulotki nie wiedzieli jednak, że ich grupa już od 1968 roku jest systematycznie penetrowana przez Służbę Bezpieczeństwa. Po ukazaniu się ulotki komunistyczne władze wydały SB nakaz natychmiastowej likwidacji kierowanej przez Janusza Malczewskiego podziemnej grupy. Jesienią 1971 roku do drzwi Alfreda Ledwiga zastukali funkcjonariusze SB. Wraz z nim aresztowano także Malczewskiego i dziewięciu innych członków grupy. – W trakcie trwających wiele godzin przesłuchań SB – eków najbardziej denerwował fakt, że na narysowanej przeze mnie ulotce orzeł ma koronę – wspomina Ledwig. Nad artystą szczególną pieczę roztoczył oficer śledczy SB Marian Cesarczyk. – nie szczędził mi obelg, głodził i męczył wielogodzinnymi, bezsensownymi przesłuchaniami – mówi Alfred Ledwig. – Kiedy na zadane mi po raz kolejny pytanie odpowiedziałem, że wojny od dawna nie prowadzi się na maczugi zapewnił mnie, że mają doświadczenia jeszcze z rewolucji październikowej i takich jak ja będą tępić aż do trzeciego pokolenia – dodaje. Cesarczyk za wszelką cenę chciał udowodnić, że Ledwig jest “imperialistycznym szpiegiem”. SB znalazło w mieszkaniu rysownika zaproszenie do Stanów Zjednoczonych oraz opłacony bilet okrętowy, które Alfredowi przysłał jego mieszkający w USA brat więc “pobudki” działań rysownika stały się dla bezpieki jasne. Nad ideologiczną poprawnością śledztwa przeciwko grupie “Konfederacji” czuwał prokurator Nakonieczny. Ostatecznie w kwietniu 1972 roku prokuratura wojewódzka przedstawiła w Katowicach akt oskarżenia przeciwko: Januszowi Malczewskiemu, Alfredowi Ledwigowi, Stanisławowi Kiełbowi, Władysławowi Olkowi, Jerzemu Składowskiemu, Bolesławowi Szymańskiemu, Bogdanowi Małocie, Romanowi Kacale, Jerzemu Kokotowi, Stefanowi Kostyszynowi oraz Jerzemu Wrońskiemu. 1 września 1972 roku Sąd Powiatowy w Katowicach Wydział IV Karny w składzie: Czesław Rzeźnikiewicz oraz Irena Kolek i Arkadiusz Kuczera skazał Alfreda Ledwiga na dwa lata i sześć miesięcy pozbawienia wolności. W sentencji wyroku sąd stwierdził: “w okresie od grudnia 1970 do października 1971 r. w Bielsku Białej, działając wspólnie z Januszem Malczewskim wykonał metodą fotograficzną w celu rozpowszechnienia około 50 sztuk odbitek nielegalnej ulotki pt. “Konfederacja Narodowa do Narodu Polskiego”, zawierającej w swej treści fałszywe wiadomości o sytuacji polityczno – społecznej w Polsce, co mogło wyrządzić poważną szkodę interesom Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej...”

Pan już tu nie pracuje!

Ledwigowi zaliczono dziewięć miesięcy w czasie których był osadzony w areszcie śledczym i ostatecznie zamknięto go na osiemnaście miesięcy w więzieniu w Strzelcach Opolskich. – Tam prawdziwą opieką otoczył mnie etatowy więzień polityczny PRL – u pułkownik Marian Gołębiewski. Pułkownik cieszył się wielkim respektem nawet wśród najbardziej zdegenerowanych kryminalistów.- wspomina Ledwig. Opiekę pułkownika rysownik zawdzięczał Emilowi Morgiewiczowi, który w tym samym czasie odsiadywał swój wyrok za działalność w grupie “Ruchu”, do której należał również Marian Gołębiewski.

Specyficzną solidarność z aresztowanym pracownikiem okazało bielskie Studio Filmów Rysunkowych. Jego dyrekcja nie tylko nie ujęła się za twórcą najsłynniejszych bohaterów kreskówek w dziejach wytwórni ale nawet wydała oświadczenie, w którym domagała się pozbawienia Ledwiga praw autorskich do postaci “Bolka i Lolka”. W czasie gdy Ledwig przebywał w więzieniu z Studiu zniszczono wszelkie ślady twórczości Ledwiga, usunięto dokumenty mówiące o prawach autorskich artysty do stworzonych przez niego postaci a nawet przetrząśnięto jego pracownię. Po opuszczeniu murów więzienia w Strzelcach Opolskich rysownik wrócił do pracy. Okazało się jednak, że w Studiu Filmów Rysunkowych nie ma już dla niego miejsca. Powodem usunięcia Ledwiga z pracy była “niechęć kolektywu” do współpracy z rysownikiem. Dyrekcja wytwórni złożyła także wniosek o wykluczenie Ledwiga ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Odtąd artysta mógł utrzymywać się jedynie z dorywczej współpracy ze Studiem Filmów Animowanych w Krakowie. Dzięki wstawiennictwu Stowarzyszenia Autorów ZAiKS otrzymywał także niewielkie sumy za ilustrowanie książeczek z przygodami “Bolka i Lolka:”. Przez cały czas był “prewencyjnie” wzywany na przesłuchania do komendy milicji w Bielsku Białej. – Po jednym z kilkugodzinnych przesłuchań oficer MO z Warszawy zagroził mi, w obecności mojego etatowego “anioła stróża” z SB, że jeżeli nadal nie będę podpisywał posuwanych mi przez bezpiekę kwitów to “skończę w kamieniołomach albo jeszcze gorzej” – opowiada Ledwig.

Czuł się coraz bardziej zagrożony, doskwierała mu nieustanna inwigilacja coraz częściej zaczął przemyśliwać nad opuszczeniem Polski. W połowie lat siedemdziesiątych ciężko rozchorował się jego mieszkający w RFN ojciec. Nie widział go od 1943 roku. W 1981 roku Ledwig ostatecznie postanowił wyjechać do Niemiec. Dowiedział się jednak, że nie otrzyma paszportu dopóki nie zrzeknie się na korzyść SFR w Bielsku Białej praw autorskich do “Bolka i Lolka”. – Ta okoliczność zmusiła mnie do bezwarunkowego ustępstwa, tym bardziej, że Ówczesny dyrektor SFR (Bukała), który był do mnie nastawiony życzliwie, oznajmił mi, że nieustannie nachodzą go oficerowie SB i tylko szukają argumentów aby mnie ponownie aresztować. Radził mi jak najszybciej wyjechać z Polski – wyjaśnia Alfred Ledwig. Rysownik jako bezpaństwowiec wyjechał do Niemiec, wcześniej notarialnie (co było warunkiem otrzymania paszportu) zrzekł się praw autorskich do postaci popularnej kreskówki.

Dla mnie PRL się nie skończył...

- Po zmianach politycznych w Polsce nawiązałem kontakt z oskarżonymi w 1972 roku kolegami. W imieniu całej naszej grupy złożyłem wniosek o rehabilitację. W rezultacie naszych działań prokurator generalny skierował wyrok do ponownego rozpatrzenia a Sąd Wojewódzki w Katowicach uniewinnił nas i nawet zasądził niewielkie odszkodowania za okres spędzony w więzieniu – opowiada Ledwig. Dla niego jednak był to dopiero początek starań o prawdziwy powrót do Polski. Rozpoczął walkę o odzyskanie zabranych mu pod presją przez komunistów praw autorskich do “Bolka i Lolka”. Praktycznie do dziś trwa maraton kolejnych procesów, w czasie których sędziowie dzielą włos na czworo. Efekt jest jednak niezmienny podobnie jak w PRL tak i w III RP Alfred Ledwig nie ma żadnych praw do narysowanych przez siebie bohaterów najpopularniejszej do dziś polskiej dobranocki.

Ma już 72 lata, przeżył dwa zawały serca. Przyznaje, że ma już coraz mniej siły aby dochodzić swoich praw. Czyni to zresztą bardziej dla zasady niż z nadziei na odzyskanie należnych mu pieniędzy. Rozpoznawane przez wszystkich postaci dwóch rysunkowych urwisów są do dziś wykorzystywane na wszelkie możliwe sposoby nawet przez specjalistów od reklamy. Licencje na rysunkową serię sprzedano do dziesiątek krajów świata. Ojciec “ Bolka i Lolka” tylko krzywo uśmiecha się słysząc porównania z Waltem Disneyem.

Jego skromna egzystencja w Leverkusen opiera się jedynie na przesiedleńczej rencie.         

 “Bezskuteczne, wieloletnie wysiłki obronne przed sądami, pirackimi producentami i wydawcami zniszczyly nie tylko moje zdrowie ale także moją egzystencję materialną i duchową. Wielce szanowny Panie Ministrze to wszystko doznaję za odrobinę patriotyzmu, na który w latach 70 – tych nie zdobyli się nawet liczni obecnie kandydaci na Prezydenta Rzeczypospolitej Polski! Czy wobec tego warto być w Polsce patriotą? Panie Ministrze Sprawiedliwości czy potrafi Pan poruszyć tę bryłę?...” – napisał rozgoryczony w liście do ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego.

Witold Gadowski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka