Witold Gadowski Witold Gadowski
7729
BLOG

Konfederacja - powody, metody i cel

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 275

(do szerszej dyskusji, nadsyłania własnych uwag i pomysłów, zapraszam na stronę www.gadowskiwitold.pl  chcę, aby ta strona stała się wolna trybuną Konfederatów)

 

Pomysł organizowania się wokół idei świadomej Konfederacji uważam za komplementarny wobec wysiłków jedynej, realnie działającej dziś partii opozycyjnej - PiS.

To właśnie świezy podmuch Konfederacji może przynieść wyborcze zwycięstwo Andrzejowi Dudzie. To wspólnie z obudzonymi do działania Konfederatami Jarosław Kaczyński może dokonać nowego otwarcia - do którego, jak widzę, sposobi się od jakiegoś czasu.

Konfederacja, to pomysl na aktywizację i wzmożenie Polaków

 

 

Pora na głos niepodległych Polaków

 

Polska niepodległość jest zbyt ważną ideą, aby pozostawiać ją w rękach coraz bardziej podejrzanej klasy politycznej.

Jeśli wierzyć w to, że idee istnienia konkretnych narodów zakorzenione są w warstwie metafizycznej i ich istnienie wywołane jest wyraźnymi potrzebami realizowania etycznych wspólnot, to walka o odbudowanie i wzmocnienie niepodległości Polski jest nie tylko prawem wolnych Polaków, ale jest wręcz mocnym zobowiązaniem, jakie na nasze barki nałożyli nam przodkowie.

Polska, albo będzie na tyle silna etycznie, ze ocali swoja niepodległość, albo też jej mieszkańcy dadzą się tak rozbroić, że zniknie potrzeba istnienia państwa Polaków, bo jego mieszkańcy zatracą poczucie wspólnoty, które dotąd gwarantowało trwanie naszego państwa.

Czy zatem Polakom jest dziś potrzebna Polska?

Po co Polakom własny kraj?

To pytania, z których zrodziła się moja refleksja nad koniecznością wznoszenia ruchu Konfederacji.

 

***

 

PiS sam nie wygra z siłami postpeerelu, potrzebny mu jest mocny, świeży i ożywczy oddech milczących dotąd Obywateli.

Konfederacja może stanowić nowy powiew. Już dziś powinniśmy zacząć dokonywać zmiany, w jakie jeszcze wczoraj trudno było nam uwierzyć.

Jestem tylko wędrownym sprzedawcą idei, ale znajdźcie chwilę, aby przeczytać poniższy tekst i zastanowić się na tym: dlaczego w dzisiejszych „dyskursie politycznym” brak jest w ogóle odnbiesienia do żywych idei, brak jest prawdziwego sporu, który udoskonalałby nasz kraj.

Czyżby współcześni polscy politycy nie wierzyli w możliwość trwania niepodległego państwa polskiego?

 

***

 

Polska polityka a.d. 2015 wydaje się zaskorupiała w syzyfowych połajankach jakie odbywają się w studiach telewizyjnych.

Układ, ukształtowany po „okrągłym stole”, zazdrośnie strzeże swoich przewag nad resztą społeczeństwa. Z biegiem lat zniszczył medialny obieg informacji – tworząc w jego miejsce peerelowski w swej genetyce, propagandowy strumień medialnej przemocy.

Mocny, orwellowski strumień propagandy która ma – w założeniu trzymać Polaków w ryzach, lub też powodować ich masową emigrację – stanowi podstawę na jakiej opierają się dzisiejsze warstwy rządzące naszym krajem.

Układ, to znaczone (przy „okrągłym stole”) finanse, odpowiednio skonstruowana ordynacja wyborcza – ta sprawia, ze jedyna antysystemowa siła jaką jest PiS, nie jest w stanie przebić sufitu sojuszu wszystkich innych graczy przeciwko sobie.

Polska polityka jest dziś - w dużej mierze - patiomkinowską wioską, która przedstawiana jest społeczeństwu jako realna rzeczywistość i prawdziwa wypadkowa pogladów polskiego społeczeństwa.

W dzisiejszej Polsce nie istnieje prawdziwa lewica – SLD to bowiem rodzaj związku zawodowego dawnej nomenklatury PZPR. PSL, to w istocie związek zawodowy wiejskiej hołoty i urzędników, którzy czerpia profity z tego, że w PSL – ZSL, jest mniejsza konkurencja o koryto niż w PO.

Nie istnieje także klasyczna prawica.

Trwa jałowy spór PiS ze wszystkimi innymi.

Przy czym w PiS pojawiaja się takie figury jak Ryszard Czarnecki, czy – oby to były tylko złe plotki – Jacek Kurski.

 

***

 

Społeczeństwo pozbawione jest prawdziwej siły działającej w zdrowym układzie medialnym, który pozwala krystalizować się najważniejszemu narzędziu demokracji - opinii publicznej.

Trwa prawdziwy „saski ześlizg”, w którym stronnictwa „niemieckie” i „rosyjskie” oraz wysługujące się im służby specjalne, walczą o „postaw sukna”, zupełnie nie przejmując się dobrem zwykłych obywateli.

Polacy coraz mocniej drętwieją obywatelsko, odczuwają – finansowo i symbolicznie – że są obywatelami drugiej kategorii we własnym kraju, a ich naturalne poglady i zapatrywania tępione są z zajadłością właściwą historycznym okupantom naszego kraju.

W takiej sytuacji nadszedł moment, na wyrwanie się poza ciasne ramny nakreślone przez system „okrągłego stołu”.

Obywatele muszą uzyskać własną reprezentację i nabrać silnego wdechu do działań ratujących polską niepodległość.

Koncepcja, którą daje Państwu pod rozwagę, jest jedynie początkiem, szkicem.

Rozwijam go na kolejnych spotkaniach. Słucham głosów rozproszonych elit, które jednak przetrwały i to w najmniej spodziewanych miejscach.

Tekst tego eseju został opublikowany w tygodniku „w Sieci”, za co jestem gazecie bardzo wdzięczny.

Poniżej publikuje go w wersji rozszerzonej i czekam na uwagi, krytykę oraz zaangażowanie Czytelników.

 

Konfederacja 2015

powody, metoda i spodziewane skutki

 

 

Nie jestem historykiem, ani filozofem, ba, nie jestem nawet osobą o politycznych ambicjach, a jednak mam czelność postawić przed wami pewną koncepcję.

Myśl ta zrodziła się z długich obserwacji dzisiejszego zestawu politycznych aktorów, oraz z wielu dyskusji, których konkluzja była zawsze taka sama: w kształcie obecnego systemu politycznego zaszyty został pewien - nieopisany jeszcze dokladnie - mechanizm, jego działalność sprawia, że wszelkie próby dokonania znaczących zmian w funkcjonowaniu państwa polskiego spełzaja na niczym.

Zmiany statusu państwa, jakie otrzymaliśmy po „okragłym stole”, są kosmetyczne i w istocie nie prowadza do wzmacniania polskiej państwowości i jej roli w Europie.

Od 1989 roku twa funkcjonowanie niepelnego, coraz słabszego państwa, które wyłoniło (jak dotąd) słabe – uczepione obcych klamek – elity.

 

Opis choroby

 

Opisana sytuacja musi (wedle fizycznych prawideł międzynarodowej polityki) prowadzić do coraz większego uzależnienia Polski od czynników zewnętrznych.

Polska jest więc w coraz mniejszym stopniu wewnątrzsterowna. Trwa swoisty „saski ześlizg” polskiej niepodległości.

Polacy przestają się w Polsce liczyć, a ich interesy i wyznawane przez nich wartości, dla dzisiejszego estabslischmentu władzy, nie stanowia ideowego napędu.

Polskie społeczeństwo poddane jest - porównywalnej do czasów PRL - indoktrynacji, obliczonej na skruszenie jego wewnętrznych wartości i oderwanie od tradycyjnych korzeni. Postkomunistyczne – w swej genezie – media, takie jak TVN, skoncentrowały się na rozwadnianiu tego co dotychczas definiowane było jako fenomen polskości.

Te , dość smętne i publicystycznie uproszczone konstatacje uzupełnić należy uwagą wynikającą z obserwacji wydarzeń ostatniego dwudziestolecia:

PiS (jedyna instytucjonalnie funkcjonująca partia, która jest opozycyjna wobec opisanego stanu rzeczy) nie jest w stanie samodzielnie, realnie i na dłuższy – potrzebny do reformy kraju – okres, przejąc w dzisiejszej Polsce władzy.

System wyborczy wyraźnie premiuje bowiem koalicje wszystkich sił postpeerelowskiego systemu skupionych w walce przeciwko PiS.

Stronnictwo reformatorskie – nieomal z założenia – jest w tym systemie przegrane. Nie myślę tu nawet o pojawiających się ostatnio oskarżeniach o wyborcze fałszerstwa.

Już Paweł Jasienica – opisujac dzieje szlacheckich sejmików – twierdził, że zbyt długie pozostawanie w opozycji degeneruje, rozbraja i w konsekwencji pozbawia reformatorów ich najważniejzej broni – ideowości.

Dzisiejszy PiS choruje na skostnienie w biurokratycznych schematach, wymuszonych formach przetrwania w roli bycia wieloletnią opozycją.

 

Apatia wiedzie ku śmierci

 

Arystoteles podkreślał dwie szczególne – dla naszych rozważań – myśli, twierdził on bowiem, że niewolnik jest „żyjacym narzędziem”, a naród pogrążający się w apatii zmierza ku pewnej zagładzie.

Obie myśli są szczególnie istotne przy opisie stanu dzisiejszej kondycji społecznej i moralnej Polaków.

Najpierw rozprawmy się jednak z mitem o „wrodzonej anarchiczności Polaków”.

Był on, ze szczególną pieczołowitością, rozpowszechniany przez polityków Polsce i Polakom nieprzychylnych. Celował z tym szczególnie kanclerz Otto von Bismarck. Inne zdanie w tej materii wypowiada historyk idei Marcin Król...ale ja jednak nie uznaje Króla za swego przewodnika i wolę polegać na faktach.

Bismarck twierdził, że Polacy posiadają wewnętrzny pęd do anarchii i złego systemu rządów i dopiero pod niemieckim zarządem potrafią działać cuda.

Bismarck jednak jest autorem i takiej wypowiedzi: „ (…) Polak góruje nad Rosjaninem zręcznością, zazwyczaj też i wykształceniem, jego mistrzostwo w konspiracyjnym działaniu znane jest w Europie” (Bismarck1832 rok). Wspominam Bismarcka bowiem, obok Katarzyny Wielkiej, jest on jednym z najważniejszych politycznych autorytetów obecnej kanclerz Niemiec Angeli Merkel – co jak wiadomo nie jest bez znaczenia dla naszej obecnej sytuacji.

Poprzestańmy w tym miejscu na stwierdzeniu, że opinia o „wrodzonym” jakoby „genie polskiej anarchiczności” jest równie prawdziwa jak krążące w światowych mediach sformułowania o „polskich obozach koncentracyjnych”.

Jeśli przywołamy Pawła Jasienicę i jego rozważania nad „polską anarchią”, to łacno dojdziemy do wniosku, że polska szlachta – zwyczajowo obarczana winą za upadek I Rzeczpospolitej – była na pewno mniej zanarchizowana niż elity francuskie w dobie wojen religijnych, czy niemieckie w okresie chłopskich rzezi. Jeśli gdziekolwiek upatrywać w I Rzeczpospolitej czynnika destruktywnego, to jedynie w bardzo wąskiej warstwie magnaterii.

Do Jasienicy jeszcze wrócimy, gdy na moment zagłębimy się w dociekaniach poświeconych róznicom pomiedzy rokoszem a konfederacją.

Złosliwie wspomnę w tym momencie jedynie o tym, że – jak pisze Jasienica – zaufanym przyjacielem króla Zygmunta Augusta nie był mądry i oddany Polsce prymas Jan Łaski, był nim za to magnat Krzysztof Szydłowiecki – gładki i pozbawiony zasad agent habsburski, który brał od cesarza pieniądze, a nadto zażądał od niego podarku w postaci ...żywego Indianina. Ameryka była wtedy tematem rozmów na wielu salonach, a nasz Szydłowiecki był człekiem, po europejsku, obytym i kulturalnym.

Dla iluż to dzisiejszych prominentnych figur mógłby być ów Szydłowiecki wzorem i „ideowym” krewnym?

W tym wypadku uwagi o „kulturalności” Szydłowieckiego mogą być jednak równie mylące jak zachwyty nad wierszami pisanymi przez Rudolfa Hessa.

 

Wyuczona bezradność

 

Winston Churchill raczył się o Polakach wyrazić w sposób następujacy: „Naród wspaniały w nieszczęściu i najnikczemniejszy z nikczemnych w momentach powodzenia”.

Wynika z tego ni mniej ni więcej, że powodzenie uderza Polakom do głowy. Czy tak jest w istocie? A jeśli nawet, to czy obecnie – jako Polska Wspólnota - egzystujemy w momencie powodzenia , czy też nieszczęścia?

Odpowiedź na to pytanie nie jest ani prosta ani jednoznaczna. Jeśli uciekniemy od doraźnej propagandy, to trudno nam będzie o uczciwe rozsądzenie tak postawionego problemu.

Tu jednak bardziej idzie o odpowiedź na bardziej fundamentalną kwestię: czy dzisiejsi Polacy, to wciąż ci sami Polacy, których znamy z kart historycznych relacji?

Czy okres sowietyzacji i upodlenia – trwajacy bez mała pięćdziesiąt lat – pozostawił naszą substancję niedotkniętą w jej jądrze, w jej najważniejszych ideowych i aksjologicznych matecznikach?

Tu stawiam kontrowersyjna tezę, że jednak dokonały się w nas znaczące przesunięcia. Nie jesteśmy już intelektualnymi dziedzicami Polski szlacheckiej.

Większość z nas ma chłopskie korzenie i takąż wyobraźnię co do przyszłości. Została w nas – co prawda – krztyna mickiewiczowskiego zapeklowania, mesjanizmu podlanego sienkiewiczowskim sosem i pewnie z tego powodu nie potrafimy docenić Bolesława Prusa, jednak ta romantyczność jest dziś w nas płytka, jak słomiane emocje gorzejące zwykle ledwie kilka dni po ważnym wydarzeniu.. Nie zgadzacie się?

No to powiedzcie ile trwała w nas przemiana po śmierci Jana Pawła II, jak długo trwał powszechny zryw smoleński...mam pytać dalej?

Emocje naszego społeczeństwa są krótkotrwałe i płytkie, a krąg rozwarzań na powrót skurczony do obszaru własnego domu i rodziny. W tym elemencie zatoczyliśmy idealne koło od czasów gierkowskiej „małej stabilizacji”. Rekwizyty co prawda inne, ale krąg rozważań symetryczny.

Na pewno wystrzegać się powinniśmy wszelkich namiestników, działających w imieniu obcych sil. Tacy, jak margrabia Aleksander Wielopolski, stają się tak opresyjni, że prześladują polskiego ducha mocniej niżby to sobie nawet ich protektorzy życzyli. Szydłowiecki, Wielopolski, Bierut, Jaruzelski ….kto jeszcze w tej sztafecie?

Polacy, w swej decydującej masie, znajdują się dziś w stanie wyuczonej bezradności.

Termin, którego użyłem ma swoją precyzyjną definicję psychologiczną. Jego autorem jest amerykański psychologi i eksperymentator Martin Seligman, który zauważył, że psy narażone w klatce na elektryczne porażenia, po pewnym czasie przestawały walczyć i bezradnie kładły się w klatce biernie znosząc cierpienie. Ich zachowanie nie zmieniało się nawet w momencie, gdy zostawały przeniesione do klatki, z której można było z łatwością uciec.

Pięćdziesiąt lat PRL – u było w istocie taką zbiorowa tresurą w klartce pod elektrycznym napięciem. Eksperyment połączony był z obcinaniem podnoszących się głów i osadzaniem na polskim karku przywiezionych ze Wschodu, obcych czerepów.

Przez wiele lat przeszczep się nie przyjmował, ale ...pewnego dnia golem otworzył oczy!

Z wielu kręgów naszego społeczeństwa udało się uczynić mentalnych niewolników. Stad też pewnie bierze się druga polska bieda współczesna – bezinteresowna zazdrość wobec towarzyszy niedoli. Niewolnik nie wybaczy drugiemu niewolnikowi najmniejszej poprawy losu, ten sam jednak niewolnik nie śmie nawet spojrzeć na przywileje otaczające jego zarządców. Nie śmie zastanawiać się czym owe przywileje są legitymizowane. Niewolnik boi się myśleć, genetycznie okuty jest bowiem strachem przed swobodnym myśleniem, bo – na zasadzie prostego uwarunkowania – kojarzy się ono z bólem,.

Niewolnik chce wiedzieć jak powinien myśleć, jeśli dostaje jasne instrukcje, nawet do głowy nie przyjdzie mu bunt.

Tu znów wróćmy na chwilę do samego „Filozofa” - Arystotelesa. Antyczny myśliciel ciągle może być dla nas wielce inspirujący, wszak demokracja jest jednak greckim wynalazkiem – w greckim Polis suwerenność była w rękach obywateli. W swoim dziele „Polityka” Arystoteles stwierdza: „„każde państwo jest pewną wspólnotą, a każda wspólnota powstaje dla osiągnięcia jakiegoś dobra”.

Cytat potrzebny jest po to, aby zadać retorycznie brzmiące, ale bardzo konkretne pytanie:

Jaki był cel utworzonego po tzw „okrągłym stole” państwa – Trzeciej RP?

Wytresowani w bierności, zapeklowani w zazdrości wobec sąsiadów, zapomnieliśmy wtedy dobitnie o to zapytać?

Dziś pytanie o cel III RP jest właściwie bezcelowe, bo państwo rozpędza się już po saskiej pochylni i finał zdaje się być wyrażnie widoczny.

Aktualne pytanie brzmi inaczej: Kto i co może dziś działać, aby uchronić polska niepodległość przed ostateczną destrukcją?

Ci, którzy będą trudzić się nad odpowiedzią na tak postawioną kwestię, staną w widocznej konfrontacji z tymi, co poddają się jedynie – sterowanemu przez propagandowe media – furorowi populi.

 

Czym jest dziś Polskość i czy warto o nią walczyć?

 

Kto jest w Polsce suwerenem, z czyich rąk płynie legitymacja dla rządzących Polską?

Odpowiedź brzmi: w Polsce suwerenem są jej obywatele. Jeśli będziemy jednak chcieli rozwiązać druga kwestię, pojawią się istotne wątpliwości. Ile bowiem w dzisiejszej polskiej polityce jest inspiracji zewnętrznych, ile mocy płynie z Berlina, ile z Moskwy?

Tego precyzyjnie nie jesteśmy w stanie rozsądzić. Skoro jednak pojawiają się takie pytania przeto już na ich podstawie możemy mniemać, że istnieją spore wątpliwości co do czystości legitymacji jaką dzierżą dziś kręgi sprawujące w Polsce władzę.

Intuicyjnie czujemy przecież, że w naszej politycznej i medialnej praktyce doszło do poważnej rozbieżność pomiedzy interesami „Suwerena”, a kierunkiem działań prezydenta i obecnego rządu.

Wszelako trudno jest nam egzekwować nasze prawa poprzez tzw „przedstawicieli” - system wyborczy, a w ślad za nim i polityczna praktyka, doprowadziły do tego, że nie mamy większej mozliwości wpływania na kształt list wyborczych przedstawianych przez poszczególne partie polityczne – realnie decyduje partyjna biurokracja i działające wewnątrz każdej partii koterie. Polskie partie polityczne nie mają zakorzenienia w społeczeństwie, są jedynie biurokratycznymi molochami, które dawno już zerwały łączność ze społeczna praktyką.

Degenerującej praktyce podlega także i największa siła opozycji - PiS

 

Co z tego wynika?

 

Bardzo prosty wniosek: PiS samodzielnie nie jest w stanie przejąć w Polsce stabilnej władzy. Niestety, wśród wszystkich aktywnie działających w naszym kraju partii politycznych trudno jest znaleźć potencjalnych koalicjantów, dzięki którym partia Jarosława Kaczynskiego mogłaby uzyskać stabilną większość parlamentarną. Zamykając się w logice dzisiejszych realiów uprawiania polityki w Polsce czeka nas więc sytuacja, gdy PiS nawet wygrywa wybory parlamentarne, jest to jednak zwycieśtwo pyrrusowe. Takie jak w ostatnich wyborach samorządowych. PiS wygrało, a w piętnastu sejmikach wojewódzkich rządzi koalicja PO – PSL.

Polska jest dziś zmierzwiona, tak rzecz ma się z masami ludzi, które zostały oderwane od swoich korzeni, którym wmówiono, że gdzieś – w powierzchownym naśladownictwie obcych wzorców – leży istota istnienia państwa Polaków/

Zmierzwienie zachodzi zawsze wtedy, gdy podmuchem dziejowego wiatru można ludźmi pomiatać, bo nie mają mocnego przytwierdzenia do swych, historią uwarunkowanych, właściwości

I właśnie teraz, gdy masa zmierzwionych zdaje się górować nad „Polakami korzennymi”, przyszedł moment, gdy ci „korzenni” właśnie muszą się zastanowić nad sposobem restytuowania polskiej niedpodległości. Skoro bowiem polska jest dla nas wartością samą w sobie, to właśnie z tej prostej konstatacji płynie wezwanie do gremialnej pracy nad jej odbudową.

Dziś prawdziwie polska polityka, to stąpanie po ostrzu noża, arcytrudna akrobacja pomiędzy Niemcami a Rosją. Niemcy tradycyjnie usiłują potraktować nas na modłę Bismarcka, jako część półkolonialnej „Mitteleuropy”, a słabnąca Rosja nigdy nie wyzbyła się swojej mocarstwowej ideologiii. I choć dziś Zachód usiłuje rzucić Rosję na kolana, a Rosja ani drgnie...jak leżała, tak leży. To jednak pamiętajmy, że zbytnie zbliżenie z jednym czy drugim sąsiadem było zwykle dla polskich interesów po prostu szkodliwe.

W świecie, w którym szykuje się globalna konfrontacja pomiędzy Chinami i USA Polska musi określić swoje interesy i umiejętnie je realizować w realiach nadciągającego przesilenia.

Aby jednak taką akrobację uprawiać, aby prawdziwie się zastanawiać nad polskimi interesami i strategiami, Polska musi odzyskać wewnatrzsterowność, siła jej decyzji i działań musi leżeć tu – nad Wisłą!

W taki stan rzeczy nie wierzą uzależnione od obcych mocarstw, postkolonialne w swoim myśleniu i niewolniczo zachłanne grupy znajdujace się u sterów państwowej nawy. Trudno zwać je elitą, tudno bowiem ludzi niewolnych, okutych kompleksami i niewolniczo stroniacych od polskich wartości, zwać luminarzami naszego społeczeństwa.

Andrzej Nowak – za Wincentym Kadłubkiem – rozwija dziś bardzo ciekawą koncepcję „Polskości” - Polskość to wspólnota etyczna – głosi Andrzej Nowak i taka koncepcja rodzi wiele konsekwencji.

Pierwszą z nich jest obowiązek świadomego, solidarnego i wspólnego działania na rzecz restytucji polskiej niepodległości.

Skoro więc „korzenni” Polacy mają wspólne wartości, muszą mieć także wspólną metodę działania. I tu dochodzimy do sprawy fundamentalnej.

Jaką formę działania należy przybrać, aby krajowi nie zaszkodzić, a przeciwnie zrodzić w nim ożywienie i wyzwolić jego naturalne siły odbudowy.

Moja propozycja nie spisuje partii PiS na straty, przeciwnie znajduje dla niej nowe pole działania, pokazuje także jak PiS może się dziś zmieścić w żywym wciąż i o wiele – od PiS – potężniejszym fenomenie Polskości, który zasługuje na wywarcie swojego wpływu na kształt własnego państwa.

PiS może stać się istotną siła składową w Polskiej Konfederacji.

 

Dlaczego Konfederacja?

 

Polacy, jako naród, nigdy nie mieli w swojej tradycji ani królobóstwa (sekretnego, kozikiem władców bebeszenia – jak nazwał to szesnastwowieczny anonimowy autor) , ani tym bardziej królobójczej rewolucji. Rewolucja z natury jest prowokacją, w jej tle stoją zwykle ci, którzy prawdziwie za sznurki pociągają.

Dla naszych rozważań znacznie uprościłem tematykę związaną z rewolucjami, rokoszami i konfederacjami, nadając im pewne – całkiem współczesne – znaczenia.

Rewolucja przybiera czasem niezamierzone – przez prowokatorów – postaci. Jednak zawsze jest opanowywana przez podejrzane indywidua i do kryminalnych metod wiedzie. Jednym słowem rewolucja prowadzi do rządów motłochu, który z czasem - terrorem - zmuszany jest do posłuszeństwa przez tych, którzy sprytnie usadowią się na jej karku, ale jako że rewolucja bywa potworem kapryśnym, to i ci co na jej karku się usadowili także często gardła dają. Ostatecznie rewolucja zawsze wyłania tyrana.

Rokosz – w swym węgierkim źródłosłowie znaczący tyle co bezkształtny tłum – także dla polskiej psychiki i imaginacji zdatnym się nie wydaje. Rokosz to zwykle tępy bunt wzniecany w imię ściśle partykularnych interesów jakiegoś możnowładcy. Rokosze – takie jak Zebrzydowskiego, czy Lubomirskiego – w dziejach się nam przytrafiały, zawsze jednak przynosiły w konsekwencji, osłabienie władzy państwowej i wystawienie państwa na obce wpływy.

Konfederacja zaś to idea i metoda, którą uważam w chwili obecnej za najbardziej potrzebną.

To rzecz obywatelska i o obowiązki obywatelskie Polaków a.d. 2015 zatrącająca.

Konfederacja – tak jak ją współcześnie rozumiem – to zbiorowe, świadome, poruszenie wolnych obywateli w celu naprawy republiki.

Wolni obywatele przedstawiaja władcy – rządowi, prezydentowi – ale też liderowi opozycji, przemyślany i spójny program naprawy państwa. Jeśli władze – jak swego czasu Stanisław August – program ów podzielają, konfederaci staja się wtedy najzacieklejszymi stronnikami władzy w jego realizacji.

Jeśli program nie zostaje praktycznie przyjęty, wówczas konfederaci – we wszystkich swych strukturach i klubach działających w każdym miejscu gdzie żyją „korzenni” Polacy – przygotowują zajazd na stolicę!

Trudno, argument siły realnej, opartej na patriotycznych masach, musi istnieć i wisieć nad głową tych, którzy rządy Rzeczpospolitej w dłoniach trzymają.

Program zajazdu niech na razie pozostanie jeno pewną zapowiedzią. Dziś bowiem czeka nas wytężona praca mad powołaniem żywego i wielkiego, obejmujacego każdą polska miejscowość, ale też i emigrację, konfederacyjnego ruchu świadomych obywateli.

Jeśli ktoś spyta o program, to odpowiem, że musi się on narodzić wszędzie, a im dalej od Warszawy, tym lepiej.

Jego kardynalnymi punktami muszą być jednak: budowa nowych – polskich – służb specjalnych i demonopolizacja rynku medialnego. W ślad za tym pójdą: obudowa polskiego kapitału, armii i polityki zagranicznej.

To wszystko da się zdziałać, a każdy kto Wam powie, że to niemożliwe farmazonem jest jedynie i człekiem niewolnym, kompleksami okutym w myśleniu lub za obcą monetę działającym.

 

Witold Gadowski

www.gadowskiwitold.pl

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka