Marek Budzisz Marek Budzisz
11614
BLOG

Kreml, koronawirus, kryzys. Mieszanka która może wybuchnąć.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 108

W Rosji znacznie bardziej niźli gdzie indziej popularne są teorie spiskowe. Zaprezentujmy jedną z nich, kolportowaną na kanałach informacyjnych znajdujących się na platformie Telegram. Przy czym w przeciwieństwie do innych, jawnie niedorzecznych, ta jest ciekawa, bo wyjaśnia, do pewnego stopnia, to co się stało w Rosji w ostatnim czasie i być może rzuca nieco światła na to co może się dziać w najbliższej przyszłości.

Otóż wojna naftowa, którą rozpoczęła Arabia Saudyjska, a za nią inne kraje OPEC prócz celów gospodarczych, jakim jest wyparcie Rosji ze światowego rynku, ma też jasny zamysł polityczny. Zacznijmy od kwestii gospodarczych, bo one są najlepiej widoczne, a z faktami przecież się nie dyskutuje. Po krachu rozmów w ramach porozumienia OPEC + Saudowie, a za nimi inni producenci (Kuwejt, Nigeria, Zjednoczone Emiraty, Irak) rozpoczęli wojnę o kontrolę nad rynkami ropy, która sprowadza się do próby wyparcia z nich Rosji. Rijad powiększył produkcję o niemal 3 mln baryłek dziennie, czyli sześciokrotnie więcej niźli jest to w stanie zrobić Federacja Rosyjska. Dodatkowo rzucił na rynek swe wynoszące niemal 3,5 mln ton zapasy. Chcąc wzmocnić ten efekt zaproponował europejskim, ale nie tylko, bo podobną strategie zastosowano też w Azji, znaczące rabaty cenowe, w przypadku rynku europejskiego przekraczające 10 dolarów na baryłce. Efekt był dość jasny do przewidzenia – w ostatnich dniach mogliśmy obserwować dramatyczny spadek światowych cen ropy naftowej. Proces ten jeszcze się nie zakończył z dwóch powodów. Po pierwsze nieznana jest skala światowego spowolnienia gospodarczego, co rzutowało będzie na spadek popytu. Dziś optymiści mówią, że zmniejszenie zakupów może wynieść 5 % dziennej konsumpcji z ubiegłego roku, czyli ok. 5 mln baryłek, a pesymiści wskazują, że może być to nawet 25 %. Doniesienia z branży samochodowej wskazują, że być może będzie nawet gorzej niźli sądzą pesymiści. W Chinach sprzedaż nowych samochodów w lutym spadła w porównaniu do roku poprzedniego o 80 %, a gospodarka zwolniła w skali niespotykanej od czasów śmierci Mao i zakończenia tragicznego eksperymentu jakim była Rewolucja Kulturalna. Skala spowolnienia w Europie i Stanach Zjednoczonych jest jeszcze nieznana, ale na naszym kontynencie zamknięto już chyba wszystkie fabryki samochodowe, a pamiętajmy, że Europa jest największym światowym producentem. Eksperci zwracają uwagę na to, że zbiorniki i magazyny ropy są w skali świata zapełnione już w 67 %, a to ich zdaniem może oznaczać, że niedługo zacznie brakować miejsca na gromadzenie niesprzedanego surowca. W takiej perspektywie, polityka saudyjskiego następcy tronu, który kilka lat temu zaszokował w wywiadzie dla Bloomberga światową opinię publiczną mówiąc, że pod koniec tego dziesięciolecia Rosji nie będzie na rynku ropy naftowej nie wygląda wcale na nierozsądną. Dlaczego? Z tego względu, że jeśli światowa gospodarka hamowała będzie w takim jak do tej pory tempie, a niewiele wskazuje na to, że będzie inaczej, to w obliczu wypełniania się magazynów ceny spaść mogą, zdaniem niektórych analityków do zera. I im więcej sprzeda się teraz, nawet z dużymi rabatami, tym lepiej, dlatego, że perspektywy są jeszcze gorsze. Bo producent będzie miał do wyboru zatrzymać produkcję (gigantyczne koszty związane z jej wznowieniem), albo zacząć magazynować wykupując frachty na tankowcach. Te zaś w ostatnich 10 dniach, przynajmniej jeśli idzie o destynacje z Zatoki Perskiej do Azji Pd. Wschodniej, zdrożały nawet 7 razy, a na krótszym dystansie więcej. Dziś za 1 dzień rejsu tankowcem do Indii przychodzi płacić, jak informują rosyjskie Viedomosti 400 tysięcy dolarów. Ta zwyżka cen frachtów dotyczy tylko tego kierunku i jest efektem zwiększonych zakupów przez Chiny, które rezygnują z kupowania ropy rosyjskiej. Największa chińska firma naftowa Sinochem ma zamiar, obawiając się amerykańskich sankcji w ogóle zrezygnować z kupowania rosyjskiej ropy. Mniejsze firmy zrobiły już to wcześniej powołując się przy tym na kontraktową klauzulę siły wyższej, jaka jest epidemia koronawirusa. Sygnałem możliwych sankcji wobec Rosnieftu miały być decyzje amerykańskich władz, które objęły dwie spółki – córki koncernu handlujące ropa wenezuelską. Nawiasem mówiąc, uważa się, że obecny kryzys na światowym rynku ropy, to kres reżimu Maduro. Zobaczymy. Innymi słowy Saudowie wypierają Rosjan z rynku azjatyckiego, ale podobnie dzieje się na rynku europejskim. Niezależni brokerzy, tacy jak np. Glencore, Vitoil czy Trafigura, jak informuje Reuters, nie byli w stanie zawrzeć nawet jednego kontraktu na dostawy rosyjskiej ropy w Europie w ostatnich niemal dwóch tygodniach. Oczywiście nie oznacza to, że sprzedaż spadła do zera, bo są jeszcze umowy długoterminowe (rurociąg Przyjaźń), ale to co się dzieje na rynku ropy jest być może zwiastunem ruchów tektonicznych, w tym i politycznych.

Otóż Putin podobno w rozmowie telefonicznej, jaką odbył z prezydentem Francji Macronem, przed słynnym wnioskiem kosmonautki Tiereszkowej o „wyzerowanie” licznika jego kadencji, miał usłyszeć coś w rodzaju ultimatum – albo przy okazji reformy konstytucyjnej odbywają się przedterminowe wybory do Dumy i Parlamentu i ty odchodzisz z prezydentury, nie za cztery lata, ale teraz, albo konflikt. To ponoć dlatego, po usłyszeniu takiej nowiny, Putin miał w ciągu kilkunastu godzin radykalnie zmienić kierunek politycznych zmian i w miejsce reformy konstytucyjnej która przewidywała nowy system wzajemnie równoważących się instytucji i nowy układ sił w obrębie rosyjskich elit, wybrał wariant sprawdzony, czyli przedłużenia swych rządów. Towarzyszyła temu, co dostrzeżono retoryka w stylu „w czasie trudnym” nie ma co realizować reform, ale wówczas łączono ją raczej z perspektywą nadciagającego kryzysu, a nie z „próba rozegrania przez Zachód” sytuacji w Rosji.

Teoria ta, choć interesująca, raczej pokazuje sposób myślenia rosyjskich elit, niźli rzeczywiście opisuje sytuację. Jednak warto zwrócić uwagę na szereg ciekawych wypowiedzi, z ostatniego tygodnia, które świadczą, że w rosyjskich elitach trwa konflikt, walka, rywalizacji i spór o politykę kraju. 14 marca oligarcha, miliarder Oleg Dieripaska, na co zwracałem uwagę na swoim twitterowym koncie (@MBudzisz2) powiedział, że „jeśli władze nie podejmą energicznych kroków” celem walki z nadciagającą epidemią koronawirusa, to Rosję czekać może los gorszy niż rozpad ZSRR. Przynajmniej trzy sprawy warte są odnotowania. Po pierwsze Dieripaska nie jest przecież żadnym opozycjonistą i nie wypowiadał się ani w tak stanowczy, ani tak panikarski sposób. Jego wypowiedź niesłychanie silnie kontrastuje z tym co kilka dni później powiedział Putin komentując światową epidemię. Otóż zdaniem tego ostatniego Rosja poradziła sobie z nią, skutecznie blokując przenikanie wirusa. Ale Dieripaska najwyraźniej ma inne zdanie, podobnie zresztą jak prezydent Białorusi Łukaszenka, który komentując podjętą przez rosyjski rząd decyzję o zamknięciu granic właśnie z powodu wirusa mimochodem rzucił, że Białoruś nie ma się czego obawiać, ale to właśnie Rosja „gotuje się” od wirusa. Po drugie, jak można przypuszczać, Dieripaska jest zdania, że zwłoka władz Federacji rosyjskiej, zarówno w walce z nadciagającym kryzysem i to dwojakiego rodzaju bo ekonomicznym i epidemiologicznym, wywoła reakcję podobną do europejskiej, tylko w rosyjskim wydaniu. W Europie, gdzie każdy radzi sobie na własną rękę, przestała funkcjonować Strefa Schengen, a jeśli takie zachowania na poziomie regionalnym powtórzą się w Rosji i regiony zaczną się odgradzać kordonami sanitarnymi, to czy można mówić o utrzymaniu jedności państwowej? I trzecia kwestia jest jak można przypuszczać związana jest z reakcją władz, tzw. bloku ekonomicznego rządu i administracji prezydenckiej na nadciagający kryzys ekonomiczny. Piszę o reakcji, choć raczej należałoby napisać o braku reakcji, bo władze najwyraźniej zaskoczone zostały siła walutowego i gospodarczego tąpnięcia. Rubel, zalicza się dziś do czołówki światowych walut, które tracą wartość (dokładnie rzecz biorąc jest na drugim miejscu). Szef wielkiego banku VTB Andriej Kostin wręcz mówi publicznie o tym, że w Rosji jest już kryzys. Co po pierwsze jest przełamaniem pewnego tabu, bo władze do tej pory nie określały w ten sposób sytuacji, a po drugie jest świadectwem rosnącego niezadowolenia części rosyjskich elit. Podobnie interpretować należy wczorajszą wypowiedź Konstantego Kosaczewa, rosyjskiego senatora, znanego do tej pory z dość wojowniczych wystąpień. Tym razem ten szef komisji spraw zagranicznych rosyjskiej izby wyższej wystąpił w szatach gołębia i wezwał społeczność międzynarodową do zniesienia równoczesnego i bez warunków wstępnych wszystkich sankcji. A przecież Putin powiedział dosłownie kilka dni temu, że sankcje raczej pomogły rosyjskiej gospodarce niźli jej zaszkodziły. Inny deputowany z Jednej Rosji, Wiaczełasw Nikonow, szef komisji edukacji powiedział agencji RIA Novosti, że w Rosji jest najwięcej na świecie ogródków działkowych i dacz (na statystyczną rodzinę) i zbiory z tam zlokalizowanych upraw pozwolą Rosjanom przetrwać epidemię. Czyżby pierwsze oznaki paniki? W rosyjskich sklepach takową już widać. Podobnie jak w innych częściach świata z półek zniknęły artykuły o dłuższych terminach ważności, nawet sól.

Jeśli idzie o przygotowania do walki z nadciągająca epidemią koronawirusa, to rosyjski internet pełen jest opowieści o tym jak władze bagatelizują zagrożenie, do jakiego stopnia system jest niewydolny a ludzie spętani biurokratycznymi procedurami. Zresztą, dość powszechnie się uważa, że niewielka liczba potwierdzonych zakażeń nie jest wynikiem skutecznej polityki władz, ale po prostu lekceważeniem sprawy i nie przeprowadzaniem testów, właśnie po to aby Putin mógł przed światem chwalić się, że „obronił Rosję” przed wirusem. O skali zaniepokojenia społeczeństwa rosyjskiego tym co się dzieje świadczą m.in. pojawiające się głosy aby przenieść referendum w sprawie nowelizacji konstytucji, odwołać planowaną agitację konstytucyjną, którą prowadzić mają młodzi wolontariusze chodzący od mieszkania do mieszkania, zrezygnować z obchodów 9 maja czy wreszcie przesunąć na inny czas trwający właśnie pobór do wojska. Ale na wszystkie te wezwania władza ma jedną odpowiedź – nie ma jeszcze przesłanek aby podejmować radykalne kroki. Trochę przypomina to strusią politykę rządu Hiszpanii, który jeszcze na początku tygodnia był zdania, że nie ma powodów do niepokoju, a teraz już tak nie myśli. A i w tym obszarze, tzn. przygotowań do walki z nadciągająca epidemią, jak zauważają rosyjscy komentatorzy da się zauważyć ciekawe pęknięcia. Władze Moskwy, z merem Sobianinem, podejmują działania znacznie bardziej kompleksowe, przemyślane i lepiej zorganizowane niźli gdzie indziej. Polityczni obserwatorzy są zdania, że chce on być „Rosyjskim hero walki z epidemią” i na tym sukcesie zbudować swą polityczną przyszłość. W dość zgodnej opinii, jeśli idzie o kwestie gospodarcze, Rosja stoi przed dramatycznym wyzwaniem i gabinet Miszustina nie do końca nawiązał kontakt z rzeczywistością. Przywiązanie premiera do gospodarki cyfrowej i jego niewątpliwe sukcesy na tym polu, zaczynają przeradzać się w coś co jest dla jego pozycji, w oczach społecznych, raczej obciążeniem a nie atutem, bo świadczy o oderwaniu od rosyjskich realiów. Powtarzana jest anegdota, kiedy Miszustin wizytując szpital w rosyjskiej „głubince” bodajże w Wołogdzie miał zapytać jak u nich idzie cyfryzacja, a w odpowiedzi usłyszał, że jedyny związek tej medycznej placówki z cyframi to ich zestawienie 1765, bo w tym roku zbudowano budynek w którym się znajdują.

Niewątpliwie w Rosji zaczyna upowszechniać się pogląd, że w obliczu szybko zmieniających się wydarzeń rząd sobie nie radzi. Podobnie krytykowany jest rosyjski Bank Centralny, który oskarżany jest o bezczynność, zwłaszcza w sytuacji, kiedy rubel stracił 1/3 swojej wartości a akcje na rosyjskich giełdach tanieją w takim tempie, że mówi się już o panice. Dopiero w piątek ma się odbyć posiedzenie Banku Centralnego, którego interwencje na rynku walutowych, choć rosnące, są uznawane za niewystarczające. W tym kontekście zwraca uwagę wypowiedź Germana Grefa, szefa największego rosyjskiego banku Sbierbank, który powiedział, że analitycy jego instytucji do tej pory za najgorszy scenariusz rozwoju sytuacji gospodarczej w Rosji, traktowany jako skrajny, taki, który musi znajdować się w polu obserwacji, ale nikt go poważnie nie bierze pod uwagę przyjmowali taki, który przewidywał kurs dolara na poziomie 100 rubli, ale teraz, jak dodał, trzeba będzie opracować nowe warianty. I znów, w tym przypadku kwestie gospodarcze mieszają się z politycznymi i z trwającą w Rosji rywalizacją na szczytach władzy. Dlaczego? Bo kilka tygodni temu, zanim jeszcze wybuchł kryzys rząd, a precyzyjnie rzecz ujmując minister finansów Artem Siulianow uzgodnił z Elwirą Nabiuiliną, szefową Banku Rosji, że za pieniądze z funduszy rezerwowych odkupione zostaną udziały w Sbierbanku. Chciano w ten sposób zrealizować trzy cele za jednym zamachem. Po pierwsze spełnić oczekiwania instytucji międzynarodowych, które mówiły, iż nie jest najlepszym rozwiązaniem aby właścicielem największego rosyjskiego banku komercyjnego był bank centralny. Po drugie chciano wysłać do gospodarki zastrzyk pieniędzy z funduszy rezerwowych, ale w taki sposób aby nie uruchamiać presji lobbystów innych sektorów o dotacje i ulgi. I wreszcie po trzecie, o czym się mówiło, taka zmiana właściciela mogłaby stać się dogodną okazją do wymiany kierownictwa banku, czyli Grefa właśnie. I teraz, dolewając oliwy do ognia, przez swe publiczne wypowiedzi ma on nie tyle się odgrywać, co działać na rzecz przesilenia zarówno w rządzie jak i w Banku Centralnym. Siulianow, jest bowiem krytykowany za to, że zlekceważył sytuację i najpierw, czyli jeszcze na początku poprzedniego tygodnia mówił, że rezerw wystarczy Rosji na 6 do 10 lat kryzysu na rynku naftowym, a w tym tygodniu zmuszony został do rewizji tych prognoz i dość ostrożnie mówi o dwóch latach. Ale nikt w to nie wierzy, a cytowani przez media ekonomiści mówią raczej o perspektywie roku czy kilkunastu miesięcy a pesymistycznie kilku. A pamiętajmy, że epidemia koronawirusa dotknęła Rosję póki co w umiarkowanym rozmiarze. Jeśli powtórzy się to co w Europie to sytuacja może wymknąć się spod kontroli. Ale nawet bez epidemii, obraz, który analitycy dziś kreślą jest dość ponury. W gospodarce pewna recesja, wzrost inflacji, dwucyfrowy spadek inwestycji i niewykluczone, że podobny (dwucyfrowy, bo to że będzie jednocyfrowy to tego nikt nie kwestionuje) spadek dochodów ludności, które jeszcze nie odrobiły strat z roku 2014. Innymi słowy głęboki kryzys gospodarczy, podzielone i skłócone elity, niewydolne a przynajmniej nie wiadomo do jakiego stopnia wydolne, państwo, niezrealizowane reformy. Szczególnie niepokojem napawa sytuacja w służbie zdrowia, od lat niedofinansowanej i we wszystkich badaniach opinii publicznej uznawanej za główny przedmiot społecznej troski. W obliczu nadciągającej epidemii to też nie uspokaja.

W udzielonym niedawno długim wywiadzie dla Agencji TASS Putin zapytany został czy uważa się za „cara Rosji”. Odparł, że nie bo car panuje i spogląda na wszystko z wyżyn swego tronu, a on od rana do nocy ciężko dla dobra Rosji pracuje. Mi ta odpowiedź nasunęła porównanie do postepowania Mikołaja I, z pewnością ciężko, a może nawet najciężej pracującego i zatroskanego o losy swej ojczyzny rosyjskiego cara w XIX wieku, który mimo tych wysiłków umierał obserwując klęskę Rosji w Wojnie Krymskiej.

Rosję czekają trudne czasy. Jak wybrnie z nadciagającego ciężkiego kryzysu gospodarczego, czy przekształci się on w kryzys polityczny, a czy może to co się będzie działo skłoni władze do zachowań niebezpiecznych, nieobliczalnych, będących próbą „pójścia do przodu”, tego jeszcze nie wiemy. Trzeba pamiętać, że sąsiednie kraje albo bardziej niż Rosja uzależnione od eksportu węglowodorów (Kazachstan, Azerbejdżan), albo dochodów transferowanych przez pracujących w Rosji (Tadżykistan, Kirgistan, Uzbekistan), albo gospodarczo słabe, właściwie bez rezerw i z niewydolnymi gospodarkami (Ukraina, Białoruś) mogą się destabilizować szybciej niż Rosja. Wszystko to powodować będzie, powstanie na wschodzie od naszych granic strefy destabilizacji, niepokoju i błyskawicznych zmian. Innymi słowy czekają nas ciekawe, byleby tylko nie tragiczne, czasy.


Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka