Marek Budzisz Marek Budzisz
7137
BLOG

Strategia elastyczności a po naszemu partyzantka, czyli jak Rosja walczy z Covid-19.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Kreml, o czym już pisałem, w walce z pandemia Covid-19 realizuje, jak ją ponoć nazywają urzędnicy administracji prezydenta Rosji, „strategię elastyczności”. W praktyce oznacza to delegowanie uprawnień na poziom regionalny, oraz też resortowy bo z odmienną od innych strategii mamy do czynienia w przypadku rosyjskich sił zbrojnych. Ale jednocześnie nie towarzyszy temu odpowiednie zaopatrzenia w niezbędne środki. Zdaniem rosyjskich obserwatorów to przerzucenie odpowiedzialności na poziom lokalny będzie z jednej strony pogłębiało dysproporcje między np. bogatą Moskwą a ubogą prowincją a z drugiej będzie przynosiło ciekawe, nieraz zaskakujące, zmiany polityczne.

Zresztą tzw. lokalna specyfika już daje o sobie znać. Otóż niedaleko Riazania (ok. 180 km od Moskwy w linii prostej) jest wieś Zaokskoje, w której z grubsza rzecz biorąc mieszka 1100 osób. I w tej wsi stwierdzono, jak dotychczas 14 przypadków infekcji, podczas gdy w 500-tysięcznym Riazaniu takich przypadków jest 21. Mniejsza o to na ile te dane są prawdziwe. Wieś Zaokskoje ogłoszono „ogniskiem koronawirusa” i całą objęto kwarantanną. Polega to na tym, że wszystkie drogi gruntowe prowadzące do zainfekowane wsi rozkopano, a na pozostałych postawiono posterunki. Następnego dnia, po tym jak zarówno wjazd jak i wyjazd został zablokowany, grupa 200 mieszkańców postanowiła „przebić się z okrążenia”. Zamieszczam link do strony gdzie są zdjęcia, zarówno blokady jak i chcących ją przełamać mieszkańców (https://www.rzn.info/news/2020/4/9/zhiteli-zaokskogo-pytayutsya-pokinut-selo.html ). Motywy, jakimi się kierowali mogły być rozmaite, niektórzy nie wierzą w koronawirusową epidemię, inni boją się stracić pracę, jeszcze inni być może zgromadzili się z innych powodów. Wszystko to jednak pokazuje, że władze mają dziś duży problem, bo ludzie nie chcą się stosować do zasad „dystansu społecznego”. Jest to, jak można przypuszczać w części też pokłosie kilkutygodniowej kampanii uprawianej przez państwowe mass media, która skoncentrowana była na udowadnianiu, że z jednej strony Rosja nie jest zagrożona, a samo ryzyko nie jest wielkie.

Ale w tej narracji tez następują szybkie zmiany. Moskwa, która dziś przoduje zarówno w liczbie wyjawionych przypadków infekcji, jak i w skali podjętych działań powołała złożony z lekarzy szpitali w których leczy się zainfekowanych specjalny Komitet Kliniczny. I ten na oficjalnej stronie merostwa zaczął publikować opinie i zalecenia, które zabrzmiały jak sensacja. Do tego stopnia, że fragmenty z nich media podaję jako „pilne” depesze. Cóż takiego powiedzieli moskiewscy lekarze? Po pierwsze w moskiewskich szpitalach nie będzie się rozdzielać pacjentów na tych którzy są chorzy na Covid-19 i na zapalenie płuc. Tego rodzaju zasadę wprowadzono, bo jak oficjalnie przyznano „większa część przypadków notowanych zapaleń płuc są wywołane Covid”. Ta deklaracja potwierdza to, o czym mówi się w Rosji już od dwóch miesięcy, że władze skrywając liczbę infekcji, a przede wszystkim zgonów w wyniku Covid-19, większość przypadków traktowały jak zapalenie płuc. Teraz każdy Rosjanin może to przeczytać „czarno na białym” i skonfrontować z oświadczeniem, które też dzisiaj pojawiło się, a wydane zostało przez Rospotriebnadzor, czyli coś w rodzaju agendy broniącej praw konsumentów i pomyślności obywateli, że w kraju nie odnotowano wzrostu liczby przypadków zapalenia płuc, w porównaniu z latami ubiegłymi. Ktoś tu kłamie. Pewnie niedługo okaże się gdzie znajdowała się prawda, ale kryzys zaufania wobec organów władzy, który w wyniku tych weryfikacji nastąpi będzie nieuchronny. Inna kwestia związana jest ze skalą tego zjawiska o którym informuje Komitet Kliniczny. Jak ujawniono, tylko w jednym moskiewskim Szpitalu Fiłatowskim jest 820 w ten sposób zdiagnozowanych chorych, podczas gdy w tym samym szpitalu chorych na Covid-19 jest 470. W całej Moskwie, dla przypomnienia stwierdzono 6698 przypadków. Osobną kwestią jest przestrzeganie zasad lock down, czyli pozostawanie przez mieszkańców stolicy w domach. Na specjalnej mapie (https://yandex.by/web-maps/covid19/isolation?ll=44.757360%2C53.712338&z=5.25) gdzie można zobaczyć ile osób jest poza domem dla stolicy Rosji przypisany jest o 15.00 dzisiaj wskaźnik 2,7 czyli „dużo osób na ulicach”.

Badania rosyjskich ośrodków demoskopijnych, zarówno Centrum Lewady jak i bardziej pro-rządowego WCIOM pokazują, że zdecydowana większość Rosjan jest zdania, iż kraj jest słabo przygotowany do pandemii. 48 % pytanych uważa, że Rosji nie uda się jej uniknąć, i taka sama liczba badanych jest zdania, że stopień przygotowania do wyzwań jakie ona niesie jest niedostateczny. Zaś 90 % biorących udział w badaniu powiedziało, że są niezadowoleni ze stanu rosyjskiej służby zdrowia. Rosyjski dziennik ekonomiczny Vedomosti pokusił się w związku z tym o analizę stanu przygotowań do walki z pandemią. Jest ona dość pouczająca. Wieloletnia polityka oszczędności, nazywana dla niepoznaki reformowaniem sektora, doprowadziła, że tylko według oficjalnych danych Rosstatu liczebność młodszego personelu medycznego między rokiem 2013 a 2019 zmniejszyło się w Rosji o 265 tys. osób (2,6 razy), średniego personelu w służbie zdrowia do 1.314 mln osób czyli o 9,3 %, a najmniejszy bo 2 % spadek odnotowano w grupie lekarzy. Jeśli idzie o lekarzy ze specjalnością „choroby zakaźne” to ich liczebność spadła o 10 % do 6884 osób (ten ostatni wskaźnik nie wygląda źle, w Polsce jest np. mniejsza liczba lekarzy o tej specjalności na 100 tys.). Niemal 2,4 razy zmniejszyła się w tym czasie liczba łóżek w szpitalach zakaźnych z 149 tys. do 59 tys., w samej Moskwie ponad połowę (z 4823 do 2200). Spadła też liczba chorych zakaźnie, ale w stopniu znacznie mniejszym niźli tempo redukcji tej sfery lecznictwa. W rezultacie o ile np. w 1990 roku w Rosji umierało 0,35 % wszystkich chorych na choroby zakaźne, to w 2018 było to 0,82 %, a Federacja Rosyjska w tej klasyfikacji spadła według danych WHO na 87 miejsce w świecie.

Jeszcze gorzej jest jeśli idzie o środki ochrony osobistej, szczególnie dla lekarzy i personelu medycznego. Kierująca Aliansem Lekarzy, czymś w rodzaju związku zawodowego Anastasia Wasiliewa mówi, że skargi na brak i niedostępność środków ochrony napływają do niej praktycznie z całej Rosji. Biliśmy na trwogę już od kilku miesięcy – dodaje – przecież było wiadomo ku czemu to zmierza. Ale władze i tak nie rozpoczęły produkcji masek na taką skalę aby starczyło dla wszystkich.” Energii na przygotowania nie starczyło ale aktywiści Aliansu Lekarzy już zostali wezwani na „rozmowy ostrzegawcze” przez organa porządku i poinformowani, że dalsze rozpowszechnianie fake newsów, jak się oficjalnie interpretuje ich alarmistyczne odezwy, spotka się z nieuchronnymi konsekwencjami. Strona związku na której zbierano dobrowolne składki na zakup środków ochrony tez została na pewien czas zablokowana. Potem kiedy ją uruchomiono okazało się, że pieniądze zniknęły. Nie wiadomo kto je wziął bo Rosja jest tez nękana falą kradzieży i oszustw „na koronawirus”.

Ten stan generalnego nieprzygotowania powoduje, że to szpitale stają się głównymi rozsadnikami epidemii. Najlepiej widać to na przykładzie Republiki Komi, które dziś znajduje się w pierwszej piątce z największym nasileniem epidemii (150 przypadków, 3 osoby zmarły). Gubernator został odwołany a lokalny minister zdrowia już złożył dymisje nie mogąc sobie poradzić z sytuacją. Teraz niech się martwi kto inny co zrobić. A wszystko wygląda niewesoło. Najpierw 24 marca kwarantannę ogłoszono w jednym z tamtejszych szpitali, w którym odkryto ognisko infekcji. Chorym był lekarz, który zaraził kilkunastu pacjentów. Ale dwa dni potem sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, bo w kolejnym szpitalu odkryto zainfekowanych. I tam wprowadzono kwarantannę, ale jak się później okazało zbyt późno, mimo zapewnień władz, że kontrolują sytuację. Chorzy z tego szpitala zostali wysłani do kolejnych trzech placówek, które też trzeba było w tej sytuacji zamknąć. Co ciekawe, żaden z tych szpitali nie zajmował się leczeniem Covid-19, a sama republika jest ogromna i rzadko zaludniona, mieszka w niej bowiem tylko 900 tys. ludzi, co jak na 415 tys. km² nie wydaje się dużo. Jednak sytuacja nie jest dobra, bo republika nie jest przygotowana. Nie dysponuje ani środkami ochrony osobistej, ani respiratorami, a teraz nawet nie ma odpowiedniej liczby łóżek szpitalnych, bo zamknięto 5 dużych obiektów. Ale nawet gdyby miała, to i tak nie miał by kto przy tych łóżkach stać, bo zgodnie z opinią miejscowego ministra zdrowia, który powiedział to zanim odszedł, w republice brakuje 3 tys. lekarzy. Innymi słowy radźcie sobie sami, jeśli potraficie.

Nieco inną strategie walki z epidemia wdrożyły rosyjskie siły zbrojne, oficjalnie wolne od wirusa i na tyle dobrze przygotowane, że nie dostrzegające potrzeby odwoływania czy przesuwania w czasie wiosennego poboru do wojska, który właśnie się zaczyna. Co prawda pewne drobne informacje świadczą, że wcale nie jest tak różowo, jak to prezentuje oficjalna propaganda. Dziś np. Walerij Gierasimow, szef rosyjskiego Sztabu Geberalnego powiedział, że absolwenci szkół średnich, którzy zamierzają studiować nie będą wcielani do wojska i spokojnie będą w stanie zdać egzaminy na uczelnie. Jego zdaniem dotyczy to, choć ta liczba wydaje się zaniżona, 15 tys. osób, co na 650 tys. podlegających poborowi nie jest dużą liczbą. Jeszcze inną informację udostępnił generał – pułkownik Jewgienij Burdinski, który kieruje zarządem organizacyjno-mobilizacyjnym odpowiadającym za organizowanie poboru do wojska. Otóż w jego opinii nie ma powodu aby przesuwać terminy, ale trzeba było wprowadzić „pewne modyfikacje”. I te modyfikacje stanowią o istocie sprawy. Po pierwsze przyjmowana będzie mniejsza liczba osób z którymi spotyka się komisja. Co oczywiście oznacza wydłużenie, ale z powodów bezpieczeństwa, procedury. Po drugie poborowi podzieleni zostaną na dwie grupy – tych co chcą iść do wojska, ci będą oddzielnie przyjmowani i tych, którzy mają zwolnienia i zaświadczenia. Ci ostatni też w innych grupach. Oficjalny dokument ogłaszający pobór do wojska, podpisany przez Putina, informuje, że procedury trwać będą od 1 kwietnia do 15 czerwca i zakończą się wcieleniem 150 tys. osób. Trzy informacje są tu istotne. Po pierwsze może się okazać, że główna część poboru będzie dopiero w czerwcu, co powoduje, że deklaracje iż nie ma potrzeby jego odwoływania nie brzmią już tak jednoznacznie. Drugą ciekawostką są dwie liczby – 650 tys. podlegających poborowi zdaniem Gierasimowa, i 150 tys. wcielonych o których mówił Burdinski. Może to oznaczać, albo dużą selekcje z nieprzebranej rzeszy chcących służyć w rosyjskiej armii, albo skalę uchylania się na podstawie różnego rodzaju zaświadczeń. Po trzecie, jak się wydaje rosyjska armia, która zbudowała już 16 szpitali polowych przeznaczonych dla leczenia chorych na Covid-19 póki co wydaje się przekonana o tym, że jest dobrze do pandemii przygotowana. Wreszcie pojawiła się kolejna informacja, że te zmiany, o których mówił Burdinski nie obejmują Petersburga z przyległościami, bo tam nie ma możliwości ich wdrożenia i na razie pobór jest przesunięty w czasie. Czyli znów, mamy do czynienia z regionalno – resortową strategią, która z jednej strony zaspokaja potrzebę narracji, że „armia jest przygotowana i kontroluje sytuację”, ale jak się wgłębić w szczegóły to obraz nie jest tak jednoznaczny. Jeśli idzie o sytuację w Petersburgu to tu zaszła jeszcze inna ciekawa historia. Otóż informację o wstrzymaniu poboru do 20 maja podał wojskowy komisarz miasta, ale została ona niemal natychmiast zdementowana przez sztab Zachodniego Okręgu Wojskowego. Wywiad Burdinskiego jest ciekawy jeszcze z tego powodu, że opisuje on jakie procedury będą stosowane w trakcie przyjmowania młodych ludzi do wojska. Wcześniej minister Szojgu mówił, że wszyscy mają mieć zrobione testy. Te informację precyzuje Burdinski mówiąc, że każda z komisji poborowych będzie miała termometr bezkontaktowy i jeśli okaże się, że poborowy ma podwyższoną temperaturę, to wówczas będzie miał zrobiony test. Niby szczegół, a jednak dość istotna różnica. Jak napisał Aleksander Golc, niezależny rosyjski komentator wojskowy, armia planuje faktycznie rozpoczęcie poboru na masową skalę 20 maja, nadal utrzymując, że żadnych przesunięć nie robi bo nie ma takiej potrzeby. Jeśli wszystko przebiegało będzie tak jak opisuje to Burdinski to może być ciekawie. A na dodatek ten gadatliwy komisarz wojskowy Petersburga powiedział stacji radiowej Echo Moskwy, że u niego nie ma możliwości robienia testów na Covid-19 i teraz on usilnie prosi wyższe władze aby cokolwiek przysłali. Dziennikarze zastanawiają się jaka jest sytuacja na prowincji, jeśli w drugiej rosyjskiej stolicy wygląda to właśnie tak. Ale to nie koniec problemu. Burdinski pytany o to jak zagwarantować, że poborowi, którzy przebadani w komisji jakimś cudem, są zdrowi, w tak zwanym międzyczasie, bo od momentu wcielenia do faktycznego trafienia do jednostki upływa kilkanaście dni a czasem nawet kilka tygodni, nie okażą się zarażeni, odpowiada, że wojsko zorganizuje specjalne odosobnione i oddzielone od cywilnej części, poczekalnie na dworcach i lotniskach oraz równie specjalne transporty. Nie mówi jednak czy będą powtórnie badani.

Aleksander Golc przy okazji snuje ciekawe rozważania. Otóż pyta dlaczego dowództwo rosyjskich sił zbrojnych z takim uporem, mimo oczywistego zagrożenia chce organizować pobór. Oczywiście teza o tym, że jesteśmy gotowi i sprawni ma swoje uzasadnienie, ale są też możliwe dwa dodatkowe wyjaśnienia. Zwraca on uwagę na pewne, powiedzmy to delikatnie, niezgodności w liczbach. Otóż minister Szojgu mówił, że w armii rosyjskiej jest obecnie 405 tys. żołnierzy kontraktowych, włączając w to prócz szeregowców również podoficerów, ale rok temu ten sam Burdinski mówił w wywiadzie dla Krasnej Zwiezdy, że jest ich 350 tys. Teraz gdyby pobór przesunąć na jesień, a trzeba zwolnić tych, którym kończy się czas służby (135 tys. osób) to mogłoby się okazać, że Szojgu podawał zawyżoną liczbę żołnierzy kontraktowych. Po co? Możliwości są dwie – jedna to „dzielenie” się zarobkami tych martwych dusz przez kadrę oficerską, druga to powtórka sytuacji z czasów poprzednika Szojgu, czyli ministra Serdiukowa. Kiedy przyszedł on reformować rosyjską armię, to szybko się zorientował, że spora jej część to dywizje „na papierze” złożone tylko z oficerów kadrowych. Czyli takie które w momencie zagrożenia trzeba ukompletować poborowymi. Takie formacje nie są, z oczywistych powodów, zdolne do szybkiego działania i Serdiukow chciał je likwidować, zwalniając oficerów z wojska. To spowodowało, że był znienawidzonym w armii. Za czasów Szojgu to się zmieniło. Jego zdaniem nie ma już kadrowych dywizji, wszystkie są w pełni kompletne i zdolne do natychmiastowego działania. Ale Golc zastanawia się czy to przypadkiem nie bluff, czy nadal część tych formacji to nie są bardziej „papierowe” jednostki. Brak poborowych spowodowałby szybkie ujawnienie tej mistyfikacji. I to jego zdaniem też może być jedna z przyczyn uporu kierownictwa rosyjskiego resortu obrony. Niezależnie od tego jak wygląda prawda epidemia Covid-19, podobnie jak w przypadku innych państw, tak i w odniesieniu do Rosji pozwala nam do pewnego stopnia zweryfikować propagandowe klisze i zobaczyć jaki jest rzeczywisty stan kraju. Interesująca to nauka.


Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka