Marek Budzisz Marek Budzisz
1869
BLOG

Poroszenko w Waszyngtonie, a Rosjanie coraz bardziej nerwowi.

Marek Budzisz Marek Budzisz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Dla Ukrainy tydzień rozpoczął się od samych dobrych wiadomości. Unia Europejska o rok przedłużyła kończące się sankcje (23 czerwca) wprowadzone po aneksji Krymu, zaś prezydent Poroszenko dziś rozpoczyna wizytę w Stanach Zjednoczonych, podczas której, jak jeszcze w ubiegłym tygodniu informował szef ukraińskiej dyplomacji, zostanie przyjęty przez Donalda Trumpa. Nie ulega wątpliwości, że ukraiński przywódca dąży do wpłynięcia na stanowisko Stanów Zjednoczonych w kwestii konfliktu donieckiego i aneksji Krymu przed planowanym spotkaniem najpotężniejszych państw świata w Hamburgu, zwłaszcza, że przy okazji ma się odbyć pierwsze spotkanie twarzą w twarz gospodarza Białego Domu z Władimirem Putinem.

Ukraińskie media z zadowoleniem cytują słowa Rudolfa Giulianiego. Ten przedstawiany, jako nieformalny doradca Donalda Trumpa polityk, w trakcie wizyty w Kijowie powiedział w wywiadzie, iż celem amerykańskiej administracji, oraz prezydenta osobiście, jest „wyzwolenie Ukrainy spod okupacji rosyjskiej”.  Przy okazji zauważył, iż wrażenie jakoby amerykański prezydent był zwolennikiem poprawy stosunków z Rosją nie odpowiada rzeczywistości i być może było jednym z przejściowych zjawisk kampanii wyborczej. A jak jest naprawdę, okazało się, zdaniem Giulianiego, w przypadku Syrii, będącej sojusznikiem Rosji. Nie oglądając się na reakcję Moskwy, Trump wydał rozkaz odpalenia rakiet Tomahawk i w ten sposób udowodnił całemu światu, że interesy Ameryki stawia ponad relacje z Rosją.

Gdyby wydarzenia syryjskie stanowić miały probierz nastawienia Waszyngtonu wobec Moskwy, to rzeczywiście, na tej podstawie można byłoby sądzić, że jego linia zaostrza się. W niedzielę amerykańskie dowództwo poinformowało o zestrzeleniu samolotu Su – 22, należącego do sił zbrojnych Damaszku. Dokonywał on nalotów na popierane przez Amerykanów siły demokratycznej koalicji oblegające Rakkę.

Wydaje się jednak, że z ukraińskiego punktu widzenia obraz nie jest bynajmniej tak różowy, jak się publicznie uważa. Po pierwsze Ukraina jest przynajmniej w Europie coraz mocniej krytykowana za niemrawe tempo reform. Jak niedawno mówił, przebywający w Kijowie przewodniczący komisji niemieckiego Bundestagu ds. polityki zagranicznej, ukraińskie reformy realizowane są w zgodzie ze scenariuszem „jeden krok w przód i dwa do tyłu”. Jedna z kluczowych zmian, zniesienie moratorium na zakup ziemi przez cudzoziemców, co jest warunkiem pomocy MFW, budzi niesłychane emocje społeczne i jest wykorzystywane, bez skrupułów przez opozycję. Julia Tymoszenko, zapowiedziała nawet wezwanie do otwartego buntu i obalenia obecnej władzy, jeśli nowe prawo zostanie uchwalone.

W sprawach rozwiązania kryzysu na wschodzie Ukrainy też wśród ukraińskich elit nie ma zgody. Ci bardziej radykalnie nastawienie, grupujący się wokół Aleksandra Turczynowa, woleliby bardziej zdecydowane działania. Ale wydaje się, że prezydent Poroszenko wybrał drogę przede wszystkim dyplomatyczną. W obecnej sytuacji, zwłaszcza po tym jak prezydent Putin powiedział w ubiegłym tygodniu, że zwiększenie amerykańskich dostaw broni dla Ukrainy nie doprowadzi do rozwiązania konfliktu a jedynie do wzrostu liczby ofiar, takie nastawienie wydaje się roztropniejsze. Putin najwyraźniej nie zamierza zaniechać wspierania separatystów. W tej sytuacji Kijów zamierza, tak wynika z ostatnich deklaracji, postawić na „pokojową reintegrację” zbuntowanych prowincji z Ukrainą. W administracji prezydenta Poroszenki przygotowano nawet specjalną nowelizację. Przewiduje ona zakończenie na wschodzie kraju operacji antyterrorystycznej i rozpoczęcie polityki mającej na celu przekonanie mieszkańców wschodnich rejonów o korzyściach wynikających z pozostawania na Ukrainie. Ma być przywrócone wypłacanie ukraińskich rent, emerytur i zasiłków, zniesione mają zostać bariery w podróżowaniu między „republikami” doniecką i ługańską a Ukrainą, podniesione mają być limity przewozu towarów (w ruchu ludności) z dotychczasowych 50 kg na samochód do 180 kg. Opozycja z byłej Partii Regionów nie jest tymi posunięciami zachwycona, bo uważa, że zasadniczym powodem przygotowania nowej ustawy jest chęć wprowadzenia na wschodzie kraju stanu wojennego. Tego rodzaju krok, mający w intencjach pomysłodawców usprawnić zarządzanie przyfrontowymi obszarami (administrację przejmuje wojsko), opozycja uważa za próbę wpływu na wynik zbliżających się wyborów parlamentarnych. Bo jej zdaniem, czemu zaprzeczają władze, stan wojny, oznacza, że w regionach sympatyzujących z dzisiejszą opozycją wybory nie zostaną przeprowadzone.

Niezależnie od obaw byłych zwolenników prezydenta Janukowycza w planie dyplomatycznym obecna elita rządząca Kijowem chce doprowadzić do większego zaangażowania się administracji amerykańskiej w rozwiązanie ukraińskiego kryzysu. W połowie ubiegłego tygodnia Rex Tillerson oświadczył, iż tzw. format miński nie jest kluczowy dla osiągnięcia celów porozumienia mińskiego, co dość zgodnie odczytano, jako gotowość pośredniczenia w dialogu między Moskwą a Kijowem. Tym bardziej, że obecne zadrażnienia między stolicami europejskimi a Waszyngtonem mogą skłaniać amerykańską dyplomację do odegrania aktywniejszej roli. Dzisiaj rosyjski MSZ, ustami wiceministra Karasina, skrytykował stanowisko szefa Departamentu Stanu, twierdząc, że odejście od porozumień mińskich stanowić może groźny precedens i przestrzegł zarazem przed „uleganiem grom politycznym, jakie prowadzi Kijów.” Generalnie zastanawiająca jest nerwowość rosyjskiego MSZ. Kilka dni temu (16 czerwca) w ostrym oświadczeniu skarcił Chorwację, za to, że ta proponuje Ukrainie implementowanie rozwiązań, które wcielił w życie Zagrzeb dążący do reintegracji, po wojnie bałkańskiej, terenów opanowanych wcześniej przez Serbów. Rosjanie skrytykowali Zagrzeb za to, że ten proponuje „domorosłe rozwiązania” w miejsce dialogu w formacie z mińska. O co chodzi? Rosjan denerwują dwie kwestie. Po pierwsze rozwiązania Chorwackie stosowano w odniesieniu do terenów okupowanych, co potwierdziła wielokrotnie społeczność międzynarodowa, a Donbas, tak twierdzą Rosjanie nie został zajęty przez obce państwo. I wreszcie wspomnienia z Bałkan lat 90-tych są dla Moskwy, nadal, koszmarem, o którym nie chcą pamiętać – koszmarem utraty wpływów i przymusowym wycofaniem się. Nie można też wykluczyć, że Moskwa obawia się, iż podczas warszawskiego kongresu Państw Międzymorza (współorganizowanego przez Zagrzeb) amerykański prezydent wygłosi, jak już zapowiedziano, ważną mowę, która się im nie spodoba.

Kijów nie rezygnuje z polityki nacelowanej na zbliżenie z NATO. Na początku czerwca Rada Najwyższa uchwaliła pakiet zmian ustawowych mających pogłębiać współpracę z Sojuszem. Przedstawiciele ukraińskich elit, zarówno cywilnych, jak i wojskowych, wiele razy w ostatnim czasie podkreślali, że doświadczenie zdobyte w ciągu trzyletniego zmagania się z agresją Rosji może być dla Sojuszu bardzo cenne, podobnie zresztą jak ukraińskie siły zbrojne. Nie można wykluczyć, że ukraińska dyplomacja zabiegać będzie o jakiekolwiek wystąpienie Białego Domu, które mogłoby zostać zinterpretowane, przede wszystkim na użytek wewnętrzny, jako pozostawienie otwartymi drzwi do Sojuszu.

Poroszenko nie może w swej polityce „miękkiej siły” ignorować faktu, że wymiana handlowa między Rosją a Ukrainą jest nadal niemała i w ostatnich miesiącach wzrasta. Rosjanie publikują dane, że od początku roku eksport z Rosji na Ukrainę wzrósł o 30,2 %, zaś import o 29,6 %. Ukraińskie media podnoszą, że statystyki rosyjskie są fałszywe, bo uwzględniają wyjeżdżający z Donbasu węgiel, a to przecież nie eksport z Ukrainy. Ale przytaczane przez Ukraińców statystyki też potwierdzają wzrost handlu między krajami. Eksport z Ukrainy do Rosji, wg. danych Kijowa w ciągu pierwszych czterech miesięcy roku osiągnął poziom 1,15 mld dolarów (całość ukraińskiego eksportu w tym czasie to 13,7 mld), zaś import 2 mld dolarów (całość – 14,6 mld). Po prostu handlować trzeba a dla wielu ukraińskich towarów Rosja to jedyny rynek zbytu. I Kijów najwyraźniej dochodzi do wniosku, że lepiej sprowadzać węgiel z Doniecka bezpośrednio, niźli wykorzystując wianuszek każących sobie słono płacić pośredników. Przy czym „luzując” nieco blokadę handlową Kijów nie rezygnuje wcale z polityki wypierania Rosji i rosyjskości z ukraińskiej przestrzeni publicznej. Już obowiązują regulacje w myśl, których urzędnicy wszystkich szczebli muszą zdać egzamin ze znajomości języka ukraińskiego. Stacje telewizyjne, w myśl nowego prawa, będą nadawały nie mniej niż 75 % audycji po ukraińsku, podobnie rozgłośnie radiowe. Władze nawet dążą do stymulowania języka ukraińskiego w prywatnych mediach, wykorzystując w tym celu system grantów i zachęt. Rosyjskie sieci społecznościowe i prowiderzy internetowi już zostali zablokowani, podobnie jak rosyjskie instytucje finansowe i generalnie rosyjskie firmy. Odpowiedzialny za gospodarkę rosyjski minister Oreszkin, powiedział ostatnio, że w obliczu dyskryminacyjnej polityki Kijowa, Moskwa wystąpi z oficjalną skargą do Światowej Organizacji Handlu. 

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka