Gdyby opierać się tylko na słowach Władimira Putina, to rosyjska gospodarka w najbliższych miesiącach zadziwi świat. Pozytywnie, oczywiście. Na zakończonym niedawno forum G 20, rosyjski prezydent oświadczył, zadowolony, że w maju urosła ona o 3,0 – 3,1 % i w skali całego roku 2 % wzrost jest pewny. Przy czym bezrobocie jest niskie (5,2%), rosną rezerwy walutowe Banku Centralnego, inflacja jest właściwie pokonana, jednym słowem sukces, sukces i jeszcze raz sukces.
Jednak poważniejsza analiza dostępnych informacji czyni ten optymistyczny obraz, nieco bardziej skomplikowanym. Rozważania o sytuacji w Rosji właściwie zawsze rozpoczynać należy od analizy sytuacji na rynku ropy naftowej, bo od ceny tego surowca zależy sytuacja rosyjskiego budżetu i siła rosyjskiej waluty. I tu ciekawe informacje. W trakcie odbywającego się kilka dni temu w Stambule międzynarodowego kongresu naftowego, minister Nowak, nadzorujący rosyjski sektor wydobycia węglowodorów powiedział, że być może Rosja w sposób płynny odejdzie od obowiązującego porozumienia państw OPEC. Przypomnijmy, że podpisane późną jesienią a niedawno przedłużone i mające obowiązywać do początków przyszłego roku porozumienie przewiduje zmniejszenie wydobycia w państwach kartelu o 1,8 mln baryłek dziennie, z czego na Rosję przypada 300 tys. Cel tego kroku był oczywisty – przeciwdziałanie spadkowi cen ropy na światowym rynku. Problem polega wszakże na tym, że nie udało się go zrealizować. W ubiegły piątek ceny spadły do 45 – 46 dolarów za baryłkę i są dalekie od poziomu roku ubiegłego (55 dolarów). A przecież porozumienie miało doprowadzić do tego, że ceny wrócą do zeszłorocznego poziomu. Rosjanie twierdzą, że „sprawiedliwa” cena za baryłkę ropy Urals winna się wahać między 50 a 60 dolarów, ale dziś nawet najwięksi optymiści nie wierzą w to, że będzie wyższa niźli 50. W takiej sytuacji, już w ubiegłym miesiącu rosyjscy producenci, tacy jak choćby bardzo w Rosji wpływowy prezes Rosnieftu Sieczin naciskać zaczęli na rząd, „aby coś z tym zrobił”. Bo ich zdaniem są kraje, które ewidentnie na zamrożeniu rosyjskiego eksportu skorzystały. Skokowo produkcję zwiększyła Libia (wzrost wydobycia z 400 tys. na dobę do ponad miliona), Nigeria (z 200 tys. do 1,6 mln), Iran. Ale co gorsze o 40 % od początku roku wzrosło wydobycie w Kanadzie, więcej ropy pompują w Brazylii, o Stanach Zjednoczonych nie wspominając. W takiej sytuacji trudno spodziewać się, aby ceny rosły. Wartość rosyjskiego eksportu ropy w ciągu pierwszych 5 miesięcy roku wzrosła o 48 %, w porównaniu do słabego roku poprzedniego, ale zdaniem ekspertów tę dynamikę trudno będzie utrzymać w najbliższych miesiącach. Rubel już zaczął tracić, i najprawdopodobniej jego wartość jeszcze się obniży.
Rosyjskie Ministerstwo Finansów w złożonej właśnie w Dumie nowej wersji projekcji budżetowej na lata 2018 – 2020, przewiduje, że średnia cena ropy na rynku światowym nie przekroczy poziomu 45 dolarów i będzie wahała się w paśmie 40 – 45 dolarów za baryłkę. Scenariusza dla polityki budżetowej w razie, jeśli będzie ona niższa nie przewidziano. Ale i tak tempo wzrostu gospodarczego jest prognozowane przez rząd na ok. 1,5 % rocznie, czyli na poziomie dość umiarkowanym. Przewiduje się też podniesienie rosyjskiego VAT, co z pewnością nie wpłynie korzystnie na ożywienie konsumpcji wewnętrznej, która w ostatnich dwóch miesiącach wyraźnie, przynajmniej wg. dostępnych danych drgnęła. Monitorujący rosyjski rynek samochodów osobowych są pełni optymizmu – właśnie zanotowano kolejny, tym razem dwucyfrowy wzrost sprzedaży nowych modeli. Nadal są to w przeważającej mierze najtańsze samochody – Łady, KIA, Hyundaie, ale w ciągu pierwszych 6 miesięcy sprzedano ich ponad 718 tys. Nawet jednak pobieżna analiza dostępnych danych statystycznych wskazuje, że w porównaniu do najgorszego dla rosyjskiego rynku samochodowego roku 2016, kiedy sprzedano 1,43 mln nowych aut przełomu, póki, co, nie widać. Być może mamy do czynienia z przesunięciem popytu i kolejne miesiące mogą nie potwierdzić optymizmu sprzedawców.
Ale media są też pełne informacji, że przynajmniej część Rosjan uwierzyła w rządowe deklaracje o końcu kryzysu, bo rośnie skłonność do brania kredytów. Według danych instytucji badających sytuację na rynku kredytów konsumpcyjnych w maju ich wartość wyniosła 323,4 mld rubli, a rok wcześniej w tym samym miesiącu zaledwie 242,03 mld. Skok, zatem znaczący, którego bezpośrednim powodem było istotne obniżenie stóp procentowych przez Bank Centralny i w konsekwencji wszystkie instytucje detaliczne. Izwiestia publikuje wyniki badania opinii publicznej, z których wynika, że Rosjanie z nieco większym optymizmem patrzą w przyszłość. Planują większe zakupy, mniej odkładają na „czarną godzinę”, co świadczyć ma o zmianie, w porównaniu do lat poprzednich, zachowania konsumentów.
Z ekonomicznego punktu widzenia skutki tego majowego i czerwcowego ożywienia były dość łatwe do przewidzenia – skok inflacji, która wydawała się, tak przynajmniej twierdziły władze, opanowana. W czerwcu wyniosła ona 0,6 %, co w skali roku daje poziom 4,4 %. Analitycy Banku Centralnego nazwali te wskaźniki „szokującymi”, a perspektywy spadku nie są zbyt różowe, zwłaszcza w sytuacji, kiedy Rosja zaczyna coraz więcej importować, również artykułów konsumpcyjnych.
Jeśli chodzi o rosyjski eksport, to ostatnie dane są pod tym względem, co najmniej dwuznaczne. Pięć pierwszych miesięcy roku to jego istotny wzrost – o, ponad 30 %, ale napędzany on był przede wszystkim znacznym wzrostem, ze względu na chłodną wiosnę, eksportu droższej ropy naftowej (47,4 %). Perspektywy, że trend ten będzie kontynuowany w najbliższych miesiącach są niepewne. Moskwie najbardziej zależy na tym, aby gałęzie niezwiązane z sektorem wydobywczym rozwijały się szybciej i zmniejszały uzależnienie gospodarki kraju od węglowodorów. Przygotowano specjalne rządowe programy promujące i subsydiujące eksport takich branż jak produkcja samochodów, broni, maszyn czy żywności. Spadek kursu rubla, z punktu widzenia zagranicznych firm produkujących w Rosji też jest zjawiskiem korzystnym, bo obniża ceny pracy. I tu postęp też jest – eksport tych sektorów wzrósł od początku roku, o 16,1 %, ale dalece niewystarczający, aby rosyjska gospodarka przestała być uzależniona od wydobycia surowców.
Trzeba też odnotować, że w Rosji niemała jest grupa ekonomistów i analityków, która jest zdania, że wzrostu gospodarczego nie ma, lub, że jest bardzo słaby i nie wiadomo czy w najbliższych miesiącach się utrzyma, a gros optymistycznych danych to sztuczki statystyczne.
I tak, ostatnio opublikowane badania nadal przedstawiają dość ciemny obraz tego jak sami Rosjanie widzą swoją kondycję ekonomiczną. Moskiewska Wyższa Szkoła Ekonomiczna i rosyjski odpowiednik GUS opublikowali wyniki badania nastrojów 5 tysięcy Rosjan. Tego rodzaju studia powtarzane są regularnie od kilkunastu lat. Przeprowadzone w I kwartale pokazują, że tylko 15 % Rosjan pozytywnie ocenia zmiany w gospodarce, jakie nastąpiły w roku ubiegłym, zaś negatywnie nadal blisko 40 %. A poprawy w ciągu najbliższych 12 miesięcy spodziewa się, co najwyżej 23 % ankietowanych. Prawie 85 % spodziewa się wzrostu inflacji, a większość (58 %) nie planuje w najbliższym czasie żadnych większych wydatków.
A co ze wzrostem gospodarczym? Eksperci oceniają, że jest on wynikiem dwóch zjawisk – sztuczek statystycznych i wypływem na rynek pieniędzy z eksportu ropy naftowej. W ich opinii wraz ze wzrostem cen ropy w pierwszych miesiącach (o 20 %) więcej pieniędzy mieć zaczęła ta część Rosjan, będąca jednak w znaczącej mniejszości, która związana jest z sektorem paliwowych. I stąd impuls popytowy. Chwilowy. Moskiewski Komsomolec cytuje opinię profesora Igora Nikołajewa z moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej, który argumentuje, że 2016 rok był już czwartym rokiem z rzędu, w którym spadają dochody „statystycznego Rosjanina”. W 2016 roku zmniejszyły się one o 5,6 %. A pierwsze pięć miesięcy 2017 roku to spadek o 1,8 %. Przy czym gdyby spojrzeć na to od strony źródeł, z których one pochodzą, to rosyjska gospodarka upodabnia się do sowieckiej – rosną transfery socjalne z państwowej kasy – w 2016 roku 19,2 % dochodów „statystycznego Rosjanina” pochodziło z tego źródła. Dla porównania, 10 lat wcześniej 11,6 %. I odpowiednio spadają dochody z działalności gospodarczej – w 2016 w 7,8 %, podczas gdy w 1993 roku (szczyt) było to 18,6 %.
A sztuczki statystyczne? Proszę bardzo. Według oficjalnych danych, które ochoczo przytaczał w Hamburgu Władimir Władimirowicz w maju rosyjski wzrost gospodarczy wyniósł 3,1 %, a wzrost produkcji przemysłowej 5,6 %. (za 5 miesięcy odpowiednio 1,3 % i 1,7 %). Ale niezależni eksperci przypominają, że w styczniu rosyjski GUS zmienił metodykę badań. I zaraz okazało się, że wskaźnik handlu hurtowego urósł o 23 % i dziwne rzeczy dziać się zaczęły z danymi na temat produkcji przemysłowej. I podają przykłady. Np. produkcja tworzyw sztucznych spadła z 3,3 mln ton do 3,2 mln ton, ale wg. danych oficjalnych wzrosła o 5,1 %. Takich dziwów jest znacznie więcej. Ich zdaniem, wraz z podporządkowaniem statystyki rządowi, oficjalne dane straciły na wiarygodności. A ich interpretacja też jest daleka od profesjonalizmu – czynniki jednorazowe, takie jak wzrost eksportu węglowodorów z powodu chłodnej wiosny, brane są, jako oznaki stabilnego wzrostu. Urzędowy optymizm w ich opinii, obliczony jest bardziej na potrzeby zbliżającej się kampanii wyborczej i przekonanie Zachodu, że sankcje to fiasko i rosyjska gospodarka ma się dobrze. Najbliższe miesiące pokarzą, kto w tym sporze ma rację.
Komentarze