Vrubel Dmitry, facebook
Vrubel Dmitry, facebook
Marek Budzisz Marek Budzisz
1180
BLOG

Nawalny, jako drugi Jelcyn.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

W rosyjskim necie furorę robią zamieszczone zdjęcia, opatrzone komentarzem – ZSRR, 1956 rok, Swierdłowsk. Borys Jelcyn przewidziawszy swoją fatalną pomyłkę z następcą, posyła w przyszłość samego siebie, aby ją naprawić.  Na umieszczonych obok siebie fotografiach widzimy młodego, późniejszego pierwszego prezydenta Rosji i uważanego przez wielu za lidera anty-putinowskiej opozycji blogera Nawalnego. Podobieństwo, co nie trudno spostrzec, uderzające. Dla niezorientowanych wyjaśniam, następcą wybranym przez Jelcyna, jest urzędujący i szykujący się, jak wieść niesie, do swej czwartej kadencji, rosyjski prezydent.

Popularność materiału zdaniem wielu obserwatorów świadczy o kilku sprawach. Po pierwsze Rosjanie zaczynają odczuwać tęsknotę za czasami Jelcyna. I oczywiście nie chodzi tu o wszechwładzę oligarchów i rozsypujące się na ich oczach państwo, ale o większą dozę wolności i swobody. Po drugie wydaje się, że nadal obecny model propagandowy zaczyna przeżywać kryzys. W kanałach telewizyjnych nadal silniej niźli wewnętrzne problemy akcentuje się zarówno międzynarodowe sukcesy Moskwy (Syria), jak i pokazuje Rosjanom gorszą sytuację sąsiadów. Message jest prosty – u innych jest gorzej niźli u nas. Rosja jest w porównaniu np. z Ukrainą oazą spokoju i stabilności, a w relacji z Białorusią oazą dobrobytu. Tylko, że ten sposób perswazji powoli przestaje działać, zaufanie do kontrolowanej przez władze telewizji spadło po raz pierwszy do poziomu poniżej 50 % i wszystkie badania socjologiczne pokazują, że np. dla ludzi młodych większe znaczenie niżli audycje telewizyjne zaczynają mieć treści przekazywane za pośrednictwem netu – krótkie, inteligentne i niezwykle dla władz nieprzyjemne wiadomości, takie jak reprodukowana wyżej.

I wydaje się, że władza a przynajmniej jej część, powoli zaczyna to dostrzegać. Wczoraj media poinformowały o rozdysponowaniu grantów dla organizacji społecznych i pozarządowych z funduszów prezydenckich. Na czele komisji decydującej, kto pieniądze dostanie, a kto zaś nie, stał Sergiej Kirijenko, zastępca szefa administracji prezydenta kierujący również na Kremlu przygotowaniami do wyborów. Rozpatrzono 970 projektów złożonych przez ponad 300 organizacji. I tu niespodzianka. Grantów, po raz pierwszy od 2012 roku, nie dostała znana również i u nas organizacja Nocne Wilki, chcąca za publiczne pieniądze zbudować m.in. motocyklową trasę podmoskiewskiego parku patriotycznego budowanego przez armię. Ale na liście obdarowanych znalazły się takie „podejrzane” i wpisane przez władze na listę „agentów zagranicznych” organizacje jak Centrum Lewady. Decyzja komisji wywołała w Rosji konsternację i już teraz niektórzy komentatorzy upatrują w niej sygnału, iż przed nadchodzącymi wyborami władze chciałyby nieco zmienić swój wizerunek.

Ale to nie jedyna informacja mogąca o tym świadczyć. Kommiersant drukuje wywiad z Ellą Pamfiłową, stojącą na czele rosyjskiej komisji wyborczej. Mówi ona w nim, że właśnie odbyło się „na wysokim szczeblu” spotkanie, w którym uczestniczył m.in. Kirijenko. I jednym z efektów tego spotkania jest to, że władze zaczynają się zastanawiać czy wprowadzony jakiś czas temu tzw. municypialny filtr dobrze spełnia swoją rolę. Przypomnijmy. Trochę wzorem regulacji francuskich w Rosji wprowadzono zasadę, że chcący kandydować w wyborach na szczeblu lokalnych (np. na gubernatorów) muszą, zależnie od regionów, uzyskać podpisy od 5 do nawet 10 % lokalnych deputowanych. W rosyjskiej praktyce oznacza to, że bez poparcia prorządowej partii Jedna Rosja takie kandydatury nie mają szans na rejestrację. Komórki partyjne dają podpisy, równoznaczne ze zgodą na kandydowanie, tym, którzy nie zagrażają ich pozycji – najczęściej stronnikom Żyrinowskiego, wysuniętym przez rozmaite organizacje kombatanckie, czy działaczom formacji nacjonalistyczno – patriotycznych. Opozycja nie ma szans, nawet komuniści nieraz są postrzegani, jako zbyt niezależni. W ten sposób przepadł w Jekateryngurgu Jewgenij Rojzman, niezależny, choć popierany przez Jabłoko, mer tego miasta. I teraz władza zaczyna się zastanawiać, czy tego rodzaju konstrukcja ma sens. Mówi o tym wprost Pamfiłowa, argumentując, że w rezultacie wprowadzenia „filtru” zabijana jest konkurencja wyborcza. A to w praktyce oznacza, że społeczne niepokoje i niezadowolenie nie znajduje ujścia w akcie wyborczym i przenosi się na ulice. I w związku z tym nie można wykluczyć, że wprowadzone zostaną regulacje umożliwiające większą konkurencję. Ale to nie jedyna interesująca informacja. W innym miejscu Pamfiłowa mówi, a gazeta wybija jej słowa, że w wyborach nie jest ważna frekwencja, ale to, aby były one sprawnie policzone i uczciwie przeprowadzone. Czyżby zapowiedziany przez Kirijenkę jeszcze wczesną wiosną wyborczy cel Kremla na wybory prezydenckie – 70 % poparcia przy 70 % frekwencji, przestawał być aktualnym?

Komitet Inicjatyw Społecznych kierowany przez doradzającego Putinowi Kudrina, przeprowadził niedawno analizę poglądów politycznych młodych Rosjan. Oczywistym powodem, które sprowokowały takie właśnie badania, był zastanawiąjąco liczny, zaskoczyło to nawet przedstawicieli władz, udział młodzieży w antykorupcyjnych protestach Nawalnego. Otóż zdaniem ekspertów pracujących dla Kudrina młodzi Rosjanie generalnie nie mają poglądów politycznych. Mało tego, są ze społecznego punktu widzenia, najbardziej zadowoloną grupą. Dlaczego zatem uczestniczą w mitingach? Bo taka nastała moda, bo Nawalny jest popularny w sieci, bo wszyscy chodzą i robią sobie selfie etc. Ta w sumie pomyślna, o ile prawdziwa, informacja dla władz, doprowadziła do zmiany politycznego sposobu bycia Władimira Władimirowicza. Zdaniem obserwatorów postawił on na bezpośredniość, rozmowy ze zwykłymi ludźmi. Obserwowany od kilku tygodni wzrost jego aktywności a zwłaszcza formy, w jakiej się ona przejawia skłaniają obserwatorów rosyjskiej sceny politycznej do postawienia kilku diagnoz. Po pierwsze, ich zdaniem Putin postanowił „sam” wygrać wybory. Sam to znaczy spotykając się z młodzieżą, metalurgami, jeżdżąc po kraju i załatwiając zwykłe „życiowe” problemy Rosjan. Ale aby w takiej kampanii wygrać trzeba mieć realnego konkurenta. Ci przedstawiciele opozycji, którzy ogłosili swe kandydatury (Jawliński, Kasjanow) są na tyle niepopularni, że takimi być nie mogą. Wraca, zatem kwestia dopuszczenia do kandydowania Nawalnego. I tu najwyraźniej w obozie władzy nie ma jedności. Bo z jednej strony mamy do czynienia z liberalnymi gestami Kirijenki a z drugiej z wyraźnym zaostrzeniem i intensyfikacją akcji nękania jego zwolenników. Nawalny otwiera w kolejnych rosyjskich miastach swoje sztaby (ostatnio informowano o otwarciu siedemdziesiątego), a władze, tradycyjnie szykanują jego aktywistów i zwolenników. A to nie mogą oni znaleźć lokalu, a to zatrzymuje się wolontariuszy, a to konfiskuje sprzęt. Takie drobne zaczepki mające utrudnić życie i pozbawić niezbędnej dla prowadzenia akcji wyborczej struktury organizacyjnej.

Przy czym rosyjscy komentatorzy zastanawiają się nad przynajmniej dwiema, a może nawet trzema kwestiami. Po pierwsze widzą na Kremlu dwa obozy, choć bardziej uprawnionym byłoby w tym wypadku określenie dwie koterie. Jedna z nich, kojarzona z siłowikami, jest zainteresowano twardszą polityką. Zamknąć, spałować, rozpędzić. Druga, nieco bardziej liberalnie nastrojona, uważa, że takie rozwiązania na dłuższą metę do niczego dobrego nie doprowadzą, bo potencjał protestu społecznego w Rosji nie maleje. Póki, co władza działa w obydwu kierunkach. Z jednej strony zakazuje używania anonimowych mesengerów (walka z terroryzmem) i ogranicza zakres swobody w internecie (demonstracja w Moskwie w ostatni weekend), z drugiej zaś wysyła sygnały o możliwości liberalizacji. Po drugie zastanawiają się, do czego dąży Nawalny. Pojawiają się głosy, że wcale nie chodzi mu o udział w wyborach prezydenckich. Jeżeli władze do tego dopuszczą, to oczywiście wykorzysta możliwości reklamy siebie i swojego środowiska. Ale prawdziwym celem jego ruchu, za którym zresztą kryje się Chodorkowski, jest udział w wyborach do Dumy. I to nie, dlatego, że chce te wybory wygrać, bo to nie wydaje się realne. Realnym celem jest zmuszenie władzy, aby usiadła do stołu i zaczęła rokowania. Aby tego dokonać nie jest niezbędny sukces wyborczy, ale pokazanie własnego potencjału. I dążąc do tego Nawalny wysyła sygnały do różnych grup wyborców. Debata z nacjonalistą Striełkowem (Girkinem) miała zapewnić mu popularność wśród tradycjonalistycznie i nacjonalistycznie nastawionej części Rosjan. Powstrzymywanie się od otwartej krytyki amerykańskich sankcji przeciw Rosji przysporzyć mu ma zwolenników wśród młodych opowiadających się za zmianą polityki wobec Zachodu. Wcześniej Nawalny wysyłał też czytelne sygnały dla stronników komunistów. Ale wszystkie te działania mogą okazać się nieskuteczne, i to jest trzeci temat dyskutowany obecnie w Rosji, jeżeli w obozie władzy nie nastąpią pęknięcia, choćby takie, jakie poprzedzały protesty na Placu Błotnym.

Nic takiego nie będzie miało miejsca, jeżeli sytuacja gospodarcza w Rosji będzie się poprawiała. Władza jest dobrej myśli. Ale ostatnie, opublikowane po pierwszym półroczu, dane gospodarcze są, co najwyżej dwuznaczne. Wzrost jest, ale słaby i w następnych miesiącach zdaniem ekspertów nie przekroczy on 2 %. Dochody ludności maleją, choć wynagrodzenia nieznacznie wzrosły. Zdaniem obserwatorów zmniejsza się znaczenie takich źródeł jak przedsiębiorczość a rośnie znaczenie budżetu (pensje i emerytury). Spadają oszczędności, rośnie wielkość kredytów i konsumpcja. I tu też analitycy nie są zgodni, co do powodów tych zmian. Mogą one oznaczać wzrost optymizmu Rosjan, ale równie dobrze, argumentują inni, dowodzić można czegoś wręcz przeciwnego. Rosjanie wycofują wkłady w bankach, bo nie starcza im „do pierwszego”. Najbliższe miesiące pokażą czy optymizm władz mówiących o przełamaniu w Rosji recesji jest uzasadnionym. Jeżeli tak, to przewagę uzyska najprawdopodobniej linia prezentowana przez siłowików, jeżeli nie, to może będziemy obserwować ciekawe rzeczy.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka