Marek Budzisz Marek Budzisz
1532
BLOG

Czy Rosja stanie się państwem bliskowschodnim?

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Rosyjska prasa pisze, że stosunki między Moskwą a Waszyngtonem, po tym, jak Amerykanie w ramach odpowiedzi na ostatnie posunięcia Rosjan zażądali likwidacji rosyjskiego konsulatu i misji handlowej w San Francisco, nie są już w fazie zimnej wojny, ale wręcz lodowatej. Rosyjscy dyplomaci w likwidowanych placówkach postawieni zostali w stan najwyższej gotowości, jako, że już dziś, 2 września, amerykańskie służby specjalne przystąpić mają do odbierania z ich rąk zwalnianych budynków. Nic dziwnego, zatem, że Rosjanie dostali polecenie „zostać po godzinach” i uporządkować obiekty. Wkrótce po tym, jak przystąpili do pracy nad budynkiem konsulatu pojawił się czarny dym. W sieci można było przeczytać posty o tym, że „chłopaki dużo palą”. Pojawiła się też, nie wiadomo, przez kogo wezwana, straż pożarna, ale nie została wpuszczona do środka. To posunięcie zirytowało rzeczniczkę rosyjskiego MSZ Zacharową, która określiła je mianem „szczytu sadyzmu”. A dodatkowo napisała, że rosyjscy dyplomaci prowadzą w budynku konsulatu „prace konserwatorskie”.

Do ostatniego posunięcia Waszyngtonu odniósł się też Sergiej Ławrow. Rosyjski minister spraw zagranicznych odbył wczoraj dwa spotkania z młodzieżą. Jedno w podmoskiewskiej miejscowości gdzie otwierano szkołę im. Jewgienija Primakowa i drugie ze studentami „kuźni kadr rosyjskiej dyplomacji”, jak sam powiedział, czyli ze studentami MGiMO. I w obydwu tych miejscach, po tym oczywiście jak wysłuchał serii komplementów pod własnym adresem i po tym jak zebrani odśpiewali hymn (MGiMO), do którego słowa też on, własnymi rękami ułożył, mówił o rosyjskiej polityce zagranicznej. W kwestii ostatnich antyrosyjskich posunięć Waszyngtonu nie pozostawił złudzeń – będzie adekwatna reakcja Moskwy. A zatem z jakimiś kontr-sankcjami będziemy mieć w najbliższej przyszłości znów do czynienia. Nie to w jego wystąpieniach było ciekawe. Otóż mówiąc o porządku światowym powtórzył stare rosyjskie tezy o stosowaniu przez Zachód podwójnych standardów i o tym, że państwa te czują się w obowiązku dawać Rosji „nieproszone rady”. Ale w jego wystąpieniu pojawiły się też wątki, które były już obecne w rosyjskiej sferze publicznej, ale nie w wypowiedziach oficjalnych. Otóż Ławrow nie wskazując na konkretne kraje, choć wcześniej mówił o Zachodzie i o tym, jak zdecydował on o bombardowaniu Belgradu i Libii, zadał retoryczne pytania, – kto pozwolił na powstanie międzynarodówki terrorystycznej?, Dzięki komu powstała Al. Kaida, ISIS i Dżabchat an Nusra?

Rosyjski minister spraw zagranicznych wrócił właśnie z dwudniowego objazdu stolic państw Zatoki Perskiej. Spotykał się z przedstawicielami Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kataru. Z pewnością rozmowy dotyczyły sytuacji w regionie, w szczególności w Syrii. W tym ostatnim kraju wraz z upływem czasu sytuacja miast przejaśniać się jest coraz bardziej skomplikowana. Kurdowie poinformowali właśnie, że dotarli do starego miasta Rakki, nieoficjalnej stolicy ISIS w Syrii. Zdaniem specjalistów ostateczne zdobycie pozycji islamistycznych zajmie im jeszcze około dwóch miesięcy. Rosyjskie media piszą o tym, że Kurdowie cieszą się niesłabnącym poparciem Stanów Zjednoczonych, które zaopatrują ich pospolite ruszenie w broń i amunicję. Ostatnie dane na temat eksportu bułgarskiej broni pokazują, że największym klientem Sofii jest rząd Iraku, ale zaraz po nim drugie i trzecie miejsce zajmują Stany Zjednoczone i Arabia Saudyjska. W porównaniu z 2015 rokiem zakupy tych krajów wzrosły trzykrotnie. I jest to zdaniem rosyjskich ekspertów dowód na potwierdzenie tezy, że z tego źródła zaopatrywane są formacje zbrojne syryjskiej opozycji. Już za kilka dni w irackim Kurdystanie odbędzie się zapowiedziane jeszcze wiosną referendum w sprawie niepodległości tego regionu autonomicznego, a to zdaniem obserwatorów uruchomić może lawinę wydarzeń. Po pierwsze nieuchronnym wydaje się rozpad Iraku – po odłączeniu się Kurdów na placu boju pozostaje szyicka większość, która rządzi krajem i związana jest z Teheranem oraz sunnicka mniejszość. Sunnici zamieszkują również południe Syrii i są wspierani zarówno przez Katar, jak i Arabię Saudyjską. Wzrost napięcia w związku z „wybijaniem się” Kurdów na niepodległość może tylko skomplikować sytuację.

Przede wszystkim zaniepokojeni są Turcy. Prezydent Erdogan w najbliższym czasie odwiedzi Teheran i krok ten pozostaje w bezpośrednim związku z kwestią kurdyjską. Podobnie zresztą jak niedawna wizyta szefa sztabu sił zbrojnych Iranu w Ankarze i zapowiedzi, że Turcja może wznowić operację „tarcza Eufratu” wymierzoną przeciw Kurdom. W Iranie również mieszka mniejszość kurdyjska i Teheran, tak samo jak i Ankara może być zaniepokojony rozwojem wydarzeń.

W samej Syrii, jak niedawno oświadczył rosyjski minister obrony Szojgu, wojna domowa się kończy (oświadczył on nawet, że już się skończyła, ale takie sformułowanie traktowane jest w kategorii przesady na użytek wystąpienia publicznego). Szojgu swą odważną tezę wygłosił przy okazji Międzynarodowego Forum Wojskowo – Technicznego Armia 2017, podczas spotkania z ministrem obrony Libanu. Oświadczył on, że Rosjanom udało się stworzyć w Syrii strefy buforowe oddzielających walczące strony (nie miał na myśli ISIS, ale siły tzw. umiarkowanej opozycji) i teraz rosyjski korpus ekspedycyjny realizował będzie, prócz wojskowych, również i cele pokojowe. Mówił o tym generał Surowikin, dowodzący rosyjskim kontyngentem, który w trakcie konferencji prasowej koncentrował się na głównych zadaniach, jakie Rosjanie stawiają sobie w Syrii w najbliższych miesiącach. Otóż prócz celów wojskowych – takich jak kontynuowanie przez wojska rządowe natarcia na wschód w stronę bogatych w ropę i gaz terenów wokół miasta Dajr Az Zaur, Moskwa chce stabilizować sytuację w strefach deeskalacji. I z tym jest problem. Strefa w prowincji Idlib, mająca znajdować się pod kontrolą Turcji do tej pory nie powstała. Podjęte przez Damaszek próby przerzucenia bojowników z Libanu wraz z rodzinami na syryjski wschód spotkały się ze stanowczym sprzeciwem Amerykanów, którzy zbombardowali most i drogę, którą przemieszczał się konwój. Sytuacja wokół Rożawy, czyli syryjskiego Kurdystanu też jest niespokojna. Zbliżenie Ankary i Teheranu niepokoi inne państwa regionu. Wprost mówił o tym w trakcie niedawnego spotkania w Soczi z Putinem izraelski premier Netanjahu. Jednym słowem sytuacja daleka jest od stabilizacji, a Rosji w coraz większym stopniu zależy na tym, aby przejść od fazy wojny do fazy pokoju.

I tu warto wrócić do wystąpienia Ławrowa. Otóż w rosyjskiej antyzachodniej retoryce, od jakiego czasu pojawia się teza, iż rozkwit fundamentalizmu i terroryzmu islamskiego na Bliskim Wschodzie jest efektem błędnej polityki państw Zachodu. Otóż w opinii Rosjan, ale również piszących w Rosji ekspertów z państw arabskich i zachodnich[1], rozkwit tego zjawiska jest bezpośrednim efektem błędów politycznych państw zachodnich. Jakich? Po pierwsze niezrozumienia prawdziwej natury Arabskiej Wiosny, która przyjęta została w stolicach europejskich i w Waszyngtonie, jako wolnościowy ruch ludowy, który doprowadzi do demokratyzacji systemu rządów w regionie. Rządy Zachodu, postrzegające świat przez okulary własnych przekonań, których świat wcale nie podziela, patrzyły na to zjawisko nie dostrzegając jego istoty. Znużone i zniecierpliwione kooperacją z autorytarnymi reżimami świeckimi państw Bliskiego Wschodu nie brały pod uwagę, tak uważają Rosjanie, że zniszczenie słabych, niezakorzenionych organizmów państw regionu doprowadzi nie do rozkwitu wolności i zainstalowania instytucji demokratycznych, ale do powstania politycznej próżni, którą zapełnią instytucje quasi – państwowe, takie właśnie jak DAESZ.

Trudno tej argumentacji odmówić racji. Po latach zdają się ja nawet podzielać liderzy Zachodu, choć o własnych błędach nie lubią mówić. Ala, jakie jest wyjście z tej sytuacji. Rosjanie stawiają na stabilizację regionalnych reżimów. I mówią Europie i Waszyngtonowi – wy już pokazaliście, co potraficie, teraz dajcie nam spróbować. Lepsze są władze autorytarne, argumentują, niźli całkowity brak władzy. I dla takiego poglądu zdają się zdobywać w Europie zwolenników. W ostatnich wywiadzie prasowym dla Le Point francuski prezydent oświadczył, że widzi możliwości współpracy z Moskwą w kwestii syryjskiej. Ale to nie jedyne z proponowanych przez Rosjan rozwiązań. Warto zwrócić uwagę na poświęcony problematyce ułożenia relacji na Bliskim Wschodzie artykuł, który ukazał się niedawno we wpływowym moskiewskim dwumiesięczniku Rossija v Globalnoj Politikie.[2] Jego Autor dowodzi, że wydarzenia w Syrii zaszły tak daleko, że Rosja, która pierwotnie planowała swą akcję w charakterze działań mających ułatwić jej rozwiązanie kwestii Krymu i Ukrainy, dziś musi w Damaszku pozostać. W charakterze gwaranta stabilności zarówno Syrii, jaki i całego regionu. Nie będzie w stanie, w obliczu wsparcia Waszyngtonu, przeciwstawić się niezależności Kurdystanu, ale jest w stanie doprowadzić do porozumienia wszystkich graczy. Zarówno tych, którzy zaniepokojeni są wzrostem znaczenia Iranu (Arabia Saudyjska, Izrael, St. Zjednoczone), jak i widzących we współpracy z Teheranem możliwość równoważenia pozycji Rijadu (Katar i Turcja). Układanka może być niezmiernie skomplikowana. Powodzenie tego planu wymaga utrzymywania równego dystansu wobec wszystkich graczy (może, dlatego ostatnio Ławrow spotykał się zarówno z Katarem, jak i ze zwolennikami Rijadu. W Moskwie oczekuje się też wizyty króla Arabii Saudyjskiej), obecności na miejscu, ale również uczestnictwa w odbudowie syryjskiej gospodarki. Wygląda na to, że Moskwa może usadowić się, czy jak chcą inni, utknąć w Syrii na dłużej. Zagrożeń, zdaniem Autora jest bez liku, ale są też i szanse. Jakie? Na rolę Rosji może przystać Waszyngton, zmęczony serią niepowodzeń swojej polityki, a ponadto skierowanie ekspansji Moskwy na południe może być postrzegane, jako alternatywa dla jej apetytów wobec Ukrainy, Mołdawii, Gruzji i Państw Bałtyckich. Ponadto geostrategiczne znaczenie Bliskiego Wschodu dla Stanów Zjednoczonych jest dziś mniejsze niźli kilkanaście lat temu. A z punktu widzenia Moskwy? Sukces w Syrii i wzrost jej pozycji na Bliskim Wschodzie może pozwolić „dopiąć” projekt chińskiego Jedwabnego Szlaku. Ale również może jej ułatwić wpływanie na porozumienia w zakresie cen ropy naftowej, co stanowi gwarancję jej gospodarczej prosperity w nadchodzących latach. Przynajmniej w tym sensie, że da Moskwie we współpracy z Pekinem jakieś, liczące się atuty, których brak dzisiaj mocno odczuwają.

 



[1] Dla przykładu warto przywołać wydane niedawno przez Klub Wałdajski publikacje poświęcone tej tematyce - Нурхан Эль-Шейх, ВАЛДАЙСКАЯ ЗАПИСКА №71. АРАБСКИЙ МИР: НЕОПРЕДЕЛЁННОСТЬ ПОСЛЕ ВЕСНЫ czy Джейкоб Шапиро, ВАЛДАЙСКАЯ ЗАПИСКА №73. РОССИЙСКО-АМЕРИКАНСКИЕ ОТНОШЕНИЯ И БУДУЩЕЕ СИРИИ. Obydwie opublikowane w sierpniu br.

[2] Дмитрий Ефременко, На реках Вавилонских, № 3 МАЙ/ИЮНЬ 2017.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka