Marek Budzisz Marek Budzisz
1351
BLOG

Kokaina w rosyjskiej ambasadzie i generał Patruszew.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Przed pięcioma dniami wychodząca w Buenos Aires gazeta Clarin, a za nią niemal wszystkie media światowe, poinformowała, że w budynku rosyjskiej ambasady policja miejscowa odkryła gotowy do wysłania transport kokainy. Przy czym nie chodzi o jakieś marne kilka kilogramów – znaleziono 369 kg narkotyku (wartość rynkowa – ok. 50 mln euro) zapakowane w 12 walizkach. Taka ilość, sądząc ze zdjęć, zajmuje spore pomieszczenie, a zatem nikt nie mógł tego trzymać pod łóżkiem. Cała sprawa nie jest nowa – miejscową policję poinformował rosyjski ambasador jeszcze w grudniu 2016 roku. A ta, chcąc złapać sprawców zamieniła narkotyk na mąkę umieszczając przy tym nadajnik GPS. Zdaniem argentyńskiej policji transport został przygotowany, aby zgromadzić przed zbliżającym się Mundialem w Rosji spory zapas, a potem ze niezłą przebitką, właśnie przy okazji rozgrywek, go sprzedać. Jak informuje argentyńska gazeta za przemyt odpowiadają byli już pracownicy rosyjskiej ambasady – w tym m.in. księgowy. Ale są też inne, trzeba przyznać, ciekawe wątki. Otóż aresztowano też oficera miejscowej policji – Ivana Blizjuka, który z racji pochodzenia i znajomości rosyjskiego był „oficerem łącznikowym” z rosyjskimi służbami. Sam wielokrotnie uczestniczył w organizowanych przez rosyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych kursach i szkoleniach, zarówno w charakterze szkolonego, jak i towarzysząc grupom oficerów argentyńskich szkolonych w Rosji. Wielokrotnie przy tym bywał zarówno w Moskwie, jak i w Petersburgu.

Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych komentując sprawę odrzuciło pojawiające się tu i ówdzie pogłoski, że narkotyki przewiezione zostały do Rosji pocztą dyplomatyczną, bo to, że przewiezione zostały, (choć już nie narkotyki tylko mąka) nie budzi wątpliwości. Pocztę dyplomatyczną, jak oświadczono, pakują dyplomaci, a to była zwykła przesyłka, z którą ci pierwsi nie mają wiele wspólnego. Ale następnego dnia brytyjski The Telegraph opublikował artykuł zawierający dodatkowe, a przy tym niezmiernie interesujące informacje. Otóż brytyjska gazeta informowała, że właściciele ładunku przez prawie rok mieli wielkie problemy z jego przerzutem do Rosji. Powód był dość prozaiczny – księgowy, o którym była mowa został odwołany do kraju i kanał przerzutowy się „zatkał”. Ale to nie jedyna sensacyjna informacja. Otóż w grudniu 2017 roku w Buenos Aires przebywał z oficjalną wizytą sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Patruszew, jeden z najbliższych współpracowników Putina. Oficjalnie podpisał on z Argentyną umowę o współpracy między służbami, ale nieoficjalnie zabrał do swego samolotu, trefny ładunek. Brytyjska gazeta, która opublikowała artykuł na ten temat, jest zdania, że Patruszew podjął się tej misji po to, aby zdemaskować przemytników. W całej sprawie dziwić może to, że urzędnik tego szczebla zajmuje się kwestiami tego rodzaju. Ale to nie koniec historii.

Oczywiście cała sprawa (chodzi o udział w niej Patruszewa nie transport narkotyków) może być wymysłem. W oficjalnym komunikacie poinformowano jeszcze tego samego dnia, że narkotyki nie zostały przywiezione do Moskwy przez samolot, którym podróżował Patruszew, bo ten nie przewozi poczty dyplomatycznej. I wszystko, jak stwierdzono, to po prostu fake news.

Ale już następnego dnia nowe informacje rozgrzały atmosferę wokół sprawy. Otóż ujawniono podsłuchane rozmowy przemytników, którzy informowali siebie nawzajem o powodach „zatkania się” kanału przerzutowego. Ich zdaniem, główny organizator przedsięwzięcia nazywany „seniorem K” pokłócił się z rosyjskim ambasadorem Wiktorem Kornellim (tym samym, który zawiadomił argentyńską policję). I od tego momentu harmonijna współpraca, możliwość korzystania zarówno z samochodów posługujących się tabliczkami CD, jak i swobodny dostęp do poczty dyplomatycznej, zaczęły szwankować i wkrótce się całkiem skończyła. A przy tym, rosyjskie media przytaczają wypowiedź rosyjskiego ekonomisty wykładającego w Buenos Aires, profesora Maksyma Mironowa. Jego dzieci uczęszczają do szkoły znajdującej się na terenie rosyjskiej ambasady, w której ukryto walizki z narkotykami. I mówi on, że wcześniej obiekt nie był szczególnie intensywnie pilnowany, ale trzy lata temu władze bardzo wzmocniły ochronę – wejść pilnują strażnicy, zainstalowano bramki i detektory metalu. Wniesienie, jego zdaniem, w sposób niebudzący podejrzeń jednej walizki, a co dopiero kilkunastu, jest niemożliwe. W rosyjskich mediach znaleźć można też wypowiedzi osób zajmujących się tropieniem handlarzy narkotyków, którzy mówią, że nie do pomyślenia jest jednorazowy przerzut takiej ilości kokainy. To, ich zdaniem, zbyt wielka partia i zbyt duże ryzyko. Najpierw testuje się kanał, argumentują, przesyłając mniejsze transporty, a stopniowo zwiększa się ich wartość. A zatem, jeśli zatrzymano prawie 400 kg bardzo czystego narkotyku, to znaczy, że kanał musiał funkcjonować już długo i przez przestępców uznawany był za bezpieczny.

Wczoraj dziennik RBK, specjalizująca się w kwestiach ekonomicznych lekko opozycyjna gazeta, opublikowała artykuł, w którym dziennikarze dowodzą, że kokaina z Buenos Aires przewieziona została do Rosji na pokładzie samolotu Ił-96, który należy do specjalnego oddziału lotniczego „Rosja”, którego celem jest przewóz rosyjskich vip-ów, pierwszych osób w państwie. Dziennikarze powołują się przy tym na zdjęcia opublikowane przez argentyńską żandarmerię, która prowadzi w tej sprawie śledztwo. Znajduje się wśród nich m.in. zdjęcie samolotu, do którego załadowano narkotyki. Sprawdzając numer znajdujący się na jego burcie dziennikarze doszli do wniosku, że chodzi właśnie o oddział „Rosja”. Bo nie ulega wątpliwości, że samolot takiego typu i o takim numerze znajdował się w wyposarzeniu oddziału. Mówił o tym wprost jeszcze latem 2016 roku Aleksandr Kołpakow minister w kancelarii rosyjskiego prezydenta. Dziennikarze potwierdzili też w dwóch rosyjskich portalach internetowych, że rzeczywiście rosyjski samolot typu Ił-96 z takim numerem bocznym 6 grudnia 2016 roku był w Buenos Aires a potem, dzień później w Cabo Verde i wrócił do Rosji. Rosjan wkopała też trochę argentyńska minister bezpieczeństwa narodowego, która powiedziała na konferencji prasowej, że właśnie w grudniu narkotyki zostały nadane, jako bagaż dyplomatyczny i poleciały do Rosji na pokładzie rządowego samolotu. Czyli wersja brytyjskiego The Telegraph wydawała się potwierdzać.

Ale czynniki oficjalne ostro ją raz jeszcze zdementowały. Przy czym w tak zabawny sposób, że trzeba tę wypowiedź zacytować. Sekretarz prasowy ministra Kołpakowa Jelena Kryłowa powiedziała, że dziennikarze wyciągnęli błędne wnioski, bo „w tym wypadku zasugerowali się fotografią, którą przecież posługując się współczesną technologią można lekko fałszować”. Mówiąc „lekko” ma chyba na myśli ostatnią cyfrę niezbyt wyraźnie sfotografowaną, ale o tym, jaki inny rosyjski samolot był w tym czasie w Buenos Aires ani słowa, cicho sza!

I oczywiście warto postawić przy okazji kilka pytań. O zagadkowych zgonach wysoko postawionych rosyjskich dyplomatów pisałem już prawie rok temu. Teraz trzeba wrócić do sprawy, bo wśród tych, którzy zmarli w dość zagadkowych okolicznościach był m.in. szef departamentu latynoamerykańskiego rosyjskiego MSZ Petr Polszikow. A łącznie z tym światem pożegnało się w ciągu ostatnich 18 miesięcy 9 wysokich rangą rosyjskich dyplomatów.

I jeszcze jedna ciekawostka. Ujawnił się „senior K” nazywany przez media organizatorem przerzutu narkotyków. To Andriej Kowalczuk, który powiedział dziennikarzom, że w walizkach zostawionych przez niego w ambasadzie w Buenos Aires nie było żadnych narkotyków a jedynie koniak, cygara i kawa. Bo dostawą tych luksusowych artykułów spożywczych miał się zajmować. Ale w tym wszystkim najciekawsze jest coś innego. Otóż Kowalczuk wcześniej pracował w rosyjskiej ambasadzie w Berlinie i był funkcjonariuszem departamentu bezpieczeństwa rosyjskiego MSZ. A przywoływani przez media rosyjscy dyplomaci mówią, że Kowalczuk uchodził za ich „kuratora” przysłanego przez służby.

Czyżbyśmy byli coraz bliżej wyjaśnienia zagadki tajemniczych zgonów rosyjskich dyplomatów (moja notka - Rosyjscy dyplomaci mrą jak muchy. 11.03.2017) oraz odpowiedzi na pytanie, dlaczego właśnie Patruszew zajął się sprawą?

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka