Marek Budzisz Marek Budzisz
3737
BLOG

Kemerowo, czyli Rosja.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 66

Rosjanie, chyba w większym stopniu niż inne narody, mający skłonność do myślenia w kategoriach ostatecznych zauważają, że już kolejna kadencja Władimira Władimirowicza Putina zaczyna się od wielkiej tragedii. Tak jakby miała to być zapowiedź czegoś strasznego. Trochę na podobieństwo paniki w trakcie koronacji ostatniego cara Rosji, która kosztowała życie kilkuset osób. Wcześniej było zatonięcie Kurska i wypadki w Biesłanie, teraz straszny pożar w centrum handlowym „Zimowa czereśnia” w syberyjskim Kemerowie. I znów (tak jak w Biesłanie) w niemałej części ofiarami są dzieci. Idąc tym tokiem myślenia można by też napisać, uznając to za dość upiorny prolog, o tym, że w ubiegłym tygodniu w podmoskiewskim Wołokołamsku gazami z wysypiska śmieci zatruło się kilkanaścioro dzieci, które w większości hospitalizowano. Na szczęście pod Moskwą nikomu nic poważnego się nie stało.

Pojawiły się też publiczne oskarżenia wobec rosyjskiego prezydenta, nie o to, że jest winien tragicznym wydarzeniom, ale że zbudował system, w którym takie wypadki mogą mieć miejsce, że stworzył państwo, które choć dysponuje legionem ludzi w mundurach, to, jeśli chodzi o dobro obywateli działa, jakbyśmy to powiedzieli, „tylko teoretycznie”. To jedna strona, czy jedno tylko spojrzenie. Ale w rosyjskiej prasie można też przeczytać i inne wypowiedzi, jak np. oskarżenia pod adresem Zachodu, że ten tak się nastroił na chęć dokuczenia Rosji, że obwieścił o wyrzuceniu jej dyplomatów mimo kemerowskiej tragedii. Tak jakby nie mogli, choć z jeden czy dwa dni poczekać, piszą zwolennicy takiego punktu widzenia.

Ale po kolei. W niedzielę, około godziny 16 w czteropiętrowym centrum handlowym wybuchł pożar. Jak się później okazało najbardziej intensywnie rozwijał się on na czwartym piętrze, gdzie były sale kinowe, klub fitness i sala zabaw dla dzieci. Sygnalizacja przeciwpożarowa nie działała, wyłączył ją ponoć kilka dni wcześniej ochroniarz. Wyjścia awaryjne były zamknięte na klucz. Mimo wybuchu pożaru nie wyłączono również wind i ludzie próbowali w ten sposób uciekać. Niestety udusili się w nich. Przede wszystkim z tego powodu, że paliły się plastikowe panele, którymi było wyłożone centrum. A jak poinformowali później strażacy wydzielały one tak toksyczny dym, że ludzie nie mieli najmniejszych szans, dusili się od razu. Do tej pory nie wiadomo ile osób zginęło. Oficjalne dane mówią o 64 ofiarach, w tym kilkunastu dzieciach. Ale nadal niewyjaśniony jest los, co najmniej 25 osób, które uważa się za zaginione. Tylko, że w Rosji nikt w te liczby nie wierzy. Rosyjski Internet aż się gotuje od informacji, że zginęło, co najmniej 200 osób, w tym ogromna liczba dzieci. Można przeczytać posty, iż władze nie chcą dopuszczać rodziców do wydobytych ciał, a jeśli, to dopiero po tym, jak podpiszą oni stosowne oświadczenie, że nie będą informować publicznie o sprawie.

Skąd tyle dzieci? W zlokalizowanych na 4 piętrze centrum handlowego salach kinowych wyświetlano filmy dla dzieci i młodzieży, dla których organizowano wycieczki z pobliskich miejscowości. Rosyjskie media pełne są wstrząsających opisów i opowieści, jak np. ta o ojcu, którego trójka dzieci, żona i szwagierka zginęły w wypadku. Albo o tym, jak brat z siostrą pojechali do kina i siostra zginęła, brata cudem uratował jeden z rodziców, który nie zszedł trzy piętra niżej z paniami nauczycielkami, na kawę. Nie można spokojnie czytać relacji o tym, jak rodzice otrzymywali od swych dzieci ostatnie telefony, albo sms-y, pełne rozpaczliwych okrzyków, że ze względu na zadymienie i zablokowane drzwi nie mogą oni wyjść i choć w ten sposób chcą się pożegnać. Później pojawiły się plotki, że tradycyjnie ochrona blokowała drzwi do sal kinowych, po to, aby po rozpoczęciu seansu nikt bez biletu nie wszedł.

Sprawa jest poważna również z politycznego punktu widzenia, dlatego, że ludzie oburzeni są postępowaniem kemerowskiego gubernatora Tulejewa. Trzeba napisać o nim, choć kilka zdań. Tulejew to żywa skamielina, jest najdłużej sprawującym swój urząd gubernatorem w Rosji, jeszcze od czasów jelcynowskich. W ubiegłym roku, kiedy ciężko się rozchorował, mówiło się o rychłej jego dymisji. Ale przetrwał dwie ubiegłoroczne fale wymiany zarządzających rosyjskimi prowincjami. Teraz chyba nie przetrwa. Jeszcze wczoraj wieczorem, rzecznik Kremla Pieskow, mówił, że prezydent Putin nie planuje wylotu na Syberię (4 godziny samolotem z Moskwy), ale już dzisiaj rano odwiedził miasto i spotkał się z niemal nieustannie wiecującymi rodzinami poszkodowanych. Putin się spotkał, ale Tulejew nie przybył rozmawiać z rodzinami. Ani w niedzielę, ani wczoraj, ani też dzisiaj. Jedynie, kiedy trwał pożar, ponoć przyjechał a korowód oficjalnych pojazdów, jak można przeczytać o mało nie zablokował akcji ratunkowej. Zamiast gubernatora do zgromadzonych rodziców wyszedł jego zastępca Sergiej Cywiliew. Najpierw przyjęty został groźnym buczeniem, potem ktoś wyłączył aparaturę przy użyciu, której chciał przemawiać. A następnie, po prostu ukląkł przed zrozpaczonymi rodzicami. Klęczał tak przez dłuższą chwilę po to, aby prosić o wybaczenie.

Władze starają się działać energicznie, ale im dalej, tym coraz więcej pytań. Aresztowano zarządzającą i właścicielkę firmy dzierżawiącej dwa piętra w kompleksie, gdzie wybuchł pożar, jej zastępców, osoby odpowiedzialne za ochronę, w tym i przeciwpożarową. Tylko, że syn aresztowanej publikuje w sieci materiały, iż jego matka była tylko figurantką a nie współwłaścicielką centrum handlowego. Formalnie właścicielem całości był na początku jeden z rosyjskich młodych miliarderów Denis Sztengełow. Zrobił on pieniądze na produkcji snaków, słodkich przekąsek, batoników etc. I kilka lat temu kupił od władz Kemerowa fabrykę słodyczy, nie pierwszą zresztą w swoim portfelu. Zlikwidował w niej produkcję a budynek przeznaczył na inne cele – stworzył w nim centrum handlowe, które w niedzielę spłonęło. Przy czym znany jest z tego, że oszczędza na wszystkim i taki jest jego, można rzec, „model biznesowy”. I dlatego w tym nieprzystosowanym dla celów handlowych budynku, zdaniem komentatorów nie przeprowadzano żadnych modernizacji – zadowolono się po prostu liftingiem – obito ściany plastikowymi panelami. Nie było żadnych instalacji przeciwpożarowych, dróg ewakuacji, sygnalizacji alarmowej etc. Dlaczego? Bo taniej. Ale dlaczego, można by zapytać, władze godziły się na taki stan rzeczy? Teorie są w tym wypadku przynajmniej dwie – tradycyjna, mówiąca o układach, układzikach i grubych kopertach. Wszak Sztengełow jeszcze trzy lata temu otrzymał od gubernatora Tulejewa nagrodę za zasługi dla biznesu. Ale jest też wyjaśnienie, można by rzec systemowe. Otóż przedstawiciel miejscowej inspekcji przeciwpożarowej pytany, dlaczego nie odbyły się w „Zimowej Czereśni” żadne konieczne przeglądy i kontrole odpowiedział, że były one w planie, ale nie można ich było zrobić. Dlaczego? Bo dwa lata temu Putin wprowadził w życie dekret wprowadzający wakacje przed inspekcjami i kontrolami dla małego i średniego biznesu. Przy czym centra handlowe o powierzchni do 19 tys. m² i w których pracuje do 100 osób, tak właśnie są kwalifikowane. I dlatego inspekcji nie było. Dziś Sztangełow, nota bene, mieszkający w Australii, mówi, że centrum handlowe to nie jest część jego przekąskowego holdingu, ale jego osobista inwestycja, w której ma zresztą wielu partnerów, bo sporo powierzchni handlowych sprzedał. Jednym słowem mały biznes. Firma odpowiadająca w tym centrum handlowym za ochronę przeciwpożarową nie jest w swym fachu debiutantem. I nie jest to jedyny obiekt będący pod jej kontrolą. Problem jednak, tak przynajmniej piszą dziennikarze rosyjskich mediów, w tym, że wszystko trzyma się „na słowo honoru”. Potrzebna jest dopiero tragedia, taka jak w tymże Kemerowie gdzie z powodu wadliwych instalacji przeciwpożarowych życie straciło w latach 2007 – 2010 238 górników, czy w permskiej dyskotece „Kulawy koń” gdzie w trakcie pożaru, jaki wybuchł zginęło 156 osób. Wtedy władze się mobilizują, cała Rosja przechodzi inspekcje, kontrole i próbne alarmy. Sypią się mandaty, co bardziej skandaliczne zaniedbania są usuwane. I co dalej? Ano nic. Po jakimś czasie wszystko wraca w stare koleiny. Nawet występujący publicznie Putin, powiedział, że tragedii winna jest ludzka chciwość. Jak się można domyślać tych, którzy chcą zbudować taniej i tych, którzy się na to godzą.  Niezawisimaja Gazieta przypomina, że jeszcze jesienią ubiegłego roku wiele rosyjskich centrów handlowych i rozrywkowych było ewakuowane z powodu epidemii anonimowych telefonów o podłożonych bombach. Można było, pisze redakcja, wykorzystać tę „okazję” do sprawdzenia jak stosowane są procedury bezpieczeństwa, jak przebiegają ewakuacje, czy wyjścia awaryjne nie są zastawione lub po prostu zamknięte. Ale tego nie zrobiono. Redakcja pisze też, że „żadne normy i prawa nie działają w Rosji automatycznie”, nie ma systemu, nie ma organizacji. Władze zajmują się ochroną swoich obywateli przed rakietami NATO, przed „pomarańczowymi rewolucjami” bądź zagrożeniami płynącymi z Internetu, „resursy administracyjne” zaabsorbowane są frekwencją na wyborach. A wszystko inne, po staremu, czyli byle jak.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka