Marek Budzisz Marek Budzisz
2685
BLOG

Białoruś – jesteśmy niepodległym państwem, kierujemy się naszym interesem narodowym.

Marek Budzisz Marek Budzisz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 48

W Moskwie niezwykle uważnie obserwowano zachowanie państw europejskich w trakcie ostatniej tury wyrzucania rosyjskich dyplomatów w akcie solidarności w Wielką Brytanią. Z zadowoleniem odnotowano, że niektórzy, uznawani za tradycyjnych sojuszników Rosji, tacy jak Grecja, Cypr, Austria, Słowenia i Słowacja odrzucili możliwość zredukowania rosyjskiego personelu dyplomatycznego. Zauważono również i to, że w niektórych państwach reakcja była spóźniona i dość umiarkowana (Belgia, Chorwacja). Dostrzeżono wreszcie, że np. Malta, Bułgaria czy Luksemburg zdecydowały się na posunięcia o mniejszym ciężarze gatunkowym, a mianowicie wezwały sowich rosyjskich ambasadorów na konsultacje. Z zadowoleniem przyjęto i to, że np. Japonia nie przyłączyła się do zainicjowanych przez Londyn działań, mimo, że inne kraje pozaeuropejskie, takie jak choćby Kanada znalazły się w gronie tych, którzy zredukowali rosyjski personel dyplomatyczny. Doceniono, że Anakara nie wzięła w całej sprawie udziału, ale zarazem miano też do Erdogana pretensje, że ten nie zablokował restrykcji ze strony NATO, mimo, że jak zauważył jeden z komentatorów rosyjskiej prasy decyzje w sojuszu podejmowane są w trybie konsensusu i sprzeciw Turcji byłby porównywalny z wetem. Jednym słowem, Rosjanie, uważnie obserwowali reakcję Zachodu. Zdaniem generała Mattisa, szefa Pentagonu, jednym z możliwych powodów dokonania zamachu na Skripala mogła być właśnie chęć przetestowania przez Kreml spoistości szeroko pojętego Zachodu.

Jeżeli stosować tego rodzaju testy, to, jaką miarę należy przyłożyć do wizyty w Londynie szefa dyplomacji Białorusi i to w dniach, kiedy podejmujący Uładzimira Makieja, Boris Johnson najmocniej atakował Moskwę? Rosjanie zareagowali ze zdziwieniem, zwłaszcza, że na początku kwietnia miały się odbywać kolejne uroczystości upamiętniające zawiązanie i trwanie wspólnego rosyjsko – białoruskiego państwa związkowego. Zdaniem Rosjan sojusznik i przyjaciel powinien wizytę odwołać. Ale nic takiego się nie stało. Mało tego, po dwudniowej, i pierwszej od 1993 roku wizycie szefa białoruskiej dyplomacji w Londynie posypały się komentarze o tym, że Mińsk dokonuje właśnie reorientacji swej polityki zagranicznej na Unię Europejską, z którą ma najlepsze, jak oceniają przedstawiciele Brukseli, stosunki od 12 lat. Mińsk początkowo był znacznie bardziej powściągliwy, ale wczoraj, białoruski MSZ bez ogródek potwierdził te oceny. W niedawnym wywiadzie dla kanału telewizyjnego Euronews minister powiedział: „Chcielibyśmy wyzwolić się od zależności od jednego państwa. Mamy intencję dywersyfikacji stosunków międzynarodowych, w tym rozwijania relacji z Unią Europejską i pozostałymi państwami świata”. Wywiad przeprowadzono jeszcze w marcu, ale wczoraj jego tłumaczenie znalazło się na oficjalnej stronie internetowej białoruskiego MSZ, a zatem wywiad należy traktować już bardziej w kategoriach deklaracji politycznej. I Makiej mówi, że stosunki z Brukselą są najlepsze od 12 lat, że Białoruś jest bardzo zadowolona z pracy niedawno powołanej komisji dwustronnej i, że w nieodległej przyszłości ma zamiar rozpocząć realizację projektów inwestycyjnych finansowanych przez europejskie instytucje. Ale żeby nie było żadnych wątpliwości wspomina też o ogromnym uzależnieniu od gospodarki rosyjskiej i od razu dodaje, że intencją rządu w Mińsku jest stopniowe rozluźnianie więzów łączących ją z Rosją na rzecz Unii Europejskiej. Ubolewa przy tym, że na Zachodzie Białoruś jest traktowana, jako część swego wielkiego wschodniego sąsiada, a przecież „jest młodym niepodległym państwem kierującym się w swej polityce własnym rozumieniem interesu narodowego”. Nie należy przy tym deklaracji białoruskiego ministra postrzegać, jako zapowiedzi czegoś w rodzaju woli zerwania z Moskwą. Zdecydowanie nie. Mówi on o tym, wprost, że jego kraj znalazłszy się pomiędzy wielkimi organizmami gospodarczymi z jednej strony Unią Europejską a z drugiej strony Rosją, po prostu traci i chciałby działać na rzecz poprawy tych realcji. Kiedy Takie rzeczy mówi austriacki kanclerz Kurz, a ostatnio oświadczył właśnie to, że chciałby, aby Austria była pomostem między Rosją a Unią (jak to godzi z byciem w Unii jest osobnym zagadnieniem), to jednak jest to coś innego niźli podobne deklaracji padające z ust białoruskiego ministra spraw zagranicznych.

W tle tego, co obserwujemy znajdują się sprawy ekonomiczne. Również wczoraj agencja ratingowa S&P Global potwierdziła ocenę białoruskiej gospodarki przyznając jej ocenę stabilną, choć jednocześnie odnotowała istniejące napięcia i zbyt duże uzależnienie od rosyjskiego organizmu ekonomicznego. To dla Mińska dobra informacja, bo po grudniowym podniesieniu oceny ratingowej (głównie w efekcie znacznego wzrostu – o 50 % rezerw walutowych oraz wzrostu gospodarki o 2,4 % w ubiegłym roku) rośnie prawdopodobieństwo pozyskania nowych kredytów, których mocno zadłużony kraj bardzo potrzebuje. A jednocześnie doskonale wie, że na kolejne pożyczki ze strony Moskwy nie bardzo może liczyć, bo ta sama ma dziury w kasie. Białoruscy urzędnicy raportują również i zapowiadają kontynuowanie tej strategii, że ich kraj będzie stopniowo starał się zmniejszyć gospodarcze uzależnienie od wschodniego sąsiada. Jako przykład sukcesu, podają wynik ubiegłego roku, w którym rozmiar handlu z Rosją udało się zmniejszyć o 2 %, a z Unią Europejską podnieść o taki sam wskaźnik.

Niewykluczone zresztą, że ten rok będzie podobny, tylko, nie do końca wiadomo czy w wyniku świadomej polityki Mińska, czy rozmaitych akcji ze strony Rosji. Otóż tylko w tym roku Moskwa, pod różnymi pretekstami wstrzymała import mleka i nabiału z kilku białoruskich firm, i zapowiedziała całkowite embargo, wstrzymała import kapusty pekińskiej, zagroziła zakazem sprowadzania ziemniaków a wczoraj ograniczyła import wieprzowiny. Dla Białorusi, której gospodarka jest 10 razy mniejsza od Polskiej to są wszystko bardzo poważne problemy. Zwłaszcza, że idą „wybory” i utrzymanie wzrostu gospodarczego jest dla Łukaszenki kluczowo ważnym. Czynniki oficjalne w Mińsku są zdania, że rosyjskie zakazy to element większej układanki polegającej z jednej strony na wzroście presji, ale z drugiej również na perspektywie Majdanu, tylko, że prorosyjskiego. W tym samym wywiadzie Makiej powiedział, że Mińsk nie boi się takiego scenariusza, bo w odróżnieniu od Ukrainy nie popełni takich błędów, jak obalony reżim w Kijowie, a jego zdaniem Moskwa nie posunie się tak daleko, bo byłoby to dla jej interesów w tej części Europy posunięcie fatalne.

Moskwę jednak niezmiernie irytują posunięcia Mińska w sferze symbolicznej, jak choćby, ostatnio – zgoda a nawet przyłączenie się do organizowanych przez opozycję obchodów 100-lecia białoruskiej niepodległości. Zdaniem rosyjskich komentatorów władze powstałej wiosną 1918 roku Republiki Białoruskiej były proniemieckie i propolskie, a kontrolowane przez nie odziały zbrojne, jeśli z kimkolwiek walczyły, to wyłącznie z Rosjanami. Z niechęcią patrzą też na politykę historyczną Mińska, podkreślanie setek lat wspólnej, w ramach Rzeczpospolitej, z Polską, z Litwą i z Ukrainą historii. Rosyjscy obserwatorzy przypominają zakończony niedawno proces trzech prorosyjskich blogerów i dziennikarzy, którzy przez ponad dwa lata siedzieli w więzieniu za nawoływanie do integracji z Rosją. I tego rodzaju politykę porównują z postępowaniem wobec nacjonalistycznej opozycji białoruskiej, której przedstawiciele zostali, co prawda po obchodach aresztowani, ale na bardzo krótko i zaraz potem wypuszczeni. Dla wielu Rosjan taka postawa nie jest kwestią przypadku, a świadomej polityki zwrócenia się Mińska na Zachód. Dodatkowo rosyjscy komentatorzy powołują się na dane dotyczące liczby młodzieży białoruskiej studiującej poza granicami. Mimo funkcjonowania specjalnych programów stypendialnych mniejsza jej liczba jedzie na studia do Moskwy i na inne rosyjskie uczelnie niźli do Polski. I żebyśmy nie mieli wątpliwości, to również uważają za antyrosyjski polsko – białoruski spisek.

Moskwę irytują też niektóre oficjalne wypowiedzi białoruskiego lidera, takie jak ta w trakcie niedawnej wizyty chińskich wojskowych w Mińsku. Otóż powiedział on, że Pekin odegrał decydującą rolę we wzmacnianiu białoruskiej armii i generalnie poczucia bezpieczeństwa. Zapowiedział przy tym, że współpraca wojskowa i technologiczna Mińska i Pekinu w najbliższym czasie zostanie nie tylko utrzymana, ale również rozszerzona. Nie trzeba nadmieniać, że białoruscy urzędnicy mówiąc o zmniejszaniu uzależnienia od Rosji myślą również o Chinach. W największym skrócie ujmując sprawę, chcieliby, aby w ramach projektu Jedwabnego Pasa i Szlaku Białoruś stała się może nie chińskim oknem na Europę, ale przynajmniej ważną stacją. Jeśli dodamy do tego fakt, że Mińsk nie poparł aneksji Krymu a na dodatek chce wysłać swe oddziały w ramach kontyngentu ONZ-owskiego do Donbasu, to mamy niemal w komplecie rosyjskie fobie – podążania Białorusi, drogą Kazachstanu. Państwa przecież nie wrogiego Moskwie, ale jednak znacznie bardziej samodzielnego i chcącego wyłamać się z Ruskiego Miru. Z naszej, polskiej perspektywy, zmiany tego rodzaju są równoznaczne z otwarciem „okienka możliwości”. Oczywiście o ile jesteśmy je w stanie dostrzec i wykorzystać.

 

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka