Marek Budzisz Marek Budzisz
1855
BLOG

Poroszenko bardzo zręcznie zaczął swa kampanię prezydencką i ma widoki na końcowy sukces.

Marek Budzisz Marek Budzisz Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 50

Miniona niedziela była ostatnim dniem w którym kandydaci na urząd prezydenta Ukrainy mogli składać w centralnej Komisji Wyborczej w Kijowie niezbędne do zarejestrowania swych kandydatur dokumenty. Urzędujący prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, który 29 stycznia ogłosił, że zamierza kandydować w zbliżających się na Ukrainie wyborach prezydenckich, złożył je ostatniego dnia, zaraz po uroczystej intronizacji metropolity Epifaniusza, co trzeba uznać za zwieńczenie zabiegów Kijowa o powołanie niezależnej od Moskwy Ukraińskiej Cerkwii Prawosławnej. 

    W oświadczeniu wydanym w związku z formalnym zgłoszeniem swej kandydatury Petro Poroszenko napisał, że dla kraju „niezmiernie ważne jest aby te ofiary i wysiłki, które poczynił przez ostatnie 5 lat naród ukraiński, nie zostały stracone. Abyśmy nie zatrzymali się w połowie drogi i kontynuowali nasze stanowcze działania niezbędne w reformowaniu kraju i wypełnienia kryteriów, które są niezbędne dla członkostwa w Unii Europejskiej i NATO”.

    Słowa te można uznać za skierowane pod adresem najpoważniejszych konkurentów – telewizyjnego showmana Władimira Zieleńskiego i byłej premier Julii Tymoszenko, bo ta trójka, według ostatnich sondaży liczy się w wyścigu. Według ostatnich, opublikowanych w ubiegły czwartek, badań opinii publicznej Poroszenko zajmuje drugie lub trzecie miejsce w wyborczym wyścigu mogąc liczyć na 16,4 % lub, według innego badania 15,1 % poparcia. W obydwu rankingach stawce kandydatów przewodzi Władimir Zieleński na którego chce głosować 31 marca odpowiednio 23 % i 19 % wyborców. Julia Tymoszenko cieszy się poparciem 15,7 % oraz 18,2 % wyborców.

    Ukraińscy socjologowie zwracają uwagę, że od grudnia najwięcej straciła Tymoszenko, zyskał Zieleński i urzędujący prezydent. Pojawiły się nawet głosy, że druga tura rozegra się w „męskim gronie”, a była premier po raz trzeci przegra wyborczy wyścig. Do dnia głosowania zostało jeszcze niemal dwa miesiące, ale już widać, na czym koncentrować będą się główni kandydaci.

    Prezydent Poroszenko będzie z jednej strony krytykował populistyczny program Julii Tymoszenko i dowodził, że jej rządy oznaczają zablokowanie niezbędnych na Ukrainie reform. Z pewnością w takiej argumentacji pomogą mu wyniki grudniowego głosowania w sprawie przedłużenia obowiązującego na Ukrainie moratorium na sprzedaż ziemi. Batkiwszczyna opowiadała się za jego przedłużeniem o kolejny rok, a frakcja prezydencka w większości chciała zniesienia ograniczeń. Kwestia ta budzi na Ukrainie ogromne emocje, czemu się nie ma co dziwić. Z jednej strony zniesienie ograniczeń na sprzedaż ziemi jest jednym z warunków, które już kilka lat temu sformułował Bank Światowy, dalszego udzielania Ukrainie wsparcia. Z drugiej, Julia Tymoszenko argumentuje, że opowiedzenie się obozu prezydenckiego, za uwolnieniem obrotu ziemią, czemu sprzeciwia się większość wyborców, nie jest wcale spowodowane chęcią wprowadzania reform, ale tym, że wspierający Poroszenkę oligarchowie i on sam (jego rodzina jest właścicielem jednego z największych ukraińskich holdingów rolnych) chcą korzystając ze zniesienia ograniczeń korzystnie sprzedać zachodniemu kapitałowi, to co bezprawnie najczęściej przejęli. W efekcie długich uzgodnień i ucierania stanowisk, przyjęto rozwiązanie salomonowe – moratorium przedłużono o rok, ale rząd ma czas do końca marca aby przygotować i przedłożyć w parlamencie projekt ustawy regulującej obrót ziemią. Najprawdopodobniej do wyporów do Rady Najwyższej nie zostanie ona uchwalona i ten kto wygra w wyborach, będzie mógł w tej sprawie postawić kropkę nad i. Zdaniem obserwatorów ukraińskiego życia gospodarczego jest to jedna z kluczowych spraw. Bez przeforsowania ustawy nie ma co liczyć na napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, które od kilku lat, pozostają na niskim poziomie.

    To nie jedyna kwestia ważna w nadchodzącej kampanii prezydenckiej. Z oczywistych względów drugą jest blok spraw związanych z wojną na wschodzie kraju. Prezydent Poroszenko będzie prowadził kampanię, i już to robi, jako nie tylko zwolennik, ale również gwarant, prozachodniego kursu kraju. Już pierwsze dni tego tygodnia pokazały, że możemy się wiele w tym względzie spodziewać. Z jednej strony do mediów wyciekły informacje o przegrupowaniu sił ukraińskich na wschodzie kraju, a precyzyjnie rzecz ujmując dyslokacji batalionu Azow na linię frontu w Donbasie. Batalion podporządkowany jest formalnie Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, a szef resortu Arsen Awakow, jakiś czas temu sformułował oryginalny „plan pokojowy” dla wschodu Ukrainy. Miałby on polegać na tym, aby zbrojnie odwojować część zajętego przez separatystów terytorium, zaprowadzić tam porządek, odnowić administrację i przeprowadzić wolne wybory. Takie postepowanie miałoby dać oczywistą gwarancję, że Kijów jest w stanie, najpierw na ograniczonym obszarze, przywrócić demokrację i rządy prawa. Nie dyskutuję, czy plan ten jest realistyczny i czy ktokolwiek uwierzy w jego sukces, warto jednak zwrócić uwagę na te głosy, które mówią, że wysłanie Azowa na linię frontu może doprowadzić do zaognienia sytuacji. Inne posunięcia władz w Kijowie są również dość przejrzyste. Dziś poinformowano, że prokuratura rozpoczyna dochodzenie w sprawie niedawnego wystąpienia, na zjeździe jego formacji politycznej, Wiktora Medwedczuka. Miał on opowiedzieć się za wprowadzeniem na Ukrainie systemu federacyjnego, a jako, że w konstytucji ustrój państwa określa się jako unitarny, zarzuca mu się, separatyzm i zdradę. To, że Medwedczuk wielokrotnie wygłaszał podobne poglądy, a sama idea, jak mówi, zapisana jest w Porozumieniach Mińskich, których Ukraina jest stroną, nie jest dziś żadnym argumentem. W oczach zwolenników prezydenta Poroszenki, Medwedczuk, który jest ojcem chrzestnym córki Putina, jest reprezentantem rosyjskich interesów nad Dnieprem i dlatego uderzenie w niego może ich zmobilizować.

    Podobnie jak zmobilizować może zwolenników Zieleńskiego, który jak się uważa będzie w stanie przyciągnąć wyborców ze wschodu Ukrainy. Nie tylko dlatego, że urodził się w Krzywym Rogu, jest zatem „człowiekiem stamtąd”, ale również z tego powodu, że niedawne rewelacje ukraińskiej prasy o tym, iż ma w Rosji firmę (co w świetle ukraińskiego prawa jest nielegalne) najwyraźniej nie zniechęciły jego wyborców. Wydaje się, że obóz prezydenta Poroszenki jest zdania, iż Zieleński może być wygodniejszym rywalem. Przede wszystkim z tego względu, że w sprawach międzynarodowych nie ma żadnego doświadczenia, a to co mówi, działa jak płachta na byka na obrońców ukraińskiej niepodległości i zwolenników kursu na Zachód. Do ukraińskich mediów przeciekły niedawno relacje ze spotkania, które Władimir Zieleński odbył na pod koniec stycznia z przedstawicielami dyplomacji krajów europejskich. W jego trakcie, miał on powiedzieć, że w razie swego sukcesu w wyborach prezydenckich dopuszcza on możliwość aby usiąść do rozmów z Władimirem Putinem po to, aby szukać w ten sposób rozwiązania konfliktu na wschodzie kraju. Media powołując się na anonimowe źródła dyplomatyczne przytaczają wypowiedź jednego z uczestników rozmów, który miał powiedzieć, że spotkanie wywarło „bardzo zniechęcające wrażenie” na dyplomatach. Showman był bardzo zdenerwowany i odpowiadał w sposób wymijający i niejednoznaczny, a ambasadorowie państw europejskich, ponoć szczególnie reprezentująca Francję Isabelle Dumont, mieli głośno wyrażać swoje rozczarowanie stanem jego wiedzy na temat relacji międzynarodowych i propozycji kandydata. Nie można wykluczyć, choć wydaje się to zdumiewające, że pani ambasador, publicznie przedstawi swe zastrzeżenia wobec jednego z kandydatów, bo w przeszłości wielokrotnie pouczała Kijów jaka polityką będzie dobrze widziana.

    Zieleński jest też w sposób oczywisty „człowiekiem Kołomojskiego”. Jego telewizyjny show nadawany jest w stacji kontrolowanej przez oligarchę, tam też w sylwestra, przy okazji orędzia noworocznego prezydenta Poroszenki i składania życzeń, rozpoczęła się, jak się uważa, jego kampania. Kampanię Zieleńskiego wspiera kontrolowana przez oligarchę parta UKROP, a w najbliższym otoczeniu kandydata pracuje osobisty prawnik Kołomojskiego, Andrij Bogdan. Kołomojski jest poróżniony z Poroszenką, w jednym z wywiadów prasowych powiedział nawet, że „zrobi wszystko” aby obecny prezydent nie wygrał wyścigu wyborczego, ale jak to w interesach bywa, a w ukraińskich w szczególności, koalicje po to się zawiera aby je zrywać i odwrotnie.

    Kampania Poroszenki jest jak się wydaje starannie przemyślana. Ostatnie oświadczenie Cyrila Mullera przebywającego w Kijowie wiceprezesa europejskiej dywizji Banku Światowego świadczy też o tym, że ekipa prezydencka może liczyć na wsparcie świata finansów, a przynajmniej nie musi się obawiać znaczących problemów. Sytuacja gospodarcza jest dość stabilna i w związku z tym Poroszenko będzie mógł koncentrować się na mobilizowaniu ukraińskiej prawicy, zwolenników drogi na Zachód i NATO, innymi słowy wyborców, którzy zamieszkują zachód i centrum kraju. To też w niemałej części zwolennicy Julii Tymoszenko, ale wydaje się, że używając argumentacji patriotycznej obecny prezydent jest w stanie wygrać z nią rywalizacje o ich głosy. Jest mu w gruncie rzeczy na rękę, to, że Zieleński wygra na Wschodzie, bo może to oznaczać eliminację Julii Tymoszenko. A druga tura, w której mogą stanąć przeciw sobie obecny prezydent i niedoświadczony aktor, może, choć wcale tak nie musi się stać, być dla obozu władzy łatwiejszą, niźli batalia z liderką Batkiwszcziny.


Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka