Wolno. Pod warunkiem, że jego wybranka otrzyma dyspensę od papieża.
Moja prababcia, której męża już poznaliście w jednej z poprzednich notek, była sierotą i dziedziczką nienajmniejszego majątku ziemskiego, którym nie miał się kto zająć.
Rodzinna starszyzna przedstawiła jej dwóch (bez przesady z tym wolnym wyborem) poważnych trzydziestoletnich kawalerów.
Ku dyskretnemu zdziwieniu wybrała tego mniej przystojnego. Mówi się, że kobiety (czternastolatka to też kobieta) mają wyostrzoną intuicję. I rzeczywiście. Ten bardziej przystojny zmarł w niedługim czasie.
A potem prababcia i pradziadek spędzili słodkie lata w Petersburgu zakończone perypetiami, o których już pisałem przy okazji rosyjskiego munduru.
A co było potem? A o tym co było potem, kiedyś może napiszę.
Co o tym sądzisz?